Jej, a myślałam, że to tylko ja miałam takie odczucia .
(W ogóle mam postanowienie noworoczne wrócić na forum... Ciężko jest w pracy ).
Wiecie co, oglądając to, miałam cały czas w głowie myśl: "Może ja jestem na to za stara?" No ale nie, "Opowieści Jedi" fajnie się pochłaniało, mimo zgrzytów w kanonie (nadal jestem zła). Byliśmy z narzeczonym na "Kocie w butach" w weekend, to wyszłam z kina uchachana, że hej. Więc nie o to chodzi. Tutaj...
- Na główny, moim skromnym zdaniem, problem, zwrócił mi uwagę narzeczony, zadając pytanie: "Czego oni właściwie chcą?". I wiecie, to się tak kupy nie trzyma... Minęło kilka miesięcy od końca pierwszego sezonu i, jak można wyczytać z kontekstu, cały czas pracowali dla Sid. Nie wierzę, że nie zarobili w tym czasie dość kredytów, by kupić sobie jakieś poletko na Zewnętrznych Rubieżach. Zwróćcie uwagę ile kasy musiało iść na paliwo, bo pewnie jakby ktoś zrobił mapkę ich podróży, to by się okazało, że zwiedzili pół galaktyki. A tak wykonują misję za misją, bez celu, bo Cid im tak każe, co prowadzi do kolejnego problemu...
- "Misja tygodnia". Nawet recenzenci pisali, że nie za dobrze się to ogląda. No bo kurczę ile można wykorzystywać ten sam format? Popatrzcie, wszystko zaczęło się od TCW, gdzie właściwie cały serial jest na tym oparty, ale to jeszcze się jakoś trzymało, bo mieliśmy przynajmniej sporo bohaterów. A tu mamy świętą trójcę, a tu Kita Fisto, a tu Adi Gallię... Śmierć też nie była czymś obcym, przywiązywaliśmy się do bohaterów, ale wiedzieliśmy, że możemy ich stracić.
W "Rebelsach" zaczęło się to moim zdaniem nieco psuć, bo z jednej strony dobrze mieć stałą ekipę, z drugiej no ileż można patrzeć na formułę "Imperium robi X, pójdziemy to naprawić, pojawia się trudność Y, ale dzięki pomysłowości/sile przyjaźni/ducha uda się nam". Przyszedł też problem "nieśmiertelności" bohaterów. Jasne, tak, Kanan zginął. Niemalże na koniec. I przez to wszystko Badbacze serial są zwyczajnie nudni.
- Nie umiem przywiązać się do tych bohaterów. Wiecie, mam w szkole klasach problem - dzieci mają koszmarnie ubogi język. Pewna rzecz rzuciła mi się w oczy podczas zajęć indywidualnych, podczas których chłopiec z 7 klasy umiał opisać bohaterów tylko słowami "miły" i "niemiły". Jak dowiedziałam się, że Świtezianka była niemiła, to aż mi ciśnienie skoczyło. Nie podstępna, zdradliwa, może trochę zraniona, nieufna, cwana... Nie, ona jest niemiła. Nie umiał nic innego wydusić. Od tego czasu zaczęłam bardzo zwracać na tu uwagę w wypracowaniach, a moją klasę w zeszłym roku potwornie ochrzaniłam, gdy na pytanie o cechy Skawińskiego odpalili, że był MIŁY oczywiście.
Wytłumaczyłam im potem, że chodzi o infantylność. Jasne, że ktoś może być (nie)miły, ale nie można sprowadzać bohatera lub w ogóle człowieka do jednego słowa. A to właśnie robią twórcy Badbaczów. Zauważcie, że mimo iż w "Rebelsach" mieliśmy sporą ekipę, to każdym z nich można sporo powiedzieć, każdy z nich dźwigał własny krzyż, każdy z nich miał swoje wady i zalety, historię... Tutaj, mam wrażenie, patrzę na kolektywny byt, który różni się od siebie mniej, niż wszystkie Reksy, Jessie, Wolffe`y i Gregory razem wzięte. Interakcje między nimi są tak... nudne, tak przewidywalne... Nie wiem - może w tym drugim sezonie coś się ruszy.
+/- Wątek Separatystów zawsze na plus... Ale zły hrabia Dooku, który okrada swoich? Proszę, Dooku to człowiek interesu, wiedział przecież, że okradanie swoich nie byłoby korzystne ani wizerunkowo, ani ekonomicznie. Tym bardziej przecież, że w niedokończonych odcinkach byli pokazani zwykli ludzie z Serenno, to była bogata planeta.