Hejo, obejrzałem po 30 (ponad!!!) latach i poniżej moje wrażenia z tej podróży w czasie.
Większość ludzi wyrażających swoją opinię o czymkowiek robi mniej więcej coś takiego: wszystko super, brawo, ALE. Stąd powiedzonko "wszystko co słyszysz do ALE, możesz wywalić do kosza". Więc żeby nie marnować czasu Waszego i Mojego, ani bajtów lecących po kablach zacznę od tego co jest po ALE, a jak znadję coś dobrego (spoiler: znajdę) to to też będzie wspomniane.
O rany naprawdę tego KRUKA oglądałem jesienią 1994 roku czyli ponad 30 lat temu :O mujborze ten czas leci. Film oglądałem "na raty" wczoraj i dziś, więc jestem bardzo "na świeżo". A więc! Kruk jest jednym z tych prototypowych filmów superbohaterskich lat 90-tych, które powstały zanim wynaleziono i udoskonalono formułę, której szczytem były Marvele sprzed już prawie 10 lat. Tak sobie myślę, że może tamte prototypy były nawet i lepsze niż późniejsze twory, bo na tamtym etapie twórcy eksperymentowali, może trochę tego może tamtego, może "wte" a może "wewte" no i te filmy miały jakiś swój charakter, który sprawia że są raczej, no, niepowtarzalne. Potem to trochę taka "pieczątka", i jedziemy (w każdym razie pod względem wizualnym).
Moje wrażenia co do Kruka pozostały raczej niezmienione. Ja dość często zmieniam opinię co do filmów (i nie tylko he he). W wypadku Kruka myślę że moja niezmieniona opinia świadczy raczej dobrze o filmie, bo on jest bardzo wyrazisty i "charakterny". Widzę to wszystko i myślę, że to się może podobać, a może nawet BARDZO. Po prostu mi to osobiście z bardzo subiektywnych względów "nie leży".
Film faktycznie jest mocno wystylizowany, ale jego mroczno-piekielny styl jest zbyt jednostronny, nie ma tam nic co by służyło jako przeciwwaga. Stąd moje wrażenie "przegięcia" i odczucie przytłoczenia wizualnego. Miejsce akcji wygląda jak śmietnik w piekle. Dla mnie to jest po prostu brzydkie i nie sprawia przyjemności w oglądaniu (syf można przedstawić w sposób wizualnie atrakcyjny).
Przed 30 laty film wydał mi się nudny i pozbawiony werwy, nerwu, energii. CIągle mam takie wrażenie, ale nie jest to coś dyskwalifikującego.
Film jest strasznie depresyjny i dołujący. Nie ma tam praktycznie nic pozytywnego, żadnego "światełka w tunelu". Komentarz zza kadru próbuje przekazać coś o wiecznej miłości i tym że ukochani z nami niby są na na zawsze, ale nie jest to jakoś przekonujące. O po prostu dziewczynka to mówi zza kadru. Film sam w sobie jest raczej nihilistyczny i nie promuje żadnych "wartości". Dwoje młodych ludzi ginie straszną śmiercią z rąk degeneratów za to że byli dobrzy. Facet wraca i po prostu z zemsty morduje swoich oprawców, nie poprawiając jakoś świata. Po czym wraca do bycia martwym. Ło i tyle.
Za mało tego romansu. Dziewczyny w filmie nie ma nic, tyle że w jakichś malutkich fleszbekach no i jej najważniejszym zadaniem jest cierpieć i niby kochać tego faceta. Nie wiem, co o tym sądzą panie na widowni (napisz Princessa) ale mi się to zdaje jakieś puste i instrumentalne. Może 14-letnie wampirelle to kupowały, nie wiem. Moja ówczesna fanka muzyki techno nie bardzo
O właśnie muzyka. Moim zdaniem niezbyt. Ścieżka autorstwa Graeme Revella mi nie podchodzi. Jest raczej mało melodyjna, w tle jakieś etno-zawodzenia, które nijak nie pasują do wizualiów. Brak lejtmotywów jest dla mnie bardzo bolesny. Albo inaczej, ich celowe nie wykorzystanie. Są dosłownie DWIE sceny gdzie wybrzmiewa ta fajna melodia: pierwsza z nich to scena "It cant rain all the time".
Soundtrack ROKOWY jest dla mnie słaby. Nie lubię tych bandów, ani stylu. Tu leży większy z moich dupo-BULI co do tego filmu. Film bierze ikonografie GOTH i miesza ją z muzyką GRANDŻ i ALTERNATYWA, pamiętam że jak to widziałem pierwszy raz to myślałem sobie "oszustwo", no i tak myślę do dziś. Jedno z drugim się nie zgrywa. Grunge i alt stały w tamtych czasach w mocnej opozycji do goth, a może nawet goth był przez te środowiska pogardzany. Jak film miał wyjśc to ja się spodziewałem ścieżki w tym stylu:
https://www.youtube.com/watch?v=H1Vt-qdS8FE
https://www.youtube.com/watch?v=rJWsDpA909c
a dostałem:
https://www.youtube.com/watch?v=n24GgIwWl8w
https://www.youtube.com/watch?v=lEnMb4m9lu0
Sorry ale dla mnie to była duża różnica, film obiecywał COŚ a dawał coś INNEGO. The Cure wydaje się być dane na "odczep się".
Dobra były narzekania to teraz dobre rzeczy: zdjęcia są bardzo dobre. Film wygląda jak film. Montaż git. Sceny akcji są bardzo przyzwoite. Fajni bohaterowie, dobrze to wszystko zagrane. Technicznie bez zarzutu.
Generalnie: tak jak pisałem na początku, po prostu nie mój styl. Brak w tym jakiegoś jajcarskiego kontrapunktu. Za dużo powagi.
Z tych prototypowych "superbohaterów" to bardziej podoba mi się BLADE (1) i Piąty Element (wliczam do tej kategorii) oraz jeszcze jeden "muj ólóbieniec", o którym napiszę niedługo. To by było na tyle
PS z ciekawości tego nowego kruka też obejrzę