Czwarty tom Legacy to powrót Allstona do tej serii. Od tego tomu począwszy będziemy się już spotykali z autorami, którzy w tej serii pisali. Także możemy książki porównać nie tylko do samej serii ale również do ich wcześniejszych pozycji w niej.
Tak jak w poprzednich tomach wydzielić można dwa wątki. Pierwszy, który jest związany z samym konfliktem. Drugi natomiast związany z Jarenem i co ważniejsze w tym tomie – z Benem. To właśnie Ben staje się postacią centralną drugiego wątku w tym tomie.
W „Exile” Legacy stawia coraz śmielsze kroki aby konfliktowi nadać bardziej ogólnogalaktyczny wymiar. A przynajmniej ukazuje dokładniejszą groźbę takiego konfliktu. Czy wyjdzie serii na dobre kolejny ogólnogalaktyczny konflikt - ciężko powiedzieć. Wiele zależy od tego bowiem, jak będzie kontynuowana.
Ważne jest jednak to, że Allston pomimo rozrastania się konfliktu nie zaniedbuje tworzenia intryg wokół niego. Właśnie nimi stara się go napędzić. Nie są może one bardzo wysublimowane ale wykorzystując swoich bohaterów stara się jak najwięcej rzeczy wprowadzić właśnie poprzez zakulisowe rozgrywki.
Autor wyraźnie przenosi część zdarzeń na innych bohaterów. Marginalizacja Jainy i Zekka wychodzi pozycji na dobre. Problem jest w tym, że przeniesiony ciężar zostaje na grupę starych, znanych wszystkim postaci. W pewnym momencie ksiązki wydaje się, jakby się czytało opis przygód dziejących się 30 lat wcześniej. Zebrana zostaje bowiem w jednym miejscu stara kompania. Przyznaję, ze bardzo przyjemnie się czyta przygody tych najbardziej znanych postaci ale brakuje powiewu świeżości. Kolejny bowiem raz w samym środku konfliktu znajdują się te same osoby co zawsze.
Przeniesienie wątku Sith na Bena, a raczej na testowanie go pod kątem przyszłego szkolenia ma swoje olbrzymie plusy. Sama przemiana Jacena została ładnie wyhamowana, dzięki czemu nie ma już wrażenia pośpiechu w tej przemianie, jak to było w pierwszych dwóch tomach. Nie wyszło im to co prawda na złe, ale zbyt długo nie dałoby się tego uciągnąć w takim tempie. Tym razem możemy na spokojnie zobaczyć jaki wpływ obcowanie z Jacenem ma na Bena i jak się zachowuje kiedy musi samodzielnie podejmować decyzje – bez kontaktu z Jacenem.
Każdy kolejny tom Legacy odgrzebuje nam z zakamarków EU kolejną rzecz. Tym razem wyboru dokonano moim zdaniem o wiele lepiej niż w przypadku Tempesta. Wprowadzenie do książki planety Ziost ma bardzo ładny wydźwięk symboliczny. Można by było ją zastąpić zapewne z dobrym skutkiem innym miejscem, ale jej przeszłość sprawia, że idealnie się nadaje do swojej roli w serii.
Minusów zbyt wielu nie ma, acz nie można powiedzieć, że nie ma ich w ogóle. W „Legacy” Alema Rar zdaje się wyrastać na postać, która z każdej sytuacji potrafi wyjść z życiem. Powoli jej kolejne powroty z wciąż tym samym zamiarem stają się nudne. Tak samo jak nudne zaczyna stawać się jej ujście po raz kolejny z życiem z sytuacji, z której ujść z nim nie ma prawa.
Książkę się czyta przyjemnie, nie szokuje jak dwa pierwsze tomy, nie pędzi do przodu za bardzo – ale nie ma dłużyzn jak w trzecim. Z czystym sumieniem mogę wystawić mocne 8/10.