Powieść promująca serial antologię anime "Visions". Premier 12.10.2021.
/Tekst/4700,Star_Wars_Visions_Ronin.html
Powieść promująca serial antologię anime "Visions". Premier 12.10.2021.
/Tekst/4700,Star_Wars_Visions_Ronin.html
Pozwolę sobie zacytować opis z newsa z Bastionu.
Tajemniczy były Sith przemierza galaktykę w oszałamiającej opowieści z Gwiezdnych Wojen. Oryginalna powieść inspirowana odcinkiem „The Duel” z animowanej antologii „Visions”.
Jedi są najbardziej lojalnymi sługami Imperium.
Dwie dekady temu klany Jedi walczyły między sobą w służbie zwaśnionch lordów. Dotknięta tym niekończącym się cyklem sekta Jedi zbuntowała się, próbując kontrolować własne przeznaczenie i zdobywać władzę nie służąc żadnemu panu. Nazywali siebie Sithami.
Rebelia Sithów nie powiodła się, ulegają wewnętrznemu konfliktowi i zdradzie, a niegdyś rywalizujący lordowie zjednoczyli się, by stworzyć Imperium… ale nawet Imperium w pokoju nie jest wolne od przemocy.
Daleko na skraju Zewnętrznych Rubieży jeden z dawnych Sithów wędruje w towarzystwie wiernego droida. Pomimo że nosi miecz świetlny, przeczy pochodzeniu z klanu Jedi i nie deklaruje wierności żadnemu lordowi. Niewiele o nim wiadomo, łącznie z jego imieniem, ponieważ nigdy nie mówi o swojej przeszłości, ani o swoim żalu. Jego historia jest tak strzeżona, jak czerwone ostrze zniszczenia, które nosi u boku.
Ponieważ nieustanny cykl przemocy w galaktyce stale przerywa jego samowolne wygnanie, jest on zmuszony stoczyć pojedynek z enigmatycznym bandytą ubiegającym się o tytuł Sitha. Staje się jasne, że nawet odosobnienie od dawnego życia nigdy nie pozwoli mu zapomnieć jego krwawego widma.
Brzmi ... intrygująco? Aczkolwiek zbyt jestem przywiązany do "starożytności" ze starego kanonu by się tak szybko przekonać do nowej interpretacji powstania Sithów.
I bardzo irytują mnie te nachalne zapożyczenia z orientu. "Ronin" to nazwa własna, zakorzeniona w Japońskiej tradycji historycznie, jak i gramatycznie. Brakuje nam jeszcze ninja i może jakiejś Husarii, Waćpana albo i Targowicy! Totalny brak oryginalności, fajne są pojedynki stylizowane na rycerskie, samurajskie starcia, ciekawy był koncept artystyczny z odcina Ahsoka, czy też Mistrz Jedi K`Kruhk w słomianym kapeluszu z serii Republic. Ale tu już mamy bezpośrednie umiejscowienie określenia "Ronin" nie mającego żadnego kontekstu kulturowo-etymologicznego w nowym kanonie.
A może to prostu tylko tytuł? W moim odczuciu to nadal zła decyzja.
Raczej to na pewno nie kanon i z tego też powodu nie widzę problemu w takiej alternatywnej wersji SW. Taki chyba jest zamysł całej serii Visions - to ma być mocno "azjatyckie" i będace pewną dekonstrukcją.
ale polską wersję Visions z jakimś Jedi-husarzem to bym oglądał
Akurat mam taki dzień, że nie bardzo mam co robić w pracy, więc zacząłem przeglądać Bastion w poszukiwaniu tematu, w którym mógłbym zrobić mały wysr.., wygłosić swoją opinię
No i padło na Ronina. Z tego co rozumiem główny problem niektórych fanów polega na tym, że zamiast subtelnie korzystać z japońskiej kultury, Ronin będzie praktycznie zupełnym przeniesieniem kultury japońskiej do SW. Samurajowie z mieczami świetlnymi, lordowie feudalni, jakieś klany Jedi i pewnie masa rzeczy, o których normalnie moglibyśmy czytać w jakiejś klasycznej mandze albo oglądać w "Ostatnim Samuraju". Tylko dyskusja o tej książce z takiej perspektywy nie ma sensu, bo "Ronin" jest uzupełnieniem serialu "Visions". Jeśli chcemy rozmawiać o tym czy to dobre czy złe podejście to rozmawiajmy o źródle..
..czyli właśnie serialu "Visions", a dokładniej o opowieści "The Duel". Bazując na newsie Shaak możemy zauważyć, że praktycznie wszystkie te opowiadania podchodzą do tematu właśnie dosyć zerojedynkowo - to nie jest tak, że te odcinki będą sobie zapożyczały niewielkie elementy z kultury Azji. Nie, praktycznie to będzie przeniesienie SW do Azji. W tle jest klasyczna japońska roślinność, Jedi i Sithowie ubierają się jak samurajowie. Chyba tylko "Tatooine Rhapsody" pozostaje w klasycznym klimacie SW.
Także zamiast "atakować" Ronina trzeba się ustosunkować do serialu "Visions". Czy pasuje nam to, że twórcy tworzą "japońskie" alternatywne historie z mieczami świetlnymi i Mocą, które prawie na 100% nie będą kanoniczne (tak jak pisałem, może poza tym o Tatooine)? Mi pasuje, przynajmniej w zamyśle. Jak wyjdzie to się okaże czy taka wizja trochę innego SW mi przypasuje. Oczywiście jako ciekawostka, bo ostatecznie SW to SW, ale nie mam nic przeciwko takiej ciekawostce jak to "Visions". Podobnie jest z książką "Ronin". Czemu nie? Niech mnie pani Emma przekona, że w takim settingu można zrobić ciekawą alternatywną historię.
Ale skoro tak, to wszystko już było:
Vader Daimyo:
https://www.sideshow.com/collectibles/star-wars-samurai-general-darth-vader-bandai-905080
Samuraj Jango z synem
https://www.entertainmentearth.com/news/bandai-star-wars-ronin-samurai-boba-fett-meisho-movie-realization-action-figure/
https://www.amazon.com/Tamashii-Nations-Meisho-Realization-Action/dp/B0758L9PDZ/ref=pd_lpo_21_t_1/143-1376832-4394410?_encoding=UTF8&pd_rd_i=B0758L9PDZ&pd_rd_r=5e00350b-559d-4d3a-936d-8fb83a62c2ba&pd_rd_w=OQ7H0&pd_rd_wg=4cm1R&pf_rd_p=fb1e266d-b690-4b4f-b71c-bd35e5395976&pf_rd_r=E07A1Z0G3T632135YC9B&psc=1&refRID=E07A1Z0G3T632135YC9B
Onna-musha Phasma
https://www.amazon.com/TAMASHII-NATIONS-Realization-Ashigaru-Captain/dp/B07TMN43TH/ref=pd_lpo_21_t_2/143-1376832-4394410?_encoding=UTF8&pd_rd_i=B07TMN43TH&pd_rd_r=5e00350b-559d-4d3a-936d-8fb83a62c2ba&pd_rd_w=OQ7H0&pd_rd_wg=4cm1R&pf_rd_p=fb1e266d-b690-4b4f-b71c-bd35e5395976&pf_rd_r=E07A1Z0G3T632135YC9B&psc=1&refRID=E07A1Z0G3T632135YC9B
I ok, powiedzmy że bawimy się konwencją alternatywnie do SW, ale SW toto nie są.
Ło "SW to to nie są". Tu kazdy ma gdzie indziej granicę Są tacy, dla których SW skończyło się na ANH albo góra na ROTJ, a reszta to już fanfiki. Ale powiedzmy, że mogę sie zgodzić, że to nie SW. Niech będzie, że to sny jakiegoś Jedi po jakichś galaktycznych grzybkach
-Niech będzie, że to sny jakiegoś Jedi po jakichś galaktycznych grzybkach
No w takiej konwencji to rozumiem i popieram
I teraz bardziej zrozumiała staje się scena z AotC, gdzie Obi ostrzega i radzi przemyśleć swoje życie
-Jedi są najwierniejszymi sługami Cesarstwa. (...) Dawniej poróżnieni panowie Jedi zjednoczyli się, by obronić Cesarstwo... ale nawet w czasach pokoju Cesarstwo nie jest wolne od przemocy.
Ktoś tu widzę nieźle poszalał Cesarstwo, naprawdę?
W sumie, to Star Republika pod koniec swojego istnienia bardziej przypominało państwo feudalne, Wielkimi kanclerzami byli Jedi z automatu przez kilkaset lat, a wokół było setki (jak nie tysiące) lordów jedi mających swoje włości. Dopiero Reformacja Ruusan to zakończyła.
Przy czym Ronin jest zupełnie poza kanonem, ani w przyszłości, ani w przeszłości, tylko ten świat ma zupełnie inne założenia. Ale tak, jest podobieństwo pewne do tego okresu.
Bardzo dobre. To dzieło eksperymentalne, nawiązujące estetyką do Dalekiego Wschodu, wobec którego hegemonów używa się właśnie formy Cesarstwo.
Wiesz co, przez pierwsze 40 stron przekładu miałem w tekście roboczo Imperium, ale coś mi nie pasowało. Gdy podmieniłem je na Cesarstwo (po konsultacji z redaktorką i koleżankami tłumaczkami), nagle wszystko zaczęło do siebie pasować. Tym bardziej że Cesarz w powieści (a przecież nie Palpatine) ma dwóch synów i bardzo mi podpasował w tekście termin "cesarzewicze", który nie ma swojego ekwiwalentu w przypadku Imperatora i Imperium (znany jest nam też oczywiście termin "carewicze" w nawiązaniu do Carstwa Rosyjskiego). Słowo "cesarzewicz" ma dwa znaczenia. Po pierwsze, jest to pierwszy syn Cesarza, który po nim dziedziczy, ale z biegiem czasu cesarzewiczami zwykło się nazywać wszystkich synów Cesarza, szczególnie jeśli kwestia objęcia tronu była niepewna - i tak jest też w tej powieści. To niejedyny termin, który jest zmieniony, przy czym inne są zmienione przez samą autorkę, bo np. okręty ewidentnie będące imperialnymi niszczycielami tu są drednotami (w angielskim też). To wszystko tworzy zupełnie inny klimat, mam nadzieję, że fajny, bo też ta powieść nie powstała po to, by być w 100% kopią typowych Gwiezdnych wojen, a raczej odwrotnie.
Ok, to jeszcze jedna kwestia - Wędrowco, muzykanto. Jak to jest w oryginale i czemu tak? (może się wyjaśnia na końcu jakiej jest płci, bo dopiero zaczynam) no ale mnie dziwi takie coś
Stawiam, że albo ukryta tożsamość która jest ważna (Fulcrum tak samo był 1 sezonie Rebels w USA wersji) albo postać jest niebinarna, a dziwne jest to, gdyż nasz jężyk nie jest przystosowany na razie by używać takich form.
darth sheldon hiszpański inkwi napisał:
Stawiam, że albo ukryta tożsamość która jest ważna (Fulcrum tak samo był 1 sezonie Rebels w USA wersji) albo postać jest niebinarna, a dziwne jest to, gdyż nasz jężyk nie jest przystosowany na razie by używać takich form.
-----------------------
Trochę sobie zaspoilerowalem historię naszego sithańskiego kolegi więc faktycznie może to być ukryta tożsamość. Chociaż w takim wypadku jakby dali formę żeńską typu Wędrowniczka i muzykantka to i tak by nikt się nie zorientował, że coś jest na rzeczy. No ale doczytam do końca i zobaczę czy miałem rację XD
Khem, ale "cesarzewicz" jest idealnie skopowanym rusycyzmem (Цесаревич) i oznacza on dokładnie i wyłącznie nastepce tronu, czyli z definicji nie może być dwóch "cesarzewiców", w odróznieniu od "carewiczów" (царевич) i "carewn". Fakt że polski jest tutaj ubżzszy w rozróżnienie tytulatory i mamy tylko księciów i księżniczki, bez wyróżniania "ksieciów korony", "Delfinów" czy innych L`Aiglonów, o `Księciach Walii" nie wspominająć.
Tutaj Wicekról jest szefem korporacji, a nie gubernatorem w imieniu króla. Choć i tak najbardziej rozbawiło tłumaczenie w Visions, gdzie Margrave był przetłumaczony jako Margrave, zamiast Margrabia. Kłapy się nie zgadzały czy co?
No jakoś mi nie podeszło. Może się narażę ale zmęczyła mnie jakoś. A końcówka to już mocno metafizyczna Postacie jakoś też niezbyt porywają. Co do tlumaczenia to jest że tak powiem trochę może zbyt "wspolczesne" i lekko "młodzieżowe", typu np. "zrobimy trzy kilosy" (kilometry). Ciekawostka no ale bez szału
Jestem już pod koniec (370 str).
Ja rozumiem, że to nowa rzeczywistość i alternatywny świat Star Wars, który praktycznie poza mieczami świetlnymi, to nie za wiele ma wspólnego - zaznaczam na wstępie.
Biorąc pod uwagę wywiad z Krzysztofem i Cathią, wiem, że autorka sama się czasami pogubiła w tym co spłodziła. Nadal jednak ta książka jest ciężka. Do praktycznie 300 str, gdzie w początek spoilera fragment zwierciadła zostaje wyjęty z miecza koniec spoilera, książka męczy i to strasznie. Później wszystko zaczyna być spójne i klei się ze sobą, ale niekoniecznie rozjaśnia poprzednie strony. Przekład jest na bardzo wysokim poziomie, ale całe te zabiegi ze skananiem po postaciach, odczucicach, retrospekcjach, dziwne tło... i chyba najgorsze - początek spoilera budynki wewnątrz statkow koniec spoilera, no nie mogłem się w tym odnaleźć. To całe życie pozagrobowe i owiany tajemnicą początek spoilera faktyczny stan Ronina - martwy/żywy/urojony - nie ułatwiało lektury koniec spoilera.
Czekam z utęsknieniem do końca książki i z miłą chęcią zamknę ten rozdział bękartów Disney`a Cieszę się, że to ani Legendy, ani Kanon.
Może komiks byłby lepszy (Egmont, może w 2024? Wtedy Ronin powinien dostać nowe Visions), zakładam, że grafika może wyłącznie tutaj pomóc, a przynajmniej mi. Najwidoczniej moja wyobraźnia nie jest w stanie pojąć tej "wizji" świata Star Wars.
Mogę jedynie powiedzieć, że cieszę się z obecności tego tytułu na naszym rynku - przynajmniej wyrobiłem sobie zdanie, liznąłem coś nowego i mogę teraz pohejtować po angielsku, żeby Disney może zobaczył i nie marnował więcej środków na Wizje hehe
Skończyłem... Szczerze, to nie wiele się różni końcówka od reszty książek... końcowy plot twist jest słaby - jakbym czytał romansidło/adaptacje telenoweli (i to takiej bardzo słabej). Ostatecznie zmarnowany potencjał. Historia sama w sobie jest dobra. Książka może i byłaby ciekawa, ale gdyby ktoś napisał ją lepiej. Po całej lekturze mam wrażenie, że autorka przedobrzyła z zawiłością fabuły.
Mam nadzieję, że jeżeli Ronin będzie rozwijany w Wizjach, to będzie na tym tworze tylko luźno bazował... Jeżeli wyjdzie adaptacja w formie kolejnej animacji to może to wyjść tylko na plus.
Hego Damask napisał:
. "zrobimy trzy kilosy" (kilometry)
-----------------------
Pewnie w oryginale było "three clicks", ostatnio wszędzie to słyszę.
Właśnie. Jak to jest, w SW mamy metry itd? W sumie nie zwracam na to uwagi podczas czytania i nie wiem czy są jakieś kilometry, ligi, stopy czy inne mile.
No tak to jakoś jest, że w SW mamy system metryczny Żorż jeden wie, dlaczego.
W star wars system jest metryczny, zresztą jak w każdym miejscu poza USA, Liberią i Burmą. A klik to wojskowy termin oznaczający kilometry.
Skończyłem Ronina. Sama książka mi się podobała i choć może kwestia tłumaczenia ale sama książka jest trochę dziwnie napisana jeśli chodzi o język, choć sama treść mnie mocno wciągnęła. Jeśli chodzi same uniwersum które przedstawia, jest bardzo ciekawe i tło wciągnęło mnie na tyle mocno, że jestem ciekaw jak to się wszystko dalej potoczy zarówno w skali makro w postaci całego Imperium, jak i w skali mikro z Roninem, droidem, pilotką i osobą którą odnalazł. Podobało mi się przedstawienie świata, że tutaj mamy Imperium którego to Jedi są obrońcami i tak jak Samuraje mają służyć swoim panom, przez nie są do końca czyści, przez sam bunt Sithów miał różne odcienie szarości.
Mam nadzieję że Roninverse będzie jeszcze się pojawiało i być może dostaniemy kontynuację książki, jeszcze szerzej pokazujące to uniwersum. Wiem, że wyszedł komiks w tym uniwersum który jak będę miał okazję to sprawdzę
Jeśli chodzi o kwestie językowe związaną z niebinarnością to jednak postanowiłem czytać postać Lisa w męskiej osobie, tak mi było łatwiej. Zresztą esztą tak samo zrobiłem z jedną z moich ulubionych postaci w Wielkiej Republice, Kantam Sy. I nie jest to spowodowane żadnymi uprzedzeniami, po prostu język polski nie jest na razie przystosowany do tego, i na ilę się orientuję to wśród autorów i tłumaczy nie ma ustalonej zasady jak z tym postępować.
Jestem pod wrażeniem. To chyba najgorsza książką Star Wars, jaką czytałem - a konkurencja przecież spora. Nie dość, że nudna, wtórna i pretensjonalna to jeszcze grafomańska. Krysztalowa Gwiazda przynajmniej była zabawna, pulpowa, ale Ronin to jakiś dramat xD
Gwiazda była zabawna? Kiedy? Tylko części z Waru był tam ciekawe, reszta to była nudna padaka.
Nie w komicznym, a wspomnianym pulpowym sensie.
Nadal, to dotyczyło tylko fragmentów z Waru, a tych było jak na lekarstwo.
No ja muszę przyznać ze lubie azjatyckie klimaty, ale od tej książki się mocno odbiłem. Przeczytał byś Karaś coś sensowniejszego z tego nowego kanonu.
Przeczytałem z nowego:
Dynastia Thrawna 1 i 2 tom - całkiem w porządku, fajna, powolnie zbudowana narracja
trylogię Thrawna te z białymi okładkami - xD biega sobie napakowany Thrawn po akademii z Watsonem i rozwiązuje zagadki od czasu do czasu obijając pyski, to było to? xD
Eskadra Alfabet i Eskadra Alfabet Puste Słońce - miałkie military sci-fi, którego jedyną zaletą jest to że mają znaczek star wars xD Parę wątków przez kilkaset stron, kulminacja po przeczytaniu 90% i krótki epilog. Do tego więcej dygresji niż treści, jakby trzeba było nabić słów do arkusza. I ta maniera: ciągłe "jakby, jednak, ale, choć, chociaż", na początkach zdań, akapitów, wszędzie tym nawalone. Złe nie było jako takie, bo w sumie lekkie, ale ehh xD
High Republic:
Światło Jedi - znowu 350 stron budowania narracji w trzech wątkach o ile dobrze pamiętam żeby była kulminacja na ostatnich 30, to jakaś klątwa star warsów XD nie było złe, odliczanie jakieś do uderzenia czy czegoś tam, jako one-shot zupełnie się nie sprawdza, jako wprowadzenie do historii tak sobie - bo w ogóle mnie obchodzi co będzie dalej, nic mnie tam nie zaintrygowało, ale takie 5 na 10 spokojnie już jest
W ciemność - jakieś paplaniny, Nihilowie to tak nudny przeciwnik że nawet mi się nie chciało zastanawiać głębiej o co tam chodzi.
Więzy Krwi - mimo zupełnie kretyńskich nazw stronnictw to mi się bardzo podobała - to znaczy, obroniłaby się jako samodzielna historia pozbawiona starłorsów. Kosmiczne intrygi, gra teczkami, brakuje tego w gwiezdnych wojnach - ukazywania aparatu państwowego, tych wszystkich intryg. I szanuję za prztyczki w kierunku zwolenników "silnej ręki" - którzy publicznie co prawda wypierają się zbrodniczych ciągot, ale robią to nie dlatego, że tyrania jest zła, ale dlatego, że to nie oni byli tyranami. Komuniści, faszyści i nacjonaliści są nimi tylko pod warunkiem, że w swoim wymarzonym ustroju będą w jakiś sposób powiązani z władzą.
Podoba mi się też paralela Najwyższego Porządku do III Rzeszy - a konkretnie to, że teraz ma sens. W filmie pokazane to było w sposób groteskowy, naiwny i durnowaty - faszyzm to nie tylko uniformizacja i darcie pyska na stadionie, to wyjątkowo płytkie ujęcie. Faszyzm to przede wszystkim fanatyzm i terror. Nie jest to żaden mityczny chłód pięknie ubranych panów, ale dzika, sebiksowa zwierzęcość. Oczywiście z uwagi wrodzony imbecylizm przeciętnego zwolennika faszyzmu, potrzebują oni cwanych, cynicznych liderów. Autorce udało się to wszystko przedstawić. Do tej pory żywiłem tylko nadzieję, że zamiast się bawić w karykaturalne wykrzywienia, pójdą w coś głębszego, tak jak NT przestawiała upadek demokracji - i zdaje się, że Disney w tym kierunku idzie. FO to zlepek ludzi z jednej strony zawiedzionych nieudolnością demokratycznych rządów, z drugiej niepoprawnych idealistów, z trzeciej zwykłych patusów. Jedni pamiętali te czasy i tęsknią za nimi (a w zasadzie - za władza i wolnością), a inni są młodzi, głupi i z dobrobytu im się w tyłkach przewraca.
No i ta "gra teczkami" i dziadkami z Wehrmachtu ukazująca wciąż niestety obecny mentalny trybalizm nakazujący stosować odpowiedzialność zbiorową.
Mroczny Uczeń - Momentami niewypowiedzianie naiwna, głupia i irytująca, ale bawiłem się dobrze.
Utracone Gwiazdy - Fajnie pokazane jak autorytarny reżim potrafi wyprać mózgi, zaszczepić ślepe posłuszeństwo - na różne sposoby; wykorzystując gniew, cynizm, honor i inne cechy. I to, jak niszczy ludzi, planety, galaktykę. Wątek romansowy też dobrze poprowadzony, sporo smaczków, jakieś figurki z palporem pamiętam, lubię takie smaczki xD
Więc 3 na 12 mi się podobały, plus dwie tak w miarę xD
Okej, no to w sumie jedynie by miało sens przeczytać trzeci tom Dynastii. Z tego co pamietam chyba mi się najbardziej podobał z całej trylogii.
I jest jeszcze jedna droga. "Ścieżka zdrady" z drugiej fazy Wielkiej Republiki, gdzie imo jest ciekawszy villain niż Nihilowie. To się dzieje 150 lat wcześniej więc można czytać w oderwaniu. Nie jest to dzieło sztuki, jak w sumie wszystkie te książki SW, ale możliwe że Cię zainteresuje ten wątek.