Po 6 latach przerwy James Bond powraca, a wraz z nim aktor, który wcześniej był już rozważany na Bonda, acz wpierw był za młody, a potem przeciągnął mu się serial, przez co trzeba było szybko znaleźć innego 007. Pierce Brosnon. Seksistowski relikit zimnej wojny. Łagodny, kulturalny, elokwentny i z ciętym językiem, ale jednocześnie wciąż skory do szaleństw. Film Martina Campbella to pierwszy z cyklu, który w żaden sposób nie odnosi się do prozy Fleminga, może sama nazwa została zrobiona na cześć jego jamajskiej posiadłości, ale tu trzeba było agenta 007 przenieść w zupełnie nową rzeczywistość, bez sowietów, z Rosjanami, którzy nie są wcale tacy źli. Z drugiej strony brakuje też szaleńców milionerów z swoją wizją opanowania świata, film staje się bardziej rzeczywisty. Widać to choćby w gadżetach, Bond ponownie ma ich dużo, ale tym razem nie są one tak fikuśne i nierealistyczne jak u Rogera Moore`a. To drobny, acz całkiem realne do stworzenia rzeczy, które mu się przydają. Zmienia się wiele, mamy nową M. (Judi Dench), nową Moneypenny (Samantha Bond), która nie boi się już jechać po Bondzie, miast Felixa Leitera jest Jack Wade (Joe Don Baker - już grał w W Obliczu śmierci przeciwnika Bonda), właściwie tylko Q pozostaje ten sam (Desmond Llewelyn). Mamy też trójkę przeciwników którzy po raz pierwszy przypominają Bonda chyba najbardziej z wyszkolenia - były agent 006 - Alec Trevelyan aka Janus (Sean Bean) i z upodobań Xenia Onatopp (Framke Jensen) i do tego jeszcze generał Orumov (Gottfried John). Dwie pierwsze postaci są fascynujące, dobrze napisane i zagrane. Janus, wychowany przez MI-6, ale jednocześnie zdradzony przez nich. To nie mogło się nie odbić na jego psychice. No i Xenia - już samo nazwisko przywołuje imiona dawnych dziewcząt Bonda (choćby Pussy Galore). Szczerze powiedziawszy, zjada ona na śniadanie Natalyę Simonovą (to jest Izabellę Scorupko), grającą w porównaniu z Framkę dość niemarawo. Nowy Bond jest bardzo efekciarski i popisowy, 007 jeździ czołgiem po ulicach Skt. Petersburga, wiele rzeczy wygląda niewiarygodnie, acz tym razem odbywa się bez gadżetów. Jak się jednak okazuje, wiele z tych rzeczy próbowano i realizowano w sposób normalny i fizycznie są możliwe. Wjazd a moze raczej skok motorem do lecącego samolotu realizowano kilkakrotnie, aż się udało. No ale i tak do tego zabójczy jest humor Bonda jeszcze bardziej wyostorzny niż poprzednio. Choćby rozrabiający w zakładach Q i badający jego kanapkę w poszukiwaniu gadżetów, no i przede wszystkim wymiana zdań z Xenią. Chyba najbardziej zabójcze i tak jest "Xenia: Odłóż broń. Bond: To tylko zależy od twojej definicji bezpiecznego seksu."
Tym razem akcja jest prosta, Janus, dawny agent i przyjaciel Bonda, wraz ze swoimi przyjaciółmi wykrada tajną rosyjską broń satelitarną GoldenEye i postanwawia zemścić się na Brytyjczykach. 007 musi wkroczyć do akcji.
Same dodatki są na pewno bardzo bogatę, ale od razu powiem, że niezadawalające. Mnóstwo tu informacji, o nowej hali produkcyjnej, nowym Bondzie, nowym reżyserze, miejscu GoldenEye w serii i tak dalej, ciekawe sprawy, ale brakuje jednej, podstawowej jak dla mnie. Brakuje tu kompletnego dokumentu o tworzeniu GoldenEye - są tylko jakieś inne, z których można to podkładać. Każdy poprzedni miał często godzinny film, który ukazywał historię filmu od momentu rozpoczęcia planu produkcji, przez pisanie scenariusza, casting, znajdowanie lokacji, kręcenie aż po premierę kinową. Tu niestety tego nie ma, a to, co mnie najbardziej interesowało, czyli tworzeni filmu bez Cubby`ego, bez podkładki Fleminnga, niestety nie znalazło się na płytce. Zresztą nie ma też informacji o trudnościach z produkcją, a te z pewnością były, w końcu to Bond . Inne dodatki, to przede wszystkim opis tworzenia efektów, miniatur, sceny wycięte i fragmenty, które można by zmontować w większą rzecz o produkcji, a tak, niestety pozostaje trochę zawodu.
Sam film, można by ciut przyciąć, by był szybszy i bardziej intensywny, ew. zmienić Izę na kogoś lepszego , ale ogólnie rzecz biorąc jest bardzo popisowy, acz całkiem fajny. Niezła reanimacja serii.