Byłem, widziałem. Moim zdaniem - niestety trochę gorsze niż część pierwsza, która była naprawdę odjazdowa. Tutaj czegoś zabrakło. Dialogi nie mają takiej iskry, relacja między głównymi bohaterami nie jest tak ognista, jak była wcześniej. Cały ten emocjonalny rdzeń filmu, czyli dorastanie Valelope, zmiana jej relacji z Ralfem i w ogóle "podążanie własną ścieżką" w poszukiwaniu czegoś nowego i ekscytującego, niby ma duży potencjał, ale tutaj to wszystko wydaje się być strasznie ograne. Dramaty wydają się być mocno naciągane i sztuczne. Miałem wrażenie, że wycięto kilka kluczowych scen i moment konfliktu pojawia się "znikąd". Opowieść nie płynie tak naturalnie, jak w "jedynce".
Pierwsza część, "growo zorientowana", że tak się wyrażę, dobrze uchwyciła ten specyficzny, szalony klimat gier arcade. Ta dziwna lokalizacja nadawała filmowi humor i tempo, zawsze było wiadomo, że jesteśmy w tym "growym" świecie. Ralph 2 rozgrywa się w Internecie, i niestety tak wesoło nie jest. W zasadzie można zapomnieć, że akcja filmu toczy się "w komputerze" - ot po prostu jeszcze jedno mega-miasto przyszłości, jakich pełno w SF i fantazy. Być może film jest spóźniony i to sporo - podobny pomysł w roku 2005 byłby naprawdę wystrzałowy, pionierskie czasy jutuba i mediów społecznościowych, ciągły nastrój wielkiej komedii, jaki towarzyszył Internetowi w czasie tej technologicznej rewolucji, o wiele lepiej przeniósłby się na ekran. Może po prostu dzisiejszy Internet już zupełnie nie jest ekscytujący? Tak wynikało by z filmu, który Sieć przedstawia jako w zasadzie skrzyżowanie wielkiego sklepu z telewizją. Jest po prostu nudno. Fajny pomysł z postacią o imieniu "Spamley" i wizytą w Darkwebie jest zepchnięty na 3 czy 4 plan. Jest jeszcze krótki komentarz na temat wszechobecnego w internetach hejtu i chamstwa.
BTW - scena z trailera o kotach i dzieciach w internecie została wycięta z ostatecznej wersji!
Na szczęście nie jest zupełnie smutno, film jest dość zabawny, można się pośmiać w sposób zupełnie nie wymuszony. Kilka scen jest absolutnie bombowych, jak spotkanie Vanelopy z Księżniczkami Disneya, czy niedługo później Vanelopa śpiewająca "księżniczkową" piosenkę. Podczas seansu na którym byłem publika śmiała się często, a już szczególny entuzjazm wywołała ruda Pixarowa bohaterka wygłaszająca swoją kwestię w "szkockim angielskim". Bardzo fajna jest również ta gwiezdnowojenna wstawka, i faktycznie trzeba powiedzieć, że Kylo Ren by tam pasował - czuć było, że jakaś krótka scenka została usunięta. Szkoda, ale z drugiej strony część tzw fandomu to toksyczne świry i lepiej ich nie prowokować - zachowawcze zachowanie Disneya jest jak najbardziej zrozumiałe.
Strona wizualna poprawna, design nie jest tak charakterystyczny jak w części pierwszej. Widać, że technologia poszła do przodu, i można wypatrzeć kilka niesamowitych trików. Muzycznie również OK, ale ZNOWU zabrakło trochę charakteru (nie było Astleya!).
Generalnie, nie jest to jakiś genialny film ale można spokojnie obejrzeć. Nadaje się na randkę. Nadaje się dla dzieci, można je na to zabrać do kina i na pewno będą miały odjazd w ciapki. Prawdopodobnie nadaje się na więcej niż jeden seans. Moja ocena w oldskulowej skali to 4- (czytaj CZTERY MINUS).