trzeba dokonać tego samemu, nie posiłkujac się wcześniej dokonaną przez kogoś innego oceną, zawsze bowiem to w pewnym stopniu „wypacza” ocenę recenzenta. (czasami jest to robione świadomie a czasami nie). Między przeczytaniem Medstara I i Medstara II minął w moim przypadku okres około jednego miesiąca. Po tym miesiącu wróciłam znów do Jednostki Chirurgicznej numer Siedem na Drongar. Na samym początku zauważyłam brak tego specyficznego humoru który cechował jedynkę i który w dużej mierze decydował o tym że książkę czytało się dobrze. Nie oznacza to że dwójka jest złą książką, ale widzę że jednak trochę "odstaje" od poziomu jedynki.
Wracając do tematu, odnośnie bohaterów - mamy tu prawie wszystkich których poznaliśmy w jedynce, na uwagę zasługuje tu postać szpiega, który w odróżnieniu od jedynki ma swoje "imię" (a nawet dwa - bo jakże przyjemnie jest szpiegować na rzecz dwóch organizacji) i pojawia się znacznie częściej niż w jedynce. A co jest najciekawsze: to że jest szpiegiem który ma wątpliwości, jakby wyrzuty sumienia z powodu tego co robi, ale jednak nadal tak postępuje mimo że jest w pełni świadom konsekwencji jakie z jego działań mogą wyniknąć nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla jednostek chirurgicznych, klonów i wszystkich innych istot biorących udział w wojnie na Drongarze.
Z nowych bohaterów pojawia się postać drugiego admirała który objął dowodzenie Medstarem, a który pomoże w istotny sposób Josowi rozwiązać jego problemy nie tylko natury moralnej lecz również uczuciowej. Pojawia się też nowy chirurg Uli, młody chłopak pochodzący z Tatooine (a jakże by było inaczej), który jest bardzo zdolnym lekarzem. Jest i robot I Five który odzyskuje utracone dane i przypomina sobie przeszłość i złożoną niegdyś obietnicę, dziennikarz Den który zastanawia się nad wyborem dalszej drogi życia.
No i jest postać najważniejsza: Barissa - jak wskazuje tytuł książki - padawanka Jedi uzdrowicielka, która początkowo pobyt na Dorngarze traktowała niezbyt poważnie, a właśnie pobyt na tej planecie stał się dla niej przełomem, najważniejszą próbą - musiała tam bowiem sama dokonać wyboru swojej ścieżki. Kiedyś ona sama powiedziała Uliemu, że nie wszystko jest takie proste, że wszystko sprowadza się do dokonywania wyborów i ponoszenia ich konsekwencji. I pewnego dnia to właśnie ona stanęła przed wyborem, może najtrudniejszym w swoim życiu, miała świadomość że nie jest to takie proste i że sama musi dokonać wyboru i ponieść jego konsekwencje. A cena tego wyboru była wysoka - wreszcie Barissa zrozumiała czym miał dla niej być pobyt na tej planecie.
Ale nie tylko ona poniosła wysoką cenę, jeszcze wyższą cenę ponieśli ci co walczyli na tej planecie i ginęli na niej nie wiedząc że może walczą tak naprawdę na próżno. Bezsens wojny rozumie się dopiero wtedy kiedy nie ma o co i dla kogo walczyć, ale wtedy jest już za późno, za późno by wszystko naprawić i udawać że nic się nie stało. Za późno żeby przejść obojętnie i stwierdzić, że ofiary są zawsze, a ich liczba, to suche cyfry zapisane na ekranie komputera.
Na koniec warto nadmienić że epilogu książki znajduje się spostrzeżenie, które autorzy włożyli w usta Josa że "prawdziwy środek zaradczy na kłopoty nękające istoty ludzkie, czy jakiekolwiek inne, klonowane, organiczne czy cybernetyczne, został dawno odkryty. Stało się to przed tysiącleciami, kiedy jeszcze inteligentne istoty kierowały ku gwiazdom podejrzliwe spojrzenia. Niektórzy nazywali ten środek Mocą, inni miłością, jeszcze inni – tak jak im pasowało, Jos wiedział jednak, że można go znaleźć nie na bagnach odległej planety, lecz w niezbadanych zakątkach serca."
Czytając ten fragment od razu jakby mimowolnie nasunęło mi się na myśl jedno zdanie z "Małego Księcia": "dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze niewidoczne jest dla oczu". Ale to jest już zupełnie inna historia...
PS. Z góry przepraszam za ewentualne wpadki w recenzji, zważywszy na to w jakich warunkach powstała i w jakim czasie