Autor: Paweł Szymczak
Długo zastanawiałem się nas tym , w jaki sposób rozpocząć ten artykuł, tak, aby zachęcić czytelnika do dalszego czytania. Tak więc zacznę od słów z pozoru banalnych: czym jest TCG. Jest to skrót od nazwy Trading Card Game, co na polski można przetłumaczyć bardzo rozmaicie, bo trading czyli trade znaczy handlować, więc przyjmijmy mimo wszystko , że TCG jest kolekcjonerską grą karcianą, co też się specjalnie z prawdą nie mija.
Może nie wszyscy pamiętają początki SWTCG, tak więc moim zadaniem, jako autora jest przypomnienie Wam tego. Otóż pewnego dnia Lucas jedząc bułkę z szynką doszedł do wniosku, że już dawno nie dokonał żadnej decyzji, która wywołała by skandal wśród Fanów. Tak więc po dłuższych rozważaniach doszedł do wniosku, żeby tu odebrać Decipherowi licencję na SW, czyli nie robiąc nic innego jak zabronienie poprzedniemu wydawcy gier karcianych kontynuowania produkcji tychże artykułów. Na początku po Sieci krążyły tylko takie pogłoski, ale nie wszyscy traktowali je poważnie. Wszystko wyszło na jaw, gdy Lucas oficjalnie ogłosił swoją decyzję. I tenże fakt można zaliczyć jako pierwszą wadę TCG: karcianka ta powstała kosztem zlikwidowania innej, często uważanej za doskonałą. I tu kolejny wniosek: żeby Fani byli chociaż w połowie zadowoleni licencja za SW powędrowała do firmy Wizards of the Coast, gdyż GL liczył na krociowe zyski z gry opartej na Gwiezdnych Wojnach, a ta firma miała predyspozycje na zarobienie dużej kasy tą karcianką, na co przykładem jest choćby gra Pokemon TCG.
Następnie WotC zaczęli powoli ujawniać tajemnicę, jaką za początku spowita była gra. Zaczęły pojawiać się pierwsze zdjęcia kart, co zwiastowało, że te będą posiadały świetną oprawą graficzną [czyli ogólny projekt rozmieszczenia informacji na karcie] oraz równie wspaniale dobrane zdjęcia. Pierwszym dodatkiem był Attack of the Clones i jak na początki przystało, to zwykło się mawiać, że zaczyna się od zera, a Wizardzi chcieli zacząć z wielkim poślizgiem, co im się z resztą udało, aczkolwiek tylko po części. Były trzy rodzaje rarity [czyli częstotliwość pojawiania się danej karty w opakowaniu]: common [częste] , uncommon [nieczęste] , rare [rzadkie] oraz foil [foliowe], które są pokryte błyszczącym materiałem. Można by ten fakt zaliczyć jednocześnie jako wadę i zaletę, gdyż każda karta , która została kiedykolwiek wydana przez WotC była dostępna w wersji foliowej. Statystyczna częstotliwość pojawiania się folii wynosi 1:37, czyli jedna karta na 37 w naszej kolekcji powinna teoretycznie być folią. A wadą tego była rzecz następująca: AotC był dodatkiem 180 kartowym, gdzie było po około 60 kart każdego rodzaju, czyli po kupieniu 15 boosterów [opakowań dodatkowych mieszczących po 11 kart] powinniśmy mieć już wszystkie częste karty, a żeby zebrać jeszcze wszystkie rary musielibyśmy kupić jeszcze ok. 60 boosterów, mając w każdym tylko jedną, albo nawet żadnej nowej karty.
Następnie pojawił się dodatek Sith Rising, który , nawiasem mówiąc był stosunkowo mały. Ale rozszerzył za to zdolności dostępne w grze TCG. Wcześniej mieliśmy takie , które były pewnego rodzaju próbą utrzymania w karciance klimatu Star Wars, a co za tym idzie były to takie umiejętności, które pojawiły się w filmie. Evade, czyli uniknięcie obrażeniom, Deflect odbijający zadane odrażenia do oponenta [i tu kolejna zaleta: miłe nawiązanie do wielu pamiętnych scen Sagi, kiedy to rycerz Jedi odbija wiązkę z blastera, a ta wędruje do wroga]. Wiele innych umiejętności również bazuje na filmie , co jest zdecydowanym plusem gry.
Później ukazały się dodatki A New Hope wprowadzający wojska Imperium i Rebelii do gry, dzięki temu mogliśmy stworzyć walkę postaci z prequeli kontra postacie z Trylogii. Kolejnym zestawem do gry SW TCG był Battle of Yavin, który podkreślił, jakie niesamowite rzeczy można stworzyć. W tym secie [set – bo tak inaczej określa się dodatek] znalazły się niesamowite karty przedstawiające postacie z EU [czyli innych źródeł niż filmy]. Wypadły one naprawdę świetnie. I tu dla przykładu napiszę , że możemy grać Juggernaut’em , który pierwszy raz pojawił się w grach RPG, dowiemy się jak wyglądały szczury z Tatooine, o których opowiadał Luke w Nowej Nadziei. Wszystkich kart nie będę opisywał , ale wierzcie mi na słowo – trzeba je zobaczyć na żywo, żeby poczuć w nich klimat Star Wars.
Dobrą rzeczą jest także to, iż w razie jakichkolwiek problemów [np. wątpliwości z zasadami] możemy napisać do wydawcy [oczywiście po angielsku], a oni nam odpowiedzą prywatnie lub na podstronie Ask Wizards.
WotC wpadli też na wyśmienity pomysł stworzenia konkursu-sondy. Polegało to na tym , że Fani wybierali poszczególne parametry karty, od tego, do jakiej przynależy strony , aż po jej zdolności.
Skoro już opisałem Wam, drodzy Czytelnicy Trading Card Game od tej dobrej strony, napiszę też kilka złych rzeczy o tejże grze , bo w końcu nic nie jest doskonałe. W grze są trzy obszary, na których „biją się” jednostki. Atakują przez rzuty kośćmi , czyli wszystko zależy od szczęścia. Aby wygrać grę trzeba wygrać walki na 2 z 3 obszarach. I tu rodzi się wada. Wyobraźcie sobie , że dowodzicie wielką armią, macie kilku Jedi [lub Dark Jedi , jak kto woli] do dyspozycji. Czy naprawdę trzeba wyeliminować przeciwnika, aby wygrać? No oczywiście, że nie. I to właśnie ta wada: możemy wygrać tylko w takich okolicznościach, a nie mamy do dyspozycji takich metod, jak np. próba przeciągnięcia na swoją stronę przeciwników, czy też uprowadzenie dowódcy grupy przeciwnej, bo bez stratega nie będą mieli pojęcia, co robić.
Kolejną sprawą jest to, że nadruk na kartach jest w języku angielskim. Ta informacja nie jest może taką niesamowitą rewelacją , ale porównajmy z Władcą Pierścieni, który w naszym kraju ukazał się po polsku.
Następnie należy napisać o najpoważniejszej wadzie: jak powszechnie wiadomo hobby takie, jak Gwiezdne Wojny do najtańszych w utrzymaniu niewątpliwie nie należy, a już co dopiero gry karciane. Tak więc za starter dla dwóch graczy zapłacimy ok. 36 zł, za talię 50 zł i za boostery 16 zł. Jeśli ktoś karty zbiera to warto dopisać, że pewnie będzie mu potrzebny też klaser lub protektory [specjalne koszulki, do których wkłada się karty, żeby się nie porysowały].
Mimo wszystko w ramach podsumowania napiszę , że faktycznie Star Wars Trading Card Game ma zdecydowanie więcej zalet, niż wad i każdy może rozpocząć swoją przygodę z karcianką Wizardsów.
Długo zastanawiałem się nas tym , w jaki sposób rozpocząć ten artykuł, tak, aby zachęcić czytelnika do dalszego czytania. Tak więc zacznę od słów z pozoru banalnych: czym jest TCG. Jest to skrót od nazwy Trading Card Game, co na polski można przetłumaczyć bardzo rozmaicie, bo trading czyli trade znaczy handlować, więc przyjmijmy mimo wszystko , że TCG jest kolekcjonerską grą karcianą, co też się specjalnie z prawdą nie mija.
Może nie wszyscy pamiętają początki SWTCG, tak więc moim zadaniem, jako autora jest przypomnienie Wam tego. Otóż pewnego dnia Lucas jedząc bułkę z szynką doszedł do wniosku, że już dawno nie dokonał żadnej decyzji, która wywołała by skandal wśród Fanów. Tak więc po dłuższych rozważaniach doszedł do wniosku, żeby tu odebrać Decipherowi licencję na SW, czyli nie robiąc nic innego jak zabronienie poprzedniemu wydawcy gier karcianych kontynuowania produkcji tychże artykułów. Na początku po Sieci krążyły tylko takie pogłoski, ale nie wszyscy traktowali je poważnie. Wszystko wyszło na jaw, gdy Lucas oficjalnie ogłosił swoją decyzję. I tenże fakt można zaliczyć jako pierwszą wadę TCG: karcianka ta powstała kosztem zlikwidowania innej, często uważanej za doskonałą. I tu kolejny wniosek: żeby Fani byli chociaż w połowie zadowoleni licencja za SW powędrowała do firmy Wizards of the Coast, gdyż GL liczył na krociowe zyski z gry opartej na Gwiezdnych Wojnach, a ta firma miała predyspozycje na zarobienie dużej kasy tą karcianką, na co przykładem jest choćby gra Pokemon TCG.
Następnie WotC zaczęli powoli ujawniać tajemnicę, jaką za początku spowita była gra. Zaczęły pojawiać się pierwsze zdjęcia kart, co zwiastowało, że te będą posiadały świetną oprawą graficzną [czyli ogólny projekt rozmieszczenia informacji na karcie] oraz równie wspaniale dobrane zdjęcia. Pierwszym dodatkiem był Attack of the Clones i jak na początki przystało, to zwykło się mawiać, że zaczyna się od zera, a Wizardzi chcieli zacząć z wielkim poślizgiem, co im się z resztą udało, aczkolwiek tylko po części. Były trzy rodzaje rarity [czyli częstotliwość pojawiania się danej karty w opakowaniu]: common [częste] , uncommon [nieczęste] , rare [rzadkie] oraz foil [foliowe], które są pokryte błyszczącym materiałem. Można by ten fakt zaliczyć jednocześnie jako wadę i zaletę, gdyż każda karta , która została kiedykolwiek wydana przez WotC była dostępna w wersji foliowej. Statystyczna częstotliwość pojawiania się folii wynosi 1:37, czyli jedna karta na 37 w naszej kolekcji powinna teoretycznie być folią. A wadą tego była rzecz następująca: AotC był dodatkiem 180 kartowym, gdzie było po około 60 kart każdego rodzaju, czyli po kupieniu 15 boosterów [opakowań dodatkowych mieszczących po 11 kart] powinniśmy mieć już wszystkie częste karty, a żeby zebrać jeszcze wszystkie rary musielibyśmy kupić jeszcze ok. 60 boosterów, mając w każdym tylko jedną, albo nawet żadnej nowej karty.
Następnie pojawił się dodatek Sith Rising, który , nawiasem mówiąc był stosunkowo mały. Ale rozszerzył za to zdolności dostępne w grze TCG. Wcześniej mieliśmy takie , które były pewnego rodzaju próbą utrzymania w karciance klimatu Star Wars, a co za tym idzie były to takie umiejętności, które pojawiły się w filmie. Evade, czyli uniknięcie obrażeniom, Deflect odbijający zadane odrażenia do oponenta [i tu kolejna zaleta: miłe nawiązanie do wielu pamiętnych scen Sagi, kiedy to rycerz Jedi odbija wiązkę z blastera, a ta wędruje do wroga]. Wiele innych umiejętności również bazuje na filmie , co jest zdecydowanym plusem gry.
Później ukazały się dodatki A New Hope wprowadzający wojska Imperium i Rebelii do gry, dzięki temu mogliśmy stworzyć walkę postaci z prequeli kontra postacie z Trylogii. Kolejnym zestawem do gry SW TCG był Battle of Yavin, który podkreślił, jakie niesamowite rzeczy można stworzyć. W tym secie [set – bo tak inaczej określa się dodatek] znalazły się niesamowite karty przedstawiające postacie z EU [czyli innych źródeł niż filmy]. Wypadły one naprawdę świetnie. I tu dla przykładu napiszę , że możemy grać Juggernaut’em , który pierwszy raz pojawił się w grach RPG, dowiemy się jak wyglądały szczury z Tatooine, o których opowiadał Luke w Nowej Nadziei. Wszystkich kart nie będę opisywał , ale wierzcie mi na słowo – trzeba je zobaczyć na żywo, żeby poczuć w nich klimat Star Wars.
Dobrą rzeczą jest także to, iż w razie jakichkolwiek problemów [np. wątpliwości z zasadami] możemy napisać do wydawcy [oczywiście po angielsku], a oni nam odpowiedzą prywatnie lub na podstronie Ask Wizards.
WotC wpadli też na wyśmienity pomysł stworzenia konkursu-sondy. Polegało to na tym , że Fani wybierali poszczególne parametry karty, od tego, do jakiej przynależy strony , aż po jej zdolności.
Skoro już opisałem Wam, drodzy Czytelnicy Trading Card Game od tej dobrej strony, napiszę też kilka złych rzeczy o tejże grze , bo w końcu nic nie jest doskonałe. W grze są trzy obszary, na których „biją się” jednostki. Atakują przez rzuty kośćmi , czyli wszystko zależy od szczęścia. Aby wygrać grę trzeba wygrać walki na 2 z 3 obszarach. I tu rodzi się wada. Wyobraźcie sobie , że dowodzicie wielką armią, macie kilku Jedi [lub Dark Jedi , jak kto woli] do dyspozycji. Czy naprawdę trzeba wyeliminować przeciwnika, aby wygrać? No oczywiście, że nie. I to właśnie ta wada: możemy wygrać tylko w takich okolicznościach, a nie mamy do dyspozycji takich metod, jak np. próba przeciągnięcia na swoją stronę przeciwników, czy też uprowadzenie dowódcy grupy przeciwnej, bo bez stratega nie będą mieli pojęcia, co robić.
Kolejną sprawą jest to, że nadruk na kartach jest w języku angielskim. Ta informacja nie jest może taką niesamowitą rewelacją , ale porównajmy z Władcą Pierścieni, który w naszym kraju ukazał się po polsku.
Następnie należy napisać o najpoważniejszej wadzie: jak powszechnie wiadomo hobby takie, jak Gwiezdne Wojny do najtańszych w utrzymaniu niewątpliwie nie należy, a już co dopiero gry karciane. Tak więc za starter dla dwóch graczy zapłacimy ok. 36 zł, za talię 50 zł i za boostery 16 zł. Jeśli ktoś karty zbiera to warto dopisać, że pewnie będzie mu potrzebny też klaser lub protektory [specjalne koszulki, do których wkłada się karty, żeby się nie porysowały].
Mimo wszystko w ramach podsumowania napiszę , że faktycznie Star Wars Trading Card Game ma zdecydowanie więcej zalet, niż wad i każdy może rozpocząć swoją przygodę z karcianką Wizardsów.