-Tak więc, dzisiaj wkleję końcówkę rozdziału drugiego
Przedstawia ten kawałek wizytę bohatera w Muzeum wyspiarzy Gdzie Mistrz zapoznaje go z paroma kolejnymi aspektami i cudami technicznymi wyspiaarzy Komentarze pozostawiam wam
-Tu widzisz coś, co jest jeszcze mało powszechne na kontynentach, koło – Mistrz oprowadzał Kirunde po Muzeum. M’hoc’thin musiał gdzieś pójść i coś załatwić, więc weszli do Muzeum sami. W przeciwieństwie do domu Mistrza, był to ogromny, okrągły budynek, z ogromnymi drzwiami, które otworzyły się przed nimi zadziwiająco lekko. Wewnątrz ściany były pięknie rzeźbione i oświetlone elektrycznym światłem. Wszystkie piętra układały się w koła z dziurą pośrodku, w której stała ogromna kamienna kolumna – nasi przodkowie wymyślili je już dosyć dawno, kilka tysięcy lat temu. Ale to pewnie dlatego, że ta wyspa sprzyjała rozwojowi. Gleba tu żyzna, klimat idealny, a dotego daleko od lądu, więc sąsiedzi nas nie napadali.
-A to, co to jest, Mistrzu? – Kirunde wskazał na ogromny portret wiszący na środkowej kolumnie.
-Ach, wy młodzi, zawsze jesteście tacy niecierpliwi. Ten portret przedstawia odkrywcę hipernapędu, L’kaasa. Jego rodzina ma sporo zasług, jego dziadek odkrył napęd jonowy.
Kirunde zrobił niewyraźną minę.
-A co to jest i do czego służy ten napęd?
-Jest to coś, konkretnie siła mechaniczna, co porusza nasze okręty, statki, także te latające. Otóż dość dawno temu, zaczęliśmy latać bardzo wysoko na naszych statkach. Dotarliśmy nawet na księżyc. Pamiętasz, co ojciec ci o tym mówił, prawda?
-Tak, mówił, że ziemia jest okrągła. Nawet pokazał mi, gdy byliśmy na jakiejś wysokiej górze. Gdy patrzyło się w dół z tej góry, widzialna powierzchnia ziemi tworzyła koło.
-Hmmm nie jest to przekonywujące, ale na razie musi ci wystarczyć. Ale wracając do tego, co chciałem ci powiedzieć, wyobraź sobie, że w kosmosie jest mnóstwo takich planet, na jednych mieszkają jakieś istoty, inne się do tego, z różnych względów, nie nadają. A każda krąży wokół własnego słońca. Popatrz tutaj – Mistrz wskazał na diagram przedstawiający układ słoneczny – to jest nasza planeta to nasze słońce, oczywiście w pomniejszeniu. Widzisz, że odległości są ogromne. Weźmy na przykład drogę z naszej planety, na ostatnią. Kiedyś zajmowała nam ona całe lata, napęd jonowy pozwolił nam ją pokonać w ciągu kilku godzin, ale to dzięki hipernapędowi pokonujemy ja w kilka sekund. A na inne zamieszkałe planety, które są w odległych układach słonecznych, możemy dolatywać w ciągu kilku dni.
-Mistrzu, powiedziałeś, że na razie musi mi wystarczyć. Czyżbyś miał zamiar wysłać mnie tam wysoko, w kosmos?
-Bystry z ciebie chłopak, Kirunde, rzeczywiście mam taki zamiar, ale o tym później pogadamy, w trakcie szkolenia.
-Szkolenia!? – Kirunde był wyraźnie zdumiony – przecież miałem tylko zwiedzić miejsce, gdzie mój ojciec pobierał nauki!!
-Owszem, ale wiedz, że twój ojciec przybył tu w tym samym celu. Każdy z twoich przodków przybywał tu w tym celu – Nagle coś zapiszczało. Mistrz wyciągnął spod płaszcza jakiś przedmiot – Tak? Już idę. Wybacz Kirunde, ale muszę cię opuścić. Pozwiedzaj sobie jeszcze Muzeum, a ja przyśle do ciebie M’hoc’thina. A jeśli ci się znudzi, to za Muzeum są piękne ogrody – to mówiąc obrócił się i poszedł.
Kirunde stał jak zamurowany i patrzył za odchodzącym Mistrzem. Patrzył jak schodzi po schodach, przemierza parter i znika za drzwiami, które zamknęły się z ledwo słyszalnym puknięciem. Kirunde stał jakiś czas, gapiąc się na drzwi, oparty o barierkę. Zaczął myśleć nad tym, czego dowiedział się od Mistrza, że jego ojciec też przybył tu tylko zwiedzać. I nagle przypomniał sobie, co jego ojciec jeszcze mu powiedział...