Wiecie co, myślałem trochę o tym, i ten film zaczyna siedzieć mi w głowie, nie dawać spokoju. Są dwie strony (jak zwykle) :
1. Ten film ma OGROMNY POTENCJAŁ.
Pierwszy powód, oryginalne STAR WARS jest peanem pochwalnym na cześć pilotów i lotnictwa i gra na ewidentnych nutach nostalgii do wielkich bitew powietrznych 2WŚ, w świadomości których dorastał George Lucas i widzowie jego flimu. Sam GL mówił o tym w wywiadach - o celowym odwoływaniu się do estetyki Drugiej Wojny.
Drugi powód, lotnictwo mimo swojego spowszednienia ciągle ma trochę tej magii, obietnicy wolności, niebezpieczeństwa, przygody. Sam trochę w tym siedziałem, byłem pilotem szybowcowym, znam dużo ludzi z tego środowiska, pilotów wojskowych, cywilnych, amatorów latania weekendowego i ludzi szkolących się do ATPL z celem dostania się do linii. To naprawdę jest ciekawe środowisko, trochę szalone i żyjące jakby w innym świecie, a w przeszłości nie tak odległej to byli prawdziwi wariaci i ludzie żyjący na krawędzi, wystarczy poczytać o dziejach naszych rodaków z dywizjonu 303. Postać Hana Solo wcale nie jest przesadzona, tak po prawdzie to rzeczywistość jest dziwniejsza od fikcji. Wszyscy mniej więcej to czują i dlatego jest szansa na wykorzystanie tego mitu drzemiącego głęboko w ludziach.
Trzeci powód, są idealne przykłady JAK należy coś takiego zrobić. W tym roku pierwszy raz obejrzałem film pod tytułem PORCO ROSSO. To jest anime, ale ja mimo bycia totalnym niefanem anime obejrzałem to z zapartym tchem i momentami kulą w gardle. Ludzie, to jest właściwie STAR WARS, a chwilami może nawet lepsze. Niesamowici bohaterowie i świetny side-kick, świat "nie z tej ziemi", humor, odjechane pojedynki lotnicze i na pięści, niesamowity romans i na domiar wszystkiego magia. Tak jak w SW mieliśmy MOC która bohaterowi sprzyjała, tutaj mamy totalnie odjazdową klątwę ciążącą na głównym (anty)bohaterze, swego rodzaju anty-moc. Zakończenie wyrywa z butów. Czapki z głów. No po prostu mistrzostwo i jeżeli ktoś szuka inspiracji na film lotniczo-myśliwski toczący się w świecie SW to ma idealną ściągawkę.
Czwarty powód jest powrotem do pierwszego, można trzymać się tego, co pokazał sam Mistrz GL i pokazać lotnictwo w ujęciu bardziej archaiczno-pierwotnym, tak jak również robi to wspomniane PORCO ROSSO. Archaiczno-pierwotnym zarówno pod względem "technologicznym" jak i wizualnym. Czyli odniesienia do znanych obrazków z 2WŚ, podobna estetyka, żadnych rakiet, komputerów, radarów, tylko człowiek, maszyna, karabiny i wrogi pilot. Ale jak zniosą to forumowi znawcy techniki militarnej? "Tak się nie da, to nie realistyczne, bla bla bla".
2. Argumenty przeciwko, MOŻNA TO KONCERTOWO SPIEPRZYĆ.
P.J. jak do tej pory zrobiła dwie wonder woman, z której ta pierwsza była po prostu bardzo przeciętna, "Monster" miał bardzo dobre przyjęcie u krytyków, a ja oglądałem to 16 lat temu i nic nie pamiętam. Więc reżyser jest wielką niewiadomą. Trochę niepokojący jest ten filmik w którym P.J. wspomina, że tato zginął na służbie. Samo w sobie nie jest to niczym złym, wiadomo tragedia dla dziecka i siedzi to w niej głęboko. Na pewno ma pani motywację osobistą do zrobienia filmu. Oby nie poszło to w stronę łzawego sentymentalizmu, zakamuflowanego patriotyzmu i sztancy "chwała bohaterom", bo takie podejście nie spotka się z uznaniem widowni. Nikt już dziś nie chce materiału propagandowego USAF. Jak napisał disclaimer, drugiego TOP GUN zrobić się nie da (prawdopodobnie). Nie chciał bym widzieć też pochwały militaryzmu i otaczania kultem technologii i techniki, samych samolotów. (Jak robić film o magii samolotu jako maszyny pokazuje KOLEJNY film anime który polecę "The Wind Rises".) Tak więc tematyka jest BARDZO trudna i wszystko zależy od odpowiednio zrównoważonego scenariusza, w którym na pierwszym miejscu jest człowiek a samoloty i niebezpieczeństwo mogą zapewnić tę szczyptę magii. Bo jak to powiedział GRRM, fantazy działa najlepiej, gdy jest zupełnie przyziemne, a tylko chwilami dostajemy odrobinkę magii, niczym mocarnej przyprawy.
Także szansa jest na coś dobrego, niestety jest też szansa na drugie Rogue One, cukierkowo wyglądającą nudę bez serca i duszy. Ja, szczerze mówiąc nastawiam się (bez przerwy od roku 1999) na CH.JNIĘ. I to jest najbezpieczniejsze podejście. Jak to mawiał Cyrus Smith, "najlepiej widzieć wszystko w czarnych barwach, wtedy cokolwiek by się nie wydarzyło, będzie przyjemną niespodzianką".