Autor: Vua Rapuung
Opowiadanie zajęło I miejsce w konkursie na artykuł prasowy przeprowadzonym na Bastionie w 2009 r.
Wstęp, albo jak to drzewiej bywało
Od zarania dziejów ludzie przejawiali nabożną wręcz fascynację wszystkim, co wielkie i potężne. Rzeczy ogromne budziły w nich podziw i zdumienie, stawały się ich drogą do nieśmiertelności. Starożytni Egipcjanie wznosili gigantyczne piramidy, aby umożliwić swym dostojnikom przebycie drogi w zaświaty. Aby odgrodzić się od koczowniczych plemion wielkich stepów Chińczycy wybudowali system umocnień ciągnący się na dystansie przeszło ośmiu tysięcy kilometrów. Niezwykle jaskrawo tendencja do pogoni za wielkością uwidaczniała się w dziedzinie wojskowości. Wyładowane działami galeony siały popłoch na morzach XVI-wiecznego świata. Działo paryskie (znane również jako działo cesarza Wilhelma) posiadało niesamowity zasięg stu trzydziestu kilometrów, a jego pociski były pierwszymi sztucznymi obiektami, które osiągnęły stratosferę. Japońskie pancerniki „Yamato” i „Musashi” po dziś dzień pozostają najcięższymi okrętami wojennymi, jakie kiedykolwiek wyszły spod ludzkiej ręki. Alianccy żołnierze drżeli na sam dźwięk słowa „Tygrys”.
Trend ten znalazł również swoje odzwierciedlenie w uniwersum Gwiezdnych Wojen, w postaci tak zwanych superbroni. Każde godne tego miana galaktyczne imperium starało się posiąść oręż, który będzie budził grozę w sercach tak przeciwników, jak i własnych obywateli. Zdarzało się nawet, że te machiny destrukcji trafiały w prywatne ręce (lub analogiczne kończyny), wynosząc swych właścicieli do grona liczących się we wszechświecie sił. Przyjrzyjmy się niektórym z tych konstrukcji i piętnu, jakie odcisnęły na obliczu odległej Galaktyki.
Gwiazda Śmierci
Idea, która z czasem doprowadziła do powstania tej bez wątpienia najbardziej rozpoznawalnej ze wszystkich gwiezdnowojennych superbroni narodziła się w umyśle Raitha Sienara około czasu, gdy straż przednia yuuzhańskiej floty przypuściła atak na Zonamę Sekot. Dopiero jednak wybuch gigantycznego konfliktu, jakim były wojny klonów sprawił, że projekt mógł wejść w fazę realizacji. Rozpoczynając swe życie jako przyszły as w rękawie floty Separatystów, po zakończeniu walk została przejęta przez Imperium. Przez cały ten okres plany podlegały licznym modyfikacjom. Stacja stała oczkiem w głowie Wilhuffa Tarkina, jako idealne narzędzie zaprowadzania jego idei Nowego Ładu.
Choć pierwsza Gwiazda Śmierci została niszczona ponad czwartym księżycem Yavina w wyniku desperackiego ataku garstki rebelianckich myśliwców, jej idea przetrwała. W przeciągu zaledwie kilku lat powstała jej druga wersja, jeszcze większa, jeszcze bardziej śmiercionośna i jeszcze szybciej zniszczona. Prócz niej powstał przynajmniej jeden prototyp, przechowywany w Laboratorium Otchłani (choć krążą słuchy o jeszcze jednej czy dwóch „wersjach demonstracyjnych” projektu). Na bazie programu Gwiazd Śmierci skonstruowano też gargantuiczną platformę bojową „Tarkin”. Hutt Durga, dysponując wyszabrowanymi planami superbroni, geniuszem Bevela Lemeliska oraz pomocą chmary Taurilli, przekonał kajidic Besadii do sfinansowania budowy Miecza Ciemności. Niestety, pojedynczy superlaser okazał się niezdolny do oddania choćby jednego strzału. Wiele lat później pośród bywalców kantyn całej Galaktyki zaczęła roznosić się plotka, że niesławny Booster Terrik zakupił od Huttów plany broni i umieścił jej zminiaturyzowaną wersję na pokładzie swej „Błędnej Wyprawy”. Sam Korelianin słysząc o tym jedynie szeroko się uśmiecha.
Pogromca Słońc
Najmniejszy, a jednocześnie najpotężniejszy egzemplarz z imperialnego arsenału superbroni. Nie większy od przeciętnego myśliwca, dzięki wyrzutni torped rezonansowych dysponował możliwością wywołania błyskawicznego przejścia gwiazdy w stadium supernowej (wciąż nieporównywalną jednak z potęgą Mocy). Nieprawdopodobnie wytrzymały pancerz kwantowo-krystaliczny czynił go w zasadzie niewrażliwym na jakiekolwiek ataki, jednocześnie pozwalając na wykonywanie pozornie samobójczych aktów taranowania (Kyp Durron zdołał zniszczyć w ten sposób niszczyciel gwiezdny klasy Imperial „Hydra”).
Jako kolejny owoc geniuszu Bevela Lemeliska, Pogromca został skonstruowany w imperialnym Laboratorium Otchłani. Przerwane w pewnym momencie prace konstrukcyjne zostały dokończone pod kierunkiem Qwi Xux. Nim Imperium zdołało wykorzystać swój najnowszy gadżet, został on porwany przez Hana Solo, Chewbaccę i przyszłego Jedi Kypa Durrona. Klęską zakończyła się pierwsza próba pozbycia się Pogromcy. Zdołał wytrzymać warunki panujące w jądrze Yavina, skąd wydobył go wspomagany przez ducha Exara Kuna Durron. Korzystając ze statku w swojej szaleńczej krucjacie, Kyp zniszczył między innymi układ Caridy oraz Mgławicę Cauldron wraz z flotą admirał Daali. W końcu, podczas próby zniszczenia prototypu Gwiazdy Śmierci, śmiercionośny cierń został pochłonięty przez jedną z czarnych dziur składających się na Otchłań.
Promień polaryzacji grawitacyjnej aka Nóż Planetarny
Broń zdecydowanie najmniej znana ze wszystkich tu zaprezentowanych, stanowiąca jednak niezwykle ciekawy przypadek. Jako jedyna została bowiem opracowana i wybudowana wysiłkiem osoby prywatnej. Pomysłodawcą i konstruktorem był Rorax Falken, utalentowany kompozytor i fizyk, gwiezdnowojenne alter ego Alberta Einsteina. Wściekły z powodu faktu, że jego prace wykorzystano podczas tworzenia pierwszej Gwiazdy Śmierci, Falken postanowił stworzyć własne śmiercionośne cacuszko. Na prywatnej asteroidzie orbitującej wobec świata–uniwersytetu Mrlsst zmontował urządzenie zdolne do rozerwania na strzępy całej planety.
Niestety, fizyk nie doczekał pierwszego użycia swej broni. Zginął z ręki imperialnego oficera Loki Haska, zza grobu zdołał jednak wywrzeć zemstę. Uruchomiony, Planetarny Nóż pochłonął Haska, dowodzony przezeń krążownik klasy Interdictor, asteroidę Falkena, a także w rezultacie, samego siebie. Nie znamy na razie dalszych losów jego planów, przechwyconych przez zamieszanych w całą sprawę pilotów Eskadry Łotrów.
Stacja Centerpoint
Czyli obiekt mogący śmiało aspirować do miana najlepiej zakonspirowanej superbroni w dziejach. Starożytna stacja kosmiczna unosząca się dokładnie pomiędzy Talus i Tralusem w układzie koreliańskim. Stworzona przez pradawną rasę Architektów, posłużyła im najprawdopodobniej do uformowania całego systemu. Opuszczona przez swych stwórców, została zasiedlona przez ludzi, którzy w jej wnętrzu założyli miasto zwane Jaskiniowem. Dopiero w okresie poprzedzającym pierwszą insurekcję koreliańską odkryto, że stacją można posługiwać się jako bronią, zdolną do niszczenia całych systemów gwiezdnych. Unieszkodliwiona na pewien czas przez młodego Anakina Solo, została użyta po raz kolejny podczas inwazji Yuuzhan Vongów. Niestety, skutek był przerażający, prócz floty najeźdźców wystrzał zdziesiątkował również sprzymierzoną armadę hapańską.
Pomysł użycia Centerpoint jako superbroni powrócił przy okazji drugiej insurekcji koreliańskiej. Po raz kolejny stacja stała się punktem zapalnym galaktycznego konfliktu. I tak jak Gwiazda Śmierci, również i ona została zniszczona na skutek działań małej grupki wyszkolonych specjalistów. W wyniku przeprowadzonego sabotażu podczas próby strzału stacja rozerwała samą siebie, kończąc tym samym długi i chwalebny rozdział w historii układu koreliańskiego.
Podsumowanie, czyli nie tak odległa Galaktyka
Jak widać, większość superbroni z odległej Galaktyki poniosła klęskę. Stanowiąc symbol potęgi swych właścicieli, stawały się naturalnym celem ich wrogów. Niemal wszystkie zakończyły swoją karierę jako szybko rozpraszająca się chmura kosmicznego pyłu. Długo można by wymieniać. Generator Cienia Masy na Malachorze V, Oko Palpatine’a, Działo Galaktyczne, separatystyczny krążownik „Malevolence”, Dewastatory Światów. Żadnej z nich nie było dane godnie doczekać końca na jakimś przytulnym złomowisku. Przedstawiając zagrożenie dla równowagi sił, szybko usuwane były z równania wojennych zmagań, często przyczyniając się zresztą do zguby własnych panów. Jaki był jednak los superbroni naszego świata?
Dziesiątego sierpnia roku pańskiego 1628 licznie zgromadzona na redzie sztokholmskiego portu widownia miała być świadkiem dziewiczego rejsu wunderwaffe Gustawa Adolfa. Kołyszący się na falach okręt „Vasa” miał zmieść z powierzchni morza flotę polskich kaprów. Jakież było zaskoczenie Szwedów, gdy po przebyciu zaledwie mili potężny galeon przechylił się mocno na lewą burtę, po czym poszedł na dno, zabierając wraz ze sobą pół setki marynarzy.
Lato roku 1943. Pancerna pięść armii niemieckiej zostaje rozbita pod „łukiem kurskim”. Duma nazistowskiej myśli technicznej, czołgi Pantera i Tygrys zostają powstrzymane przez nawałę sowieckich T-34, masowo produkowanych w zauralskich fabrykach. Hitlerowski reżim przejawiał zresztą iście imperialną tendencję to topienia gigantycznych funduszy w pozbawione sensu, megalomańskie projekty. Za przykład niech posłuży choćby działo kolejowe kalibru 802 mm „Schwerer Gustav". Samo doprowadzenie tego poruszającego się po czterech równoległych torach stalowego kolosa do gotowości bojowej trwało około sześciu tygodniu i wymagało pracy przeszło tysiąca robotników oraz dwóch dźwigów.
Tak też wyglądał koniec większości ambitnych projektów wojskowych. To, co znakomicie prezentuje się na papierze, nie zawsze sprawdza się w boju. Wielki mur nie uchronił Chińczyków przed mongolskimi hordami.. Rakiety V1 i V2 nie odmieniły oblicza drugiej wojny światowej. Potężny Tygrys Królewski był zbyt ciężki, by pokonać większość lżejszych mostów, żłopał paliwo jak smok, a jego proces produkcyjny trwał zdecydowanie zbyt długo jak na potrzeby upadającej Rzeszy. Siejący grozę pancernik „Bismarck”, który szybko stał się obiektem polowania całej alianckiej floty, pogrążył się w końcu w zimnych wodach północnego Atlantyku. Czy jednak wszystkie ziemskie superbronie spotkał tak żałosny koniec?
Wczesnym rankiem szóstego sierpnia roku 1945 latająca superforteca B-29 „Enola Gay” wzniosła się w niebo z niewielkiej wysepki Tinian. Dzierżący stery pułkownik Paul Tibbets przewoził na pokładzie owoc pracy naukowców tej miary co Einstein, Feynman, Bohr, czy Fermi – 15-kilotonową bombę jądrową pieszczotliwie zwaną „Little Boy”. Krótko po ósmej rano bomba ta przyniosła zagładę 300-tysięcznemu japońskiemu miastu Hiroszima. Podobny los spotkał wkrótce mieszkańców Nagasaki. Niedługo potem cesarz Hirohito nakazał złożenie broni. Dziś arsenały jądrowe największych potęg zostały mocno ograniczone, tym niemniej broń jądrowa, w wielu jej wariantach, wciąż pozostaje najgroźniejszym i ostatecznym argumentem sił zbrojnych. Potrafi wynieść niewielkie państewka do grona liczących się graczy. Dla wielu wciąż pozostaje miernikiem militarnej potęgi. Tak jak nie potrafimy wyobrazić sobie „Gwiezdnych Wojen” bez Gwiazdy Śmierci majestatycznie wznoszącej się nad bezbronnym Alderaanem, tak jesteśmy pewni, że bez broni jądrowej nasz świat wyglądałby zupełnie inaczej.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,80 Liczba: 5 |
|
Vua Rapuung2009-12-19 10:05:34
Cóż, zacznijmy od tego, że nie jestem historykiem, ani nawet studentem historii. Wszystkie powyższe wynurzenia mają swoje źródło w czysto hobbystycznych poszukiwaniach, a uchybienia nie wynikają z braków w formalnym wykształceniu :P.
Nigdzie nie neguję tego, że Tygrys i Pantera były bardzo dobrymi czołgami. Każdy zapytany o to aliancki czołgista odpowiadał, że wolałby siedzieć w Tygrysie. Jak tak teraz patrzę na tekst, to faktycznie można to opacznie odczytać, ale słowa o megalomanii odnosiły się tylko do dalszej części akapitu. Łuk kurski miał być jedynie przykładem na to, że jakość nie zawsze jest lepsza niż ilość (miała to zresztą być również myśl przewodnia całego artykułu). Zwłaszcza, jeśli funkcja jakość/cena z liniowej robi się kwadratowa czy wykładnicza :D.
Co do megalomanii jako przyczyny klęski - tak, zdaję sobie sprawę że nie był to czynnik ani jedyny, ani najważniejszy, ani byc może w ogóle specjalnie istotny w porównaniu z innymi. Ta praca z założenia jest jednak tendencyjna i nie aspiruje do miana rozporawki historyczno-drugowojennej. Tym niemniej naprawdę niesamowite jest to, jakie bajońskie sumy pieniędzy III Rzesza potrafiła pompować w tak absurdalne projekty, jak choćby wspomniany wyżej "Schwerer Gustav". W ogóle ciekawa jest pewna prawidłowość. Podczas pracy nad tym artykułem szukałem różnych przykładów ziemskich "superbroni". I mniej więcej 90% z nich było owocem niemieckiej czy pruskiej myśli technicznej, więc coś w tej megalomanii jednak jest.
Tak już zupełnie na boku - gdyby kogoś zainteresowała ta tematyka, to gorąco polecam prelekcję Piotra (tak, tego od Pratchetta :P) i Michała Cholewów o mniej więcej takim właśnie temacie. Naprawdę warto posłuchać.
Qymaen jai Sheelal2009-12-18 14:53:03
Artykuł bardzo dobry jeśli chodzi o uniwersum Gwiezdnych Wojen, w przystępny sposób obrazuje i przedstawia najciekawsze superbronie, ale jeśli chodzi o świat współczesny, można zaobserwować parę błędów w argumentach drugowojennych, nie mogę się zgodzić, że czołgi Tygrys I i Pantera były przejawem megalomanii, ponieważ wszyscy historycy zgadzają się co do tego, że Tygrys był świetnym czołgiem "ciężkim", a Pantera(wzorowana na T-34) pretenduje do bycia najlepszym czołgiem średnim jeśli nie najlepszym czołgiem drugiej wojny światowej. Przyczyną zaś przegranej Niemców była niedostateczna ilość paliwa, liczba amunicji, sprzętu(Tygrysów oraz Panter) i załóg, oraz rozciągniecie linii zaopatrzeniowych. Zdecydowanie zbyt nagięta jest tutaj megalomania Niemców (zgadzam się co do niepotrzebnego produkowania Tygrysów II zamiast I, co zresztą próbowali zmienić) w roli argumentu ich klęski, choć miała ona wpływu, zbyt ogólnie jest to potraktowane, ale oczywiście uważam, że jako artykuł tekst ten jest bardzo dobry, pomimo paru błędów w argumentach. Według mnie zasługuje na mocną ósemkę. Oby tak dalej.