Autor: Fett
Nie pozwolę, żeby istniejąca od tysięcy lat Republika rozpadła się na dwoje! (...) -Jeśli jednak tak się stanie, nie wystarczy Jedi do ochrony galaktyki. Jesteśmy strażnikami pokoju, a nie żołnierzami... - choć słowa te, licząc czas według chronologii świata Star Wars, zostały wypowiedziane nieco ponad trzydzieści lat przed wydarzeniami z gry Jedi Academy, a w galaktyce wiele się zmieniło, Rycerze Jedi dalej strzegą porządku począwszy od Coruscant, aż po Zewnętrzne Rubierze. Oto do akcji wkraczają wychowankowie Akademii Jedi!
Jedno się kończy, drugie zaczyna...
Każdy, kto ukończył grę Star Wars Jedi Knight: Jedi Outcast, wie, iż tak naprawdę historia Kyle’a Katarna dobiegła końca. Ale czy on jest jedyną wybitnością w uniwersum Gwiezdnej Sagi? Z pewnością nie. Większość osób pamięta, jak to Ciemny Jedi Dessan ostatni raz zacisnął swą jaszczurzą łapię na rękojeści swego lightsabera. Od tego mementu minęło trochę czasu, acz niedużo. Wydarzenia mają miejsce w dziesięć lat po Bitwie o Endor i zniszczeniu Drugiej Gwiazdy Śmierci. Wszystko stabilizuje się, a Nowa Republika jest już faktem. Co prawda niedobitki Imperium gromadzą się wokół wielkiego admirała Thrawna, ale na razie jest... spokój. Jak wspomniałem wyżej, i Jedi mają się jako tako. Ich Zakon odbudowuje się pod okiem Luke’a Skywalkera i, co chyba nie jest dziwne, Kyle’a. Że już trudno jest coś wydumać, a fani chcieli móc stworzyć od podstaw swą postać, autorzy zdecydowali się nie męczyć poczciwego Katarna (który i tak wystąpił w trzech grach i dodatkach do nich!). Dlatego też dostajemy możliwość wykreowania postaci. Jedyną rzeczą, której wybrać nie można, jest imię... Jest to konieczne, gdyż bez tego w całości gry żaden BN nie wymówiłby naszego nicku :) A tak po wybraniu rasy, wyglądu itp., rozpoczynamy grę Jaden(em) Korr(em). Nieprawdaż, że imię pasuje i do chłopaka, i do dziewczyny? Cały czas trajkoczę o tworzeniu postaci, ale nie wspomniałem nawet jakie rasy są do wyboru! Choć w porównaniu do Star Wars Galaxies nie jest ich za dużo, to moim zdaniem wystarcza. I tak dostajemy: kobietę i mężczyznę ludzi, mężczyzn: Rodianina i Kel Dora oraz kobiety: Zabraka i Twi’Leka. Po tym wybieramy kostium (niektóre są skąpe :)) i miecz! Tak, tak. Od początku mamy mieczyk! Oprócz rękojeści wybieramy też kolor ostrza. Oprócz zielonego, niebieskiego i fioletowego znanych z filmów, do użytku dostaniemy też znane z Expanted Uniwerse: żółty i pomarańczowy. A potem parę kliknięć i rozpoczyna się gra!
Wszystko pięknie, ładnie. Jaden leci republikańskim transportowcem do tytułowej Akademii Jedi na Yavinie 4. Jest osobą dość niezwykłą, bo jako jedyny (bądź jedyna) ma już zrobiony miecz. Co w tym takiego nadzwyczajnego? Otóż Rycerze Jedi tworzą własną broń dopiero pod koniec szkolenia! Nasza postać stworzyła go, gdy... Tego już nie wiemy, bo opowiastkę Jaden(a) przerywa awaria promu. Jeśli mam być szczegółowy, to zostaje on zestrzelony. Potem tylko: fiuuuuuuuuuuuuuu, bsssssssssssshh i bęc - awaryjne lądowanie w dżungli gotowe. Nie będę się rozwodzić, co następuje dalej. Sami to odkryjcie. By zrobić wam smaczka, dodam, iż jest sporo niespodziewanych zwrotów akcji. Dzieje się jeszcze więcej, niż w Jedi Outcast! Podczas całej gry zwiedzimy większą ilość światów, niż kiedykolwiek w grach SW. Czy mówi wam coś nazwa Taspir? A Chandrillia? Nie? Jak pogracie, będą mówiły... Zadania dane nam do wykonania są bardziej różnorodne niż gatunki żab żyjących na naszej planetce. I tak w jeden misji nasz transportowiec ulegnie awarii, a my, aby zdobyć części, uciekać będziemy przed czymś dużym, czerwonym i głodnym (nie, to nie Rancor, choć i jego spotkamy w JA). W innej znów polatamy na ścigaczu podobnym do tego, jakie widzieliśmy w Powrocie Jedi. Ciekawostką jest, iż nie ma określonej reguły, w jakiej kolejności wykonywać zadania. Chcemy polecieć na Tatooine? Proszę bardzo. Może Coruscant? Nie ma sprawy. I tak dalej... Takich zleceń jest piętnaście podzielonych na trzy pięciopaki i poprzedzielanych misjami „pchającymi” fabułę naprzód. Po wykonaniu czterech albo wykonujemy ostatnią, albo idziemy do Akademii i przechodzimy misję główną. Napomnę tu trochę o uzbrojeniu. Blastery, kusze Wookiech, działka plazmowe, granaciki i inne potrafią urozmaicić grę, a także dać się we znaki przeciwnikom. Wierzcie mi jednak na słowo fana. Przez 70% gry i tak używać będziecie miecza świetlnego. Na początku będzie on tylko jeden, a wy wymachiwać nim będziecie w trybie średnim (nie jest maksymalnie szybki, ale i nie bardzo wolny). Potem, po co najmniej czterech misjach dostaniecie do wyboru nowy tryb walki. Co wybierzecie? Mocny, ale wolny czy szybki, lecz słaby? Wasza wola. Gdy już przemęczycie następne levele, nastanie cudowny moment. Otóż prócz trzeciego trybu, dostaniecie do wyboru dwa miecze bądź jeden, ale podwójny (taki, jaki miał Darth Maul w Mrocznym Widmie). Od tego, na który się zdecydujecie, zależy cały sposób dalszej rozgrywki... Oprócz mieczy jest jeszcze coś, co tygryski lubią najbardziej. Są to mianowicie Moce Jedi. Prócz tych głównych (np. wysoki skok), są też dostępne tylko dla jednej ze Stron. I tak Ciemni Jedi użyją np. błyskawic czy duszenia, a ci ze strony latarki (tj. Jasna Strona Mocy) uzdrowią się bądź wyeliminują skutki działania Mroku. Tu napomnę o małej gafie, jaka przytrafiła się twórcom gry. Otóż przez całą grę wybierałem tylko sztuczki pobratymców Lorda Vadera (niech ktoś przeczyta Wader, a ubiję! Posłuchajcie oryginału...), a gdy nastał odpowiedni moment, gdzie trzeba było zdecydować, po której stronie barykady jesteśmy, poparłem Kyle’a i... nic się nie stało! Można być skażonym przez zło do końca, a i tak będziemy kochani przez Luke’a i spółkę.
Warto pod koniec napomknšć trochę o grafice. W zasadzie, to jest tak samo, jak w poprzedniej części. Poprawiono tylko niedociągnięcia, więc chwała im za to. Jednak osoby, które nie grały w Jedi Outcast, mogą zapytać, co jest tak samo. Otóż moi drodzy... W obu grach wykorzystano mocno zmodyfikowany silnik graficzny Quake’a III. „Mocno zmodyfikowany” oznacza tu wyciśnięcie wszelkich jego możliwości. Największe wrażenie zrobiły na mnie jarzące się lekko słupki kryształów, które oświetlały korytarze na Chandrilli. Musicie zobaczyć! A co z warstwą dźwiekową? Nie ma tu jakichś byków. W głośnikach rozbrzmiewają rytmy znane z filmów czy Wygnania Jedi. Nie przeczę, że są też utwory nowe, ale jest ich może ze trzy czy cztery.
May the Force be with You!
Podsumowując Akademia Jedi jest grą ciekawą i wartą polecenia każdemu fanowi Star Wars. A co znajdą tu inni, którzy Gwiezdne wojny uznają za kolejny fajny filmik [heretycy!]? Dużo akcji, fajną fabułą, niezłą grafikę i dźwięk. Jednym słowem (no może trzema): udana kontynuacja poprzedniczki. Nawet jeśli znudzi się wam rozgrywka singleplayer, pozostają jeszcze potyczki multiplayer’owe. I pamiętajcie jedno: Gniew... Lęk... Agresja... Ciemną Stroną Mocy są one!
Nie pozwolę, żeby istniejąca od tysięcy lat Republika rozpadła się na dwoje! (...) -Jeśli jednak tak się stanie, nie wystarczy Jedi do ochrony galaktyki. Jesteśmy strażnikami pokoju, a nie żołnierzami... - choć słowa te, licząc czas według chronologii świata Star Wars, zostały wypowiedziane nieco ponad trzydzieści lat przed wydarzeniami z gry Jedi Academy, a w galaktyce wiele się zmieniło, Rycerze Jedi dalej strzegą porządku począwszy od Coruscant, aż po Zewnętrzne Rubierze. Oto do akcji wkraczają wychowankowie Akademii Jedi!
Jedno się kończy, drugie zaczyna...
Każdy, kto ukończył grę Star Wars Jedi Knight: Jedi Outcast, wie, iż tak naprawdę historia Kyle’a Katarna dobiegła końca. Ale czy on jest jedyną wybitnością w uniwersum Gwiezdnej Sagi? Z pewnością nie. Większość osób pamięta, jak to Ciemny Jedi Dessan ostatni raz zacisnął swą jaszczurzą łapię na rękojeści swego lightsabera. Od tego mementu minęło trochę czasu, acz niedużo. Wydarzenia mają miejsce w dziesięć lat po Bitwie o Endor i zniszczeniu Drugiej Gwiazdy Śmierci. Wszystko stabilizuje się, a Nowa Republika jest już faktem. Co prawda niedobitki Imperium gromadzą się wokół wielkiego admirała Thrawna, ale na razie jest... spokój. Jak wspomniałem wyżej, i Jedi mają się jako tako. Ich Zakon odbudowuje się pod okiem Luke’a Skywalkera i, co chyba nie jest dziwne, Kyle’a. Że już trudno jest coś wydumać, a fani chcieli móc stworzyć od podstaw swą postać, autorzy zdecydowali się nie męczyć poczciwego Katarna (który i tak wystąpił w trzech grach i dodatkach do nich!). Dlatego też dostajemy możliwość wykreowania postaci. Jedyną rzeczą, której wybrać nie można, jest imię... Jest to konieczne, gdyż bez tego w całości gry żaden BN nie wymówiłby naszego nicku :) A tak po wybraniu rasy, wyglądu itp., rozpoczynamy grę Jaden(em) Korr(em). Nieprawdaż, że imię pasuje i do chłopaka, i do dziewczyny? Cały czas trajkoczę o tworzeniu postaci, ale nie wspomniałem nawet jakie rasy są do wyboru! Choć w porównaniu do Star Wars Galaxies nie jest ich za dużo, to moim zdaniem wystarcza. I tak dostajemy: kobietę i mężczyznę ludzi, mężczyzn: Rodianina i Kel Dora oraz kobiety: Zabraka i Twi’Leka. Po tym wybieramy kostium (niektóre są skąpe :)) i miecz! Tak, tak. Od początku mamy mieczyk! Oprócz rękojeści wybieramy też kolor ostrza. Oprócz zielonego, niebieskiego i fioletowego znanych z filmów, do użytku dostaniemy też znane z Expanted Uniwerse: żółty i pomarańczowy. A potem parę kliknięć i rozpoczyna się gra!
Wszystko pięknie, ładnie. Jaden leci republikańskim transportowcem do tytułowej Akademii Jedi na Yavinie 4. Jest osobą dość niezwykłą, bo jako jedyny (bądź jedyna) ma już zrobiony miecz. Co w tym takiego nadzwyczajnego? Otóż Rycerze Jedi tworzą własną broń dopiero pod koniec szkolenia! Nasza postać stworzyła go, gdy... Tego już nie wiemy, bo opowiastkę Jaden(a) przerywa awaria promu. Jeśli mam być szczegółowy, to zostaje on zestrzelony. Potem tylko: fiuuuuuuuuuuuuuu, bsssssssssssshh i bęc - awaryjne lądowanie w dżungli gotowe. Nie będę się rozwodzić, co następuje dalej. Sami to odkryjcie. By zrobić wam smaczka, dodam, iż jest sporo niespodziewanych zwrotów akcji. Dzieje się jeszcze więcej, niż w Jedi Outcast! Podczas całej gry zwiedzimy większą ilość światów, niż kiedykolwiek w grach SW. Czy mówi wam coś nazwa Taspir? A Chandrillia? Nie? Jak pogracie, będą mówiły... Zadania dane nam do wykonania są bardziej różnorodne niż gatunki żab żyjących na naszej planetce. I tak w jeden misji nasz transportowiec ulegnie awarii, a my, aby zdobyć części, uciekać będziemy przed czymś dużym, czerwonym i głodnym (nie, to nie Rancor, choć i jego spotkamy w JA). W innej znów polatamy na ścigaczu podobnym do tego, jakie widzieliśmy w Powrocie Jedi. Ciekawostką jest, iż nie ma określonej reguły, w jakiej kolejności wykonywać zadania. Chcemy polecieć na Tatooine? Proszę bardzo. Może Coruscant? Nie ma sprawy. I tak dalej... Takich zleceń jest piętnaście podzielonych na trzy pięciopaki i poprzedzielanych misjami „pchającymi” fabułę naprzód. Po wykonaniu czterech albo wykonujemy ostatnią, albo idziemy do Akademii i przechodzimy misję główną. Napomnę tu trochę o uzbrojeniu. Blastery, kusze Wookiech, działka plazmowe, granaciki i inne potrafią urozmaicić grę, a także dać się we znaki przeciwnikom. Wierzcie mi jednak na słowo fana. Przez 70% gry i tak używać będziecie miecza świetlnego. Na początku będzie on tylko jeden, a wy wymachiwać nim będziecie w trybie średnim (nie jest maksymalnie szybki, ale i nie bardzo wolny). Potem, po co najmniej czterech misjach dostaniecie do wyboru nowy tryb walki. Co wybierzecie? Mocny, ale wolny czy szybki, lecz słaby? Wasza wola. Gdy już przemęczycie następne levele, nastanie cudowny moment. Otóż prócz trzeciego trybu, dostaniecie do wyboru dwa miecze bądź jeden, ale podwójny (taki, jaki miał Darth Maul w Mrocznym Widmie). Od tego, na który się zdecydujecie, zależy cały sposób dalszej rozgrywki... Oprócz mieczy jest jeszcze coś, co tygryski lubią najbardziej. Są to mianowicie Moce Jedi. Prócz tych głównych (np. wysoki skok), są też dostępne tylko dla jednej ze Stron. I tak Ciemni Jedi użyją np. błyskawic czy duszenia, a ci ze strony latarki (tj. Jasna Strona Mocy) uzdrowią się bądź wyeliminują skutki działania Mroku. Tu napomnę o małej gafie, jaka przytrafiła się twórcom gry. Otóż przez całą grę wybierałem tylko sztuczki pobratymców Lorda Vadera (niech ktoś przeczyta Wader, a ubiję! Posłuchajcie oryginału...), a gdy nastał odpowiedni moment, gdzie trzeba było zdecydować, po której stronie barykady jesteśmy, poparłem Kyle’a i... nic się nie stało! Można być skażonym przez zło do końca, a i tak będziemy kochani przez Luke’a i spółkę.
Warto pod koniec napomknšć trochę o grafice. W zasadzie, to jest tak samo, jak w poprzedniej części. Poprawiono tylko niedociągnięcia, więc chwała im za to. Jednak osoby, które nie grały w Jedi Outcast, mogą zapytać, co jest tak samo. Otóż moi drodzy... W obu grach wykorzystano mocno zmodyfikowany silnik graficzny Quake’a III. „Mocno zmodyfikowany” oznacza tu wyciśnięcie wszelkich jego możliwości. Największe wrażenie zrobiły na mnie jarzące się lekko słupki kryształów, które oświetlały korytarze na Chandrilli. Musicie zobaczyć! A co z warstwą dźwiekową? Nie ma tu jakichś byków. W głośnikach rozbrzmiewają rytmy znane z filmów czy Wygnania Jedi. Nie przeczę, że są też utwory nowe, ale jest ich może ze trzy czy cztery.
May the Force be with You!
Podsumowując Akademia Jedi jest grą ciekawą i wartą polecenia każdemu fanowi Star Wars. A co znajdą tu inni, którzy Gwiezdne wojny uznają za kolejny fajny filmik [heretycy!]? Dużo akcji, fajną fabułą, niezłą grafikę i dźwięk. Jednym słowem (no może trzema): udana kontynuacja poprzedniczki. Nawet jeśli znudzi się wam rozgrywka singleplayer, pozostają jeszcze potyczki multiplayer’owe. I pamiętajcie jedno: Gniew... Lęk... Agresja... Ciemną Stroną Mocy są one!