Czytaliście to? Jeśli tak, to powiedzcie, jak oceniacie tłumaczenie oraz ile u was było błędów drukarskich.
(osobiście uważam, że osoby za to odpowiedzialne powinny trafić na stos).
Kirtan Loor
Czytaliście to? Jeśli tak, to powiedzcie, jak oceniacie tłumaczenie oraz ile u was było błędów drukarskich.
(osobiście uważam, że osoby za to odpowiedzialne powinny trafić na stos).
Kirtan Loor
Teraz juz wiem czego nie czytać :)
Wiecie dlaczego tłumaczenie Kryzysu Czarnej Floty jest takie a nie inne? Bo to raczej zestaw tłumaczeń, a nie jednego autora.
Pamiętacie akcję, kiedy Amber chciał zatrudnić nowych tłumaczy, wśród fanów. Generalnie chętnym rozdano po jednym rozdziale, potem ktoś poprawił najbardziej rażące błędy i tak to wydano. Zobacie jak w różnych rozdziałach tłumaczony jest Imperial Star Destroyer. :)
Bez komentarza.
Rozesłać po jednym rozdziale do różnych tłumaczy, niby to na próbę, żeby zorientować się w ich umiejętnościach. A potem ma się książkę przetłumaczoną za darmo. Tylko, że potem wychodzą takie niezgodności jak pisze LS. Nie dość, że robienie w konia tłumaczy to jeszcze olewka klientów.
ostatniop przeczytalem Kryzys i przezylem kryzys
tlumaczenie ma okropnie duzo bledów
przeczytalem tylko jeden rozdzial i omalo szlag mnie nie trawil, ale dobrze ze wypozyczylem z biblioteki a nie kupilem
widzieć błędy w tłumaczeniu trzeba mieć oryginał, ja oryginału nie mam więc nie narzekam, a Trylogia mi się bardzo podobała.
ja kiedyś porównywałem jak Piort W. Cholewa przetłumaczył Mroczne Widmo - i się załamałem. Np. nie wiedział jak przetłumaczyć dewabacc - więc wywalił to ze zdania. Innym razem zdania skrócał.
A do Kryzysu jakoś sie nie przekonałem, ale przed Heretykiem zamierzam go przekartkować.
W końcu przeczytałem Tarcze Kłamstw. Jest to moja pierwsza książka z universum SW, i zabierałem się do niej kilka razy(po słabych recenzjach) jednak uważam ją za ciekawą. Oczywiście trudno mi ją ocenić na tle innych, ale sam wątek wojny z Yevethami uważam za ciekawy. Również w ksiażce jest dobrze przedstawiona różnica: Część Luke jest o wydarzeniach ważnych tylko dla kilku osób, jest to przygoda opisywana z perspektywy zwykłych podróżników. Część Leia tu jest zaś ukazana wojna w którą były zaangażowane miliony ludzi. Ciężko było tak przejść z małej kameralnej wyprawy do czytania o wojnie .
Jednak Tarcza Kłamstw jest to jedyny tom jaki przeczytałem z całej trylogii i nie zapowiada się na przeczytanie następnych, zatem czy mógłby ktoś po krótce napisać co się stało z Hanem, Landem, Leią i Lukiem??
Owa trylogia kilkanaście lat temu przyczyniła się mocno do mej półrocznej, czytelniczej abstynencji. Wymęczony lekturą nie byłem w stanie czytać książek z serii, ani literatury w ogóle. Ponowna lektura okazała się o wiele mniej szkodliwa, aczkolwiek na razie mam za sobą tylko tom pierwszy.
Podoba mi się cały wątek poświęcony Lei i administracji Nowej Republiki, oraz zarządzaniu nowo utworzoną V Flotą. Daje to bardziej złożony obraz tej odleglej galaktyki, zwłaszcza w zestawieniu z kilkoma innymi tytułami, wydawanymi zwłaszcza w latach 1995-1998. Autor próbuje nadać minimum wiarygodności całej tej polityce w wydaniu gwiezdno-wojennym, pamięta o skali galaktyki i m.in. liczebności załóg statku. Dzięki czemu zagrożenie ze strony Ligi Duskhańskiej, mimo, że jest konfliktem regionalnym to ma odpowiedni rozmach i przedsięwzięcie. Przyczepiłbym się do irracjonalnego momentami zachowania Księżniczki, która zachowuje się, jak rozkapryszona panna a nie doświadczony polityk, ale duet Ackbar i Drayson skutecznie sprowadzają ją na ziemię, swym pragmatyzmem.
Dwa pozostałe wątki to już zupełnie inna historia - z tego co mgliście pamiętam, oba prowadzą donikąd i są całkowicie oderwane od głównego konfliktu z Yevethami. W pierwszym Lando wraz z Lobotem śledzą tajemniczy statek (ach, te spekulacje dotyczące etymologii i kultury obcej rasy - FASCYNUJĄCE! - dobrze, że akurat piłem mocną kawę i przebrnąłem przez ten rozdział raz, dwa!) a w drugim Luke poszukuje swej matki. Nuda totalna i brak jakiegoś pomysłu dokąd to wszystko ma zmierzać. Może pod koniec lat 90-tych losy potencjalnej "Padme" mogły budzić większe zainteresowanie, czytelnicy może łudzili się na jakieś nawiązania do kręconego wówczas "Mrocznego Widma". Ale już wtedy Lucas miał ambiwalentny stosunek do EU a powieść pisana była na przełomie 94/95 roku, czy w czasach, gdy losy młodego Anakina były zaledwie nakreślone.
Jestem zdziwiony takim podziałem narracji, główny militarny wątek spokojne mógłby obronić się sam, zwłaszcza, że autor bardzo lubi tworzyć małe rozdziały, poświęcone epizodycznym postaciom - ostatnie kilkanaście stron to fajny przykład na to, jak umiejętnie wykorzystać taką ekspozycję, ukazując zbrojną i krwawą inwazję poprzez losy zwykłych kolonistów. Bardzo fajny zabieg literacki, rzadko spotykany w naszym grafomańskim sw`poletku.
No i mamy taki misz-masz, dałbym naciągane 6.9/10
Konfliktu regionalnego ciąg dalszy - tu już autor się nie patyczkuje w naprzemienne śledzenie losów postaci i po prostu serwuje trzy długie rozdziały z osobna. Tym samym pierwsze 100 stron poświęcone jest poszukiwaniom tajemniczego statku, przez Lando i Lobota, następne sto to Luke szukający matki i około 120 na wątek konfliktu z Yevethami.
Każdy wątek powiela schematy z poprzedniego tomu, teraz jeszcze bardziej rzucające się w oczy i irytujące ze względu na obszerność rozdziałów - Lando znowu toczy dysputy "naukowe" na tematy pseudo-fizyczne odnośnie konstrukcji "Wagabundy", składu atmosfery, ilości tlenu na jej pokładzie, ilość lania wody przez pisarza bije na alarm.
Luke 34 letni, doświadczony mistrz Jedi rzuca w diabły Akademię Jedi i jest wodzony za nos przez tajemniczą adeptkę Białego Nurtu - autor szczegółowo opisuje ich podróż budżetowym promem, negocjacje z władzami kosmoportu odnośnie opłat celnych i wynajmu hangaru, pozyskanie lokalnych środków transportu, parkowanie, wypytywanie świadków, robienie zakupów - KOGO TO OBCHODZI!? Nic tu się nie dzieje, lanie wody osiąga poziom krytyczny. Jest jakiś urok w opisach takiego szarego, smutnego życia przeciętnego mieszkańca galaktyki i zwykłe przyziemne problemy podróżnych, jak chociażby wspomniane lądowanie na planecie (w filmach i serialach trwa to błyskawicznie ...), ale niczemu to nie służy fabule, ślepy by się zorientował, że autor próbuje jakoś wypełnić zakontraktowane strony i nie ma na nie pomysłu.
I tylko wątek wojenno-polityczny stoi na przyzwoitym poziomie - opis rosnącego napięcia i eskalacji konfliktu pierwsze manewry floty, zwiad oraz walki myśliwców i okrętów - bardzo przyzwoita robota, że się znowu powtórzę - to mógł być materiał na cały tom I, podobnie jak i II i najprawdopodobniej tom III.
A tak mamy dosyć niestrawny w 2/3 kolaż militarno-podróżniczo-naukowy.
Ostatni tom zostawił mi dosyć miłe wrażenie po lekturze - co prawda cały wątek z Lando nadal był mdły i zupełnie niepotrzebny. Przez 3 tomy ściga tajemniczy statek, wdaje się w masę naukowych paneli dyskusyjnych z Lobotem i robotami, by w końcu dopiąć swego ... I TYLE. Dosłownie wyjaśniają "tajemncę" niezwykłego Wagabundy i "AHA! nic tu po nas, WRACAMY!" Nijak ma się ten wątek do reszty trylogii i stanowi jej najsłabszy element. W zasadzie mógłby być to tom czwarty serii pisanej Lestera Neil Smitha - podobny literacki kaliber - zabójczy dla czytelnika.
Zaskoczył mnie natomiast wątek Luke`a i jego poszukiwań matki - nie pamiętałem, że na sam koniec łączy się on z Yevethańskim konfliktem a członkinie Białego Nurtu mają istotny wpływ na rozstrzygnięcie finałowej bitwy. Lecz zanim do tego dojdzie śledzimy niemrawą wędrówkę Skywalkera po peryferiach planet. Praktycznie wygląda to tak, że razem z pewną panną lądują na planecie:
-MATULU MOJA! Jesteś tu?
-Luke, jej tu nie ma, ale już wiem, gdzie jest, chodź!
-To samo mówiłaś 3 kosmoporty wcześniej.
-Ale teraz jestem pewna, ZAUFAJ MI XD
-TO LECIMY!
Na szczęście finał w postaci epickiego starcia daje sporo satysfakcji czytelnikowi. Wątek militarny to mocny motyw całej trylogii, autor w dodatku ukazuje struktury Nowej Republiki, która nie jest już dziką, naiwną Rebelią, tylko mocno zbiurokratyzowaną instytucją, która zdążyła już okrzepnąć od czasu upadku Imperium i powoli zaczyna zapadać się w marazmie. Konflikt z Yevethami to preludium do paraliżu decyzyjnego, jaki znamy z Nowej Ery Jedi ...
Mamy tu też kilka zapadających w pamięci scen - Chewbacca z rodziną odbija Hana, masakrując przy tym nieuzbrojonych Yevethów, Leia uzyskuje pełne poparcie Senatu wypowiadając wojnę, Imperialni niewolnicy wzniecają bunt.
Sam pomysł na konflikt z obcą ideologicznie rasą, pozbawioną moralności, kierującą się skrajnie odmiennymi ideami jest tu ciekawie sprezentowany, sama rasa Yevethów to taki zalążek Vongów i fundamentalnego Islamu, szkoda rozdziały im poświęcone można policzyć na palcach jednej ręki. Autor woli serwować nam wspomniane przygody Lando ... ale też nawiązuje kilka razy do trylogii Akademia Jedi i komiksów Dark Empire, co się bardzo chwali.
Ale ten tom podobał mi się - dałbym mu mocne 7+/10 - niestety, niektóre rozwlekłe rozdziały i dłużyzny oraz nic ni wnoszące do fabuły wątki skutecznie obniżają ocenę całej trylogii do naciąganej 5+/10.