Tu kieruję pytanie do dwóch grup użytków.
Pierwsza to osoby - które czytają i tyle.
Druga to osoby, które mają w swym dorobku jakieś teksty.
Teraz tak, obaj panowie tłumaczą nie wprost. Podobieństwo między nimi jest duże. Długie zdania bardzo często mają inny szyk niz w oryginale, a treść którą prezentują jest na granicy zgodności z tym co było w oryginale. Oczywiście nie robią takich przegieć jak np. Wojciech Szypuła (tł. książkę Mroczne Widmo), który potrafią gubić fragmenty zdań, a kto wie, czy czasem nawet czegoś sobie nie dopisać. Syrzycki & Łoziński tłumaczą wszystko i zapisuają to językiem bardzo płynnym lekkim. Diunę Łozińskiego czyta się o wiele lepiej, niż poprzednie tłumaczenie, choć bardzo denerwujące są pewne przegięcia z tłumaczeniami nazw własnych. Syrzycki ma podobnie. Na dodatek obaj panowie czesto albo olewają inne tłumaczenia, albo nie grzeszą ich znajomością. (Czerw - Piaskal, Assasin - Skrytobójca, czy choćby nieszczęsny Nawara Ven).
Przy czym w ich tłumaczeniach gubią się czasem gierki autorów. Tfu nie czasem, w ogóle się gubią gierki słowne zrobione przez autora, np. używając starszego lub mniej popularnego zwrotu, na to samo. Czasem to celowy zabieg.. ale obaj gubią to całkowicie.
Z drugiej strony są tłumacze jak Aleksandra Jagiełowicz, którzy w praktyce tłumaczą zdanie po zdaniu. JEst to wierne, ale czasem gubi się lekkość pióra. Za to na pewno o wiele trudniej jej zgubic gierki słowne autora - niewidzialne normalnie.
Zatem jakie tłumaczenie preferujecie. Prosze tylko nie wpisywać, że nie Syrzycki bo zrobił Nawarę, czy Łoziu bo Piaskale . Chodzi mi o sam sposób podejścia do tłumaczenia. A może komuś się podoba tłumaczenia ala TPM? wymyślić dodać wyciać.
No i jakbyście chcieli by były tłumaczone Wasze dzieła.. Lekko? Czy wiernie, a przez to czasem smetnawo?