Powieść dla dorosłego odbiorcy kontynuująca wątki projektu "Wielka Republika". Premiera 18.01.2022.
/Tekst/4769,Star_Wars_The_High_Republic_The_Fallen_Star.html
Powieść dla dorosłego odbiorcy kontynuująca wątki projektu "Wielka Republika". Premiera 18.01.2022.
/Tekst/4769,Star_Wars_The_High_Republic_The_Fallen_Star.html
Jestem dopiero po 1/4, więc zdecydowanie za szybko, by ostatecznie oceniać.
Ale tak jak sugerowały recenzje: książka wydaje się bardzo płytka, bez ładu i składu. Jest pełno postaci z różnych tytułów, perspektywy zmieniają się co pół strony. Jak ktoś nie zna bardzo dobrze tego świata, może w ogóle nie widzieć ,o co chodzi. Są też fabularne bzdurki np.
początek spoilera Królowa prosi Latarnię Gwiezdny Blask o pomoc w rozwiązaniu planetarnego problemu, a Elzar nie ma kogo oddelegować, więc proponuje jej pomoc w postaci... astromecha i jakiegoś przypadkowego droida ?!? Jeżli tak wyglądała obecność Republiki na Zewnętrznych Rubieżach, to nic dziwnego, że tak szybko dostała po głowie. To ciężko nawet nazwać wątkiem politycznym i jest po prostu niewiarygodne. koniec spoilera
Na ten moment The Fallen Star wydaje mi się napisane bez pasji i polega właściwie na odhaczaniu rzeczy, które trzeba rozwiązać przed końcem pierwszej fazy. Claudia się w tej dużej kolaboracji ewidentnie nie czuje, co już trochę było widać przy Into the Dark. Mam nadzieję, że pozwolą jej wrócić do pisania swoich własnych historii, gdzie mogła wziąć sobie jedną znaną postać, stworzyć dwie nowe i w prosty sposób opowiadać ciekawe historie. Chociaż w High Republic Show parę dni temu mówiła, że nigdzie się nie wybiera, także zobaczymy, jak dalej będzie jej szło szło.
Śmieszne... ciekawe, że nie dziwi mnie, że to właśnie Ty masz taką niepochlebną opinię o tej książce. Za mało propagandy wpychanej przez Ireland czy Oldera? Jestem już praktycznie na finiszu, 86%, i The Fallen Star jest jedną z najlepszych książek Wielkiej Republiki. Na spokojnie na tym samym, wysokim poziomie Światła Jedi i Burza nadciąga. Jeszcze dzisiaj skończę czytanie i napiszę szerzej o tej książce, ale już teraz mogę powiedzieć Tobie, że hejt dobrze pasuje do Twittera, na którym słyszałem się udzielasz, więc nie siej go na Bastionie
Po co od razu takie osobiste wycieczki?
Uwielbiam Utracone gwiazdy, uwielbiam Master & Apperentice, bardzo lubię Princess of Alderaan, a dosłownie tydzień temu przeczytałem ponownie Więzy krwi i uważam, że po latach są równie wspaniałe, jak w 2016/17.
Po prostu gwiazda Claudii Gray trochę ostatnio przyciemniała i takie wrażenie ma sporo osób, z którymi dyskutję o SW w internecie i wielu recenzentów, którzy są zazwczyaj bardzo przychylni zarówno Claudii, jak i High Republic.
Gdyż zwyczajnie się mylisz. Wyjdź z twittera i przestań "dyskutować" ze znawcami w internetach, którzy wszystko wiedzą lepiej i wystawiają opinię albo od razu zajmują się bojkotowaniem danej pozycji bez dokładnego i całościowego zapoznania się z nią. Teraz wszyscy kręci się wokół lajków i udostępnień. Wiadomo, że im większy syf na coś spada to ilość takowych będzie większa. Gwiazda Claudii świeci jasno, bardzo jasno. The Fallen Star to świetna książka. Twitterowi hejterzy i im podobni wychodzi na to że nie mają za dobrych gustów.
Alexa ze Star Wars Explained raczej ciężko nazwać twitterowym hejterem, a on także twierdzi, że ta książka podobała mu się najmniej z trzech głównych:
https://www.youtube.com/watch?v=h1Ik9DkCCpk
Sugerowanie jakiegoś zorganizowanego bojkotu i łączenie tego z polityką jest conajmniej... dziwne.
Jak zaznaczyłem, ja dopiero zaczynam. Pierwsze wrażenia mam mieszane, zobaczymy jak będzie dalej.
Twitterowi hejterzy i im podobni wychodzi na to że nie mają za dobrych gustów
Wymieniajmy się opiniami, ale przypominam, że o gustach się nie dyskutuje!
Wybacz bo ani nie wiem kto to jest Alex, ani nie wiem co to jest Star Wars Explained, gdyż influencerzy, to jakie są ich opinie, a w gruncie rzeczy samo ich istnienie mało mnie interesuje. Mam lepsze rzeczy do roboty niż marnowanie swojego czasu na oglądanie/słuchanie/czytanie czyichś opinii w internecie.
Wiesz, w znacznej części swoich wypowiedzi przywołujesz politykę, a także, o ile dobrze pamiętam, uważasz, że treści przedstawiane w SW powinny być upolitycznione, więc nie mów, że czujesz się tutaj urażony tym przytykiem.
No to właśnie o to mi tutaj głównie chodzi. Przeczytaj choćby połowę książki, trzy czwarte, ba... może nawet całość, a potem dopiero ją oceniaj. Gdyż idąc tym tokiem działania przy następnej książce nie przeczytasz 1/4, a 5 stron i powiesz, że autor się wypalił i nie nadaje się do brania udziału w danej inicjatywie.
Ja nie wiem, nie czuję tego. Czytałem wstępnie recenzje Floriana, pat i paru innych osób z Twittera, ale nie bardzo widzę co jest nie tak z Fallen Star. Po 20% nie byłem za bardzo wciągnięty, ale teraz po 60% raczej uznałbym tą książkę za w miarę równą poziomem z LotJ i TRS. Są emocje, jest dużo rozkmin związanych z Mocą, dużo się dzieje, a ja czytam jednym tchem.
BTW to też nie jest tak że na Twitterze są same negatywne/neutralne opinie. Na goodreads 4.2/5, a na samym Twitterze widziałem też sporo opinii zbliżonych do mojej.
Często czytam że Claudia pisze tą książkę niedbale i źle prowadzi fabułę. Totalnie tego nie czuję. Uwielbiam Cavana Scotta, ale to on trochę niezgrabnie prowadził Burza Nadciąga. Claudia imo robi to sprawniej i ciekawiej.
Chcąc czy też nie chcąc nadeszła trzecia fala i rozpoczęło się zakończenie pierwszej fazy Wielkiej Republiki. Początkowo myślałem, że doczytam czytanego obecnie Bohatera Wieków autorstwa Brandona Sandersona, lecz później wypuszczono jubileuszowy odcinek The High Republic Show, w którym podkręcono nasze nastroje mówiąc na czym będzie się skupiać, a raczej kiedy będzie się dziać druga faza Wielkiej Republiki, co z kolei skłoniło mnie do zastopowania czytania Cosmere i wyglądania dostępności The Fallen Star.
Gdy tylko książka znalazła się w moim zasięgu, rozpocząłem czytanie i od samego początku odkryłem, że szło mi ono bardzo łatwo. Jako że zupełnie nie sugeruje się opiniami innych, a istnienie wszelakich influencerów oraz innych internetowych znawców mnie po prostu drażni, nie dałem wiary bojkotowi i niepochlebnym recenzjom tej pozycji przez tenże element, że tak powiem społeczny. Czy zrobiłem słusznie ciesząc się lekturą od pierwszej strony i ufając własnemu osądowi? Oczywiście, że tak.
The Fallen Star od samego początku nie stroni od akcji, która w żaden sposób nie jest nudna. Pojawia się duża część pierwszo i drugoplanowych bohaterów projektu, a nawet jeśli nie to są oni wspomniani. Dodatkowo akcja jest prowadzona równolegle z perspektywy wielu postaci, przez co jesteśmy cały czas na odpowiednim torze wydarzeń i nie mamy szansy się zgubić.
Claudia posiada wyjątkowy talent, jeśli chodzi o SW, w budowaniu historii. O ile Cavan Scott jest zdumiewająco dobry w serwowaniu nam różnorakich smaczków z uniwersum, które niekoniecznie są wyłącznie jego autorstwa (problem wielu twórców), to Claudia zdecydowanie wie jak rozpocząć, rozwinąć i zakończyć opowiadaną przez siebie historię. Wiele książek traci przez element nudnego środka. W The Fallen Star, przynajmniej w moim odczuciu, takie coś nie występuje. Akcja prowadzona jest płynnie, a kolejne strony czyta się z zapartym tchem. Nie pamiętam dokładnie procentowego wyniku momentu, w którym wszystko rusza w przyspieszonym tempie i już do samego końca się nie zatrzymuje. Tak dobrze się czyta, że tego nie zauważyłem.
Kto śledzi discordowe rozmowy i kanał Wielkiej Republiki wie, że dzisiaj wyjątkowo spamiłem informacjami z książki, które oczywiście ukryte były w spojlerach. W The Fallen Star trup ścieli się dosyć gęsto i chyba niewiele powieści SW uśmierca na kartach jednej pozycji tak wiele znaczących bohaterów. Nie wiem czy to moja sympatia do projektu, czy też sposób w jaki rozwijano te postacie, ale każda z tych strat była bolesna. Parokrotnie los danego bohatera nie był znany od razu i autorka trzymała nas w napięciu przez kolejne karty co dodatkowo wzmacniało emocje i tylko nakręcało na dalsze czytanie.
W zasadzie od samego początku było wiadomo, że Starlight Beacon zostanie zniszczony. Sam Lucasfilm tego nie ukrywał, no bo przecież wystarczy popatrzeć na okładkę. W pewnym momencie wiele osób zastanawiało się czy to nie jest po prostu marketing, a stacja w jakiś cudowny sposób nie zostanie uratowana. początek spoilera Otóż zgodnie z promocją i oczywistością z okładki, Starlight Beacon ulega zniszczeniu. Proces tego zniszczenia przypomina mi jednak kultowe pożegnanie Titanica. Co prawda Starlight Beacon z niczym się nie zderzył, a jego los przypieczętowali Nihilowie, ale symboliczne przełamanie na pół natychmiast przywołało mi na myśl zagładę niezatapialnego statku... Jak to wielokrotnie przecież wspomniano Starlight Beacon to był przecież taki symbol potęgi, stabilności i nadziei dla Republiki i Jedi, którego nic nie mogło naruszyć. No to właśnie, o Titanicu też tak mówiono. koniec spoilera
Mimo, że nie będę wymieniał wszystkich ofiar The Fallen Star to wspomnę o dwóch. Pierwsza z nich to początek spoilera Koley Linn koniec spoilera. Został on co prawda wprowadzony na kartach tej powieści (co Claudia zrobiła bardzo umiejętnie i brawa jej za to), ale był to wystarczający okres żeby znienawidzić tego bohatera. Ów mężczyzna przypominał mi swoją osobowością i zachowaniem Arturito z La Casa de Papel. Człowiek, którego jakiekolwiek zdanie czy czyn wywołują chęć pozbycia się go natychmiast i na zawsze. Gdy w końcu ów bohater został wyeliminowany poczułem dużą radość!
Drugą z ofiar jest początek spoilera Burryaga Agaburry koniec spoilera. Z całym szacunkiem, ale dlaczego dla tak sympatycznego i uzdolnionego bohatera wybrano tak bardzo haniebną śmierć? Przy siejącym krwawe żniwo początek spoilera levelerze, Burry został pożarty przez przypominające nam o tej wielkiej klapie - sequelach - rathtary?! Wookiee zasługiwał na lepszą śmierć. Taką jaką mieli jego polegli współtowarzysze. Na tą chwilę mam jedynie wiarę w Bella Zettifara i jego wiarę w to, że jego towarzysz jakimś cudem przetrwał. Czyżby los Burry`ego miałby być kolejnym nawiązaniem do klasyki, a on sam przetrwać zagładę Starlight Beacon w brzuchu rathtara niczym Jonasz w brzuchu wieloryba? Naprawdę na to liczę. koniec spoilera
Żeby nie było, że widzę tylko dobre strony powieści i uważam, że nie ma żadnych złych. Oczywiście są aspekty, które ciągnęły moją ocenę w dół. Należą do nich pierwsza część wątku Bella i Burry`ego (którzy na szczęście później zostali lepiej poprowadzeni) oraz wątek Chancey oraz Nan, które na dobrą sprawę nie musiały się pojawiać w tej powieści. Oczywiście rozumiem końcową rolę tej pierwszej dla historii, a raczej konsekwencje pewnego czynu, ale jednak nie były te dwie panie jakoś tutaj niezbędne.
Mimo wszystko The Fallen Star bardzo dobrze mi się czytało. Książkę przeczytałem w dwa dni i daję jej ocenę 10/10 w skali SW. Ocena ta daje jej to samo miejsce w rankingu co świetne rozpoczęcie serii - Światło Jedi. Mam tutaj szczerą nadzieję, że niektóre wątki, które tutaj nie zostały dokładnie opisane albo też zostały niedopowiedziane, zostaną przedstawione w kolejnych dwóch książkach tej fali albo też na łamach komiksu. Obawiam się jednak, że zostaniemy pozostawieni bez zaspokojenia naszych potrzeb, a komiks i dwie młodzieżówki opowiedzą coś innego, a na rozwój tej historii będziemy czekać dwa lata. Spójrzmy prawdzie w oczy. Zakończenie The Fallen Star wywoła wielki hype i głód na więcej, a przecież druga faza cofnie nas w czasie o 150 lat. Tam odpowiedzi nie znajdziemy na pytania dręczące nas po zakończeniu tej książki. Dwa lata będzie długim oczekiwaniem, ale czy jest warto? Hell, yeah.
Muszę przyznać, że się tego nie spodziewałem, ale myślę że The Fallen Star to aktualnie moja ulubiona książka z HR. Z początku nie byłem jakoś bardzo wkręcony, ale jak się zaczęło dziać to czytałem jednym tchem i tak już do końca. No dobra, był taki moment że dosłownie na chwilę tempo siadło (początek spoilera spina z ratharami koniec spoilera), ale za to finał znowu to zrekompensował.
początek spoilera Trup ściele się gęsto i nie oszczędza głównych bohaterów. Naprawdę byłem zszokowany kto w tej książce umierał. Ale jednocześnie Claudia robi to z wyczuciem. Te śmierci mają bardzo istotny wpływ na fabułę i innych bohaterów. koniec spoilera Poza tą kwestią jest też bardzo dużo rozkmin o Mocy, ale też jej braku i to chyba jest mój ulubiony element tej książki i właściwie całej serii od Burza Nadciąga.
W sumie nawet nie wiem co napisać, żeby po prostu nie streszczać fabuły. Świetnie mi się to czytało i, co dla mnie najważniejsze, było parę naprawdę emocjonalnych momentów. Twórcy robią naprawdę dobrą robotę, a Gray świetnie zakończyła tą fazę.
9/10 ode mnie, bo dziesiątki tak łatwo nie dam. Czekam na coś co mnie zmiecie zupełnie z planszy.
Co by się musiało wydarzyć w THR żeby Cię zmiotło z planszy? Ta faza się kończy, w drugiej będą budowali hype od początku nowymi bohaterami, a 10/10 będzie takie odległe jak nigdy
Nie wiem właściwie. To naprawdę może być spokojna i kameralna historia i zasługiwać na 10/10. Fallen Star na swój sposób też jest kameralne i to lubię w tym jak opowiedziała to Gray. 9/10 to i tak bardzo wysoka ocena. Dawno nie dałem jej żadnym Star Warsom.
To teraz zmienię pytanie... dałeś jakiejkolwiek książce SW 10/10?
Kiedyś dawałem, ale w 2021 poobnizałem trochę. Takie NEJ już oceniałem tak jak na to zasługiwało, czyli oceny od 4 do maximum 8/10. Tylko Zdrajca zasłużył na 10/10 i któraś część Komandosów Republiki.
Jeśli chodzi o kanon to jest kilka pozycji zasługujących na 9/10 i sam nie wiem czego im brakuje do tej dziesiątki. Mam wrażenie, że w kanonie łatwiej mnie kupić i wystawiam czesciej 8-9/10 (bo widzę te wszystkie nawiązania i jaram się oczekiwaniem), ale jednocześnie cały czas liczę że może być lepiej i dlatego tak opieram się powiedzeniu "to jest perfekcyjne 10/10".
Im dalej w las, tym mniej drzew, a im więcej postaci Claudia zabija, tym bardziej może skupić się na tych kilku, które rzeczywiście są bohterami tej książki. Zabawa w dziewięciu małych murzynków nadaje tej książce pewnego unikalnego charakteru, którego brakowało mi gdzieś przez 30% lektury.
Natomiast chciałbym jasno zaznaczyć, co dla mnie - dla mnie - nie zagrało.
The Fallen Star jest kontynuacją, i to nie tylko dwóch poprzednich książek Del Rey, ale też Into the Dark, Out of the Shadows i kilku wątków z komiksów. Claudia Gray przyzwyczaiła nas, że w ramach większego świata opowiada przede wszystkim własne historie. Ciężko myśleć o tym, co dzieje się w The Fallen Star bez myślowych powrotów do innych książek, bez których znajomości można nie nadążać za akcją. Jak rozumiem założenia multimedialnego projektu, tak dla mnie jest to raczej wada. Po prostu widziałem High Republic raczej jak hub, w którym rozgrywają się różne przeplatające się historie, a nie jedną złożoną opowieść, którą najwidoczniej autorzy chcą, by ta seria była. To ryzykowne, bo może wyjść z tego nowa Nowa Era Jedi, do której przez najbliższe kilkanaście lat nikt nie będzie chciał wracać czy specjalnie odwoływać się w kolejnych tytułach.
Z tego samego powodu The Fallen Star nie ma też uroku charakterystycznego dla Light of the Jedi. Książka Soule`a zarysowała dla nas Wielką (Wysoką <3) Republikę w pełni i właściwie można traktować ją jak osobny tytuł, którym można cieszyć się bez znajomości reszty świata. Będąc pierwszą, była niezwykła. Tu mamy do czynienia przede wszystkim z kontynuacją. Rozumiem że taka jest natura rzeczy, jednak mnie ona w pełni nie przekonuje.
Druga - kluczowa dla mnie sprawa - to robienie z Jedi w tej książce całkowitych idiotów. Najważniejszy obiekt w Republice, jak się okazuje, nie ma właściwie żadnych poważnych zabezpieczeń, każdy może sobie na niego wlecieć, swobodnie się po nim poruszać i grzebać przy stategicznych elementach. Kolejna kwestia to The Leveler, który zabija jeden za drugim połowę kontyngentu dolnej części stacji, bo głupi Jedi jeden za drugim wchodzą na jego teren, zamiast od razu go odciąć. Wypuszczanie ratharów w hangarze pełnym cywilów, nawet mimo wątpliwości, czy one rzeczywiście są na załadunku, stanowi szczyt idiotyzmu Jedi na Latarni Gwiezdny Blask. Nic dziwnego, że złoty okres Republiki potrwał tak naprawdę niecały rok, dodatkowo przeplatany trzema wielkimi i licznymi mniejszymi atakami terorystycznymi.
I rozumiem, że każdą z tych rzeczy można fabularnie tłumaczyć, ale przy dobrej autorce nie chcę robić intelektualnych wygibasów. Nie wszystko, co powinno, było w Fallen Star wystarczająco przemyślane.
Jeżeli chodzi o mocne strony, to jak zwykle u Caudii idealny rytm w drugiej części książki i towarzyszące akcji przeróżne emocje. Od lektury ciężko się oderwać, co trzeba WYRAŹNIE podkreślić, bo tak emocjonujących książek Star Wars nie ma aż tak wiele.
Na plus Marchion Ro, który przebył chyba najciekawszą podróż ze wszystkich postaci High Republic: od aspierującego, brutalnego lidera po absolutnie bezwzględnego, bezuciowego psychopatę. Zmiana niby subtlena, ale bardzo zauważalna. Podobał mi się też mały wątek Chancey Yarrow i Nan, bo lubię patrzeć na niewpełni wymuszoną współpracę ludzi rożnych wiekiem, doświadczeniem, pozycją i ambicjami. Cieszy też wreszcie "zdjęcie" Stellana z plakatów, zrobienie z niego ciekawego bohatera, a także znacząca rola załogi Vessel.
No i tu trzeba wspomnieć o największej gwieździe tej powieści: GEODE!
W Into the Dark raczej był dekoracją, a tu Claudii Gray udało zrobić się z niego pełnoprawna postać, mimo że nie mówi, nie widzimy jak się rusza, ani nie znamy jego perspektywy. Krótkie wtrącenia narracyjne, racjonalizujące jego bierność, to jeden z najciekawszych zabiegów literackich, jakie spotkałem dotychczas w książkach Star Wars.
Nie czuję się do końća dobrze z tym, że nie wszystko, co powinno było, zostało powiedziane. Teraz cofamy się o 150 lat, potem trzeba będzie trzeba zbliżyć się do Acolyte. Nie wszystkie wątki, które w ciągu ostatniego roku otworzono, zostały rozwiązane. Jeszcze jest czas, ale obawiam się, że nie na wszystko.
Tak jak uważam, że Claudia Gray podołała zadaniu, tak jednak wolałbym, aby wróciła do pisania przede wszystkim własnych projektów. Takie projekty jak High Republic to dobre pole do popisu dla autorów jak Soule czy Scott, których siła opiera się na nawiązaniach. W The Fallen Star nie ma ich zbyt wiele, ale jest wystarczająco, by szczeólnie na początku, częściowo przykryć lubiany, gawędziarski charakter pisania autorki. A to opowiadanie przygodowych historii jest jej najmocniejszą stroną, nie budowanie świata, do czego nigdy nie przykładała zbyt dużej uwagi, a co w The High Republic jest kluczowe.
Ja tak fundamentalnie się z Tobą nie zgadzam w wielu kwestiach, że jedyne co mi się nasuwa do powiedzenia, co mogłoby to podsumować jest klasyczne - haters gonna hate.
Z resztą fakt obecności "<3" przy "Wysoka" -- wtf?! -- tłumaczy już wszystko.
Jedyne co może mnie umieścić w tym samym obozie co Ciebie, to pominięta celowo przeze mnie kwestia Geode`a. Ja tą postać uwielbiam od jej wykreowania, ale to w jaki sposób Claudia przedstawiła go w tej książce to mistrzostwo. Geode, który jest podrywaczem nie do zatrzymania. Geode, który jest osiłkiem w grupie własnych przyjaciół. Geode, który chroni innych uwięzionych na stacji. Jednym zdaniem, Geode to najlepsza postać niebędąca Jedi, Nihilem, ani typowo nikim ważnym. Po prostu świetnie stworzony bohater drugo, a nawet trzecioplanowy, który przy okazji jest filarem humoru w całej powieści!
To jest nieprawdopodobne, że ktoś może tu nazwać mnie hejterem High Republic, kiedy napisałem na Bastionie 50 newsów jeszcze zanim ukazała się jakakolwiek książka. Kiedy słuchałem każdego podcastu z autorami, analizowałem twitty, ich inne książki, zdjęcia tego, co akurat czytają.
Serduszko przy „Wielka” to odwołanie do czasów, w którym nie mieliśmy polskiego tłumaczenia, o samej serii nie widzieliśmy zbyt wiele, więc każdy miał na jej temat własne wyobrażenie, co ma pewien pływ na mój odbiór tej książki.
The High Republic – książkowe uniwersum Star Wars w ogóle – to moja niezaprzeczalna pasja, którą po prostu wyrażam inaczej niż Ty. I mam do tego prawo.
W połowie książki byłem pewien, że TFS > LotJ > TRS. Po lekturze całości sam już nie wiem jak ocenić w odniesieniu do głównych pozycji z poprzednich faz. Na tę chwilę coraz bardziej skłaniam się po prostu do opcji LotJ=TRS=TFS . Wszystkie trzy pozycje to topka pelikanonu i zajefajne starwarsowe czytadła. Każda kładzie nacisk na inne sprawy i w każdej Jedi/Republika i Nilowie są w innej sytuacji. Każda ma swoje silne strony, jarające wątki i fragmenty, które czytałem niemal z zapartym tchem. Każda też niestety też miała dla mnie ewidentne wady oraz zdecydowanie gorsze i zamulające fragmenty.
Wracając do TFS:
+ świetnie budowane napięcie, poczucia zagrożenia, beznadziejności sytuacji (imho Gray zrobiła to lepiej niż Scott w TRS)
+ w końcu coś co potrafi zrobić Jedi solidne kuku czyli mój ulubiony wątek z końcówki TRS i Trails of Shadow dalej powoli się rozwija i jeszcze bardziej mnie jara oraz także jest świetnym tematem do spekulacji wszelakich
+ niepewność, niemal brak tarcz fabularnych i miejscami szokujące dla mnie wydarzenia i oraz emocjonująca końcówka i epilog
+ Geode - śmieszne i absurdalne ale zajefajne, co tutaj się miejscami wyprawia
+/- wątek Nan i Chancey mocno taki se (chociaż końcówkę ma bdb oraz), wątek kumpli Bella i Byrryagi też średniawy i miejscami zamulający
- w sumie cała fabuła przypomina trochę początek z LotJ dotyczący Hetzal, z tym że tutaj stawka jest wyższa, wydarzenia zdecydowanie bardziej dramatyczne, ale jest to rozciągnięte na całą książkę i ogólnie początek spoilera spadanie i wieczne dumanie Jedi jak uratować cywiów, jak ocalić stację i co psuje Moc koniec spoilera w drugiej połowie książki potrafiło mnie po prostu miejscami już mocno znużyć
Jak to TFS jest bardziej dramatyczna niż LotJ? W LotJ z tego co pamiętam zginęło biliony/miliony istot, a w TFS liczby są znacznie, ale to znacznie niższe
Oczywiście że tak
1) Pisałem o początku LotJ dotyczącym Hetzal, nie o kolejnych planetach gdzie rzeczywiście liczba ofiar była zatrważająca
2) Na Hetzal bohaterów chroni tarcza fabularna, nie ubiją przecież wszystkich na początku książki otwierającej nową erę W TFS już nikt (i nic) nie jest bezpieczny.
3) Na początku LotJ mamy grupkę nonameów, których jeszcze nie poznaliśmy. W TFS to już inna bajka - bohaterowie dobrze nam znani i lubiani - ewentualna śmierć któregoś to zupełnie inny ciężar dla czytelnika, niż ofiary na Hetzal.
Claudia Grey jest dobrą pisarką, jej książki czyta się dobrze. I dzięki temu „Upadłą Gwiazdę” też czyta się całkiem nieźle. W odróżnieniu od poprzedniej z serii książki Cavana Scotta, nie ma tu niepotrzebnych przeciągnięć, rozdziały wydają się być sensownie rozdzielone pomiędzy głównych graczy...Największy problem jaki mam z tą książką, to że fabuła była podyktowana z góry.
początek spoilera Po raz trzeci w dorosłej powieści High Republic „fabuła” sprowadza się do tego, że ma się wydarzyć jakaś kolejna katastrofa. Dużo istot ma umrzeć, dużo nazwanych bohaterów ma umrzeć, koniec opowieści. Frustruje mnie taka metoda opowiadania gwiezdnowojennych historii, ciągłe wygrane Marchiona Ro są trochę tak jakby oglądać „Mroczne Widmo” ale plan Sidiousa udaje się zrealizować idealnie. I giną Ci bohaterowie nasi z różnych randomowych powodów, najbardziej sfrustrowała mnie „śmierć” Leoxa, która okazała się tylko ściemą. Z resztą podobnie jak z Burrym. I myślę że najciekawsze na przyszłość High Republic jest nowa misja Bella.
Ta książka jest dość klasycznym podejściem do kina katastroficznego i jako takie spełnia swoje gatunkowe podstawy. Jest jak w Jurassic Park, najpierw wszystko ładnie pięknie, a potem zaczyna się tragedia, a potem coraz większa. I w sumie nie mam zarzutów do tej historyjki jako takiej. No może poza tym, że fabuła wymaga, żeby Jedi to były fajtłapy, nic dobrego nie potrafią zrobić, tylko padają jak muchy ofiarom jakichś obcych potworów. Miał być najwyższy moment Republiki, mamy zamiast Zakonu zgraję młodocianych fajtłap :/ . Jako podstawa do budowania jakiejś większej części wizji galaktyki tamtych czasów jest to takie sobie. koniec spoilera
Najciekawszy jest chyba wątek „Vessel”, Affie i Leoxa, no i zdecydowanie gwiazdą całej tej powieści jest Geode, to w jaki sposób jest napisane jest każde jego pojawienie jest nawet lepsze niż w jego debiutanckiej powieści. Trzecioplanowa postać roku.
7/10 bo czyta się nieźle.
Takie hejty były na Geode`a, a za każdym razem jak pojawia się w książce czy komiksie to zaśmiewam się pod nosem Humor w książkowym SW nie zawsze wychodzi, powiedziałbym nawet, że często nie wychodzi, a Geode zawsze robi dobrą robotę.
Co więcej, mam taką roboczą teorię, że ta postać będzie działać tylko w formie książkowej (choć ostatnio w komiksie też całkiem nieźle sobie poradził). Bo wszystko co reprezentuje jego kamienny stoizm () związane jest ze słowami jakimi jest opisany. W formie filmowo-serialowej trzeba by robić z nim jakieś dodatkowe sztuczki, a tu wystarczy że "milcząco wyraził aprobatę", albo "uspokoił tłum swoją obecnością" i wszyscy mają humorystyczne wyobrażenie tego co się stało . W tym kontekście Goede jest najbardziej pratchettową postacią Star Wars .
Ja uważam, że Geoda dałoby zrobić na ekranie. Kiedyś było coś o takich kamiennych postaciach, które poruszały się jak na się nie patrzy, całkiem sporą popularność zdobyły
Hejty są głównie od osób które książek nie czytały
Świeżo po przeczytaniu podzielę się luznymi przemysleniami. Wielka Republika zaczęła cały projekt z przytupem, jednak od momentu rozwiązania problemu Drengirów cały projekt zaliczanie zdecydowanie więcej upadków niz zwlotów.
- Claudia Gray - po kilku jej pozycjach trzeba zdecydowanie powiedzieć, że czuje się ona lepiej w YA niż w pozycjach dla dorosłego czytelnika. Początek ksiąki jest mocno szarpany, do momentu wybuchu na stacji ciężko o płynną akcje. Przemyślenie bohaterów są bardzo infantylne, za każdym razem myślą o jednym i tym samym: Elzar (czy Avar mnie kocha? czy również o mnie myśli? Stellan (nie jestem tym człowiekiem z plakatów Republiki, kim jeste? Bell (straciłem jednego mistrza, drugiego już nie mogę!) Nan (jestem Nihilkom czy nie jestem?) i tak dalej.
- Jedi w tej książce, przepraszam moderację za te słowa, ale to banda debili. Niezdolni do niczego konkretnego, nie potrafią nawet najprostszych rzeczy. Idziemy sprawdzić czy w klatkach naprawdę są rathary i co robimy? Staramy się je wyczuć Mocą? A gdzie tam, otwieramy klatki i zobaczymy co z nich wylezie. Polowanie na coś nas zabija - czy pójdziemy razem stawić temu czoła? A gdzie tam, rodzielmy się i zobaczymy co z tego będzie. Sama autorka żatuje z tej horrorowej kliszy i czyni dokładnie to samo.
- Latarnia Gwiezdny Blask musiał być nie większa chyba niż Acclamatory. Wszędzie blisko, wszyscy na siebie wpadają, latarnia spada kilka godzin ale wszędzie zdarzymy dojść.
- Marchion Ro - czy dostaniemy wogóle jego jakąś motywację? Dlaczego to robi? Póki co to mamy wielkiego masterminda którego ledwo znamy. Skoro Lourna Dee dostała takie fajne rozwinięcie to czy to już nie czas na wielkego złego?
- Nihilowie zamieniają się z piratów w fanatyków, ot tak.
- Geode już zwyczajnie drażni - jako żart sytuacyjny - działał. Tutaj, w poważnej katastofie jak niby ta skała się rusza? Porozumiwenia z innymi? Mikroskoki nadprzestrzenne + telepatia?
- Kto wpadł na pomysł, żeby zrobic dwie identyczne pary rodzic + córka? Obie matki złe, obie córki dobre. Obie matki kłamią, obie rodziny ciemnoskóre. Obie matki chcą odzyskać córki i sprawić żeby zrozumiały że robią to dla wyzszego dobra.
- Sama Latarnia - czy tam nie było zabezpieczeń? Mam rozumiec, że jedna pani senator miała dostęp do wszystkich planów stacji i była w stanie aż tak pomóc Ro? I dlaczego nie można było wysadzać drzwi hangarów wcześniej tylko dopiero na sam koniec?
- Śmierci bohaterów - absolutnie bezemocji, każda smierć zwyczajnie po mnie spłynęła.
Ze spraw bardziej poztywnych:
- Kiedy tracimy już kilku bohaterów autorka dociska pedał gazu i samą akcję katastroy czyta się bardzo szybko.
- Mimo wszystko fajnie, że tylu bohaterów udało sie zaangażować w całą akcję.
- Tajemnicz zło i walka z Machionem - są to wciąz tajemnice, które potrafią przyciągnąć uwagę.
Podsumowując - jest przeciętnie/słabo. Ocena: 4/10
Z tematów HR - czy gdzieś jest wyjaśnione dlaczego Stellan przejmuje stację od Avar? Swoją droga, to że jej jako bohaterki nie mamy tutaj prawie wcale to jakieś straszne nieporozumienie. Nie rozumiem też, czemu przy takiej ilośi postaci nie mogliśmy dostać Burryagi i jego rozmyślań kosztem któregoś z ludzi. Na pewno byłby to coś innego, może ciekawszego.
- Kiedy autorka
To ja tylko się odniosę do Marchiona. On, jego rodzina, dostaje tą motywację choć po drugiej fazie wciąż nie wiemy jeszcze wszystkiego. Na pewno jeśli o niego chodzi to dosyć długo czekano na wyjaśnienia.
Co do Gasnącej Gwiazdy i Gray to generalnie w fandomie ten finał fazy jest oceniany słabiej niż wcześniejsze Światło Jedi i Burza Nadciąga. Z różnych powodów, częściowo też tych o których Ty wspominasz.
Mam nadzieje w takim razie ze się doczekamy pełniejszego spojrzenia na Machiona i ostateczna walka między nim a Jedi będzie epicka.
A co to trylogii powieści dla dorosłych - pierwsze dwie książki naprawdę dobre, finał słaby także wpasowuje się w odbiór ogółu.
Apropos trylogii, w innym temacie pisałem że trochę mi nie leży ten podział na adult, YA i middle grade. W tej pierwszej fazie jeszcze rzeczywiście czuć pewne różnice w prowadzeniu fabuły adult vs YA, ale już w drugiej fazie nie widzę sensu. Np. taki Scott dostaje finałowe YA i pisze je totalnie w taki sam sposób w jaki pisał Burzę. Dla mnie spoko, bo dzięki temu i finałowy adult i finałowe YA robi fajną robotę, ale decyzja o tym żeby próbować się wpasować w YA była imo błędna. Lepiej by było gdyby planowo było, dajmy na to dla fazy 1, 6 głównych tomów i trzy dla młodych. Wtedy też byłaby dla wielu fanów jasność, czytam te 6 tomów a te młodzieżowe mogę sobie olać.
Widzę do bardzo podobnie, 2-3 młodzieżówki i reszta głównej historii po prostu w powieściach dla dorosłego czytelnika. „W cielność” a „Gasnąca gwiazda” to również dla mnie ten sam styl pisania, większej różnicy nie widać.
Swoją droga po pierwszej fazie wychodzi ze najlepiej rozbudowana postacią jest Vernestra, która nie jest nawet pierwszoplanowa postacią pierwszej fazy, tez dziwne.
Wolf Sazen napisał:
- Kiedy autorka
-----------------------
Suspens wprowadzasz Ci powiem! : D
Kawałek posta mi sie nie usunął, ciągu dlaczego nie będzie ;D
Wolf Sazen napisał:
[...]czy dostaniemy wogóle jego jakąś motywację? Dlaczego to robi? Póki co to mamy wielkiego masterminda którego ledwo znamy. Skoro Lourna Dee dostała takie fajne rozwinięcie to czy to już nie czas na wielkego złego?[...]czy gdzieś jest wyjaśnione dlaczego Stellan przejmuje stację od Avar?[...]
-----------------------
Odpowiedzi na te oraz inne pytania znajdziecie w najnowszym komiksie wydawnictwa Egmont: Koniec Jedi. Star Wars. Wielka Republika. Tom 3. Zamów już dziś!
Generalnie to Gasnąca Gwiazda jest najsłabsza z "Trylogii" oraz książek Grey. U mnie wciąż Światło jest najlepszy, choć wielu nie podoba się z powodu natłoku postaci. Jeśli chodzi o Avar, to w książce jest to już napomknięte, czyli Avar trochę zeszła psychika w wyniku walki z Drengirami i Nihilami, i rada uznała ją za niezdolną do wykonywania obowiązków. Ogólnie mamy taki zabawny moment w komiksie gdy Jedi wbijają i mówią, żeby brać żywcem bez zabijania, i przejście na Avar w innej części która robi masakrę z Nihilów.
Ja wciąż wolę Gasnącą Gwiazdę od Lei i raczej to jest też dla mnie ten sam poziom co W Ciemność. Niemniej jednak Claudia Gray napisała trzy dużo lepsze książki: Utracone Gwiazdy, Więzy Krwi i Mistrz i Uczeń, z czego każda kolejna była słabsza od poprzedniej.
Może kiedyś pani Claudia się odbije. Soule komiksowo też trochę tendencję spadkową ma, a na początku uwielbiałem jego komiksy (Vader, Lando, Kylo Ren). Dla mnie najbardziej stabilny jest Cavan Scott. Bardzo rzadko mnie czymś zawodzi, w większości przypadków jego komiksy i książki to takie stabilne 7.5-8/10.
Nie, nie, nie, źle
Już podaję prawidłowe porównania:
Gasnąca Gwiazda > W Ciemność
Jeśli chodzi o książki Gray to:
Gasnąca Gwiazda > Więzy Krwi > Mistrz i Uczeń > Leia > Utracone Gwiazdy (najbardziej przereklamowana książka pelikanonu ever!)
Ja mam wciąż ogromny sentyment i do Światła i W Ciemność, bo wtedy chłonąłem HR absolutnie zakochany i nawet jak były tam głupotki drengirowe to czytało mi się bardzo dobrze. A na etapie Gasnącej Gwiazdy już byłem bardziej w trybie "mam pewne oczekiwania"
Ja mam ogromny sentyment do Światła, bo imho było to świetnie wprowadzenie do tej ery i do teraz jest to u mnie chyba top1 HR. W Ciemność czytało mi się tak fajnie, że po lekturze na jakiś czas odpuściłem HR i SW Do dziś się zastanawiam jak można było tak spier*olić wątek Drengirów :/ (Scott też finalnie położył ten wątek w komiksie).
Pomysł na książkę pierwszorzędny - upadek Gwiezdnego Blasku jawi się niczym powolne tonięcie Titanica. Nie mogę więc książce odmówić pewnej dozy dramaturgii związanej z tym powolnym odchodzeniem, jak i tajemniczości związanej z Niwelatorem (choć pozostaje pewien niedosyt, że nadal nie wiemy o tym stworzeniu/stworzeniach nic więcej). To, że sporo postaci ginęło, to też plus. Można by rzec - nareszcie. początek spoilera Takiego Stellana to nawet mi było szkoda, a Orlą byłem autentycznie zaskoczony koniec spoilera. Działo się więc dużo, momentami wciągało, chciałoby się dalszego ciągu.
Teraz minusy. Od strony, że tak powiem, technicznej, irytująca była maniera autorki, by tysiąc razy powtarzać, co dana postać chce zrobić, albo zaraz zrobi. Naprawdę, czytanie kolejny raz, że jakiś Jedi "postanowił zrobić wszystko, by pomóc rannym i wszystkim szukającym wsparcia", przyprawiało mnie już o mdłości. Halo, autorko, czytałem poprzedni rozdział, ba, czytałem poprzednią stronę i już zdążyłem się zorientować, że na Gwiezdnym Blasku wylądowały ofiary ataku Nihilów i że Jedi naprawdę chcą im pomoc. Tymczasem kolejnych kilka stron dalej jakiś przykładowy Bell Zettifar znowu zmierza z zamiarem "niesienia pomocy rannym i wszystkim szukającym wsparcia". A robi to niedługo po tym, gdy już zdążył uznać, że koniecznie trzeba "zapewnić pomoc rannym i wszystkim szukającym wsparcia".
To samo ze spadającą na planetę stacją. To jest jakby główny i jedyny wątek tej książki i pisząc, że jakaś postać czułaby się dobrze, gdyby nie obecna sytuacja, nie trzeba dodawać koniecznie, że stacja spada na planetę. Tymczasem czytam o spadającej stacji, by kilka stron później dostać scenę, w której jakiś Jedi idzie sobie i myśli, ojojoj, co to będzie, możemy zginąć, w końcu stacja spada na planetę. Kolejny rozdział i tym razem piloci w hangarze zastanawiają się jak się uratować, bowiem - autorka nie odpuszcza i skrzętnie notuje - stacja niedługo spadnie na planetę. Następny rozdział i Stellan stoi nad biurkiem, zastanawiając się jak uniknąć tego, że - nie zgadniecie - stacja spada na planetę. No jakby już wiem, może dałoby się to wszystko przedstawić bez wtrącania tego zdania xD.
Mam wrażenie, że sporo stron mniej liczyłaby ta książka, gdyby nie takie ciągłe powtarzanie zbędnych oczywistości.
Milczeniem pominę, że Jedi po raz kolejny okazują się naiwnymi idiotami, którzy chcieliby, żeby cały świat był dobry i cukierkowo-różowy, a na swojej kluczowej stacji nie mają żadnych zabezpieczeń i każdy może tam sobie wszędzie wejść. I jeden za drugim idą bez obstawy w paszczę potwora. Także murem za Nihilami, niech niszczą tych frajerów ile się da.
Konieczną do odnotowania głupotą jest to, że Leox na koniec po prostu rozwala ścianę i wychodzi na zewnątrz, otwierając hangar. Brawo Leox, mogłeś to zrobić 200 stron wcześniej.
Podsumowując, z tej głównej trylogii najlepsze pozostaje "Światło Jedi". "Gasnąca Gwiazda" otrzymuje drugie miejsce, bo jednak to solidna i zapadająca w pamięć opowieść ze wspomnianą już niezłą dramaturgią. Po prostu sam pomysł na powieść ją ratuje, nawet jeśli pojawiają się głupotki i nie jest najlepiej napisana. Tytuł najsłabszej części otrzymuje "Burza Nadciąga", gdzie atak na Festiwal Republiki dłużył się niemiłosiernie i zamiast 30 stron zajął gdzieś połowę książki.