Hm.
W pierwszej części zarzucasz serialowi, że próbuje wymusić jakiś motyw - ale na poparcie
tego połowa Twoich przykładów pochodzi z innych źródeł. Jango głąb, jasne, Boba też nie musiał
się rzucać, ale to kwestie filmów, nie serialu.
Cad do wszystkiego podchodził dość osobiście i stąd też ta walka.
Fennec przecież ostatecznie też nie zginęła.
Plus tym leitmotivem wcale nie jest "wina zleceniodawcy", ale live hard die young czy po prostu
niemożliwość dożycia spokojnej starości w tym zawodzie, co niekoniecznie wynika z winy zleceniodawców,
jak próbujesz udowodnić, ale raczej w samej naturze zawodu, na co nakładają się też inne czynniki
jak rys charakterologiczny postaci decydujących się na podjęcie takiej kariery co przekłada się
na wyższą skłonność do ryzyka w ogóle obniżając tym samym szanse na dożycie sędziwego wieku, a
ścieżka zawodowa jest tylko jednym z elementów. Więc teza u podstaw zdaje się być zupełnie błędna.
Dwa - ok, to inny punkt widzenia, niż ten z którym się do tej pory spotykałem,
bo piszesz o sadystycznych skłonnościach, podczas większość opinii o Bobie mówiła, że
próbują go wybielić. Piszesz co prawda o Mando w tym fragmencie, ale w Mando było tylko
pojawienie się i ciężko cokolwiek o tej postaci więcej powiedzieć. Gdyby w Mando pojawił się
fragment jak rozwala z powietrza ten gang, to mielibyśmy wrażenie, że jest bezlitosnym terrorystą.
Gdyby pojawił się fragment jak się uśmiecha, to można by powiedzieć o jaki on szczęśliwy. I tak dalej.
Nie ma co ekstrapolować całej postaci z jednego zachowania, tym bardziej że na tym polega serial,
by tę postać pogłębić i dać jej więcej czasu, stron, zachowań niż te pojedyncze.
Piszesz "czy tak się zachowuje człowiek, który..." - otóż tak, tak się zachowują ludzie.
Ludzie zachowują się w sposób, który im się wydaje racjonalny, ale z perspektywy trzeciej osoby
może być nieraz zupełnie nierozsądny. Może się człowiek zachowywać w sposób zupełnie nieprzewidywalny,
który komuś się może podobać, nie podobać, ktoś się może takiego zachowania spodziewać, lub nie,
na tym polega bycie człowiekiem. Akwarelista lubił pieski, a posyłał ludzi do komór,
Ratko Mladić dawał cukierki boszniackim dzieciom podczas gdy
mordował Srebrenicę, Dzierżyński nieraz uwalniał więźniów, a ile razy się słyszy o mordercy, że
"taki miły był, dzień dobry z daleka wołał, nie spodziewałem się...". Tak to już jest.
Trzy - odważna teza, że Boby nie obchodził Jango, skoro dosłownie całą swoją tożsamość zbudował na byciu
klonem swojego ojca. Taki sam statek, tak samo nazwany, taki sam zawód, uważanie się za Mandalorianina.
A że byli innego charakteru, no byli, bo to różne osoby, ale tak, Boba miał daddy issues.
Cztery - to prawda, nie wyszło mu to do końca, ale znów:
Fennec go szanowała i została z nim. Gamoranie ok, lojalni wobec tego kto akurat rządzi, ale
ciężko zwykłych karków nazwać kimś, kim Boba rządzi, bo to inna relacja; Gamoreanie nie mają nic,
czym Boba mógłby rządzić, są tylko jego ochroniarzami. Zbieżność interesów z Mando nie wyklucza szacunku, z resztą
on nie rządził Mando, więc tu nie ma relacji poddany-władca, ale biznesowo-przyjacielski, więc w ogóle nie powinien znaleźć się w tym gronie.
Z resztą jak cała reszta, bo żadna z tych postaci nie była jego lennikiem, ale (współ)pracownikami, gdzie ta władcza
zależność do której się Boba odnosił zwyczajnie nie zachodzi. Nie pobierał od nich haraczu, nie dzielił się strefami wpływu.
Generalnie - serialowi można wiele zarzucić, ale akurat zupełnie nie to, co próbujesz