Kolejny tom serii Legacy pod tytułem „Tempest” został napisany przez Troya Denninga. Biorąc pod uwagę to jakie pomysły miał ten autor w serii Mroczne Gniazdo można było mieć uzasadnione obawy o to co znajdzie się w Legacy. Jednakże postać tego samego autora była obietnicą, że kolejny raz znajdziemy jakieś odwołanie do SW, którego byśmy się nie spodziewali.
W „Tempest” można wydzielić dwa wątki, będące kontynuacją odpowiednich tematów poruszanych w poprzednich tomach Legacy.
Pierwszym z nich jest koncepcja konfliktu opartego bardziej na polityce, a co za tym idzie spiskach i zdradzie niż na samej walce. Należy jednak podkreślić, że Denning samej walki nam nie oszczędził. Nie wiem czy wynikało to bardziej z założeń serii czy też braku pomysłów autora na dalsze rozbudowywanie konfliktu politycznego.
Drugim wątkiem jest watek powrotu Sithów. W tej części przesunięto jednak ciężar tego wątku z Jacena i Lumiyi na Luka i Marę. Bardziej skupiono się na tym jak oni postrzegają zbliżające się niebezpieczeństwo, co oni podejrzewają, że może się zdarzyć i jak temu można zapobiec.
Książka ma kilka zdecydowanych plusów, pierwszym silnie zauważalnym jest wygrzebanie z czeluści świata Gwiezdnych Wojen postaci, której nie spodziewałem się zobaczyć w tym okresie. Której prawdę mówiąc nie spodziewałem się już nigdy zobaczyć. Sprawia to, że akcja staje się ciekawsza, a czytając ja porównujemy ze wspomnieniem jakie o niej mieliśmy. To jest właśnie największa zaleta Denninga – wyciąganie ze świata Gwiezdnych Wojen smaczków z przeszłości.
Kolejnym dobrym elementem książki jest ukazanie wątku Sithów właśnie bardziej przez oczy Luka i Mary. Kolejny tom opisu Jacena pod rząd mógłby przynieść przesyt. Tym razem możemy zobaczyć jak blisko Skywalkerowie są sedna problemu, ile im brakuje do odkrycia prawdy o Jacenie. Po części dzięki temu możemy na spokojnie przyjrzeć się jak daleko Jacen już zaszedł i gdzie ciągnie za sobą Bena bez przyglądania się bezpośrednio jak te zmiany następują w rozmowach z Lumiyą.
To właśnie postać Jacena jest też jednym z największych plusów. Postać wywołująca coraz większy szok swoimi decyzjami, po których poznajemy jak długą drogę już przebył. Od człowieka szukającego prawdy, poprzez osobę gotową zabić każdego winnego aż po postać gotową zabić mając nawet najmniejszy cień podejrzenia winy – nie mówiąc już o dowodach. Opis jego zachowania widziany często oczyma innych wywołuje olbrzymie wrażenie.
Ksiązka nie ma jednak samych plusów, co więcej minusy są dosyć wyraźne. Niestety Denning w pewnym momencie przesunął ciężar akcji na Jainę i Zekka. Ta para, relacje między nimi i przede wszystkim ich rozmowy odstają poziomem od samej książki i całej serii. Związane to może być z tym, ze w przeszłości popełniono wiele błędów kreując ich postacie, błędów których sam Denning zrobił całkiem sporo w serii „Mrocznego Gniazda”. Teraz jedyne sensowne rozwiązanie chyba zaprezentowała Traviss ograniczając ich rolę. Denning tego nie zrobił, pozwalając aby infantylizm postaci i ich rozmów wpłynął na książkę.
Ciężko jednoznacznie ocenić całą książkę. W przeciwieństwie do poprzednich tomów Legacy nie jest ona wyrównana, a różnice pomiędzy niektórymi częściami są drastyczne. Przechodzimy od fragmentów fenomenalnych (których, zbyt dużo co prawda nie ma) poprzez część średnią (obejmującą większość książki) aż do bardzo słabych momentów, w których akcja opiera się na Jainie i Zekku. Te ostatnie fragmenty napisane zostały w taki sposób, że miałem wątpliwości czy mają czytelnika zanudzić czy uśpić. I to właśnie te fragmenty sprawiają, że ocena całości jest taka trudna. Wahałem się pomiędzy 6 i 7 ale ostatecznie przeważyła 6/10.