Tak sobie patrzę, na to wszystko, co mnie już oczywiście nie dotyczy i nasunęło mi się kilka refleksji.
Po pierwsze najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że właściwie na szkolnictwo nie ma obecnie w Polsce pomysłu nikt, poza Romanem Giertychem, który wiadomo, czasem ma pomysły z kosmosu. I tu jest problem, bo na bezrybiu i rak ryba, łatwo skrytykować, ale nikt nie proponuje nic w zamian. Druga sprawa to fakt, że niektóre z jego pomysłów są trafione, zwłaszcza pod obecną konkiunkturę medialną. Trzecia sprawa, jest taka, że po części ma rację, przynajmniej w określeniu problemów.
No bo faktycznie mając na szali właściwie dwie rzeczy do wyboru - albo kary i szkoły specjalne wg Giertycha, albo minutę ciszy i względnie pogadanki, jak to było w większości szkół, to ta druga propozycja niestety bezwględnie dowodzi, że ktoś robi wszystko na odwal się, jak najmniejszym kosztem i bez analizy problemów. Akurat będąć u babci na obiedzie oglądałem w TV jakiś program z dyrektrorką szkoły, zaraz po tym incydencie w Gdańsku. Stwierdziła ona, że uczniowie są tak tym zdruzgotani, że domagają się minuty ciszy, by to przemyśleć i uczić itp. Jeśli to jest pedagog, to ja bym już na tej szkole krzyżyk postawił. Nie wiem, jak trzeba być ślepym by nie rozumieć faktu, że minuta ciszy czy pogadanka = brak lekcji = wolne... A kombinowanie zawsze było w naturze uczniów, jedni szli na wagary, inni uciekali się do bardziej subtelnych metod i wszystko mieli usprawidliwione . Nie wierzę, by w tych wszystkich szkołach, choćby połowa uczniów była bardziej poruszona tym, co się stało w Gdańsku, niż była zadowolona z tego, że mają choć trochę wolnego.
Druga rzecz to panująca w szkołach niestety najmniejsza linia oporu. Nie ukrywyjmy, że w chwili obecnej większości nauczycieli po prostu się nie chce użerać z młodzieżą, a reszta ma po dziórki w nosie biurokracji, wprowadzonej przez poprzednią ekipę. Rozumiem, że młody nauczyciel ma pisać konspekty dla każdej lekcji, ale bez przesady, zwłaszcza jak ktoś wykłada parę lat. Problemem staje się nie tylko nauczanie, ale i wychowanie, na które nie ma czasu. Ta najmniejsza linia oporu, doskonale oddaje choćby sytuację, która miała Chewie wczoraj. Klasa poszła do teatru w ramach zajęć, oczywiście uczniowie jechali sami autobusem, a nauczyciele sami samochodem, po co się z "chołotą" w mieście pokazywać. A potem okazało się, że ktoś w teatrze pił piwo (niepełnoletni), pozostawiał puszki itp. Więc zamiast np. zadzwonić na policję, by zloklalizować alkomatem, tych, którzy pili. A potem obarczyć kosztami tego rodziców, postanowiono wyciągnąć odpowiedzialność zbiorową i zrobiono zakaz wychodzenia do teatrów itp. w ramach zajęć. Po prostu gratuluję pomysłu i nie pozostaje mi nic innego jak poprzeć Romka G. Jak ktoś ma problem i nie potrafi bez alkoholu wytrzymać, to się powinien leczyć, a jak nie, to na prawdę nie rozumiem, czemu nie mogli wypić po szkole. Tyle, że oczywiście dyrekcji nie było na rękę gonić rodziców, użerać się z uczniami, dzwonić na policję, czy ostatecznie wyciągnąć też konsekwencje względem nauczycieli. Jasne, nie da się nigdy upilnować wszystkich, ale trzeba chcieć, trudno mówić o chęci, gdy nauczyciele (de facto opiekunowie, ta młodzież była NIE PEŁNOLETNIA), jadą sobie osobno. Winne tak na prawdę sobie obie strony, i uczniowie przekraczający pewne normy i nauczyciele, którzy mają wszystko w głębokim poważaniu. Problem niestety jest szerszy, bo tak samo jest z nauczaniem, często realizuje się program minimum. Mam pytanie, mieliście pewnie elektryczność, czy uczono Was dlaczego w jednej dziurce od kontaktu jak się włoży śróbokręt z miernikiem, lampka się zaświeci (bo jest prąd), a w drugiej nie?. Ale z pewnością znacie wzory E=mc2, F=ma i jeszcze kilka, z których właściwie niewiele wynika. To jest właśnie program minimum. Robiony z podręcznika i w większości przypadków wymagający samodzielnego powtórzenia, by cokolwiek zrozumieć. Nie można zwalać winy na MEN, bo obecnie to nauczyciel układa program, w końcu pisze konspekty...
Trzeci rzecz to gimnazja. Dla mnie najbardziej zmarnowanym okresem w życiu była podstawówka. 8 straconych lat. Głównie dlatego, że zabrakło tam jednej rzeczy, pretasowania jednostek, dorównania do jakiegoś poziomu. Ludzie byli różni, więc generalnie równano do dołu. Sam pamiętam doskonale matematykę, gdzie (przynajmniej ostatnia matemtyczka w podstawówce, o pozostałych nie będę się wypowiadał, bo pozytywnie byłoby trudno), klasa robiła sobie zadania, a ja dostawałem inne, trudniejsze. Dzięki temu do liceum zdawałem jedynie polski . Liceum miałęm akurat fajne, bo poziom był wysoki, więc równanie w górę zawsze jest lepsze, niz w dół. A że tam nie ma stypendiów, to już w ogóle nie trzeba się przejmować większością ocen. Problem z gimnazjami jest taki, że zamiast przetasować młodzież, po podobnym poziomie, by mogła się lepiej rozwijać, ważnym elementem jest rejonizacja. Więc de facto dostajemy podstawówkę bis - 9 lat zamiast 8 ... to niestety tylko większa porażka.
A ostatnia rzecz, to faktycznie zachowanie, niektórych jednostek. Nie ma co mówić o całym pokoleniu, roczniku, tylko o jednostkach, których może jest więcej, a może są lepiej widoczne. I jeszcze brak konsekwencji, może nie kar, a egzekwowania ich. To tak samo jak z więzieniem, co z tego, że się wydłuży karę o rok lub dwa, skoro więzień tego nie odczuje. Ja bym w ogóle skrócił i zlikwidował więzienia i zastąpił je karą ciężkich robót. Lub czegoś, co na prawdę byłoby odstraszajace, a nie szkołą życia i miejscem zawierania nowych znajomości. Tu powinno być tak samo. Co z tego, że wyrzucą kogoś ze szkoły, skoro inna musi go przyjąć, bo jest obowiązek edukacji? Chyba najlepszym przykładem takie rozwiązania byłoby coś w tym stylu. Skoro kogoś złapano, że pracę z polskiego ściągnął z netu, to nie zlikwidować wypracowania domowe (jak w VIII LO Wrocław, gdzie je ograniczono, przynajmniej w klasie u Chewie), a tych, których złapano na tym procederze, przymusić do uczestnictwa w dodatkowym języku polskim, gdzie w szkole przez 4-5 godzin np. w sobotę pisaliby wypracowania, bez komputera itp. Ale też bez dostępu do całej masy pomocy naukowych, tylko podręcznik i lektura. Myślę, że gdyby to było egzewkowane, odniosłoby lepszy skutek, także dlatego, że faktycznie większości nie chciałoby się siedzieć tyle czasu. A np. można w ramach kary nie pozwolić wyjść wczesniej itp.
Problemem cały czas jest to, że niestety nikomu się nie chce, a efekty widać. Cóż, kiedy zaczynałem pisać "Apokalipsę Szkolnictwa Polskiego wg MEN", to była to farsa i czysty surrealizm, dziś niestety niektórzy mogliby to potraktować poważnie, i to nie dlatego, że nie mają poczucia humoru.