Nie mam problemów z czytaniem ze zrozumieniem `to trochę mi się katana pcha do ręki.` Trochę, powtórzę.
Burtonowska wizja Catwoman jest świetnym przykładem postaci kobiecej która, choć zaistniała dopiero dzięki męskiemu bohaterowi, to jednak nie jest przez niego określona. Burton z dobrym wyczuciem (które niestety zatracił ostatnimi czasy) szkicuje postać Seliny. Sterroryzowana dziewczyna z nadopiekuńczą, dyrygującą nią matką, podporządkowana swojemu szefowi, z żałosnym facetem którego nawet nie mamy wątpliwej przyjemności zobaczyć. Słodkie różowe mieszkanko, pluszaczki, wychowanka szkoły `o zaostrzonym rygorze`, pewnie jak była młodsza ćwiczyła balet i/lub gimnastykę artystyczną (w myśl wychowania dzieci przez nadambitnych rodziców). Może skręciła kostkę i zaprzepaściła swoją sportową karierę, może nie była dość dobra albo zadziałał jakiś inny czynnik losowy, bo życie w końcu jest podłe, tak czy inaczej, złamało ją w jakiś sposób i podcięło skrzydła. W jednej z wąskich chwil buntu i prób udowodnienia sobie własnej wartości kupiła sobie skórzaną kurtkę której nawet nigdy nie założyła, bo na to nie starczyło jej już odwagi. Jest piękna, inteligentna, ale skonfliktowana wewnętrznie, między tym, co jej wpojono - jaka ma być według oczekiwań społeczeństwa - czyli grzeczną uległą kobietką pozbawioną własnego charakteru, a tym, kim jest naprawdę.
Represjonowane ego uwalnia się w momencie wypadku. Good girl gone bad. Lateksowy strój Pfeiffer wyraża jednocześnie kilka estetyk. Jest oczywiste skojarzenie z sex-shopem, ale bardziej w kategoriach S&M, ale jednocześnie przypomina trochę pocerowaną lalkę, czy dalsze skojarzenie - potwora Frankensteina, a wycięcia samej maski - trochę nawiązują w kształcie do czaszki. Rzecz jasna nie wyłamuje się to z całościowej stylistyki filmu, gotyckiej i mrocznej. W średniowieczu kot był zwierzęciem zabobonnie kojarzonym z szatanem, zwierzęciem, które bezwstydnie się parzyło i żyło w nieczystości, i pewne echa faktycznie dają się zaobserwować w tym, jak Selina odgrywa swoją rolę w kostiumie. Ale jej seksualność sama w sobie nie jest wabikiem na mężczyzn, raczej jest takiego wabika pastiszem, i stanowi kolejną broń z arsenału - wystarczy zobaczyć, jak podchodzą do niej stykający się z nią po raz pierwszy faceci, ze swoimi seksistowskimi odzywkami, i co potem ich spotyka. Kobieta Kot jest przerażająca i odpychająca w swojej drapieżności, ale jednocześnie stanowi to element samoobrony, i jest zgodne z jej tłumioną do tej pory, represjonowaną naturą, która doszła do głosu. Nic dziwnego, ze jedynym, który faktycznie odpowiada na jej obecność i zachowanie jest popieprzony Bruce Wayne, który zdaje się widzieć w niej bratnią duszę właśnie ze względu na to, że oboje mają `issues`. Bo nad tyloma latami psychicznej opresji i walki ze swoimi demonami nie da się ot tak po prostu przejść do porządku dziennego i o tym zapomnieć - to zawsze kładzie się rysą na charakterze czy podejmowanych decyzjach. In that case, let`s get weird, bo tylko tak można dalej funkcjonować.
Jak już mówiłam, wszystko jest w pewnej konwencji, wiążącej wiele klasycznie rozumianych symboli i archetypów, jak i igraszek z ogólnie przyjętą ikonografią. Z własnej obserwacji wiem, że podobne schematy mają miejsce w prawdziwym życiu. Złożoność treści ukrytej za tą dosyć zwięzłą historią uważam za atut filmu, który przecież nie stoi na tej jednej historyjce, ale na zlepku tej, i jej podobnych. Między innymi dlatego Batmany Burtona są dla mnie wzorem dla innych filmów o superbohaterach - bo w krótkiej i nie przepakowanej efektami całości jest zawarta treść wielokrotnie bardziej złożona, której bystry widz się domyśli bez trudu.