ja generalnie staram się wybierać filmy/książki, które potencjalnie mnie zainteresują, bądź coś mi dadzą
(czasem warto coś przeczytać, bo to klasyka itp.). Dlatego właśnie obejrzałem "Przeminęło z wiatrem", mimo, że to nie jest typ filmów, które mnie ruszają
.
Druga sprawa to recenzję. Podchodzę do nich, może nie tyle sceptycznie, co sceptycznie podchodzę do recenzentów. W przypadku filmów zawsze patrzyłem na imię i nazwisko recenzenta. Kiedyś w FILMie (i nie tylko) recenzował Jan Olszewski (nie mylić z byłym premierem o takim samym imieniu) i generalnie wiedziałem, w jaki sposób ocenia on kino rozrywkowe i co dla niego jest kinem ambitnym i wartym obejrzenia. Ponieważ zawsze trzymał się swojego systemu oceniania, czytałem jego recenzje i mogłem sobie wyrobić zdanie o filmie, wiedząc czego mogę oczekiwać.
Inna sprawa jest taka, gdy recki piszą osoby, które się w jakiś sposób, zna. Ja mam tak na Filmwebie, gdzie czytam właściwie recenzje pisane tylko przez dwie osoby, ale dzięki temu, że coś więcej o tych osobach wiem, niż "przeciętny" czytelnik, jestem w stanie wyłapać, choćby po sposobie pisania, a także zainteresowaniach, co jest fragmentem recenzji od tak napisanym, bo trzeba za coś pochwalić, a co faktycznie ruszyło recenzenta
. Problem z pisaniem recek filmowych jest taki, że wielokrotnie autor jest zobligowany by film pochwalić (bo Redakcja jest patronem medialnym) albo trochę "zjechać", bo tak wszyscy inni robią, więc nie możemy odstawać. Niestety jak to pisał, jakiś czas temu KoLeC w felietonie na Stopklatce, obecnie wielu młodych recenzentów boi się przyznać, co im się podoba, a co nie. I piszą pochwały dla filmów, które ich nie ruszają, ale trzeba je "docenić", a krytykują te, które w domu najchętniej sami oglądają.
no i jeszcze zostaje kwestia "reklamy" - tej to specjalnie nie należy chyba wierzyć
. Tam mogą wpisać, że "Eragon" to drugi Władca albo trzeci Harry Potter, a jak prawda wygląda, wie każdy kto czytał, bądź wie, że w tej książecce palce maczała Kathy Tyers (a jej dorobek znamy). No cóż, ale MAG wybrał sobie taką metodę promocji i nic na to nie poradzimy. Z dystrybami filmowymi jest podobnie.