- Język jest dość zawiły
W sensie jej styl (choć aż niesmacznie używać w tym przypadku tego pojęcia) i używane przez nią słownictwo takie są czy dobór konkretnych słów i wyrażeń, które powodują, że zastanawiasz się co autor ma na myśli? Bo jeśli chodzi o pierwsze – zdecydowanie nie, jeśli o drugie - zdecydowanie tak. Używane przez nią słownictwo jest dalekie od kwiecistego/bogatego/różnorodnego. W tym momencie przebiłam ją w kwestii używania synonimów, pannica najwidoczniej nie zna żadnego do słowa „sprinted”, bo używa go prawie zdanie po zdaniu. Jak zauważam takie rzeczy przy zaledwie dwóch niepełnych stronach tego „dzieła” to mogę się domyślić jaka jest reszta. Za to robi, co może, żeby w ani jednym momencie nie użyć słowa „love”, co na tym etapie już mnie przestało bawić, a jest zwyczajnie żałosne. Pewno nie mogła, bo jej zakazali. Boją się tego słowa jak Jedi. Ciekawe dlaczego. Obce jest jej tworzenie złożonych zdań, obce jest jej przekazywanie uczuć bohaterów, obce jej są opisy czegokolwiek. Moje wypracowania z piątej klasy podstawówki nie były tak toporne, tak żadne, tak mdłe, bezemocjonalne, wyprane z czegokolwiek. To wygląda jakby tekst wklepywał zaprogramowany robot, nie człowiek. Autor „Tarkina” potrafił napisać cały, kilkunastostronicowy rozdział o tym, jak moffa ubiera droid. Książka była mdła w opór, ale nie mogłam autorowi odmówić, że akurat ten fragment był całkiem zabawny i mógłby być dobry, gdyby facet miał lepszy styl. Tutaj nie masz być może nawet pół strony. Pół strony. Wyrzuconą kompletnie Leię z tego fragmentu, co jest niewybaczalne wręcz. Po co? Żeby sugerować fałszywą furtkę do czegoś? Żałosne. Fry w adaptacji epizodu VIII przekazał więcej w dwóch zdaniach w scenie w chacie niż ona tutaj w TAKIEJ scenie. Niebywałe, niepojęte, nie do przyjęcia. To jest jeden do jednego odbicie zawrotnego tempa filmu, jakby książka miała być dokładnie tym samym. Mieli szansę na minimalną korektę, na zahamowanie, na rozbudowanie. Ja się spodziewałam po tej książce wszystkiego, co najgorsze, ale nie aż takiej kalki filmu i nie aż tak fatalnego stylu. I nie usprawiedliwia jej tu za bardzo, że zapewne wielu rzeczy zabronili jej wrzucić. To jest zwyczajnie słabo napisane. I cóż, niby mamy zakończenie, a nadal nie wiemy co to tak naprawdę między nimi było, wręcz jest skrzętnie pilnowane, żeby, nie daj Boże, jeszcze sobie ktoś nie pomyślał, że oni się kochali inaczej niż jak członkowie rodziny czy coś na kształt tego. Nie wiem po co to robić, skoro książki i tak nie przeczyta szeroka widownia, ani anty reylo, ani fanboje ze zniszczonym dzieciństwem, a to, czego i tak nie było w filmie, można spokojnie zignorować w przyszłości w kolejnych produkcjach, bo i tak twórcy mają eu w głębokim poważaniu. Znaczy, wiem, po co to jest robione, ja już przekaz załapałam podczas seansu IX, ale tak czy owak – skala destrukcji mnie przerosła.
"pocałunek wdzięczności" nie brzmi aż tak źle, a przynajmniej nie wyklucza obustronnego Reylo
On jest bardziej z jego perspektywy, a już na pewno nie z jej. I po raz kolejny to celowy zabieg, żeby broń Boże nie pokazać jej uczuć. Co jest tym zabawniejsze, że to ona była inicjatorką i wręcz naturalnym się wydaje, by pokazać to z jej strony. Co Benek czuje to my wiemy, a mimo to musi nam autorka przypomnieć, że woda jest mokra. Absolutnie banalnie proste było to pokazać z jej perspektywy i zawrzeć też tu jego, bo, HELOOOŁ, oni wiedzą, co odczuwa drugie. Ale no tak, trzeba ciągnąć niedopowiedzenia w nieskończoność. W finale. Rzygam. I to jest jednostronne, szczególnie z tym „nieopłakiwaniem Kylo” wręcz warunkowe ze strony Rey. To zdanie jest też wrzucone jakby to był policzek we wszystkich tych, którzy narzekali na to po filmie, że nie było z jej strony żadnej reakcji. I zapewne jest to napisane jako odpowiedź na te zarzuty. A przy okazji zadbali o to, żeby nie były urażone uczucia religijne anty reylo. „Nie no, zapłaczę, ALE OCZYWIŚCIE NIE NAD KYLO, BO ON JEST NAZISTĄ, ZABIŁ HANA I JEST ABUSIVE, Ben to ZUPEŁNIE oddzielny byt”. Serio, mam wrażenie, jakby mnie tu traktowano jak debila, a to nie była książka dla dorosłych, tylko dla ośmiolatków, chociaż i te chyba nie miałyby problemu, żeby złapać o co chodzi bez tego idiotycznego zdania. Czy to tak trudno było napisać bez zaprzeczenia tuż po zdaniu, że poświęcił dla niej wszystko? Że opłakuje Bena? Niepojęte. W zasadzie na tych dwóch stronach każde zdanie jest tak złe, że mogłabym jeszcze długo, ale zwyczajnie szkoda na to klawiatury. W innym fragmencie było, że ona znalazła w nim dom, a tutaj masz, że ona w sumie to go chętnie by poznała. Bo z Benem to mamy do czynienia od Exegolu, wcześniej to było 150% wcielonego Kylo zła. Fajnie się dowiedzieć, że w sumie ona cały czas lubiła jakąś wyimaginowaną osobę czy ideę, a nie człowieka. Bo w TLJ to było zero Benka, to samo w TFA. Ja p******…. No , ale przecież TLJ zostało wyrzucone do kosza, więc w sumie…
Trochę smutno, gdy czyta się co Ben myśli- że Rey powinna go opuścić
To jest akurat bardzo w punkt i absolutnie pasuje do jego charakteru. Poza tym przez cały TROS Rey była wobec niego suczą, więc w sumie czego miałby się spodziewać xD Ale fakt, jest to jednak smutne w tym sensie, że nie znalazł w sobie jakiejkolwiek wartości do samego końca.
mógł ją uratować, nie poświęcając siebie
Nie odniosłam takiego wrażenia, wręcz przeciwnie – doskonale wiedział jakie będą konsekwencje. Przynajmniej tego udało się nie zepsuć.
brak ducha mocy
Liczyłam, że to dodadzą w książce. Nie dostałam. Nie dostałam też dla niego porządnego domknięcia, więc jestem bardzo wk*****.
jego słowa do Rey, wypowiedziane już po zgonie, "będę z Tobą zawsze"
To nic nie znaczy z wielu powodów. Tego nie było w filmie, więc w zasadzie jakby nie istniało. Podejrzewam, że wszelkie takie urocze wrzutki zostaną zwyczajnie olane w przyszłości, a są tylko jakąś mierną próbą wybrnięcia z sytuacji i kolejnym ochłapem dla tej części fandomu, ochłapem, który w kanonie nic nie zmienia ani nic nie sugeruje na przyszłość. Nie muszą to być słowa force ghosta, bo go nie pokazali w filmie. Nie musi to także oznaczać, że w jakiś sposób stał się jej częścią, bo to także nie wynika z filmu, ani z książki. Mógł zwyczajnie zdążyć przed połączeniem się z Mocą jeszcze to rzucić. Może to też być sytuacja jak ze wspomnieniem Hana w TROS. Podobne były ostatnie słowa Luke’a do Bena zanim się ten pierwszy połączył z Mocą. Cokolwiek by to nie było nie ma większego znaczenia, bo można absolutnie zlekceważyć w przyszłości. Wg mnie, jeśli się kiedykolwiek pojawi post TROS to na 99% w postaci fg. Powyższe idealnie się w to wpisuje.
Zobaczymy, co (i czy) będą o nim wspominać np na Tatooin....
Proszę: https://twitter.com/Grrr22/status/1234301073923301376
To jest ostatnia strona książki. I byłby to prawdopodobnie najlepszy fragment z tego całego syfu, bo najpierw jest wdzięczna zbiorowościom – przyjaciołom i Jedi, a Pięknego zostawia na deser, wymienia z imienia i jest to napisane kursywą, co oznacza, że jest dla niej special i to jej ostatnia myśl <i tu lekko piszczę>, ale nie można było po „And Ben” postawić kropki, tylko przywalić „she reminded herself”. No k***, no nie. Friendly reminder… Z multum różnych zbitek słów użyła akurat takich i akurat słowa „remind”. Teraz to bardziej ta kursywa wygląda jak podkreślenie wewnętrznego monologu, a nie na nadanie większego znaczenia pisanego w ten sposób słowa. Nie wiem, czy to było intencjonalne, wątpię, chciała dobrze, ale nawet to potrafiła zrujnować. Czasem mniej znaczy lepiej. I jeszcze to Luke’a „It’s yours, Rey” xD Nie skomentuję nawet.
Podsumowując, książka będzie świetna jako podkładka pod bardzo krzywe meble, można dać dzieciakowi żeby sobie porysował po niej czy tam podarł, można nią palić, podetrzeć się lub pokazać komuś jak nie powinno się pisać.