Są spoilery, jak ktoś nie czytał książki czy nie widział poprzednich wersji.
Żeby nie było - zaczyna się naprawdę bardzo dobrze, mocnym akcentem, to ściąganie odzieży z poległych, pranie, wszywanie łatek w miejsce przestrzelin, ze świetnie dobranym podkładem muzycznym, to naprawdę robi wrażenie i ma się nadzieje że będzie to naprawę dobry film.
Niestety, nie jest.
I nie wiem czy to jakaś nowa moda, że trzeba koniecznie zmienić linię czasową i timeline oryginału wyrzucić do śmietnika? Żeby było "oryginalnie" i "kreatywnie"? No niestety, panowie, tak to nie działa.
W książce (i poprzednich, świetnych adaptacjach) bohaterowie zaciągają się do armii na początku wojny, i ma to sens, bo tak to wyglądało w 1914 r. Przeniesienie tego w rok 1917 jest po prostu śmieszne, to nie ten etap wojny, no i choćby to że jest normalny pobór młodszych roczników scena ta jest bez sensu.
Co więcej, takie skrócenie akcji wpływa na odbiór - wcześniej mieliśmy szansę poznać wszystkich bohaterów, ich relacje, i to jak giną jeden po drugim na przestrzeni wojny robiło na nas wrażenie. Poznajemy naszych "uczniaków", poznajemy ich towarzyszy broni z różnych sfer, tych robotników z fabryk, rolników, rybaków, mamy konglomerat różnych osobowości. Tu nie ma nic. Śmierć kolegów Paula niespecjalnie nas przejmuje. O, jakieś okulary w błocie, yes, very sad, anyway... Albert, Haie, Fryderyk, Paul - nawet ich specjalnie nie zapamiętamy, o reszcie nawet trudno wspominać. Po prostu taka konstrukcja opowieści nie daje nam możliwości emocjonalnego związania się z postaciami.
To samo jest z Kaczyńskim - tam był mentorem młokosów, tutaj jest kumplem od sracza i kradzenia gęsi. Znowu, to jest całkowicie inna relacja emocjonalna i znowu to co fajnie zgrało w poprzednich filmach, tutaj kuleje.
Lub - jedna z ważniejszych scen książki i poprzednich filmu, w leju z umierającym francuzem, tutaj zupełnie nic w niej nie działa.
Ale, dlaczego nie dane nam było poznać bardziej postaci które znamy z książki? Bowiem scenarzyści wymyślili sobie równoległą, całkowicie "od czapy" i nieistniejącą w książce historyjkę o podpisywaniu zawieszenia broni, która dzieje się niejako równolegle z właściwą akcją filmu. Po co, na co i dlaczego? Nie bardzo wiadomo, chyba tylko żeby pokazać jacy to ci Francuzi źli, bezduszni i okrutni, a marszałek Polski to w ogóle najgorszy. No jak na film z założenia antywojenny, to coś nie pykło, bo mamy tutaj podprogowy przekaz o Niemcach jako tych skrzywdzonych niesłusznie, z podtrzymaniem nazistowskiego mitu o "ciosie w plecy". No ale, to niemiecki film i mamy rok 2022, więc się nie ma czemu dziwić.
Film polega wręcz tragicznie wręcz na polu wizualnym. Tzn. niby to jak oni biegną i hurtowo giną w ogniu karabinów maszynowych wygląda niby dobrze, ale niestety nie. Raz, że już to samo mieliśmy we wcześniejszych filmach - tylko znowu - lepiej. Dwa - te sceny pasują do wcześniejszych lat wojny, a nie do 1918, gdzie już był inna taktyka. Nie pasuje tu nic, kolory, okopy, czołgi, regulaminy. Nikt, żadna ze stron nie używa np. ręcznych karabinów maszynowych - bo po co?. Film musiał trochę kosztować, to widać, to tak trudno było zatrudnić jakiegoś konsultanta za jakieś 5 tys. Euro? Za drogo? W rezultacie dostajemy ot taki wizualny obraz (z fajerwerkami) pt. "jak mały Hans sobie wyobraża I wojnę". Widz ma oglądać i się zachwycać, a nie zadawać pytania.
Zakończenie to kuriozum zupełne (tak, oczywiście trzeba było zmienić zakończenie i wymowę filmu jaki i samego tytułu - czy po "pierździonkach" i "wieśku" jeszcze kogoś to dziwi?) - zawieszenie broni podpisane, ale jeszcze zostało czasu do godziny o której wejdzie w życie, więc niemiecki generał postanawia sobie rozegrać sparing z Francuzami z udziałem ostrej amunicji, i oczywiście żołnierze nie widzą w tym nic złego. No i walka trwa, mordują się czym popadnie, pardonu nikt nie daje, ale wybija godzina 11, gwizdek (tak, tak to wygląda, nie zmyślam), koniec walki, przestają strzelać i się zabijać, od teraz już wszyscy są kumplami i się kochają... Kur... tyna.