Zapomniany przez boga i fanów tytuł, czy słusznie? Owszem, ale swój urok ma. Osobiście chciałem go przeczytać już 20 lat temu, "fajna", klasyczna okładka z trupią czaszką, szturmowcami, filmowymi bohaterami, do tego objętość samej powieści licząca ponad 500 stron! Zapowiadało się tak pięknie!
Co my tu mamy? Zalążek ciekawego kryzysu politycznego - Nowa Republika pomału pogrąża się w korupcji i wszelakich wadach demokracji - weterani rebelii odchodzą w zapomnienie, nowe pokolenie ambitnych aparatczyków wypiera starą gwardię. Mało tego - do łask wracają eks-Imperialni urzędnicy, teraz wybierani na drodze legalnych, planetarnych głosowań. Tworzą się lobby, klitki i koła zwolenników zmian w radzie Republiki. Autorce udaje się dosyć znośnie nakreślić tło owej sytuacji, ale całość pozostawia bez wyjaśnienia i rozwiązania fabularnego - to nastąpi dopiero w okolicach Nowej Ery Jedi i zostanie opisane przez innych autorów.
Fabuła skupia się na zmaganiach z byłymi uczniami Skywalkera - mam mieszane uczucia - temat ciekawy, Kueller i Brakiss mają potencjał, ale są zbyt niepoważni by stanowić większe zagrożenie. Nijak nie można ich brać na serio - Brakiss chce prowadzić w spokoju fabrykę droidów, Kueller te roboty uzbraja w nowoczesne ładunki wybuchowe i zabija miliony. Ale dysponuje zbyt skromnymi funduszami, by zorganizować flotę. Chociaż z opisu bitwy (jedna z najgorzej opisanych w legendach*) wynika, że jego 3 ISD Victory toczą równorzędną walkę z najnowszymi MC80. Sam Kuellem na oficjalnych ilustracjach wygląda, jak napakowany Szkieletor z He Mana, w książce autorka opisuje go, jako wychudzonego, wysokiego i spoconego, dziwne. Pomysł z maskami i równymi technikami mocy - ciekawy, ale zaledwie szczątkowo opisany.
Autorka ma irytującą manierę opisywania perypetii jakiejś postaci, by w następnym rozdziale opisywać bohaterów zgadujących co też się jej przydarzyło - czytelnik już wie, ale musi czytać domysły - traci na tym dynamika powieści - ta mimo sporej objętości ma prostą intrygę i równie proste rozwiązania fabularne - klasyczny twór lat 90-tych i dziwactw pisarzy SF. Na plus i to olbrzymi zaliczam liczne odwołania do EU, bohaterowie bezpośrednio odwołują się do wydarzeń z innych książek np. Luke wspomina uraz nogi, jakiego się nabawił na "Oku Palpatine`a" a Leia porównuję odczuwalną trwogę do tej, jaką odczuła, gdy Hethir z "Kryształowej Gwiazdy" porwał jej dzieci. Fantastycznie to wyszło, już mniejsza z jakością wspomnianych powieści, te nawiązania w cudowny sposób spajają nam stare, dobre EU.
Ale całokształt jednak mocno mnie wymęczył - mało tego, niespełna tydzień po lekturze "Nowej Rebelii" nie pamiętam, już większości detali i licznych irytujących mnie w czasie czytania detali - rzadko mi się zdarza tak łatwo i szybko zapomnieć o skończonej książce. To wiele mówi o samej jakości tytułu - 5+/10. Moc tym razem nie była z nami!
*bardzo trafnie opisał ją Stele w komentarzach do recenzji na Bastionie:
[cytat]Pora przejść do głównej intrygi. Był to największy zawód całej historii. Jak można wytłuc całe populacje kilku planet eksplodującymi droidami? Jak można chcieć w ten sposób podbić świat? Za każdym człowiekiem na Almanii i Pydyrze chodził android-bomba? Brakissowa fabryczka miała niezłe moce przerobowe... Człowiek spodziewałby się bardziej jakichś sztuczek z Mocą, jak u Nihilusa, a tu taki zawód. Tak samo jak NR ma niby w ciągu dwóch lat zmodernizować całą flotę X-wingów? I jeszcze do wszystkich nasi źli mają rękę przyłożyć... Do krytyki pozostał jeszcze Wedge i bitwa. Ktoś tu chyba naoglądał się historii z I WŚ, bo z SW wiele to wspólnego nie ma. Trzy kalmary, w tym dwa prawdopodobnie MC90, z niedoborem osłony myśliwskiej vs 3 VSD II i duuużo TIE. Niby mogło by się trzymać kupy, znacznie bardziej niż andersony przynajmniej, gdyby tylko dobrze to opisać. Po pierwsze, skoro są nawiązania do BFC, to gdzie E-wingi i Defendery, czyli dość powszechne myśliwce eskortowe, nie zagrożone bombami? No nic, w nejce też ich nie widać. Czy ta pani czytała jednak jakiekolwiek opisy walk liniowych? Od kiedy w SW można pokonać krążownik jednym strzałem i to jeszcze posiadający tarcze? Czy te manewry, mające ogłupić droidy dowodzące kuellerową flotą. O Wedge`u porzucającym stanowisko dowodzenia i idącym sobie postrzelać nie wspomnę. Żałość na całej linii.[/]
Od siebie dodam, że pomysł na rykoszety tzn. strzelanie w tarcze sojuszniczych krążowników, by trafiać rykoszetującymi salwami w TIE to jakieś wyżyny indolencji umysłowej. Co ta pisarka ma w głowie ...