Kupiłem sobie tę książeczkę gdzieś w antykwariacie.
Słyszałem o niej dużo złego, ale nie zauważyłem w niej nic, co urągałoby jakoś przesadnie Gwiezdnym Wojnom. Biorąc pod uwagę, że była to pierwsza książka EU, to w tym kontekście wcale nie wypada tak najgorzej. Mam wrażenie, że później, mimo już rozbudowanego kanonu, powstawały dużo gorsze rzeczy
Oczywiście książka jest nudna, prawie nic się w niej nie dzieje, a jedyne co dano czytelnikowi to nieistotna przygoda Luke`a i Leii na bagnistej planetce. Vader został dodany tam trochę na siłę, bo trzeba było jakiegoś szwarccharaktera, a po co wymyślać nowego, skoro ten był dopiero co wymyślony
To co przede wszystkim brakuje tej książce to solidnego zakończenia. Vader pokonuje Luke`a w pojedynku, po czym w kluczowym momencie wpada w dziurę i tyle go widzieli xD
W tym momencie fabuła zostaje też ucięta, bo nie dane nam było dowiedzieć się jak właściwie po zdobyciu kryształu bohaterowie uciekli z planety, a przecież to było ich celem od pierwszych stron.
Rzeczy takie jak "cesarz" zamiast Imperatora, czy "Alianci" i "Przymierze" zamiast rebeliantów - pomijam, właśnie ze względu na czas powstania powieści.
Zastanowiło mnie natomiast funkcjonujące w książce określenie "Sith". Nie sądziłem, że już wówczas istniało.
Zabawne było porównanie podziemnych roślin do kościelnych witraży , ale takie kwiatki zdarzały się i w innych książkach (promienie rentgenowskie na przykład).
Całość jest oczywiście słabo napisana, jest to bardzo proste i niewyszukane, ale czytało się szybko i bez szczególnego zażenowania. No i jest dość krótkie . Dobrej oceny jednak dać nie mogę, bo warto to mieć na półce chyba tylko ze względów czysto kolekcjonerskich.
4/10