Ksiązka się już ponoć ukazała... nie słyszę żadnych opinii? Żadnego zainteresowania? Czyżby news okazał się błędny? Proszę bardzo o potwierdzenie bądź zanegowanie go, bo jutro sam jadę szukać owej pozycji i wolałbym wiedzieć, czy to strata czasu
Ksiązka się już ponoć ukazała... nie słyszę żadnych opinii? Żadnego zainteresowania? Czyżby news okazał się błędny? Proszę bardzo o potwierdzenie bądź zanegowanie go, bo jutro sam jadę szukać owej pozycji i wolałbym wiedzieć, czy to strata czasu
że ksiażka ukazała się i to zgodnie z terminem zapowiadanym oraz w pełnej zgodności z jej ukazaniem się był nasz nius. U nas w Poznaniu, na przykłąd o czwartku książka była już w Empikach a od wczoraj widziałem ją w paru innych księgarniach. Oczywisice stałem sie szczęśliwym jej posiadaczem
że mam. Gdybym nie miał, to bym VADERa nie męczył, żeby newsa dał A przeczytam jak skończę "Imię róży"
w książce jest błąd. Na stronie z chronologią Zemsta Isard jest przed Trylogią Thrawna z datą 8 roku po BoY, a w pierwszym rodziale jest bitwa o Bilbringi, w której ginie Thrawn czyli jest to rok 9 po BoY i raczej po trylogii Thrawna, co nie? No cóz bład nie jest specjalnie duzy - ale jest.
Chwilowo jestem w połowie, ale sądzę że mogę się wyrazić. Książka dobra jak na razie, chociaz pierwszy tom byl najlepszy (z tych napisanych przez Stackpole`a). Brakuje mi tylko tej tajemniczosci Widm... Allston mógłby cos jeszcze o nich napisac... Isard jest dosyc przewidywalna...
Ale i tak TIE Defendery rulllleeezzzzz....
jestem w połowie Żelaznej Pięści i muszę przyznać że żadna z blisko stu książek SW jakie przeczytałem nie była tak przeraźliwie nudna!!! Chyba bedę musiał coś wypić by dobrnąć do ósmego tomu.
przeglądam tę książkę i patrzę - Wedge - korelianin, Corran - korelianin... a potem popatrzyłem kto tłumaczył i wszystko jasne
chociaż jest w latach osiemdziesiątych? Bo tak sie zastanawiam czy kupić
ale jest o 80. latkach - Han, Luke, Leia, Wedge itp . (W końcu to ich 80 powieść )
Ta była dla mnie najsłabsza... Ale ciągle dobra! Wszystko już opisałem w komentarzu do książki więc nie będę się powtarzał... ocena 7/10
No cóż kolejny X-Wing za mną....zapytacie pewnie, czemu no cóż? Bynajmniej nie żałuje że już koniec, a raczej po prostu uważam,że dobrze że przebrnąłem przez tę pozycję. Wydaje mi się, że jest ona zdecydowanie najgorsza spośród wszystkich X-wingów. Po tym co pokazał Alston w poprzednich kilku częściach Stackpole po prostu schodzi w cień...Totalnie daje plamy i nie wiem jak jeszcze mam go określić, bo po prostu chłop jest cieńki-przynajmniej w Xach. Może rzeczywiście moja mocno krytyczna opinia spowodowana jest tym iż książka Stackpola następuje po wg mnie dobrych bookach Alstona,ale przecież to tym bardziej ujmuje umiejętności Stackpolowi.
No ale dobra teraz o książce. Generlanie jak już pisałem powyżej nuda...COnajmniej do 2/3 książki jest naprawdę smętnie, potem końcówka się trochę rozkręca, ale to już nie to. Oświeżane kotlety pod tytułem kolejne klony czy też wieczne pozorne ginięcie bohaterów już nie może zainteresować ani wciągnąć...I ja tu nie mam pretensji do ksiazek SW, ale do samej serii, bo te powtózenia raczej jej dotyczą. Niestety książka wydaje się być pisana lekko na siłę a autor jakby nie miał pomysłu. Dodatkowo wydaje się mieć potworny kompleks Alstona gdyż jak widać totalnie zlewa jego pomysły (np. dowciniś Janson..niby jest pisane, że on jest dowcipny, ale nie daje się o tym zupełnie przekonać,czy też prawie zupełne omijanie kwestii Eskadry Widm, która to przecież była najbardziej związaną z Łotrami Eskadrą). Niestety widać, ze para Stackpole/Alston ma podobnie się w nosie jak Zahn/Anderson Ale Stackpole chyba nie zdaje sobie sprawy, ze jedyne co mogło pomóc jego ksiązką to było wtrącnenie stylu i jakości Alstona...wiec sam sobie pod sobą dołki wykopał.
No ale znowu wróćmy do książki. Oprócz odświeżanych kotletów i notorycznym przysypinianiu końcówka wydaje się być bardziej porywająca...no ale niestety wydaje się tylko. Więcej jest gadaniny,, przemyśleń opisów niż konkretnych wydarzeń w zakońćzeniu. Sama finałowa bitwa to niestety lipa i to nie tylko z punktu widzenia strategicznego, ale również pod względem sposobu opisania. Tu wydaje mi się, ze Stackpole się cofa w rozwoju. Jednym z niewielu plusów jest próba acz nie do końca na poziomie nawiązania do trylogii Zahna.
Generlanie lipa... Najlepszym za to plusem ksiązki jest to, zę już wiecej Stackpole Xów nie napsiał, a ostatnie Starfighters of Adumar są podobno popisem kunsztu Alstonowskiego...obyśmy nie musieli czekać na to znowu z rok...
Niestety, co tu dużo mówić, to najgorszy tom z X-wingów jaki napisano (oby ). Fakt, w SW znajdują się gorsze powieści, ale tamte czasem choć sprawiają wrażenie, że są z SW - tu dostaliśmy romans, ba prawie telenowele (coś dla Phabiousa ). No i jak zwykle to w X-wingach bywa, zabili go i uciekł... To się po prostu robi nudne. Najgorsze jest to, że właściwie zabił tych których chciał, a reszty trzyma się kurczowo i nie pozwoli im zginąć. To się czuje.
Jak to W. Antilles na Imperiadzie powiedział, książka jest zrobiona na zasadzie TIE Defenderów - czyli myśliców obronnych typu TIE. Fajnie, Stackpole myślał, że skoro je wrzuci, to będzie super powieść, zapomniał o reszcie.
Plusem jest to, że Stakcpole mimo wszystko podobnie jak w "Ja, Jedi" umiał się podpiąć pod wydażenia z EU, tym razem wojnę z Thrawnem - acz w "Ja, Jedi" wyszło mu o wiele lepiej.
Teraz czekam na kolejnego Allstona, mam duże wrażenie, że będzie lepszy niż X-wingi 8.
mnie wasze obawy - czyżby to była prawda, że Mistrz skopał swoją książkę? Aż mi się nie chce wierzyć... Muszę wreszcie ją kupić
wiesz, jezeli facet pisze ksiazke za ksiazka, to zaczyna sie juz kiszka. Moze sie pomylic SF z SW itd .. a czasami moze bywać (spekulacje) ze ksiazke nie do konca on napisal. Zemsta Isard jest taka sobie czyli przecietna, Allston jest duzo lepszy.
czy są nawiązania do Dark Empire? w Przew. po chr. jest npisane, że Isard skontaktowała się z odrodzonym Imperatorem i coś mu dała (nie pamiętm co) ja osobiście wczoraj kupiłem dopiero 1 i 2 tom X-Wingów, więc zostaje mi jeszcze wiele przed Isard`s Revenge, ale na razie jedynka bardzo mi się podoba (najlepszy jest chyba Kirtan Loor )
UWAGA, SPOILERY!!
Po Allstonie Stackpole wypada trochę blado, macie rację. Widm też brakuje, do tego typu roboty oni się nadają idealnie...
TIE-Fighter => zwykły myśliwiec typu TIE...
TIE-Interceptor => myśliwiec przecheytujący typu TIE...
TIE-Defender => myśliwiec obronny typu TIE...
X-wing => myśliwiec typu X-wing (dobrze, że nie tęponosy myśliwiec )
Szturmowcy to szturmusie (BTW. wie ktoś, jak było w oryginale?)
przekład po prostu powalający.
Dziewczyny rządzą! Szkoda tylko, że nie obeszło się bez wsparcia e strony facetów. Za to kazanie, jakie Mirax walnęła tatusiowi... po prostu miodzio
I astromechy. Numer z uciekającym Gwizdkiem włamującym się do bazy danych policji, żeby się pozbyć natręta jest po prosty powalający.
Lordzie, pisząc "telenowela" masz na myśli wątek Gavina i Asyr? Cóż, ja zawsze lubiłam tę parę. Próbowali powiedzieć, że kiedy się naprawdę kocha, różnice nie mają znaczenia. Jak widać, mają...
KONIEC SPOILERÓW
Jaya napisał:
Lordzie, pisząc "telenowela" masz na myśli wątek Gavina i Asyr? Cóż, ja zawsze lubiłam tę parę. Próbowali powiedzieć, że kiedy się naprawdę kocha, różnice nie mają znaczenia. Jak widać, mają...
-----------
Mimo, że Lordem nie jstem to odpowiem jak ja to widzę, gdyz osobiści również uważam tę część za mocno telenowelową Izaurę Ogólnie w całej książce mamy conajmniej 3 romanse...Na pewno ten Gavina i Asyr jest najorginalniejszy (zoofilia?, coś dla Otasa...). No ale oprócz tego mamy Mirax i Horna, a także nie da się ukryć, że Wedga. Wksiążce przewijają się jakieś gadki o robieniu dzieci itp...No cóż to zupełnie co innego niz przyzwyczaili nas dotychczas autrzy Xów, więc dlatego można uznać tę książke za swoistą telenowelę....
Jaya napisała:
TIE-Defender => myśliwiec obronny typu TIE...
No comments...
Szturmowcy to szturmusie (BTW. wie ktoś, jak było w oryginale?)
przekład po prostu powalający.
W oryginale oczywiście `stormies`. `Szturmaki` albo `szturki` byłyby lepsze moim zdaniem Albo białasy, ale to takie niepoprawne politycznie...
Ten pomysł ubawił mnie setnie. Właśnie - WRESZCIE!- czytam książkę, i żałuję... że tak późno bo czuje się klimat, widać że to Stackpole. Ale recka jak skończę.
...jakiś czas temu, ale odczekałem trochę, żeby móc ochłonąć.
KSIĄŻKA WYMIATA.
(niczego innego się nie spodziewałem, to w końcu Stackpole...)
Czytałem ją z zapartym tchem, świetna akcja, fabuła (te nawiązania do komiksów X-Wing! Nirin! Pestege! Ciutric! KRENNEL!), powrót Isard, wreszcie nie ma dupkowatych Widm... Super, polecam (ale nie każdemu, bo jak widzę, większości się nie podoba... wasza sprawa )
10/10.
Kiedyś czytałem i oglądałem na YT narzekania fanów różnego kalibru na polityczną poprawność w Nowym Kanonie i jak to pisarze zamiast skupić się na opowiadanej historii próbują przemycać do niej różnego rodzaju motywy lgbt, justice warriors(?) czy treści godne antify.
Przyznam szczerze, że zacząłem wtedy podświadomie doszukiwać się tego typu tropów w nowych powieściach bo czułem początkowo olbrzymią niechęć do nowego kanonu. Ale nie licząc kilku durnych wyskoków Wendinga, który portretuje postacie homoseksualne w sposób iście kabaretowy niczego więcej irytującego się nie dopatrzyłem. Owszem w Nowym Kanonie silne kobiety, mniejszości seksualne są i mają się dobrze, komponują się z fabułą a nie stanowią tylko pretekstu dla ego autora i jego poglądów.
Czemu o tym piszę przy okazji n-tego tomu X-wing z 1999 roku? Ponieważ fani starego kanonu, w tym ja mamy krótką pamięć i zapominamy, że autorzy w gwiezdnych wojnach próbowali przemycać różne społeczne wartości już wcześniej.
Ledwo co zacząłem czytać Zemstę Isard, tuż po trylogii Thrawna (podczas pracy zdalnej mam stanowczo zbyt dużo wolnego czasu ...) i to jest stary, dobry (?) Stackpole - u niego Imperialni to czystej krwi Naziści - gardzą obcymi gatunkami, faworyzują ludzi i wyznają wyższość rasową, jak kosmiczni aryjczycy. Brakuje tylko salutów i przemówień Admirała Huxa na tle swastyki.
Kolejny rozdział to wątek miłosny piota Gavina i Bothanki - nie mogą mieć dzieci, ale myślą o adopcji. Gavin chce by jego pociechy były maksymalnie otwarte na świat, na przekór ograniczeniom kulturowym innych ras, twierdzi, że może adoptować dziecko niezależnie od rasy. Wszystko spisane pełnymi pompy i patosu dialogami Stackpole`a, które przypominają deklarację polityczną a nie rozmowę dwóch młodych osób.
Takie "cuda" i to ponad 20 lat temu! Gdy podobno gwiezdne wojny były wolne od tego typu "social warriors"(?). Nie mam nic przeciwko tego typu przesłaniom, ale to jest po prostu zły przykład przerostu formy nad treścią, tu po prostu zawinił styl autora.
Chciaż sama powieść jest mocno OK - sporo nawiązań do EU i poprzednich komiksów i książek x-wing.
Tak dokładnie. Nie pisałem o tym, ale też zauważam to w masie ksiażek z Legend. Rzeczywiście przykład Gavina i Asyr jest chyba jednym z najbardziej widocznych. Ale podobnie zastanawiają mnie wątki LGBT w Komandosach Republiki. Jeszcze do tego nie doszedłem, ale pewnie te naście lat temu niejednego to odrzuciło od tej serii. Różnica chyba byla taka że wtedy ludzie nie byli na to wyczuleni. A teraz jedni hejtują za to, że pojawia się homoseksualista jako jedna z głównych postaci, a inni hejtują jak nie ma przedstawicieli LGBT w danej ksiażce.
Akurat w serii Republic Commando nie przypominam sobie wątków LGBT, może utonęły w odmętach ckliwych opisów rozterek emocjonalnych bohaterki, które z tomu na tom stają się coraz bardziej męczące. Ale czytałem to przeszło dekadę temu, jak będę czytał ponownie to może zupełnie co innego przykuje moją uwagę w czasie lektury.
Pamiętam za to Farfalle z powieści Darth Bane - autor stylizował tego rycerza Jedi na metroseksualnego chłopca co mocno wzburzyło kilku forumowiczów z ś.p. HOLONET-u "geje w sw książce! fe!" - takie to były czasy
Jestem względnie świeżo po tym tomie i nie kuło mnie to w oczy...
Z resztą come on... Nowa Republika to jedna wielka Antifa walcząca z resztkami Imperium, czyli neonazistami.
Impierum od zawsze gardziło obcymi.
IMHO Star Wars już od początku pokazywało, że świat nie jest czarnobiały i dla każdego znajdzie się w nim miejsce.
A widzisz, bo ja czytając ten tom i poprzednie te kilkanaście lat temu zupełnie nie zwróciłbym na to uwagi. Właśnie z tego względu, że stary kanon bardzo wyraźnie stawiał czarno-białą granicę, rzadko próbując ukazać złożoność sojuszy galaktyczny i sił biorących udział w wojnie. A nawet wtedy wszystko dobrze się kończyło - np. w "Wizji Przyszłości" wojska Nowej Republiki atakują obiekt cywilny i liczą się, ze stratami w cywilach, ale jakimś zrządzeniem losu udaje im się ich uniknąć (nie pamiętam jak), x-wingi również są pełne takich wygodnych narracji fabularnych - niby jest jakiś dramat ale wszystko kończy się słusznym moralnie zwycięstwem. Dopiero NEJ i Dziedzictwo Mocy próbowało ukazać klęskę moralną Nowej Republiki i Wojnę Domową, ale daleko temu do grozy wojny z pierwszej, lepszej powieści z Warhammera 40K. Space Opera to space opera.
Dopiero w nowym kanonie zauważyłem większą brutalność rebeliantów, którzy nieraz postępują jak terroryści, są podzieleni na rozmaite frakcje i ugrupowania, pełne sprzecznych celów i idei. Tarkin, Inferno Squad, czy nawet Łotr Jeden ukazują różne blaski i cienie rebeliantów i biją w tym na głowę stary kanon.