Milowymi krokami zbliża się 2 listopada, czyli dzień, w którym Amerykanie wybiorą swojego nowego prezydenta (zobaczymy czy będzie rzeczywiście nowy, czy też może stary/nowy). Jak wiadomo w Białym Domu pozostanie Republikanin George W. Bush, albo też dostanie wymówienie i zastąpi go Demokrata John F. Kerry. Przed chwilą miałem przyjemność przeczytać esej autorstwa znanego pisarza książek SW, Micheala Stackpole`a, w którym wyjawia na kogo zagłosuje, a także z jakich powodów wybierze tego konkretnego kandydata - zainteresowani tekst znajdą go pod poniższym linkiem:
http://www.stormwolf.com/essays/president.html.
Zapraszam do lektury osoby znające język angielski i orientujące się w tym, co dzieje się na świecie, no i w samych Stanach Zjednoczonych.
Jeśli chodzi o mnie, to praktycznie w całej rozciągłości zgadzam się ze Stackpole`em. Gdybym miał możliwość zagłosowania, również bez wahania poprałbym Johna Kerry`ego. Na sprawę patrzę zarówno przez pryzmat polityki zagranicznej Busha, jak i tego co robi u siebie w domu. Jako Amerykanin nie mógłbym się zgodzić ani z jednym, ani z drugim. Wojna w Iraku jest wojną prowadzoną z niejasnych powodów (bo te oficjalne okazały się fałszywe) i bez jasnej wizji jak ją zakończyć. Bush rozpętał tam piekiełko i teraz ktoś musi po nim posprzątać - ktoś bez klapek na oczach, z nowym spojrzeniem, nie spętany ideologią. Na razie Irak zajął miejsce Afganistanu jako poligon doświadczalny dla terrorystów, których przecież przed wojną nie było w tym kraju. Tak więc to co Bush osiągnął do tej pory to tyle, że z deszczu przeszedł pod rynnę. W międzyczasie zaś broń nuklearną zdobyła Korea Północna i być może zdobędzie ją Iran. Ciężko dopatrzeć się w tym amerykańskiego sukcesu...
Jak wspomniałem powyżej także polityka wewnętrzna Busha to porażka. Wchodząc do Białego Domu zastał rekordową nadwyżkę (o czym już tutaj pisaliśmy), a przez cztery lata przemienił ją w rekordowy deficyt - to naprawdę trzeba umieć zrobić, ale raczej nie jest to powód do dumy. Obniżanie podatków i prowadzenie wojny na czystą logikę nie mogą iść w parze, a jak ktoś nie wierzy, to niech spojrzy za ocean. Ponadto za rządów Busha, Stany zwróciły się w stronę radykalnej prawicy być może jeszcze we większym stopniu niż to się stało za czasów Reagana. Przyszły prezydent uzyska najprawdopodobniej kilka nominacji do Sądu Najwyższego i jeśli z tego przywileju skorzysta konserwatywny Republikanin, to radykałowie zyskają niepodważalny bastion, aby przez całe lata narzucać swój światopogląd reszcie społeczeństwa. Przypomnę, iż obecny Sąd jest uważany za najbardziej konserwatywny od czasów słynnej decyzji w sprawie Dred Scotta z 1856 roku. Jeśli nastąpi jeszcze większy skręt w prawo, to najpewniej upadnie decyzja w sprawie Roe v. Wade dającej kobietom prawo do świadomego macierzyństwa, nie będzie nawet mowy o równouprawnieniu dla mniejszości seksualnych i innych.
Nie ma dwóch zdań, że nadchodzące wybory będą niezwykle ważne głównie dla Amerykanów, dla nas w pewnym stopinu również, ponieważ tkwimy z nimi w Iraku. Ja patrzę na to co się dzieje w USA i jest jedna rzecz, która mnie nurtuje - otóż tam nie popłaca być inteligentnym człowiekiem. Patrzę na Busha, na te jego głupawe uśmieszki, na to co mówi i robi i jednocześnie widzę, że to się wielu Amerykanom podoba. Oni preferują kogoś kto ma uproszczone podejście do życia i ten prymitywizm staje się wręcz zaletą. To, że Kerry widzi wiele stron problemów, to że potrafi zmienić zdanie i przyznać się do błędów jest kreowane przez Republikanów jako wręcz dyskwalifikujące do bycia prezydentem. Tymczasem to, iż Bush robi wszystko źle, ale niezmiennie trwa przy swoim mylnym zdaniu jest według nich świetną kwalifikacją prezydenta. Hmm, to naprawdę nie tak łatwo zrozumieć.
Dobra, dosyć już powiedziałem . Jeśli ktoś ma swoje zdanie, to naturalnie po to jest ten temat, żeby je ujawnić .
Jeżeli zaś chodzi o prognozy, to przeczuwam, że jednak Bush wygra. To też jest zadziwiające, bo przecież przegrał wszystkie trzy debaty, ale widać w Stanach wszystko jest możliwe. Ponoć USA jest Krajem Marzeń, ale coś chyba nie moich.