wiele za i przeciw, ale jak czytałem co niektórzy napisali, to aż mi się nóż sprężynowy otwiera!
Naprawdę, gratuluję dochodów miesięcznych tym osobom, bo chyba naprawdę nie mają pojęcia o życiu przeciętnego człowieka.
Wyobraźcie sobie, że mnie nie stać na to, żeby pozwolić sobie na zakup oryginalnej płyty za 80 złotych... Tyle forsy widzę jakoś na początku miesiąca, a potem? He he he... No cóż, ciekaw jestem ilu z Was mieszka "na własnej gospodarce"? Ja mam tą wątpliwą przyjemność i, co gorsza, nie mam pracy (bo też nie mam na nią czasu). Utrzymanie domu w stanie dalekim od rozkładu pochłania ok. 100 miesięcznie. Do tego utrzymanie mnie i moich zwierząt (to lekko licząc 200-300), do tego dochodzi forsa na bilet miesięczny, rachunki i już mamy przeciętne zarobki Polaka. A jeszcze nie doszedłem do niczego, co mogłoby być związane z przyjemnością!
Trochę racjonalności... Nie kupuję oryginałów BO MNIE NIE STAĆ. Czasami zdarza się, że pójdę na giełdę i coś sobie kupię, fakt. A dlaczego chodzę tak rzadko? BO MNIE NIE STAĆ. Bardzo proste, prawda? Kogoś może nie być stać na to, żeby pójść i wpakować 150 złotych w grę, która może się okazać kompletnym niewypałem, albo znudzi się po 3 etapie. Po prostu zwyczajnie nie mam kasy. Ktoś mi zaraz powie "to nie jest argument". Czyżby?
W niemczech fenomen piractwa nie istnieje. Podobnie w Szwajcarii, Austrii, Francji, Hiszpanii... W zasadzie w żadnym państwie zachodnim nie istnieje piractwo w znanej nam formie. Wiecie dlaczego? Bo gry kosztują tyle samo ile w Polsce. Tyle tylko, że zarobki są jakieś 3/4 razy większe. Niesamowite, prawda? Ile to problemów może rozwiązać napływ gotówki do kieszeni...
Teraz sprawa pieniędzy dla programistów. Mało kto wie, że programista tak naprawdę mało powoącha z tych pieniędzy, które pobrane zostają na grę. Forsę zgarnia firma developerska, która rekompensuje koszty reklamy, firma tłocząca płyty, szafowstwo producenta, do programisty trafia mizerny procent tego urobku. Czy w Polsce takie działanie jest uprawnione? JAsne, że z moralnego punktu widzenia nie. Ale kto się tym przejmuje? Naganne jest kupowanie piratów, ale to, że robi się przekręty finansowe na dystrybujcji już jest w porządku.
Faktem jest, że gdyby nie giełdy, rynek piracki i takie tam, to w życiu nie zobaczylibyście gry za 20- 30 złotych. Dalej kupowalibyście radośnie i z uśmiechem za złotych 150. Parę firm się rozpadło, programiści nie dostali kasy, ale dzięki temu ktoś w tym zaściankowym kraju zaczyna powoli myśleć. W bólach się to rodzi, ale jak zobaczę grę za rozsądną cenę, to giełdę odwiedzać przestanę w ogóle.