to może przy okazji opiszę po krótce o co miało chodzić w obu przygodach..
w pierwszej motyw był taki. Drużyny nie ma. Wszyscy budzą się w mieście które jest zamknięte, bo grasują tam nieokreśleni mordercy. Druzyna budzi sie w piwnicy znajduje kilka trupów i razem musi się z niej wydostać. To mniej więcej jeszcze się udało.... na ulicy mieli zostać zgarnięci przez straż i tam zmuszeni do współpracy, ponieważ jakimś cudem dostali się do zamkniętego miasta. Kilku graczy otrzymało swoje zadania i mieli wyruszyć na poszukiwania zagadki mordestw.
Jakby zasięgnęli języka - to okazało się by, że wszyscy w mieście narzekają oprócz ... zakładów pogrzebowych. I do tego doszli. Zauważyli też, że Gildia Grabarzy ma iluzoryczną ścianę z dziedzińcem i że handluje zwłokami biedaków, któych niby powinna chować za darmo, ew. na koszt Patrycjusza - acz wiadomo, nikt nigdy o nich nie pytał. To miał być pokaz, jak zwyrodniała jest Gildia Grabarzy, która mogłaby nawet zabijać ludzi na ulicach... po to, by zwiększać sobie obroty.
Switch w tym czasie mniej więcej został zabity, bo jako jedyny odszedł już od drużyny i wyprawiał swoje fanaberię.
Potem trzeba było znaleźć miejsce gdzie dochodzi do morderstw, a to było na środku cmentarza. Robili to jacyś sekciarze, wyznawcy boga Mordu. Do tego gracze też doszli. Nie mieliby oczywiście z nimi szansy.. ale ich zadaniem nie miało być pokonanie wrogów, tylko rozwiązanie zagadki. Ponieważ wszyscy widzieli brutalny mord, musieli się opnawać. Niestety 2 z 3 osób - Trem i Kell - nie zdały opanowania i tym samym narobiły hałasu, więc ... musiały zostać uśmiercone. Bład popełnił Ki Adi - błąd? raczej działał instynkownie. Bo zamiast się skulić na maksa... wstał i zaczął uciekać. W momencie, gdy Kapłani zabójcy ruszyli do Trema i Kella nie było szans by nie usłyszeli i zobaczyli uciekającego Ki Adiego.... A był o krok od zakończenia przygody.
Przygoda miała mieć zakończenie proste lub rozwiniętę, gdyby drużyna postanowiła jeszcze raz nająć się - tym razem już za kasę, by rozwiązać powiązanie Gildii Grabarzy z Mrocznymi Kapłanami.
W skrócie chodziło o to, że dawny szef Gildii, zainteresował się kultem boga Mordu.. niestety umarł, a ponieważ trzymał w Gildii władzę silną ręką, zaczęły się wąśnie, a dodatkowo jakby rynek spadł. Gildia postanowiłą go ożywić - bo juz wczesniej przywykła do życia w luksusie. Nawiązali więc kontakt z wyznawcami boga Mordu. Ci uznali, że muszą poświęcić 1583 osób w ofierze. gdy rozpoczynałą się gra, było już gdzieś 1100 ... więc i Gildia i Kapłani zaczęli się zastanawiać jak potem znaleźć winnego tych mordów. Wynajeli więc dom w obskurnej ulicy i czarami sprowadzali tam samotnych podróżnych, przypadkiem zmierzających do miasta. Docelowo budynek miał zostać podpalony i tam miały zostać znalezione zwęglone ciała. Kto by wiedział, czy ktoś tam umarł w płomieniach, czy wcześniej. BG właśnie byli takimi bohaterami . Do rozwiązania tego, potrze było wedrzeć się na teren budynku Gildii i rozkopać parę grobów oraz splądrować zamkniętą świątynię .
Druga część przygody nie doszła do skutku, bo BG nie dożyli do końca pierwszej. W sumie fabularnie skończyła się nijak... a szkoda.
Druga przygoda, była trochę improwizowana, bo zakłądałem, że przeprowadzę jedną sesję. stąd trochę podobieństw do pierwszej przygody, oraz do przykładowej z Warhammera .
Tu już drużyna miała być zmontowana. Wracali własnie z przygody, gdzie zdobyli skarb swojego życia. Oczywiscie zapici na maksa... przegapili moment w którym ktoś napadł na statek i wymordował całą załogę - a dokładniej wszystkich, którzy stawiali opór, zabrał złoto, odpłynął i podpalił statek [to był statek rzeczny]. BG wylądowali w lesie... Jeden z nich znalazł tylko kartkę ze znakiem czerwonego Pika. Kartka była ich jedyną poszlaką, by odzyskać swój skarb. Tylko drużyna w ogóle nie miała zamiaru odzyskiwać swojego skarbu!! Gracze zamiast zastanawiac się co z ich złotem, zaczęli się nawalać... Mieli pójść do miasta, bo byli blisko i to uczynili. tyle, że wwieźli od razu 2 osoby wymagajace pomocy lekarskiej... stąd był rzut, czy mają problem z wejściem do miasta, czy z wyjściem z więzenia. Ponieważ więzienie miał być awaryjnym wyjściem naprowadzającym... wolałem by mieli problemy z wejściem, więc była szansa 7:3 dla wejścia. Gdyby byli cali, problemy byłyby mniejsze.. . Tyle, że Ci sprzedali swoją poszlakę, nawet nie wiedząc co to - a był to znak Gildii zabójców, która zostawiała go przy swych ofiarach..
W tym momencie już w ogóle trudno było im samemu coś ruszyć. Więc tu ważne było więzienie naprowadzajce - do którego niebawem trafili.
Tam dowiedzieli się, o całej Gildii Zabójców.. Więc już trzeba byłobyć Gajowym, Pasterzem lub nie wiem kim jeszcze, by nie połączyć faktów, że Gildia Zabójców miała coś wspólnego z ich obrabowaniem.
Z więzienia zostali zwolnieni Ci, którzy nie kłamali (Ganner - co z tego, że ładnie kłamał, jak reszta mówiłą prawdę, w dodatku jak Imm, przypalana!!) i nie zamotali się w krzyżowym ogniu pytań (Gunfan - ale on już był trochę zmęczony). Trzech graczy wyszło.... i zrobiło wszystko by znaleźć sobie jakieś nowe ciekawsze zajęcie.... byle nie szukać swojego złota... dla którego musieli pokonać smoka...
Ostatnią nutką desperacji do więzienia wdarła się Gildia Zabójców i tym sposobem Ganner i Gunfan mogli uciec... [jak się okazało byli już jedynymi graczami]. Ganner nie miał kasy, a drużyna nie grała wybitnie zespołowo, więc Gunfan umarł na czerwonkę (nie pij wody z kałuży!!)
Ganner w końcu popełnił samobójstwo.
Natomiast w sensie przygody miało być tak, żeby gracze w mieście doszli do wniosku - zasięgajac języka, że obrabowała ich gildia zabójców. Gdyby zaczęli węszyć, gdzie ona się znajduje, mieli dostać pokazówkę, że z gidlią nie należy zadzierać. Pewnie zginąłby albo gracz grający najgłupiej, albo najmniej kontaktujący. Miało ich to zniechęcić do otwartego ataku na GZ. Ale w knajpie mieli przypadkiem spotkać panią kapitan ich statku, który spłonął, a ona niby miała zginąć. W tym momencie musieliby ją znaleźć, odkryć gdzie trzyma złoto, odebrać je a ją albo zabić, albo inaczej ukarać. Gildia Zabójców miała być poszlaką... ale oni byli tylko wynajęci. A że działali szybko, to dokładnie zabili wszystkich stawiających jakikolwiek opór.
A przedmiot był hamski - bo miał wyglądać jak karta do gry czy coś... tak, że każdy pijak w knajpie by ich wyśmiał, ale miał się w knajpie, do której wejdą zasięgnąć języka, znaleźć stary wiarus, który miał im powiedzieć, co to jest... Problem w tym, że gracze postanowili w ogóle nie martwić sie kasą i robić zlewkę notabene fajną.
ps. może teraz ktoś z grających opisze jak te sesje wyglądały, skoro mamy jak miały wyglądać.