Recenzja Johny'egoTano
Kiedy ktoś rzuca hasło „fanfilm” większości z nas przychodzi na myśl nagrany amatorską kamerą krótki filmik o grupie biegających po lesie młodzieńców próbujących trafić się kijami od szczotek. Tak niestety przedstawia się wiele fanowskich produkcji, więc nic dziwnego że w 2007 roku sięgając po włoski Dark Resurrection przygotowałem się na taki kicz. Jakże bardzo się myliłem...
Akcja dzieje się „wiele wieków po klęsce Imperium, kiedy pokój w Galaktyce został przywrócony” - nie ma więc co liczyć na nawiązania chociażby do komiksowej serii Dziedzictwo. Główną bohaterką filmu jest padawanka Hope, która razem ze swoim mistrzem Zui Marem zostaje wysłana na poszukiwania tajemniczej świątyni Eron. Owa świątynia jest rzekomo źródłem nieograniczonej potęgi, na którą chrapkę ma niegdysiejszy mistrz Jedi Sorran. Okazuje się jednak że władzę nad świątynią może objąć jedynie Wybraniec...
Tak mniej więcej rysuje się główny wątek historii. Jednak przez 60 minut filmu przewija się też całe mrowie wątków pobocznych – przeszłość Sorrana i Hope, wizje i filozofia Rady Jedi, knowania imperialnego admirała, sekrety i romans (?) ucznia Sorrana oraz wiele więcej. Na pewno zapisałbym to na plus gdyby nie zdecydowanie za krótki czas trwania filmu przez który wiele smaczków wydaje się niedokończonych, a sama fabuła staje się trudna do zrozumienia. Pomimo tej wady przedstawiona historia prezentuje się bardzo okazale jak na opowieść całkowicie wymyśloną przez fanów.
Tyle względem fabuły. Spójrzmy na film od strony technicznej Każda postać jest ubrana w znakomicie zaprojektowany strój podobny do tych które widzimy w Nowej Trylogii lub EU. Twórcy jednak dali się ponieść fantazji i ubrali niektórych Jedi w całkowicie wymyślone przez siebie stroje. Efekt końcowy, nie licząc kilku drugoplanowych postaci, jest wyjątkowo miły dla oka. Niestety, za genialnymi kostiumami nie idzie charakteryzacja. Z pewnością wykorzystano tutaj niewielkie ilości makijażu, ale na wytatuowane znaki Sithów nie ma co liczyć. Szczytem charakteryzacji jest w Dark Resurrection symbol nieznanego pochodzenia znajdujący się na czołach niektórych mistrzów. Ponadto w świecie filmu istnieje jedynie rasa ludzi. Nie zobaczymy tutaj żadnych obcych czy nawet droidów (cóż, jest jeden astromech, czyli przemalowana replika R2-D2), które nadałby filmowi klimatu SW – szkoda, bo twórcy na pewno mogli rozwinąć ten aspekt filmu.
Aktorstwo jest nie najgorsze, choć widać że amatorskie. Rola większości mistrzów Jedi ogranicza się do kilku linijek tekstu wypowiedzianych spokojnym głosem, więc nie będę ich analizował. Widać jednak że niektóre z postaci wczuły się w rolę. Na tym tle wyjątkowo błyszczy mistrz Zui Mar – anielsko spokojny wizjoner mogący w każdej chwili zaskoczyć padawankę nieoczekiwanym treningiem walki. Podobnie zostali wykreowani Sorran oraz jego uczeń – mroczni lordowie i czarne charaktery filmu... sam nie wiem czy to dobrze...
Efekty specjalne dosłownie zapierają dech w piersiach. W filmie roi się od scen w przestrzeni kosmicznej z komputerowo wygenerowanymi statkami czy też we wnętrzach świątyń. Warto tu dodać że większość filmu powstała metodą blue screen, co dawało animatorom duże pole do popisu. Za ich pracę należą się owacje na stojąco, gdyż efekty to zdecydowanie najlepszym elementem filmu.
Muzyka i dźwięk zostały bardzo dobrze zmontowane – do tego nie można się przyczepić. Nie byłem w stanie rozpoznać muzyki, więc nie jestem pewien czy została skądś zapożyczona, czy też napisana specjalnie dla filmu. Tak, czy owak tworzy ona bardzo ciekawy klimat, choć moim zdaniem nie jest on do końca gwiezdnowojenny. Za wyjątkowo niepotrzebne uważam często przewijane w tle „Alleluja” - hebrajskie „chwalmy pana” doszczętnie niszczy klimat SW zastępując go czymś zupełnie innym.
Kiedy po zobaczeniu napisów końcowych czułem, ze czegoś mi brakowało. Z jednej strony miałem znakomite efekty, muzykę i plener, z drugiej zagmatwaną fabułę, obcy klimat i przede wszystkim wrażenie niedokończenia. Mimo to, godzinę jaką spędziłem z Dark Resurrection nie uważam za czas zmarnowany. Film warto zobaczyć choćby po to aby nacieszyć oczy efektami i przygotować się na premierę prequelu, który w chwili gdy piszę te słowa jest podobno na ukończeniu...
Strona projektu
Ściągnij
Obejrzyj na Youtube (część 1)
Obejrzyj na Youtube (część 2)
Obejrzyj na Youtube (część 3)
Obejrzyj na Youtube (część 4)
Obejrzyj na Youtube (część 5)
Obejrzyj na Youtube (część 6)
Napisy (JohnnyTano)
Kiedy ktoś rzuca hasło „fanfilm” większości z nas przychodzi na myśl nagrany amatorską kamerą krótki filmik o grupie biegających po lesie młodzieńców próbujących trafić się kijami od szczotek. Tak niestety przedstawia się wiele fanowskich produkcji, więc nic dziwnego że w 2007 roku sięgając po włoski Dark Resurrection przygotowałem się na taki kicz. Jakże bardzo się myliłem...
Akcja dzieje się „wiele wieków po klęsce Imperium, kiedy pokój w Galaktyce został przywrócony” - nie ma więc co liczyć na nawiązania chociażby do komiksowej serii Dziedzictwo. Główną bohaterką filmu jest padawanka Hope, która razem ze swoim mistrzem Zui Marem zostaje wysłana na poszukiwania tajemniczej świątyni Eron. Owa świątynia jest rzekomo źródłem nieograniczonej potęgi, na którą chrapkę ma niegdysiejszy mistrz Jedi Sorran. Okazuje się jednak że władzę nad świątynią może objąć jedynie Wybraniec...
Tak mniej więcej rysuje się główny wątek historii. Jednak przez 60 minut filmu przewija się też całe mrowie wątków pobocznych – przeszłość Sorrana i Hope, wizje i filozofia Rady Jedi, knowania imperialnego admirała, sekrety i romans (?) ucznia Sorrana oraz wiele więcej. Na pewno zapisałbym to na plus gdyby nie zdecydowanie za krótki czas trwania filmu przez który wiele smaczków wydaje się niedokończonych, a sama fabuła staje się trudna do zrozumienia. Pomimo tej wady przedstawiona historia prezentuje się bardzo okazale jak na opowieść całkowicie wymyśloną przez fanów.
Tyle względem fabuły. Spójrzmy na film od strony technicznej Każda postać jest ubrana w znakomicie zaprojektowany strój podobny do tych które widzimy w Nowej Trylogii lub EU. Twórcy jednak dali się ponieść fantazji i ubrali niektórych Jedi w całkowicie wymyślone przez siebie stroje. Efekt końcowy, nie licząc kilku drugoplanowych postaci, jest wyjątkowo miły dla oka. Niestety, za genialnymi kostiumami nie idzie charakteryzacja. Z pewnością wykorzystano tutaj niewielkie ilości makijażu, ale na wytatuowane znaki Sithów nie ma co liczyć. Szczytem charakteryzacji jest w Dark Resurrection symbol nieznanego pochodzenia znajdujący się na czołach niektórych mistrzów. Ponadto w świecie filmu istnieje jedynie rasa ludzi. Nie zobaczymy tutaj żadnych obcych czy nawet droidów (cóż, jest jeden astromech, czyli przemalowana replika R2-D2), które nadałby filmowi klimatu SW – szkoda, bo twórcy na pewno mogli rozwinąć ten aspekt filmu.
Aktorstwo jest nie najgorsze, choć widać że amatorskie. Rola większości mistrzów Jedi ogranicza się do kilku linijek tekstu wypowiedzianych spokojnym głosem, więc nie będę ich analizował. Widać jednak że niektóre z postaci wczuły się w rolę. Na tym tle wyjątkowo błyszczy mistrz Zui Mar – anielsko spokojny wizjoner mogący w każdej chwili zaskoczyć padawankę nieoczekiwanym treningiem walki. Podobnie zostali wykreowani Sorran oraz jego uczeń – mroczni lordowie i czarne charaktery filmu... sam nie wiem czy to dobrze...
Efekty specjalne dosłownie zapierają dech w piersiach. W filmie roi się od scen w przestrzeni kosmicznej z komputerowo wygenerowanymi statkami czy też we wnętrzach świątyń. Warto tu dodać że większość filmu powstała metodą blue screen, co dawało animatorom duże pole do popisu. Za ich pracę należą się owacje na stojąco, gdyż efekty to zdecydowanie najlepszym elementem filmu.
Muzyka i dźwięk zostały bardzo dobrze zmontowane – do tego nie można się przyczepić. Nie byłem w stanie rozpoznać muzyki, więc nie jestem pewien czy została skądś zapożyczona, czy też napisana specjalnie dla filmu. Tak, czy owak tworzy ona bardzo ciekawy klimat, choć moim zdaniem nie jest on do końca gwiezdnowojenny. Za wyjątkowo niepotrzebne uważam często przewijane w tle „Alleluja” - hebrajskie „chwalmy pana” doszczętnie niszczy klimat SW zastępując go czymś zupełnie innym.
Kiedy po zobaczeniu napisów końcowych czułem, ze czegoś mi brakowało. Z jednej strony miałem znakomite efekty, muzykę i plener, z drugiej zagmatwaną fabułę, obcy klimat i przede wszystkim wrażenie niedokończenia. Mimo to, godzinę jaką spędziłem z Dark Resurrection nie uważam za czas zmarnowany. Film warto zobaczyć choćby po to aby nacieszyć oczy efektami i przygotować się na premierę prequelu, który w chwili gdy piszę te słowa jest podobno na ukończeniu...
Strona projektu
Ściągnij
Obejrzyj na Youtube (część 1)
Obejrzyj na Youtube (część 2)
Obejrzyj na Youtube (część 3)
Obejrzyj na Youtube (część 4)
Obejrzyj na Youtube (część 5)
Obejrzyj na Youtube (część 6)
Napisy (JohnnyTano)
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 8/10 Fabuła: 6/10 Efekty Specjalne: 10/10 Pojedynki: 5/10 Dźwięk: 9/10 Muzyka: 10/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,67 Liczba: 3 |
|
Darth Morthis2011-06-28 08:25:00
Obraz- miód malina. ;)
SW po włosku- brzmi zabawnie.
osobiście bardziej mi przypomina LOTR niż SW.
Solo112010-10-16 18:01:50
Film jest super. Nie mogę mu nic zarzucić.
Mistrz Seller2010-10-11 21:12:47
Epicki film. Twórcy filmu prezentują tu coś nowego, czego w fanfilmach nie było. Inne próbowały odtworzyć klimat sagi SW w swych dziełach (z lepszym lub gorszym skutkiem). W DR klimat jest nieco inny, ale nadal Swowy. Myślę, że brak innych ras niż ludzie to po prostu kwestia konwencji tego fanfilmu. To po prostu nieco inne SW niż to które znamy. Praktycznie jedyną wadą filmu jest urwane zakończenie. Mam nadzieje, że ten fanfilm zostanie dokończony.