Wydaje mi się, że kiedyś o tym była jakaś wymiana zdań tutaj, ale nie mogę teraz znaleźć.
Niedawno obejrzałam jeden z promocyjnych filmików z obsadą Andora, rozwiązywali quiz o Star Wars. I w trakcie wyszło, że nie wszyscy widzieli filmy/wszystkie epizody.
I zaczęłam się znów zastanawiać, czy aktor, który ma zagrać w jakiejś adaptacji czy kontynuacji powinien zapoznać się z materiałem źródłowym / poprzednimi częściami?
Generalnie powiedziałabym, że w wielu przypadkach teoretycznie nie jest to mus, ALE…
Ale wydaje mi się, że jest to zasadne, pożądane i przydatne. I… hmmm… eleganckie?
To bardzo pozytywnie wpływa na promocję, odbiór ze strony fanów. Świadomość, że ktoś, kto tworzy to, co lubią, też to zna i lubi jest bardzo sympatyczna. Wystarczy wspomnieć Henry’ego Cavilla jako Wiedźmina czy Richarda Armitage’a grającego Thorina. Czy stosunek Diego Luny do Jabby Mi osobiście bardzo podobało się, jak Hayden powiedział, że szykując się do powrotu do Gwiezdnych Wojen obejrzał The Clone Wars
Gdybym była aktorką i miała zagrać jakąś np. postać z komiksu, to na pewno bym o niej poczytała. Oczywiście, jeśli tych komiksów jest straaaasznie dużo, to zrozumiałe, że nie przebrniesz przez wszystkie, ale zwykle można dowiedzieć się, które są najlepsze/najistotniejsze/kluczowe dla danej adaptacji.
Star Wars to olbrzymi świat, ale wydaje mi się, że obejrzeć przynajmniej epizody to naprawdę wypada, jeśli wcześniej nie widziałeś, a właśnie dostałeś rolę w tym uniwersum. Jakbym miała zagrać jakąś postać, która już się pojawiła w SW, to bym dotarła do odpowiednich książek/komiksów/seriali, żeby ją lepiej poznać. Bez względu na to, co dowiedziałabym się od reżysera, scenarzysty czy kogo tam jeszcze. Fajnym przykładem na to, że to ma znaczenie jest Jason Isaacs, który zagrał Lucjusza Malfoya w Harrym Potterze. Po przesłuchaniu przeczytał ciurkiem 4 książki (wtedy dostępne) i to jemu zawdzięczamy wygląd tej postaci i jej charakter na ekranie. Zobaczył co szykują jeśli chodzi o kostium i interweniował. Na szczęście Powiedział, że jego postać miała mieć krótkie (nie blond) włosy i garnitur. Isaacs skomentował, że Lucjusz nie chciałby wyglądać jak mugol i zaproponował długie blond włosy i arystokratyczną garderobę. Laskę z ukrytą różdżką też on wymyślił. Dla mnie jego Lucjusz wypadł rewelacyjnie.
Inny przykład spoza SW. Absolutnie uwielbiam Davida Sucheta w roli detektywa Herkulesa Poirota. Uważam, że jest idealny. Widziałam kiedyś wywiad z Suchetem, w którym powiedział, że jak dostał tę rolę, to usiadł z kartką i ołówkiem, żeby znów przeczytać wszystko, co Christie napisała o tej postaci. Wypisywał sobie każdą cechę, każdą wzmiankę o upodobaniach, charakterystycznych zachowaniach, wszystko to, co „składało się” na belgijskiego detektywa. To czasami były drobiazgi, ale one pomogły mu zbudować tę rolę, sprawiły, że stał się tak świetnym Poirotem. Wydaje mi się, że to jest podejście świadczące o zaangażowaniu, profesjonalizmie, a nawet szacunku do widzów, fanów, autorki oryginału czy twórców serialu.
Bo niby obowiązku nie ma, ale jak aktor gra w drugim sezonie serialu Star Wars, to już mógłby gdzieś w międzyczasie obejrzeć przynajmniej klasyczną trylogię, prawda? To tylko 3 wieczory. Przecież oni nie pracują na dwie zmiany w fabryce, na pewno mają od czasu do czasu więcej wolnego niż przeciętny człowiek.
Poza tym w wielu produkcjach aktorzy mają chyba przerwy pomiędzy ujęciami, czasami charakteryzacja trwa długo, podróżują w celach promocyjnych itp. Wydaje mi się, że można książkę przeczytać, coś obejrzeć czy audiobooka zapuścić.
Po prostu chodzi mi chyba bardziej o jakiś szacunek do świata, którego stałeś się częścią i związanych z nim ludzi, niż to, że ta znajomość jest niezbędne do tego, żeby dobrze zagrać. Bo często pewnie nie jest. Czasami zapewne wystarczy scenariusz czy punkt widzenia reżysera.
Chociaż wydaje mi się, że aktor musi wiedzieć co gra, to jak chce stworzyć postać, w jaką stronę ją prowadzić. Mieć to przemyślane, żeby bardziej wiarygodnie wypaść. Więc takie przygotowanie, znajomość pierwowzoru wydaje mi się dość istotna jak zabierasz się, jako aktor, za pracę. Jak w przypadku Alana Rickmana grającego Snape’a w czasach gdy nie wyszły jeszcze wszystkie książki o Harrym Potterze, któremu Rowling zdradziła swój plan na tą postać, żeby wiedział jak ma grać.
Czy się czepiam?
A może aktor-fan, to w ogóle tylko problemy, bo będzie się właśnie czepiał np. zmian, zamiast robić to, co mu każą?