Podchodząc do nowej serii książkowej „Legacy of the Force” miałem mieszane uczucia. Z jednej strony sama seria, a raczej to, że wybiegać ma daleko w przyszłość zapowiada się ciekawie. Z drugiej strony po NEJ’u, który nie przypadł mi za bardzo do gustu obawiałem się kolejnej wielotomowej serii.
„Betrayal” miał być swoistym wprowadzeniem do serii i jako taki moim zdaniem doskonale się sprawdził. Mamy zalążek kolejnego konfliktu. Nie jest on od razu ogólnogalaktyczną wojną ale objawia pewne symptomy, które wskazują na to, że może się w takową przerodzić. Allston dosyć ciekawie przedstawia kwestie o którą się martwiłem. Mianowicie pokazanie rodzin Solo – Skywalker walczących po dwóch przeciwnych stronach. Otrzymujemy dzięki temu garść rozterek, wątpliwości i sytuacji z których nie ma zbyt łatwego wyjścia dla żadnej ze stron. Jednakże część z tych sytuacji wygląda bardzo naiwnie jak na realia wojenne. Chciałoby się rzec, zbyt naiwnie.
Problem pojawia się jednak kiedy się spojrzy na bohaterów. Niestety poza przesunięciem części ciężaru akcji na Jacena i Bena większość książki opiera się na przygodach starej znanej wszystkim gromadki. Powoli staje się to już nużące, szczególnie patrząc na ich sprawność w porównaniu do wieku. Allston niestety nie pokusił się o próbę wykreowania jakiejś postaci, której chociaż w tym tomie można by powierzyć część ciężaru akcji.
Dobrym zabiegiem jest wyjaśnienie i rozwinięcie wątków poruszanych w poprzednich pozycjach. Przede wszystkim mamy większe poczucie ciągłości oraz rzucają one trochę inne światło zarówno na tamte pozycje jak i na „Legacy”.
Cała ksiązka jest napisana sprawnie, nie porywa jednak. To co mnie w niej urzekło i zdecydowanie poprawia jej wizerunek to zakończenie. Zakończenie, które po raz pierwszy od dawna nie wróży dobrze galaktyce. I nie jest to wcale powodem zbliżającej się wojny ani wizją bliskiego kataklizmu. Zakończenie daje złudzenie, że może już podczas tej wojny, a może trochę później dla galaktyki mogą nastać mroczne czasy. Chwilowo jest scenerią bardziej dramatu jednostki, który może przerodzić się w dramat dla wielu.
Moja ocena: 8/10 (gdyby nie fenomenalne zakończenie to byłoby 7/10)
Dobra, a teraz jeszcze parę linijek, tym razem ze spoilerami.
Książka jeśli chodzi o terść ma dwa olbrzymie plusy. Pierwszym z nich jest wyjaśnienie kwestii Vergere, która była jakoby kandydatką na uczeennicę Palpiego na krótko po tym jak ten się związał z Dooku. rzuca to inne światło an jej nauczania Jacena oraz na przemiany jakie nastąpiły po tym w Zakonie.
Druga kwestia to samo zakończenie. Jacen chce uniknąć wizji w które się zagłębia. chce ich uniknąć tak bardzo, że wkracza na niebezpieczną drogę i jak mu się wydaje będzie miał zamiar zostać Lordem Sith. Przedstawienie etgo jest tak podobne do tego co się dzialo z jego dziadkiem, że w większości przypadków oskarżałbym o wtórność. W tym jednak przypadku jest świadome odwoływanie się do przeżyć Anakina. tylko, że Jacen nie chce uratować swojej wybranki, ale bardziej galaktykę czy też Luka. Zakończenie powiewa dzięki temu jak dla mnei mrokiem, który może w przyszłości ogarnąć galaktykę.