-Kilka lat wcześniej
Przez ogromny przestwór oceanu dryfował imperialny jacht słoneczny, o ile oczywiście można to było nazwać jachtem, raczej brygantyną, brykiem a może nawet żaglowcem, choć to ostatnie byłoby trochę nie na miejscu, ze względu na brak takich przyrządów jak bosak, kotwica czy koło sterowe. W końcu nazwa żaglowiec do czegoś zobowiązuje, ot choćby „Dar Pomorza”, kotwica jest, zrobiona z kości Mamuta, ale zawsze. Tyle, że encyklopedyczny opis owego okrętu nie miał nic wspólnego z prawdziwym, który właśnie przecinał próżnie wpół, zostawiając za sobą pofalowane ślady.
I tak oto na tym przedziwnym wyrośniętym i wypolerowanym na maksa jachcie słonecznym, na górnym pylonie znajdował się taras widokowy, z którego było widać dziób. Był on tam specjalnie umieszczony, gdyż poza ciemnością i gwiazdami w tle było to jedyne miejsce na którym można było zawiesić oko. Mała Kasis stała przed wizjerem i spoglądając na gwiazdy śpiewała tak.
- Jo-ho-jo-ho żywot piratki dla mnie...
Miała na sobie białą bufiastą koszulę z falbankami i szerokimi rękawami. Pokolenia temu modne były dzwony, gdzie szerokie były nogawki, teraz wszystko poszło jakby ciut wyżej.
- Jo-ho-jo-ho...
Wtem podbiegł do niej zrozpaczony Zax.
- Tej no, nie rób mi wiochy! – Błagał swoją córkę.
Miał na sobie czerwony kubraczek, perukę z czarnymi loczkami i gdyby nie biały żabot zwisający mu pod szyją z pewnością można byłoby go uznać za fana Toma Bombadila, który właśnie jedzie na konwent Tolkienistyczny, ale nie tędy droga.
- Kobieta na okręcie! A kysz! – Krzyczał jeden z załogantów. Wołali na niego Leo, ale najczęściej i tak nie reagował. – To przynosi pecha! I jeszcze o piratach śpiewa! A kysz! A kysz! To przynosi pecha! A kysz!
Chwilę później pojawili się tu kapitan, Misiek oraz Iron, patrząc się dziwnie na Leosia. Zapanowała chwila konsternacji, no cóż nazwijmy to wprost w takim towarzystwie najwyraźniej rozmowa się nie kleiła. Tyle, że kultura wymaga, by nikt tego nie zauważył. Podręcznik Kamyczka proponuje w tym czasie rozmawiać o pogodzie, ale trudno tu było mówić o zachodzie słońca, chmurach czy deszczu. To nie była jakaś planeta, gdzie burze szalałby prawie jak Mroczne Elfy na Miscle. Więc tak w milczeniu nasi bohaterowie stali sobie i nie wiedzieli, co dalej. (Uwaga od redaktora: Jak widać akcja się nie klei, polecam „Kropelkę”
. Gdyby chociaż mieli jakiś wspólny temat, ale nie. Nic. Kompletne absolutne zero. Stali i patrzyli na siebie, zastanawiając się na co pozwalają im reguły netykiety. Kasis oczywiście cały czas patrzyła w kosmos i nagle wskazała coś palcem.
Zax natychmiast złapał ją za rękę krzycząc.
- Tej no, nie pokazuj palcem!
- Rozbitek! – Powiedziała.
Kapitan Misiek nie czekając na resztę, natychmiast zarządził użycie wiązki ściągającej i przetransportowanie nieszczęśliwca na pokład. Dokładnie trzydzieści dwie standardowe minuty i piętnaście koreliańskich sekund później, ułożono go na pokładzie i gdy miano się nim zająć, wszyscy usłyszeli szkaradne przekleństwo padające z ust Leonidasa.
- Osz fak....
- Kolejny z Nirauan? – Zapytał dziwnie Iron.
- Nie, zobaczcie to... – Zaprosił ich do punktu obserwacyjnego Leo.
Zax kazał zostać swojej córeczce przy rozbitku.
Wszyscy mężczyźni spoglądali na płonący w oddali okręt.
- Pewnie silniki. – Powiedział Zax.
- Ja tam na korniki bym stawiał. – Mówił Misiek.
- Albo broń przemarzła i wybuchła? – Zasugerował Iron.
- Mówcie sobie, co chcecie, to na pewno piraci.... – Dodał Leo.
Tymczasem Kasis spoglądała na chłopaka i zauważyła że ma na szyi łańcuszek z breloczkiem, zerwała go i schowała do kieszeni. Potem ocuciła chłopca a ten przedstawił się.
- Nazywam się Wedge...
I stracił przytomność. Dziewczynka kątem oka dostrzegła tylko dziwny turkusowy okręt znikający w nadprzestrzeni.
Kilka lat później po kilku latach wcześniej
Niczym wystrzelona z „Odysei kosmicznej 2001” kapsuła ratunkowa przemierzała przestrzeń kosmosu. W jej środku siedział dzielny kapitan Urthona, który zauważył, że jego „szalupa” przecieka. Pogłaskał się po swojej bujnej brodzie, którą spinał w dredy.
- Osz fak... – Przeklął pod nosem szkaradnie, tak że nikt go nie usłyszał. Być może dlatego, że dźwięk się nie roznosi w próżni, a przynajmniej tego uczyli go na fizyce. Tyle, że jak zwykle była to bzdura, bo z wzoru F=am, bynajmniej nie wynika, że próżnia może się wlewać przez dziurę w poszyciu i wypełniać pojazd, a tak właśnie się działo.
Pirat wziął do ręki wiaderko i spróbował w nie złapać trochę próżni, tylko po to, by wyrzucić ją przez mały lufcik z boku kapsuły. Kapitan był trochę zdenerwowany, acz nie panikował, gdy nagle wyjrzał przez okno zdziwił się widząc dryfujące bezwładnie ciała zesłanych na banicję piratów – Miamiego i Vengara, które błądziły po szerokim wszechświecie. Efekt działalności kapitana Miśka.
Lecz oto Urthona ujrzał zbawienie – była to Gwiazda Naukowa Galactica, stacja w której planował się zatrzymać, przynajmniej przez jakiś czas.
Próżnia w tym czasie wlewała się mu do silników, w ostatniej chwili nakierował się tylko wprost na doki, gdzie płynął siłą inercji. Co ciekawe, kapsuła zatrzymała się tuż przy wejściu. Kapitan wyskoczył przez lufcik i już był w doku, bez okrętu. Uf, odetchnął, lecz nagle zatrzymał go zarządca Gunfan, przedziwny stwór o lawendowych oczach.
- Należy się kredyt.... – Powiedział, acz nie dosłyszał odpowiedzi Urthony. – I nazwisko!
- Dam trzy i zapomnijmy o nazwisku... – Zasugerował kapitan, machając ręką zupełnie jakby był Jedi.
- Witamy w Gwieździe Naukowej Galactica, panie Antilles. – Odrzekł rozradowany Gunfan.
Urthona dał mu trzy monety, a chwilę później, gdy zarządca zajął się liczeniem pieniędzy, opróżnił mu kasę fiskalną i dodatkowo nadrukował paragonów, tak by w dokach już nie doszli do tego ile na prawdę im zniknęło. A potem wyciągnął piłę i odciął zasilanie.
Kasis obudziła się zlana potem. Śniła jej się noc, kiedy przybyła na stację. Natychmiast podbiegła do szuflady, gdzie znajdował się breloczek. Był bezpieczny. Jakie szczęście. Odetchnęła z ulgą. Chwilę później do jej pokoju wszedł umorusany w mąkę Zax.
- Tej, no jeszcze nie gotowa!? Mamy dziś ważną ceremonię!
I wybiegł zziajany.
Na dole czekał już na niego Wedge, który właśnie dotykając iluminatora niechcący go zepsuł, więc zakleił go gumą do żucia, by zamaskować swoją niezdarność.
- A, Łedżyk... – Powiedział gubernator Zax.
- Miecz... – Wyszeptał podając pakunek w którym znajdowała się ciężka, dwuręczna broń zrobiona w całości z Kortozis oraz nierdzewnej stali.
- No cóż – obejrzał to gubernator. – Komodor Misiek będzie zachwycony.
Tak mniej więcej po godzinie czekania, zeszła w końcu córka gubernatora ubrana tym razem w szeroką, bordową suknię z ciężkim obitym ćwiekami gorsetem.
- Ślicznie wyglądasz, panienko Kasis. – Stwierdził Wedge.
- Och Łedż, ile razy mam ci powtarzać, Kasis. – Stwierdziła.
Zax w tym czasie opróżniał kolejnego browara, bo trudno było znaleźć mu z Wedgem jakieś wspólne tematy. Przecież nie będą rozmawiać o Gwiezdnych Wojnach.
- Ależ, panienko... Nie wypada... – Wedge onieśmielony miewał problemy z wysłowieniem się.
- Owszem, panie Wedge! – Odrzekła oburzona.
Kilka chwil później wraz z ojcem siedziała w rykszy, która zawiozła ich na miejsce ceremonii. Łedż z opuszczoną głową wrócił do swojego domu.
Chodząc po porcie, kapitan Urthona przyglądał się okrętom. Podszedł do jednego i zaczął dotykać jego karoserię. Była czerwona, cóż może nie był to najlepszy kolor, ale zawsze. Natychmiast przyłapali go na tym dwaj oficerowie Burzol i Louie, którzy podeszli do niego i zapytali, co robi.
- Ano statki sobie oglądam. Zresztą gdybym powiedział prawdę i tak byście mi nie uwierzyli.
- A co byś powiedział? – Zapytał z niedowierzaniem Louie.
- Że przybyłem tu ukraść statek i sobie odlecieć, savvy? A potem znajdę załogę i będę łupił.
- Kłamiesz. – Mówił Burzol.
- Ej, on chyba mówi prawdę. – Zapierał się Louie.
- A tak w ogóle to okręty, jeśli już. Ale jak pewnie wiesz, stojący tam „Zapierdalacz” to najszybszy statek w całej galaktyce.
- Chyba nie słyszeliście o „Turkusowej Pile”. – Powiedział pirat.
- Mówię o prawdziwych statkach. – Ciągnął Louie. – Tfu, okrętach.
- Ale to prawdziwy okręt. – Rzekł Burzol.
- Tak? W kształcie wielkiej piły, pomalowany na kolor turkusowy i z kapitanem na psychotropach?
- No to ostatnie to widziałem. – Zarzekał się Louie.
I rozpoczęła się kłótnia.
Promocja Miśka na komodora przebiegała bez zarzutów, a po samej ceremonii, udał się on wraz z Kasis na pylon widokowy, gdzie powiedział.
- Ehę, ehę, co byś powiedziała na małżeństwo? – Misiek nie lubił owijać w bawełnę, bo zdecydowanie bardziej wolał wełnę, zwłaszcza jeśli pochodziła z wypasanych na Utapau Lam ukraińskich.
Jednak ta bezpośredniość spowodowała, że biedna Kasis dostała szoku i zemdlała, rozbijając szybę, i wypadając w przestrzeń kosmiczną. Misiek chciał najpierw wskoczyć za nią, ale ostatecznie poszedł po szklarza. Miał dziwne podejrzenie, że te szyby specjalnie były tak kruche, Moof mógł ciągle wkładać nowe.
Tymczasem stojąc w dokach i gaworząc ze strażnikami Urthona ujrzał kątem oka, a ponieważ był to kąt rozwarty, nie mógł zrobić z tego trójkąta, jak pęka szyba, a Misiek szedł po szklarza, więc wyskoczył w próżnię przestrzeni kosmicznej i uratował Kasis. Zresztą tę scenę pokazywana później w Holonecie, a nawet przerwano powtórkę z „Nowej Ery Jedi”. Tyle, że skok dla Urthony był o tyle ważny, że właśnie został złapany na gorącym uczynku, jak dobierał się do Niszczyciela klasy Victory o nazwie „Kaczuszka Jarek”. Oficjalna wersja brzmiała, że chciał go ukraść, ale zastanawiał się też nad tym by pociąć go na kawałki i ukraść inny. Jednak teraz to było bez znaczenia, gdyż szybując w przestrzeni kosmicznej, czuł jak próżnia wpycha mu się do ust. Nie lubił pustego smaku, zdecydowanie bardziej wolał ten próżnym, który występował choćby na większych asteroidach czy planetach pozbawionych atmosfery, względnie księżycach.
Mając zamontowane seloniańskie buty odrzutowe, szybciej zbliżył się do Kasis, która już dawno straciła przytomność, a długa sukienka wpadała już w grawitacyjną studnię słońca. Urthona widząc, co się dzieje, nie musiał myśleć długo. Wyciągnął swą piłę i rozciął suknię, która poleciała z hukiem w sam środek gwiazdy. Kapitan nienawidził hałasu jaki był obecny w kosmosie, uważał go za niezgodny z wzorami, jakimi katowano go na fizyce, ale cóż po raz kolejny miał możliwość porównać sobie teorię z praktyką. Tym bardziej nie rozumiał, skąd te wszystkie zagrożenia. Złapawszy córkę gubernatora Zaxa, zawrócił do doku, gdzie Burzol i Louie natychmiast pomogli wciągnąć ją na stację, lecz gdy tylko spojrzeli na nią, stwierdzili, że nie oddychała. Wtedy to kapitan Urthona ponownie włączył piłę i przeciął jej wszystkie sznurówki w gorsecie.
- Co robisz!? – Wrzasnął wystraszony Burzol.
- Hę? Nigdy nie byłeś na Selonii? – Zdziwił się Urthona.
- Stój! – Krzyknął Misiek, który nagle podbiegł do nich i był przerażony widząc Urthonę z piłą stojącego nad Kasis.
Za komodorem dobiegli Iron, Zax i szturmowcy, którzy natychmiast wycelowali broń w biednego Urthonę. W tym czasie Kasis zaczęła dochodzić do siebie. Misiek już chciał aresztować kapitana, tak prowizorycznie, złapał go za rękę, podciągnął rękaw i spojrzał na tatuaże.
- Ach, tak, widzę, że kolega Zabrak został skazany za piractwo przez Federację Handlową. – Rzekł zdziwiony Misiek. Ponownie jego intuicja wskazała mu pirata.
- Jeśli można, Kapitan Urthona. – Poprawił go pojmany.
- Do celi z nim, a jutro na stryczek!
- Ale tak nie można! – Wtrąciła się Kasis. – On mnie uratował!
- Uratował, czy nie w regulaminie mam napisane, by takich tępić. – Mówiąc to Misiek dokładnie rewidował pirata, wyjmując kolejne przedmioty. Piła leżała już na ziemi, podobnie jak wielka kominiarka. – Kompas zabawka? Nic nie wskazuje. Blaster z baterią wystarczającą na jeden strzał! Jesteś najgorszym piratem o jakim słyszałem!
- Ale słyszałeś o mnie. – Ucieszył się Urthona.
Szczęście jednak nie trwało długo. Kasis próbowała ratować swego wybawcę, ale ten w szamotaninie, wyrwał Miśkowi piłę i inne swoje rzeczy, a potem uciekł, odwracając się na chwilę i mówiąc.
- Zapamiętajcie sobie dobrze, to dzień w którym prawie złapaliście kapitana Urthonę. – I zniknął.
Wystraszony Zax spojrzał na szturmowców. Wszyscy byli pocięci.
- Tej no, to najlepszy pirat o jakim słyszałem.
Urthona miał tylko jeden mały problem, nie mógł skierować piły tak, by przeciąć swoje kajdanki. Dziwnym trafem wylądował jednak w przybytku kowalskim Dartha Doomsdaya. Wpierw przeciął na pół osła, by sprawdzić, czy piła jeszcze działa, potem próbował w jakiś sposób kajdanki rozwalić kowadłem, lecz nic nie szło. Zauważył tylko, że strudzony ciężką batalią z mocnym trunkiem Doomsday spał. Ale nawet robiąc hałas i tnąc piłą wszystko, co było mu nieprzydatne, pirat zapomniał o jednym szczególe. A mianowicie na swoim łóżku na piecu spał pomocnik kowala, Łedż, który od dawna marzył o wielkich i wspaniałych przygodach w szerokiej galaktyce. Często chodził na dolne poziomy stacji, gdzie ćwiczył szermierkę. W swoich snach na jawie nosił imię Nalken albo Dehim Sokole Oko, zależy czy chciał akurat być złym, czy dobrym. Gdy tylko zobaczył Urthonę, wziął do ręki swój wibromiecz i rzucił się do ataku z krzykiem!
Walka mogłaby trwać do końca świata, gdyby nie fakt, że wcześniej obaj przeciwnicy by umarli, lecz na szczęście w pewnym momencie przeszkodziło im stukanie do drzwi. To były służby bezpieczeństwa Miśka. Zlokalizowały kapitana Urthonę. Musiał uciekać, szybko wyjął swój blaster i rzekł.
- No dobra, poddaj się chłoptasiu, nie chce cię zabijać. – Powiedział samemu nie wierząc w swoje słowa. Potem sobie przypomniał, że bateria w blasterze przeznaczona jest na kogoś innego.
Ale nie dokończył. Do izby wpadli szturmowcy, Misiek i Iron, a kapitana Urthonę znokautował od tyłu Darth Doomsday.
- Zabrak to najgorszy pirat jakiego widziałem. – Powiedział pod nosem Misiek, który już myślał, jakie tym razem ostrzeżenie wpisać na miejskim słupie informacyjnym.
Wieczorem Misiek i Zax spacerowali sobie po promenadzie, rozmawiając o tym, czy Kasis już odpowiedziała na oświadczyny, gdy nagle z nadprzestrzeni wyłonił się turkusowy okręt. Komodor natychmiast rzucił gubernatora na posadzkę i wydał rozkaz odpowiedzenia ogniem. Za późno, nieprzyjacielski okręt jedną salwą zniszczył większość wieżyczek.
Zamknięty w bloku więziennym BB-2000, Urthona słysząc co się dzieję, powiedział do współwięźniów.
- Poznaje te turbolasery. To „Turkusowa Piła”.
Chwilę później promy abordażowe przybiły do rampy i piraci zaczęli atakować mieszkańców stacji.
Widząc, co się dzieję Łedż wyskoczył na główne targowisko, trzymając w ręku swój wibromiecz.
- Tym razem będę bohaterem i pokonam tych przebrzydłych piratów.... I nikt nie mnie nie powstrzyma! – Mówiąc to zabił Zalewa, który właśnie szykował bombę.
W ekskluzywnej willi gubernatora Zaxa, z własną piekarnią, basenem i sauną oraz pomarańczarnią, a także garderobą, kuchnią, stajnią i garażem, Kasis patrzyła na to holoprojektor, pokazujący, co się dzieje na stacji. Była wpierw podekscytowana.
- O super, piraci!
Potem zła, gdy okazało się, że wygrywają.
- Osz fak, piraci! – Zaklęła szpetnie.
A na końcu przerażona jak zobaczyła, że stoją tuż przed drzwiami do jej komnaty!
- O nie, piraci!
Zakasała rękawy, podniosła suknię i zaczęła uciekać. Ale do izby weszło dwóch najobrzydliwszych piratów, jakich zdarzyło się jej oglądać – ooryl i masterYoda. Pierwszy był grubszy, niższy i bardziej łysy, a drugiemu wypadało, co chwila sztuczne yuuzhańskie oko. Córka gubernatora wiedziała, czego szukają. Breloczka, który kiedyś gwizdnęła Wedge’owi. Ale oni szli tuż za nią.
Wbiegła do sypialni, gdzie wyjęła spod łóżka szkandelę, w której tliły się jeszcze węgliki i rzuciła nią w dwóch piratów, lecz tym o dziwo nic się nie stało. Wystraszona schowała się do szafy, gdzie dziwnym trafem siedział Shedao, nie wiadomo skąd przecież tyle lat temu jego rodzinna planeta została spustoszona przez gungańską dzicz.
Po godzinie przeszukiwania pokoju obaj bystrzy piraci zorientowali się ostatecznie, że Kasis musiała ukryć się w szafie. Gdy tylko ją otworzyli, Kasis wykrzyknęła.
- Parlay!
Co było tajnym hasłem do pertraktowania z kapitanem. Chcąc nie chcąc obaj złoczyńcy musieli ją zabrać na pokład, co zresztą i tak było im na rękę, bo tym razem szła sama i to w dodatku chętnie.
W tym samym czasie Wedge zabijał kolejnego przebrzydłego pirata, gdy nagle ktoś go zaczepił. Był to Zalew, który mu podawał skończoną bombę.
- Powiedz „żegnaj”. – Zaproponował Jedi Master.
Łedż stał w szoku, przecież niedawno go zabił, a ten znów stał żyw. Lecz na szczęcie z góry spadła świetlówka i walnęła Zalewa w głowę, a ten ogłuszony padł.
- Żegnaj. – Powiedział Wedge, mając nadzieję, że tym razem już na prawdę.
Jednak jego romantyczne rozmyślania nie trwały długo, niebawem ktoś inny go ogłuszył, kątem oka widząc jak ooryl i masterYoda ciągną ze sobą Kasis.
Urthona zaś był bardzo niepocieszony, widząc, że oto otworzyły się wszystkie cele, prócz tej, w której on siedział. Bez broni, próbował kością zwabić pilnującego kluczy Nebla, ale ten się nie dał nabrać i uciekł. Chwilę później do bloku więziennego wszedł Admirał Piett.
- No, no, no, kogóż to widzę. – Roześmiał się Piett i podszedł do Urthony, chwytając go za gardło, chciał go poddusić.
- Zdrajca. Będziesz się smażył w piekle w ostatnim jego kręgu!
- Nic nie wiesz o piekle! – Ryknął Piett.
W tej samej chwili w więzieniu zgasło światło, a ręka Admirała okazała się być galaretą.
- A więc to prawda! – Roześmiał się Urthona. Gdyby jego dawny zastępca, go nie wykiwał i zostawił na samotnej asteroidzie, dziś pewnie byłby jednym z nich. Cóż, do tej pory nie wierzył, w klątwę, ale teraz zdał sobie sprawę, że to była prawda. Cenne drobiazgi rasy Gen’Dai zrabowane niegdyś przez Inkwizytora Tremayna, zostały obłożone klątwą przez bogów owej rasy. Każdy, kogo dotknęła nie mógł umrzeć, a tylko w sztucznym świetle wyglądał normalnie. W prawdziwym był galeretowatą podróbką Gen’Daiów.
Widząc, co się dzieje Piett postanowił zostawić Urthonę własnemu losowi.
- Żegnaj Zabraku!
Z samego rana Wedge przybył na posterunek Miśka, gdzie ten wraz z Zaxem oraz Burzolem i Louiem patrzyli na mapę galaktyki i zastanawiali się, co zrobić.
- Porwali Kasis! – Krzyczał Łedż.
- Tej, przecież to wiemy! – Odrzekł zrozpaczony Zax.
- I co zamierzacie z tym zrobić!? Moglibyśmy złapać tego Zabraka i wydusić z niego informacje...
- To najgorszy pirat jakiego w życiu widziałem. – Dodał Misiek.
- Ale on coś mówił o „Turkusowej Pile”. – Wspomniał Burzol.
- Tylko wspominał. – Poprawił go Louie.
- Zawrzyjcie z nim pakt! – Wrzeszczał nieposkromiony Wedge, któremu prawie piana wylewała się z ust.
Misiek wziął go na stronę i rzekł.
- Nie tak pochopnie, kowalu, nie jesteś jedynym, któremu zależy na Kasis. Zostaw to profesjonalistom.
Zapomnianego w celi Urthonę zostawiono na pastwę losu. Skoro już tylu więźniów uciekło, nie było potrzeby pilnować ostatniego. Do bloku więziennego Wedge wszedł bez większego problemu, natychmiast podszedł do celi kapitana i rzekł.
- Ej, ty Zabrak, wiesz gdzie stacjonuje „Turkusowa Piła”?
- A ty skąd się urwałeś, że nie wiesz? Nie słyszałeś legend o jej przestrasznym kapitanie i nieumarłej załodze. Wszyscy oni stacjonują na Korriban w dolinie Lordów Sithów.
- Hę? – Zdziwił się Łedż, który jak widać był na bakier z geografią galaktyczną.
- Ale i tak nie trafi tam nikt, bo nie ma tego na żadnej mapie... Ale są tacy, którzy tam byli i wiedzą jak tam dotrzeć.
- Ok. Powiedz, kto taki i sobie pójdę. – Zaproponował układ Wedge.
- Ja. – Powiedział cichutko Urthona.
- A.. Dobra to powiedz, gdzie to jest.
- A co ja będę z tego miał?
Tu rozpoczęło się ponad godzinne targowanie, w którym Łedż proponował kapitanowi wiele różnych rzeczy, w tym karty do TCG, kompletny zestaw Star Wars: Miniatures, wszystkie komiksy Marvela, autograf Carrie Fisher (ten za 15 USD), zęby George’a Lucasa, ale pirat chciał tylko, żeby go uwolnić i pomóc mu odbić „Turkusową Piłę”. Dopiero gdy kapitan zaczął opowiadać, że znał ojca Wedge’a i że on był piratem, jakoś doszli do porozumienia, choć wpierw młody kowal otworzył drzwi po to, by kapitana zabić.
Potem już razem weszli do skrzyni po bananach, wybili z niej dno i tak się przesuwali, aż dotarli do „Daru Pomorza”. Tam wdarli się na pokład, w dwójkę napadli na Irona i jego żołnierzy i wyrzucili ich za burtę, a potem ruszyli na przód.
Tak się złożyło, że Misiek swym czujnym okiem przyuważył, nie uzgodniony odlot okrętu. Wziął makrolornetkę i ujrzał w niej na mostku siedzącego Urthonę, który macha mu piłą. Komodor natychmiast wydał rozkaz szybkiego odpalenia najszybszego okrętu, który miał pod komendą „Zapierdalacza”.
Po kilku minutach, gotowy już do skoku nadprzestrzennego „Zapierdalacz” dobił do uciekającego „Daru Pomorza”, a Misiek rozkazał abordaż. Wszyscy szturmowcy, oficerowie i reszta załogi (w tym majtek, kuk, a także szczury okrętowe) wyskoczyła w nadprzestrzeń i dotarła do luków uciekającego okrętu wdzierając się do środka.
Już na „Darze Pomorza” Misiek wydał rozkaz przeszukania okrętu, by odnaleźć zbiegów, a raczej przeczesania, bo takiego terminu użył.
- Zbyt pochopnie, panie Łedż. – Mówił do siebie.
- Komodorze, proszę spojrzeć! – Wrzasnął Iron.
„Zapierdalacz” właśnie odlatywał, a z pokładu machał mu Urthona.
- Ach, komodorze, dziękuję za przyszykowanie okrętu.
- Otworzyć ogień! – Rozkazał Misiek.
- Ale to jeden z naszych okrętów. – Dziwił się Iron.
- Lepiej, żeby został zniszczony niż miałby być w rękach piratów. I cała na przód!
Chwilę później przybył oficer i rzekł.
- Komodorze, wszystkie układy zostały spiłowane.
Misiek nic nie odpowiedział. Patrzył tylko jak Łedż i Urthona znikają na skradzionym okręcie w nadprzestrzeni.
- To najbardziej wyszkolony na maksa pirat jakiego widziałem. – Powiedział pod nosem Iron.
- To się jeszcze okaże. – Odburknął Misiek.
Pewnie niektórych, a już na pewno Wedge’a i kapitana Urthonę, interesuje to, co się stało z Kasis. Otóż masterYoda i ooryl doprowadzili ją na „Turkusową Piłę”, gdzie przeprowadzono ją przed obliczę kapitana Rusisa. Tam przedstawiła się jako panna Łedżówna, co wzbudziło szmery pośród załogi. Renegacki dowódca był potężnym mężczyzną w olbrzymim kapeluszu z rondlem firmy Zepter, a na jego ramieniu siedział malutki Vaua i jadł orzeszka.
- Prawo Parlay, tak, panno Łedżówno? – Rzekł kapitan. - Zapraszam zatem na kolację, z pewnością musisz być głodna.
Zaprowadzili ją do kabiny kapitana, gdzie dowiedziała się prawdy i ich potwornej klątwie. Zawarła pakt z Rusisem, który obiecał, że nie zaatakuje już Gwiazdy Naukowej Galactica, w zamian za breloczek. Tyle, że pakty z pirackim kapitanem są gorsze niż te z demonami, bowiem córka gubernatora nie przeczytała tego, co było napisane małym druczkiem, i tak oto nie mogła już zejść z okrętu, musiała polecieć z resztą na Korriban, co jej się niezbyt uśmiechało. Pewnie głównie ze względu na pogodę. Skoro była ubrana tak ciepło, a na wspomnianej planecie było ze czterdzieści stopni i w dodatku lekko grobowa atmosfera, nie wróżyło to dobrej zabawy.
„Turkusowa Piła” pod wodzą Rusisa była największym centrum piractwa we wszechświecie, Stadion Dziesięciolecia przy tym wysiada. Po lewej burcie znajdowały się kajuty twórców napisów, przegrywalnia płyt z oprogramowaniem, muzyką i filmami, oraz podrabiano ubrania, po prawej zaś było centrum paserskie oraz produkowano fałszywe samochody, np. pod marką Mreceds. Co z tego, że wyglądały jak maluchy.
Lehon było całkowicie wyjętym spod prawa światem, na którym ukrywali się wszelakiej maści piraci. To właśnie tutaj, kapitan Urthona postanowił skompletować swą załogę. Gdy szedł miejską promenadą wraz z Łedżem, spotkała ich Lady Aragorn, która bez słowa spoliczkowała kapitana. Potem to samo zrobiły to także Masterjade, Zebarzasta i ulien.
- Nie wiem o co im chodzi. – Tłumaczył się kapitan. – Z pewnością na to nie zasłużyłem.
W końcu doszli do świńskiej budki, w której z prosiakiem u boku spał Leonidas. Był brudny i śmierdzący. Urthona wziął wiadro wody i oblał nim śpiącego, ten natychmiast się przebudził i przeklął.
- Do stu Dzieci Neostrady, kto mnie obudził.
- Ja. – Powiedział nieśmiało kapitan. – I stawiam drinka.
To ułagodziło Leo, którego następnie oblał Łedż, który też chciał coś takiego spróbować.
- A to za co!? – Zapytał zdenerwowany Leonidas.
- Na zapach?! – Zasugerował Wedge, który teraz musiał się jakoś wytłumaczyć.
Leo spełnił swoją rolę, miał „tylko” zostać bosmanem na „Zapierdalaczu”, a także zgromadzić załogę, co uczynił bardzo szybko. Rankiem na redzie stali potencjalni piraci, których przeglądał sobie Urthona. Był tam i Hialv Rabos, który choć nie grzeszył wzrostem serce miał jak dzwon, i Nestor z Phabiousem na ramieniu. Nestor był tak stary, podobno najstarszy w całej galaktyce, że język mu już wypadł i Phab musiał za niego mówić. Na samym końcu stała zaś postać, której Urthona nie mógł zupełnie rozpoznać. Miała ciemną skórę i duży, zakrywający twarz kapelusz. Kapitan podniósł go i ponownie dostał w twarz, tym razem od Lady Morte.
- O na to zasłużyłem. – Powiedział pod nosem.
- I to jeszcze nie koniec! Oddawaj mój statek!
- Ja go tylko pożyczyłem, no i zapomniałem zapytać. – Tłumaczył się.
Po godzinnej sprzeczce cała załoga już w rozluźnionej atmosferze zasiadła za sterami „Zapierdalacza” i ruszyła w przestrzeń kosmiczną.
Gdy „Zapierdalacz” przybył do Korriban, „Turkusowa Piła” już tam orbitowała. Kapitan Urthona wsiadł wraz z Wedgem do małego promu i ruszył ku powierzchni planety. W jednym z grobowców zgromadzili się już piraci kapitana Rusisa. Na samym środku pośród zgromadzonych skarbów, był jeden skrzynia ze złotem zrabowanym przez Tremayne’a, przy niej stał renegacki kapitan i trzymał za rękę Kasis.
- W końcu, po tylu latach, zdejmiemy z siebie tę klątwę. Nie wiem jak wy, ale pierwszą rzeczą, którą ja zrobię, to zjem koszyk jabłek! – Mówił przywódca piratów.
Nie wiedzieli, że obserwowali ich Urthona i Wedge.
- Mają Kasis. – Wyszeptał Łedż.
- Dobra, teraz mi zaufaj i nie rób nic głupiego. Zostań tutaj.
Kapitan Urthona skradał się w kierunku piratów, ale Wedge go ogłuszył.
- Nie będę twoją kartą przetargową, Zabraku.
W tym momencie, Rusis naciął rękę córki gubernatora, a krew wraz z breloczkiem spadła do skrzyni. Ale nic się nie stało, nie słychać było nawet brzdęku metalu.
- I co działa? – Pytał się masterYoda.
- Nic nie czuję. – Rzekł ooryl.
- Zaraz się przekonamy. – Stwierdził renegacki kapitan wyciągając blaster i strzelając do ooryla.
- Strzeliłeś do mnie! – Zdenerwował się ooryl. Dopiero po chwili zorientował się, że wciąż nie umarł.
Między piratami zawrzało. Admirał Piett zaczął krzyczeć, że odkąd Rusis przejął komendę, wszystkim im wiedzie się źle. Podnieśli miecze i chcieli walczyć ze swoim przywódcą, a całe to zamieszanie wykorzystał Wedge, który zabrał Kasis na pokład promu i wystartował.
Oprzytomniawszy Urthona był okrążony przez piratów.
- Parlaalrape? – Powiedział.
- Co?! – Zapytał ooryl.
- Parajale?
- Może chodzi mu o parlay? – Dodał masterYoda.
- No tak, parlay. – Potwierdził Urthona.
Chwilę później przeniesiono go przed oblicze kapitana Rusisa, który zatrzymał bunt przeciw sobie stwierdzając, że Kasis ukradła breloczek i uciekła, co jak najbardziej było zgodne z prawdą, ale to wyszło dopiero po uspokojeniu załogi. Po raz pierwszy słowa kapitana przeobraziły się w czyn, choć on tego bynajmniej nie chciał.
- No proszę, Zabrak. – Stwierdził dowódca „Turkusowej Piły”.
- A... Kapitan Urthona, jeśli można. – Potwierdził były kapitan wspomnianego okrętu.
- Czy nie zostawiłem cię na asteroidzie, ostatnim razem?
- Tak, ale zapomniałeś o jednym. Jestem kapitan Urthona!
- Jakoś nie mogę sobie wyobrazić tego, żebym cię teraz nie zabił. – Stwierdził szef renegatów.
- Owszem możesz, ale byłby to twój koniec, savvy? – Rzekł samotny pirat. – Tak się składa, że wiem, czego wam potrzeba. – Roześmiał się.
Chcąc nie chcąc Rusis musiał pertraktować.
Nad „Zapierdalaczem” dowodzenie przejęła Lady Morte. Załoga zgodnie uznała, że należy trzymać się kodu i zostawić tych, którzy pozostali w tyle. Ale ich okręt nie był zbyt długo bezpieczny, oto bowiem wkrótce okazało się, że goni ich „Turkusowa Piła”.
- To najszybszy okręt w galaktyce! Nie dogonią nas! – Zarzekała się Lady Morte.
- Widać nigdy nie słyszałaś o „Sokole Millennium”. – Stwierdził pod nosem Leo.
- To może wyrzućmy zbędny balast i polećmy w tamtą mgławicę. – Zaproponowała Kasis.
Tak też zrobili, ale gdy tam zaczął docierać okręt Rusisa, wiedzieli, że nadszedł czas bitwy.
I tu był problem, bo okazało się, że Nestor i Hialv słysząc, że mają wyrzucić zbędne rzeczy, wywalili też baterie turbolaserów. Trzeba było strzelać czym się da, tak więc na okręt piratów leciały nie tylko cegły, baterie, zwoje hipernapędu, ale też noże i widelce, a także komiksy, jednak najwięcej i tak poświęcił Leo, który wyrzucił swą pustą butelkę rumu, wygraną w konkursie szantowym. „Turkusowa Piła” bez problemu rozprawiła się z „Zapierdalaczem”, unieruchomiła go, a piraci natychmiast przystąpili do abordażu.
Kasis przypomniała sobie, że jej breloczek został w kajucie i posłała tam Łedża, ale także dlatego, by go ochronić. Admirał Piett i jego szturmowa ekipa w tym czasie pojmała wszystkich na pokładzie „Zapierdalacza”, poza dwoma osobami. Wedge’m o którym nie wiedzieli oraz kapitanem Urthoną, który właśnie wdrapał się na okręt, marudząc jak mu „cholerni” piraci zniszczyli „Turkusową Piłę”. Jednak ani Łedż ani Urthona nie dotarli do breloczka. Kapitan tylko widział, jak wynosi go z okrętu Vua, więc natychmiast pogonił za nim. Wedge natomiast się zaklinował. Ostatni z pokładu „Zapierdalacza” schodził Jedi Master Zalew który zostawił tam bombę.
Urthona wpadając na pokład „Turkusowej Piły” wpadł wprost w ręce Rusisa, który celował do niego z blastera.
- Och dziękuję Zabraku. – Stwierdził, głaszcząc drugą ręką Vuę.
- Och, nie ma za co. – Stwierdził z uśmiechem Urthona.
- To nie do ciebie, Vuę nazywamy Zabrakiem. – Roześmiał się głośno, a potem wskazał breloczek załodze. – A więc jest jeszcze nadzieja!
Wszystkich pojmanych związano i trzymano na pokładzie, gdy „Zapierdalacz” wybuchał. Kasis jęknęła, lecz dokładnie w tym samym momencie z próżni wynurzył się Wedge. Rusis spojrzał się na swych oficerów pytająco. Młodzieniec wycelował w kapitana blaster. Widząc, co się dzieje Urthona natychmiast zareagował.
- Tylko nie rób nic głupiego! – Krzyknął.
- Kto to? – Zapytał renegacki kapitan.
- A nikt, mój ześwirowany bratanek ze strony dziadka. Ma prawie taką samą brodę jak ja, tylko akurat zgolił.
Wedge zacisnął spust.
- Uwolnij ich, albo cię zabiję! – Krzyczał.
- Śmiało! – Zasugerował mu to Rusis.
Łedż chwilę pomyślał i natychmiast skierował lufę w swoim kierunku.
- Uwolnij ich, albo się zabiję! – Groził.
- A kimżeś ty jest!?
- Jestem synem... – Tu się zaksztusił, ale i tak wszyscy wiedzieli o kogo chodzi. – Jeśli się zabiję, będziecie mogli szukać swego wybawienia nawet w opróżnionych skrzynkach gungańskiej.
- Jakie są zatem twoje warunki? – Zapytał zmartwiony Rusis.
- Uwolnicie Kasis i nie zrobicie nic złego załodze.
- Zgoda. – Zaproponował pakt renegacki kapitan, już widząc błędy w rozumowaniu młodzieńca.
Z pokładu asteroidy Urthona i Kasis obserwowali jak „Turkusowa Piła” odlatuje w siną dal i znów zastanawiali się skąd w kosmosie biorą się takie barwy, skoro powinno tam być czarno i ciemno.
- No dobra, co robimy? – Zapytała Kasis. – Podobno raz uciekłeś z tej asteroidy, a historii na ten temat narosło tyle, że nikt nie wie, jak to było na prawdę.
- Cóż, kiedyś tu była baza przemytników, ale jak mniemam twój przyjaciel Misiek zrobił z nimi porządek.
Po przemytnikach zostało jeszcze trochę dulockiego rumu, który oboje sączyli cały wieczór. A pili, aż na umór, dlatego kapitan Urthona szybko padł nie pamiętając, co się działo.
Rankiem zbudził go swąd dymu, cały rum spłonął.
- O nie! Rum! Ale dlaczego?! Dlaczego rum?! – Wrzeszczał opętany i wymachiwał swą piłą grożąc Kasis.
- Szuka mnie flota, musimy im dać znać.
- Ale rum!? Dlaczego rum!?
Nie musieli długo się kłócić, oto bowiem do asteroidy przybył „Dar Pomorza”.
Z mostka „Daru Pomorza” było widać oddalającą się asteroidę, na której rozbitkowie spędzili noc.
- Musimy go ratować! – Krzyczała zła Kasis.
- Tej, nie będziemy go ratować, to pirat! – Zarzekał się Zax.
- Trzeba ścigać piratów, ale na to przyjdzie czas. – Stwierdził Misiek.
- Ale jeśli mogę się wtrącić. Tam jest „Turkusowa Piła” i kapitan Rusis, najgorszy z wszystkich piratów na całym Boardzie. Jego ujęcie gwarantuje awans. – Dodał Urthona, ale Misiek był nieugięty.
- A jeśli potraktowalibyśmy to jako mój prezent ślubny!? – Zapytała zdesperowana Kasis.
Misiek spojrzał na nią, mocno zabiło mu serce. Czekał na to od bardzo dawna.
- Burzol, Louie wyciągnijcie od Zabraka namiary na „Turkusową Piłę”, a potem go do mojej kajuty, trzeba obmyślić plan. – Wydał rozkaz komodor, choć i tak miał zamiar zrobić dokładnie inaczej niż zaproponuje mu pirat.
I ponownie na Korriban w grobowcu jednego ze starożytnych Lordów Sithów, kapitan Rusis zebrał swych piratów, tym razem trzymając przy sobie związanego Wedge’a, któremu zamierzał poderżnąć gardło, aby cała jego krew ściekła do skrzyni.
- Przepraszam. – Przepychał się przez piratów Urthona.
- A więc teraz nadeszła ta chwila, zaraz przekonamy się, czy... – Ciągnął Rusis.
- Ja bym tego nie robił. – Stwierdził Urthona.
- Ty!? – Zdziwił się renegacki kapitan. – To jest niemożliwe!? – Złościł się.
- Możliwe tak, prawdopodobne nie. – Poprawił go dawny kapitan.
- Kontynuujmy. – Powiedział herszt piratów.
- Mówiłem ci, że ja bym tego nie robił, ale skoro chcesz żeby dziś odbył się twój pogrzeb to sobie popatrzę. – Stwierdził Urthona.
Wedge patrzył na niego spod łba. Pirat wystawił ich wszystkich, oszukał, gdyby tylko mógł, pociąłby go jego własną piłą.
- O co tym razem chodzi? – Zapytał Rusis.
- A miło, że pytasz. Uzbrojony na maksa „Dar Pomorza” z Miśkiem i Ironem na pokładzie czeka na orbicie, lepiej byłoby wpierw się z nim rozprawić, przejąć okręt, a dopiero potem zdjąć klątwę. – Zasugerował.
- A co ty będziesz z tego miał? – Zapytał renegacki kapitan.
- A, dobre pytanie. Powiedzmy, że jak przejmiesz „Dar Pomorza” i jako komodor będziesz miał własną flotę, będziesz potrzebował kapitana na „Turkusowej Pile”. Będę tytułował cię komodorem i płacił tantiemy, no i kupię nowy kapelusz.
Po godzinnych pertraktacjach ustalono procent jaki Urthona miał przekazywać Rusisowi.
- A teraz zajmijmy się szturmowcami. – Kapitan włożył rękę do skrzyni i wyjął z niej breloczki i po kolei wrzucał. – Każdym jednym z nich.
- Od początku to sobie zaplanowałeś! – Krzyknął Wedge widząc, że jeden z nich znika gdzieś w kieszeni Zabraka.
- Savvy. – Uśmiechnął się.
- A teraz do ataku! – Rozkazał Rusis.
Piraci wyruszyli do boju, tylko garstka pilnowała Wedge’a, a Urthona zajął się grzebaniem w skarbach.
Na orbicie wpierw dostrzeżono statek z masterYodą i oorylem przebranym w kobiece łaszki, natychmiast wszczęto alarm, ale jak się okazało, oni mieli tylko odwrócić uwagę. Główny atak przyszedł z drugiej strony.
Widząc, co się dzieje, Misiek postanowił zawrócić na „Dar Pomorza” i walczyć tam z piratami, z którymi Iron nie miał szans wygrać.
Ów Iron przenikliwie zamknął Kasis w jednej komnacie, a Zaxa w drugiej, sam zaś stanął do walki, dzielnie przy tym włączając czerwony alarm.
Szturmowcy natychmiast rzucili się do ataku, walcząc z nieumarłymi piratami.
Tymczasem córka gubernatora widząc, co się dzieje wyskoczyła w próżnię i poleciała w kierunku „Turkusowej Perły”, gdzie postanowiła uratować pojmaną załogę. Bez większych problemów pokonali stacjonujących tam piratów, ale gdy tylko zaproponowała, by ruszyli pomóc uratować jej Urthonę i Łedża, odmówili. Leo stwierdził, że kodeks tego zabrania.
- Ale kodeks to tylko zbiór sugestii, a nie sztywnych zasad! Do diaska, jesteście piratami! – Krzyczała.
Lecz oni tylko położyli łby i nie zareagowali. Kasis wsiadła do małego wahadłowca i poleciała na powierzchnię planety.
- Cholerni piraci. – Przeklęła pod nosem.
Tymczasem na pokładzie „Daru Pomorza” przestraszony Zax schował się pod fortepian i zagryzał paznokcie. Piraci chcieli ukraść mu perukę, ale na szczęście udało mu się ich wykiwać.
Na pokładzie trwała zajadła walka, Misiek wraz z szturmowcami wkroczył i zaczął robić czystki wśród piratów.
W tym samym momencie ooryl spojrzał w przestrzeń kosmiczną, gdzie akurat „Turkusowa Piła” znikała za horyzontem.
- No nie, cholerni piraci! Kradną nam okręt! – Przeklął.
Urthona napychał sobie kieszenie skarbami, lecz nagle, niby całkowicie przypadkiem znalazł miecz i rzucił nim w Wedge’a, lecz miast go zabić, uwolnił go z kajdanów.
- Co u diabła!? – Zdziwił się Rusis.
- Nie powinieneś był mi ufać. – Stwierdził Urthona i włączył piłę.
Renegacki kapitan wydobył z kieszeni miecz świetlny o tęczowym ostrzu, włączył go i zaatakował oponenta. W tym samym czasie, Łedż walczył z Zalewem, ale co go zabił, to ten wstawał.
Do pomocy, niewiadomo skąd przybyła mu Kasis. Razem pokonali Zalewa, umieszczając w nim jedną z jego bomb, choć po kilku chwilach on znów się złożył.
Walka Rusisa z Urthoną była długotrwała i ekscytująca, z tym jednym faktem, że zdradzieckiego pirata nie w sposób było zabić. Gdy były kapitan wbił w niego swą piłę, Rusis zatrzymał się przez chwilę i powiedział.
- A po co to? To i tak nic nie da.
A następnie wyjął ją i wbił w serce Urthony. Ten się przez chwilę zachwiał, lecz nagle też zrobił się galaretkowaty. Pomiędzy jego palcami widać było skradziony breloczek.
- Nie mogłem się powstrzymać. – Rzekł pirat, wyjmując piłę i atakując zdrajcę.
- No to co teraz będzie, będziemy walczyć tu tak, aż do dnia Sądu Ostatecznego? – Zapytał Rusis.
Kasis po raz kolejny pomogła Wedge’owi zabić Zalewa.
- A kapitan Urthona po której stronie walczy? – Zapytała.
- To zależy od chwili. – Stwierdził zdziwiony Wedge.
Chwilę później Urthona naciął swą rękę, a krew wytarł w breloczek i rzucił go Łedżowi. Rusis natychmiast wycelował swój blaster w Kasis.
- To nic nie da. – Powiedział.
Wtedy Urthona wystrzelił ze swego blastera.
- Ha, ha, ha! Miałeś jeden strzał i go zmarnowałeś! – Śmiał się Rusis.
- Nie zmarnował! – Krzyknął Wedge, który natychmiast wrzucił breloczek Urthony i jeszcze jeden ze swoją krwią do skrzyni.
Klątwa przestała działać.
Na piersi Rusisa pojawiła się krew. Chwilę później padł martwy.
Piraci walczący na „Darze Pomorza” też to dostrzegli i natychmiast poddali się Miśkowi.
Wedge nie wiedział, co powiedzieć Kasis, a Urthona zabrał się za rabowanie skarbów, potem udali się wszyscy do jej promu i polecieli na „Dar Pomorza”, widząc jak bardzo kapitanowi jest przykro, że załoga nie poczekała na niego.
- Przestrzegali kodu. - Tłumaczył ich.
Następnego ranka na promenadzie Stacji Naukowej Galactica Misiek zarządził egzekucję groźnego pirata, Urthony. Większość mieszkańców stacji przyszła popatrzeć z ciekawości.
- To nie fair. – Powiedziała Kasis stojąc obok Miska i Zaxa w loży dla VIPów.
- Regulamin jest prawem. – Stwierdził Misiek.
Pod lożę podszedł Łedż, wystrojony w nowy kubraczek, z wibroszablą przy boku i kapeluszem z szerokim rondlem na głowie.
- Komodorze Misiek, gubernatorze Zax, Kasis. Chcę ci tylko powiedzieć jedno. Kocham cię. - A potem zniknął w tłumie.
Kat właśnie skończył czytać listę zbrodni Urthony (a było tam między innymi zagadywanie na śmierć w „Forrest Wars”, nie mówiąc już o notorycznym podszywaniu się pod Durgę czy Qymaena) i już miał właśnie nacisnąć przycisk, żeby zapadnia się otwarła, a kapitan zawisł na szubienicy, gdy Wedge rzucił swą szablę. W ciągu kilku sekund Urthona poczuł, że leci, lecz oto mógł zatrzymać swe nogi na broni Łedża, ten zaś podbiegł do kata i go zaatakował swoim wibromieczem i niby ukradkiem przeciął też sznur z szyi piratowi.
Kasis widząc, co się dzieje, zemdlała, żeby Misiek i Zax się nią zajęli.
- Tej no, nie mdlej! – Krzyczał Zax.
Tymczasem Urthona uzbrojony w piłę siał postrach na promenadzie, a Łedż mu w tym pomagał.
Misiek jednak szybko spostrzegł się, że Kasis udaje i wraz z Ironem oraz szturmowcami rzucił się w pogoń.
Złapali dwóch rzezimieszków przy szybie widokowej.
- A nie mówiłem, by nie działać pochopnie, panie Wedge!? – Pytał się Misiek.
- Tej, niedawno cię ułaskawiliśmy, a ty robisz burdy i to dla kogo, zwykłego pirata!? – Dodał Zax.
- Ale to pirat. I dobra istota. – Stwierdził Łedż.
- Ostatni raz mówię, odejdź. – Powiedział Misiek.
- Nie. Moje miejsce jest tutaj. Jestem mu to winny. Nawet jeśli będziecie dziś karać dwie osoby, to przynajmniej moje sumienie będzie czyste. – Ciągnął Łedż.
- I moje. – Dodała Kasis, która podeszła do nich.
- Tej, opuśćcie broń, to moja córka! – Rozkazał Zax.
- A więc to tak. Tu jest twoje serce!? – Zapytał Misiek.
- Jeśli mogę się wtrącić, - dodał Urthona. – O mnie możesz być spokojna i tak między nami nic nie było. – Pocieszył ją.
- Tej, choć nie uważam by piractwo było dobre, są takie sytuacje w których można przymknąć oko. – Stwierdził Zax.
- I bardzo dobrze. – Powiedział Urthona podchodząc do szyby. – I zapamiętajcie to sobie dobrze, to dzień w którym prawie powiesiliście...
I wypadł wprost w odmęty próżni, szklarz nie zdążył tam wsadzić nowej szyby.
- Ale głupek, tam nic nie ma. – Powiedział Iron. – Komodorze, co robimy?
- Piractwo trzeba ścigać. – Rozkazał Misiek. – Ale tym razem damy panu Zabrakowi jeden dzień przewagi.
Na promenadzie zostali tylko przytuleni Kasis i Wedge oraz patrzący na nich Zax.
- Tej, i kogo ty wybrałaś moje dziecko. Toż to zwykły kowal. – Stwierdził gubernator.
- Nie. To pirat. – Powiedziała i obdarzyła siarczystym podarunkiem.
W próżni Urthona ujrzał przybywającą jakby znikąd „Turkusową Piłę”, która szybko go wyłowiła.
- Witamy na pokładzie. – Powiedział Leonidas.
- A kod!? – Zapytał się kapitan.
- Kod piracki to bardziej zbiór wskazówek, a nie ścisłe reguły. – Roześmiał się Leo.
- Jesteśmy pod twoją komendę kapitanie. – Dodała Lady Morte.
Urthona podszedł do steru. Dotknął go. I krzyknął:
- A więc do roboty nieroby! Włączać silniki, kierunek tamta gwiazda!
Stojąc na mostku kapitan był bardzo szczęśliwy, w końcu po tylu latach odzyskał swój okręt, cóż go teraz mogło zatrzymać.
- Wypijcie moje zdrowie, jo-ho, jo-ho. – Podśpiewywał, gdy okręt sunął w siną dal.
ale szczerze powiem nie męczy cię już ta historia o piratach??
(zło jest we mnieeee! Oh jeaaah...