No w końcu obejrzałem to cudo, słynny "najlepszy serial na świecie", oryginalnie emitowany przez amerykańską kablówkę AMC a od pewnego czasu dostępny na netfliksie. Po wielu latach od zakończenia produkcji zdobyłem się na obejrzenie całości i ostatni epizod łyknąłem dokładnie 8 lat po jego premierze.
Wszyscy pewnie wiedzą o czym serial traktuje, ale dla przypomnienia: główny bohater to Walter White, nauczyciel chemii z ogólniaka, potulny i łagodny facet we wiecznych kłopotach finansowych, prowadzący bardzo skromne życie ze swoją wystrzałową żoną i nastoletnim synem cierpiącym na porażenie mózgowe.
Walt na swoje 50 urodziny dostaje nieciekawy prezent: ma raka płuc który wykończy go za maksymalnie rok. Walt nie traci czasu, i przyciśnięty przez okoliczności oraz zainspirowany przez szwagra - agenta DEA, postanawia zapewnić finansowe bezpieczeństwo swojej rodzinie, poprzez wejście w biznes "chemiczny". A konkretnie produkcję i sprzedaż metaamfetaminy (mniam!). Rekrutuje do pomocy swojego byłego ucznia, Jesse Pinkmana i zabawa się zaczyna.
Serial trwa 5 sezonów, łącznie 62 odcinki po ok 40-50 minut, akcja pokrywa dwa lata czasu "serialowego", a sama produkcja serialu trwała lat 5 (2008-2013). Breaking Bad to typowy przykład produkcji "złotej ery telewizji", wygląda to bardzo dobrze, brzmi fajnie, aktorsko/scenariuszowo/reżysersko bez zarzutu.
Pytanie, czy naprawdę to jest tak dobre jak mówią krytycy i recenzje. Moim zdaniem naprawdę jest. Niby "zwyczajny" kryminał (czarna komedia?), ale serial bardzo szybko przechodzi w bardzo wysokie, abstrakcyjne strefy znaczeniowe bez silenia się na pseudo-intelektualizm czy popadania w pretensjonalność. Sprytnie w treść zaszyte są pytania o naturę zła w ludziach, konsekwencje decyzji, korzenie destruktywnych osobowości i zachowań. Czy Walt był dobrym człowiekiem, który zszedł na złą ścieżkę? Moim zdaniem zawsze był złoczyńcą, który po prostu trzymany był pod butem opresyjnego społeczeństwa, w klatce bez krat, z której wychodzi dopiero gdy sam "pęka" pod naciskiem ekstremalnych okoliczności. Jak sam mówi, dopiero pełna świadomość nieuchronnej (i bliskiej) śmierci uwolniła go od strachu. W trakcie trwania serialu mamy pokazane liczne retrospekcje które może nie tyle wyjaśniają, co sugerują korzenie osobowości i decyzji bohaterów. Walt zawsze miał mroczną, destruktywną stronę, w trakcje akcji okazuje się być mistrzem "odbijania winy" i samooszukiwania siębie, racjonalizacji zła i krzywdy. W końcu wyzwala się nawet i z tego wielkiego złudzenia, którym próbuje zasłaniać "zło moralne" swoich czynów. Czyżby dosłownie Nietzcheańska samo-realizacja? "Robiłem to dla siebie", w końcu przyznaje Walt.
Towarzysz i wspólnik Walta, Jesse Pinkman również przechodzi podobną drogę, ale w przeciwnym kierunku w pewnym sensie. Dociera do prawdy o sobie, odrzucając kolejne warstwy pozerstwa, "bullshitu" i fikcji. Jesse i Walt ilustrują (he he) dualizm ludzkiej natury, reprezentują symboliczne pierwiastki światła i ciemności ukryte pod płaszczykiem cywilizacji, hamowane przez konsumpcjonizm, tłumione przez "wrzask świata". To jedna z najlepszych par bohaterów, jaką kiedykolwiek widziałem w "mediach popularnych".
BB jest bardzo dobre, ale oczywiście nie wolne od pewnych drobnych błędów. Tzn, nawet te błędy czy niedociągnięcia, które wypatrzyłem, są raczej kwestią interpretacji. Przykład: pewne zachowania Walta, które są katalizatorem wiekich zwrotów akcji, wydały mi się trochę niespójne z jego konsekwentnie budowanym charakterem. No ale czasami trzeba iść na skróty, żeby w ogóle gdzieś dotrzeć (fabularnie).
Serial jest równeż swego rodzaju meta-eksperymentem na widzach, również lustrem w którym się widzowie mogą obejrzeć. Oglądając niektóre odcinki, zadawałem sobie pytanie, jakim cudem to jest tak popularne? Jest to jeden z najbardziej brutalnych filmów, które można obejrzeć w TV. Nie chodzi oczywiście o jakieś epatowanie ekstremalnymi obrazkami rodem z "torture porn", ale o realistyczne przedstawienie przemocy i jej konsekwencji. Myślę, że odpowiedzią jest to, że to jest fantazja dużej części widowni. Przemoc, wolność od ograniczeń moralnych, etycznych, te wszystkie "niskie" instynkty. Myślę, że wielu z nas zazdrości Waltowi, i nie chodzi nawet o dobra materialne (oficjalny majątek Walta zostaje zarekwirowany a kolosalna "część właściwa" zagubiona bez śladu, a on sam kupił sobie tylko samochód i dostał zegarek), a o bycie groźną i destruktywną siłą. No coż, każdy chciałby być przestępcą, ale nie każdy jest w stanie przełamać się podjąć decyzję o przejściu na Ciemną Stronę
Pozostając przy klimatach SW, serial ma dwa punkty styczności z naszym "półświatkiem", mianowicie Giancarlo Esposito (Moff Gideon / Gus Fring), oraz naszego ulubionego reżysera, czyli Riana Johnsona. 3 odcinki zrobione przez RJ zdecydowanie się wyróżniają, i po obejrzeniu ich stwierdziłem, że to nic dziwnego, że RJ dostał te starwarsy. Gość jest po prostu bardzo dobry w przekazywaniu ekstremalnie szarpiących emocji. Nuda i obojętność to na pewno nie to, co widz odczuwa oglądając odcinki autorstwa RJ.
Generalnie, czy warto to obejrzeć? Moim zdaniem tak, mimo że rzecz już nie jest najnowsza. Ja sam bardzo długo zwlekałem z zabraniem się za BB. Słyszałem o serialu od samego początku emisji, ale podówczas kłopoty finansowe, śmiertelne choroby i dilerka to były rzeczy, z którymi miałem do czynienia na codzień w świecie rzeczywistym i niekoniecznie chciałem oglądać fantazje na ten temat
Jeszcze jedno, przez dużą część akcji Walt jeździ "najbrzydszym samochodem świata", czyli Pontiacem Aztek model 2004. Gdy mieszkałem w USA na początku lat dwutysięcznych, to auto rzuciło mi się w oczy i pomyślałem sobie "idealny pojazd dla dilera. Żaden glina nigdy nie pomyśli, że w czymś tak gównianym może jechać kilo mety". Ale miałem nosa!
PS. Uzupełnieniem serialu jest netfliksowy film pełnometrażowy pt "El Camino", ale jest strasznie słaby. Można olać. Druga rzecz, BB wygenerował spin-off / prequel pod tytułem "Better Call Saul", który właśnie oglądam i o nim w osobnym poście będzie. Bardzo dobre a nawet lepsze od BB