Niesamowity paździerz xD nie wiem jakim cudem twórcy TNG wypuścili coś takiego.
To znaczy, oglądać się >>dało<< ale głównie przez to, że to kontynuacja ST TNG.
Całość sprawiała po pierwsze wrażenie ogromnego fan serwisu, przy którym sequele to pikuś. Zaczynamy od starego Kirka i w ogóle starej załogi, potem on spotyka Picarda, dwóch kapitanów Enterprise na ekranie, Picard w końcu płacze, a żeby tego było mało, Data w końcu ma emocje!!! choć akurat Data z emocjami to peak comedy, no ale.
Wstęp trwał ile, 30 minut? xD całość prologu zmieściłaby się w 3 minutach przed sekwencją otwierającą odcinek i niczego by nie straciła.
A tłumaczenie, litości. Ja rozumiem, że to piu piu w kosmosie i nie czepiamy się np. dźwięków, ale TNG starał się jakoś to tłumaczyć, a jeśli się nie dało, to tworzył jakieś cameronium i jechane. A tutaj całą fabułę oparli na grawitacji. Zniszczenie gwiazdy zmienia grawitację i tor przelotu Nieba. I robi to natychmiast! Grawitacja jest propagowana z prędkością C, więc przelot w odległości np. roku świetlnego od gwiazdy wymagałby korekty po roku. Oczywiście to można uzasadnić jakimiś odkryciami w fizyce, że WARP opiera się na nielokalności wszechświata albo coś, ale! na schemacie jest przelot nieba obok planety i on musi zniszczyć gwiazdę, żeby skorygować kurs na planetę. Potem na planecie Master ten ziomek strzela do gwiazdy, gdy Niebo jest już nad nimi i nagle się to zmienia! Okej, gwiazda się zapadła, a w jaki sposób to wpływa na jej studnię grawitacyjną, skoro w ciągu tej sekundy, dwóch, trzech, a i długo więcej, grawitacja jest taka sama, bo nie doszło do odrzutu masy, a jak doszło, to nie zdążyła się jeszcze oddalić na tyle, by zmienić studnię ośrodka?
A wystarczyłoby powiedzieć zamiast grawitacji nie wiem, "the mavity forces have changed" i byłoby już ok XD
Poza tym jakieś przeciągnięte ujęcia, nierówne, nagrywanie brzucha konia, nawet nie nóg, głowy, grzywy, ale samego brzucha, o co tam chodziło xD
zmęczył mnie ten film, nie polecam, głupi, nierówny, niespójny