To co mi się ostatnio podoba u Jerry`ego Bruckheimera, to fakt, że w pewien sposób odświeża on zapomniane gatunki. Tak było choćby z Piratami z Karaibów. Stara się on i tak lekkie kino odnowić w jeszcze lżejszej wersji. (niestety tak było z "Królem Arturem"). Tym razem sięgnął po kino przygodowe. Do Indiany Jonesa z pewnością "Skarbowi Narodowemu" brakuje... ale z drugiej strony i tak fajnie się ogląda.
Co ważniejsze - film oferuje to, na co obecnie w kinie jest chyba największe zapotrzebowanie - Spiskowe Teorie Dziejów, ale już nie pokroju Stone`a czy twórców "Z Archiwum X". Mój Tata stwierdził, że film wyjątkowo przypomina książkę "Kod Leonardo DaVinci". Szczerze mówiąc nie dziwi mnie to. Zanim Kod trafi na ekrany minie jeszcze trochę czasu, a tu przecież można zarobić, ale z drugiej strony być tym, który odnowił gatunek.
I to robi doskonale "Skarb Narodowy". Oczywiście dostajemy tu aż niezdrowy miszmasz - i Templariuszy (o których ostatnio znów głośno, gdyż domagają się przeprosin od Papieża ), Masonerię, Skarby, przygodę i całkiem ciekawą obasadę. Sean Bean jak zwykle świetnie wypada w roli czarnego bohatera. Cage cóż, jest jak to Cage, ale najbardziej zapadają w pamięć aktorzy drugoplanowi - Harvey Keitel i John Voight (prywatnie ojciec Angeliny Jolie). Keitela juz dawno nie widziałęm w kinie (głównie dlatego, że nawet jak coś z jego filmów w Polsce weszło to i tak mi przepadło ), ale ma fajnie napisaną postać. Voight ma wyraźne ciągoty do roli Henry`ego Jonesa z "Indiana Jones i Ostatnia Krucjata", acz niestety tu scenarzyści się nie popisali. No i na koniec piękna Helena - czyli Diane Kruger, tym razem w roli urodziwej Pani doktor.
Swoją drogą film ma jeszcze jedną zaletę - mianowicie dużo faktów historycznych, które się przez niego przewijają. Oczywiście robi się z nich miszmasz, by lepiej uartykuować fabułę, ale jednym z plusów Dana Browna (autor Kodu) jest to, że poza fikcją literacją dodał w powieści wiele faktów, więc poza czystą rozrywką, część rzeczy w łatwy sposób można sobie przyswoić. Tu jest podobnie . Sprawdziłem kilka rzeczy o Benjaminie Franklinie, których nie wiedziałem i zasite, teraz będę wiedział.
Minusem z pewnością jest to, że mimo wszystko film jest przewidywalny. Ale moim zdaniem spełnił swoje zadanie, gdyż nie oczekiwałem po nim niewiadomo czego . Jest to przyzwoite kino rozrywkowe, lekko wybijajce się ponad średnią Bruckheimera i tym razem chyba też bardzo starannie wybrano potencjalną publicznosć.
Dla mnie jeszcze plusem było to, że przed filmem pojawił się Teaser ROTS . W dodatku w wersji z napisami .