Nowa odsłona wątku Jak pisał kolega Mossar w poprzednim:
Jeśli będzie ktoś chciał się wyżalić i potrzebuje, żeby ktoś poojojał albo poklepał po wirtualnych plecach to można tutaj.
Nowa odsłona wątku Jak pisał kolega Mossar w poprzednim:
Jeśli będzie ktoś chciał się wyżalić i potrzebuje, żeby ktoś poojojał albo poklepał po wirtualnych plecach to można tutaj.
skończyło się lato . A jutro przyjdzie jesień ...
Od jutra też nocy będzie przybywać, a dzień będzie coraz krótszy, niestety.
Oby pogoda, która jeszcze daje to letnio-wakacyjne złudzenie, trwała jak najdłużej. Słoneczna i ciepła jesień mogłaby być już u nas na stałe, zamiast deszczowej zimy. Człowiek by nawet zaoszczędził trochę na tych kurtach, ciepłych butach, itd.
Podobno ma nie być tak źle pogodowo w tym roku. Ciepła jesień nam się szykuje, a i zimy ma nie być.
No i fajn baj mi. W zeszłym roku w styczniu łaziłem już w trampkach. A teraz kupiłem sobie na wyprzedażach netowych, trzy pary - hehe, aby do wiosny !
Ty mnie nie denerwuj. Ja zawsze ciężko znoszę listopad->marzec. Tzn. strasznie dołuje mnie ciemność od 16 i muszę się pocieszać czekoladą, kawą, ukulele, playstation i śmiesznymi postami na Bastionie.
Ja w pracy to najgorzej znoszę te dni między poniedziałkiem a piątkiem włącznie. Miesiąc roku obojętny.
AJ73 napisał:
Od jutra też nocy będzie przybywać, a dzień będzie coraz krótszy, niestety.
-----------------------
O Panie, niestety, ale dnia ubywa już od około 3 miechów Patrz jak już ciemno przed 19., a nie tak dawno o 21. było jasno
Noo, tak. I nie.
Miałem na myśli dwa magiczne dni w roku, kiedy następuje równowaga dnia i nocy. W tych dwóch dniach w roku (21 marca i 22 września), długość dnia i nocy jest identyczna w każdym miejscu na Ziemi
- https://odkrywcyplanet.pl/wp-content/uploads/2020/01/rownonoc-wiosenna-z-20-marca-2014-roku.jpg
Równonoc wiosenna i jesienna, no i przesilenie letnie oraz zimowe. Od przesilenia letniego dzień staje się coraz krótszy i od przesilenia zimowego coraz dłuższy.
Tak w ogóle gdzieś czytałem, że na piramidzie w Gizie podczas równonocy widać, że jej boki są lekko wklęsłe co daje nam 8 ścian.
-Jeśli będzie ktoś chciał się wyżalić i potrzebuje, żeby ktoś poojojał albo poklepał po wirtualnych plecach to można tutaj.
Jak sami wiecie - ja często potrzebuję. Możecie zaczynać!
Zanim przejdziemy do festiwalu żali.. chciałbym Wam podziękować, że tak tłumnie pisaliście w tym temacie, żaląc się, bo życie jest ciężkie. Dzięki temu mój temat, moje dziecko, największe Bastionowe osiagnięcie zaraz obok jednodniowego bana (było jeszcze zwycięstwo w TiM, ale kto by tak pamiętał), doczekało się drugiej odsłony. Dziękuję i polecam ten temat na przyszłość.
Adam, mogłeś wygłosić ten apel tutaj. Tu wszystko jest jednocześnie na poważnie i dla beki. Więc ostatecznie co byś nie powiedział, w emocjach czy bez, jest się chronionym. Zresztą to taktyka Lubsoka od zawsze - kończyć każde zdanie "xD" żeby można było powiedzieć, że to dla beki.
Ja się pożalę, że znowu bolą mnie stopy od biegania. Poszedłem do fizjo i okazało się, że jestem przesunięty do przodu. Tzn. jakby postawić pionową linię to mam głowę parę centymetrów przed stopami. Taki jestem. Krzywy.
-moje dziecko, największe Bastionowe osiagnięcie zaraz obok jednodniowego bana
A wiesz, że ja, uznawany za jednego z największych awanturników Bastionu, jeszcze bana nigdy nie dostałem?
Adam, mogłeś wygłosić ten apel tutaj. Tu wszystko jest jednocześnie na poważnie i dla beki.
I to było chyba w tym wszystkim najgorsze. Bo z jednej strony było mi ciężko, z drugiej oczekiwałem jakichś zmian, a z trzeciej - próbowałem w jakiś dziwny sposób rozładować to napięcie. Teraz powoli schodzi, ale żeśmy się trochę tu pobawili, może trochę zbyt mocno. Co ciekawe - okazało się, że to świetna okazja, by porozmawiać o przyszłości naszej społeczności. Być może hasło Bastion Shedł na psy z czasem straci swoją moc. Głęboko w to wierzę, bo widzę, że wśród nas jest sporo pasjonatów i ludzi dobrej woli.
O jezzuuu ... to oni potrafią to wybadać, te lekarze ?.
Aż sprawdziłem czy nie jestem przesunięty w pionie i ... kurde, wyszło mi, że trzymam pion !. No ale, jak mam nie trzymać, skoro przecie nie biegam ?. Heh, jednak intuicja dobrze mi podpowiada, by nie przemęczać się nadto. No i zaoszczędziłem na lekarza
Naprawdę, dumny jestem dzisiaj z siebie
Mossar napisał:
okazało się, że jestem przesunięty do przodu.
-----------------------
Ja jestem przesunięty w fazie, o kilka stałych Diraca. Dzięki temu przechodzę przez ściany, ale nie mogę zbliżać się do nadajników 5G. Dobrze, że mam rodzinę w Kraśniku.
A tak na serio to byłem na delegacji w Niemczech. Wyobraźcie sobie, że ci ludzie na fabryce puszczają na cały regulator niemieckie szlagiery*. Oni... oni autentycznie tego słuchają. A ja siedzę sobie na składanym krzesełku przy składanym stoliku i próbuję pracować umysłowo. Niezapomniane przeżycia, polecam każdemu. Przynajmniej dieta się zgadza, o ile nie dostanę znowu mandatu ze "wspaniałych" autobahn z ograniczeniami do 80 co 30 km.
---
* wiem, że "szlagier" można tłumaczyć po prostu jako "przebój", ale mam oczywiście na myśli typową muzykę biesiadną. Czaicie - to, co leci w radio Piekary.
Kojarzycie facebookową stronę pt. "Dżedajka"?
No, tak więc podejrzewam, że jej moderzy popadli w syndrom Łukasza Stelmacha i jego watachy (mniejsza, że widziałem z niej te same osoby ).
Czyli w przypadku, kiedy ktoś się z nami nie zgadza, wyłączamy mu komentowanie, ale nie tylko, bo ukrywamy posty żeby przypadkiem ktoś się nie zorientował że wyszliśmy na głupków.
Buziaczki :*
W tym:
- popularne hejtowanie prequeli pod wiadomymi względami (ptaszek)
- przytaczanie Cosmonaut Variety Hour w argumentach o prequelach (ptaszek)
- powielanie wielokrotnie obalonych RZEKOMYCH dziur fabularnych prequeli (vide było m.in Padme pamiętająca matkę, Kenobi niepamiętający R2 pomimo 1000 przygód z nim w prequelach , Kenobi który nic nie robi względem straszliwej prawdy wyjawionej mu przez Dooku, coś takiego https://youtu.be/fpmH_Rrn8e0 ) - ptaszek
Dopadło mnie zmęczenie materiału. Raz, że usilnie na to pracowała firma na, psując co mogła, od zakończenia „Rebelsów”, poprzez drugi sezon „La Resistance” skończywszy na TROS-ce i ogólnej polityce tej firmy. Do tego doszła jeszcze sytuacja na Bastionie, gdzie na jeden post o Starłorsach przypada dwadzieścia o sytuacji w kraju. Jak wiadomo, materiał nieustanie poddawany presji i naginaniu w końcu podda się dekohezji, gdy ciśnienie na manometrze przekroczy wartość krytyczna to nic już nie wróci to stanu poprzedniego.
Innymi słowy, mam dosyć Star Warsów, to jest czas, w którym należy „zabić tę miłość”.
Niestety, konta na „Bastionie” nie da się usunąć, za to udało się usunąć konto ze starłorsowymi ficami na A03, jak też anulować wszystkie przedpłaty i zamówienia na starłorsowe rzeczy. Jako że większość była i tak „sold out” to przynajmniej ktoś na liście oczekujących się ucieszy. Przy okazji okazało się że uzbierała się z tego solidna kupka pieniędzy, prawie 800 piniędzy, co uświadomiło mi ile ja kasy na te smieci ze znakiem SW wydawałem przez te wszystkie lata. Odzyskane pieniądze postanowiłem przeznaczyć na „przelew”, szczęściem tutaj można sobie zamówić kuriera który ciekawe wynalazki dostarczy do rąk własnych. W końcu trzeba się jakość znieczulić i przejść w stan nirwany, aby dotrwać do końca roku 2020. W sumie to już niedługo. Co prawda ponoć buddyjscy mnisi potrafią osiągnąć stan nirwany jedynie samą koncentracją i medytacją, ale co oni z tego mają za przyjemność to ja nie wiem.
Niektórzy mogą powiedzieć że to może być depresja i tu trzeba lekarza i tabletek, no ale bądźmy poważni, na co komu lekarz i tabletki, jak mamy do dyspozycji morze alkoholu. Alkoholizm is the answer, jeżeli potraktujesz go jako kolejne, dodatkowe hobby
Trochę mi szkoda tych wszystkich lat i tego całego pięknego uniwersum, no ale, mam też inne hobby. Najbardziej mi żal tego że nie udało mi się przed tym wszystkim dokończyć „Black Spire” czy też zapoznać z „Alfabet Squadron” polecanym przez Mossara, który gdzieś tam stoi na półce i teoretycznie mógłby po niego sięgnąć. Ale nie, na samą myśl że miałbym kijem dotknąć coś z logie mSW treść żołądkowa rozpoczyna szybki marsz w kierunku jamy ustnej.
I ze względu na powyższe, jak czasami coś mi się zdarzy napisać na Bastionie co będzie bełkotliwe, pozbawione składni i z masa literówek and stuffu, to proszę o tolerancję i wyrozumiałość.
I no chciałbym podziękować na koniec Mossarowi za założenie tego jakże potrzebnego tematu.
Aż dziw, że w tym 2020 roku tak rzadko jest ten temat używany.
Myślę, że taka przerwa jest czasem potrzebna. Nieważne czy miesięczna czy roczna czy już na całe życie to czasem trzeba. Ja jeszcze do tego momentu nie doszedłem, ale na pewno w końcu mnie to "dopadnie". Np. kiedy High Republic okaże się klapą. Ale póki co nie mam co innego robić niż czytać książki, więc trzymam się kurczowo póki reaguje na SW względnie pozytywnie.
Moim zdaniem, to październikowa deprecha
Morrison kiedyś śpiewał, że "jestem w dołku tyle dni, że wygląda on jak szczyt" . Nie wiem jak tam u ciebie z pogodą, ale tutaj to istna masakra jest. Szaro-buro i ponuro. Każdemu może się odechcieć. Polityka rozwala wszystko, ale to nie jest powód, by rezygnować ze swoich pasji, koników, czy zajawek.
Po TROSce nic już nie będzie takie same, nie będzie już tego samego hajpu, który towarzyszył jakby nie było, sikłelom. Ale jest wiele mniejszych projektów, jest "Mando", będą też inne seriale, gry, więc nie jest AŻ taka posucha, jaka była przy okazji prikłeli, kiedy Żorżu podziękował, i zakończył temat.
Także tego, to nie "zmęczenie materiału", ale chwilowa słabość A ten "przelew", to w sumie taki mały pikuś, przy przelewach Licza z Etanolu
Ten to miał naprawdę dosyć SW
No to, widzimy się na Bastionie, tak najpóźniej przy premierze pierwszego odcinka drugiego sezonu "Mando", right ?
Wiele wody w Wiśle upłynęło, od kiedy udzielałem się regularnie na Bastionie, obecnie ograniczam się tylko do jego przeglądania, ale w swoim imieniu powiem, że to szkoda, iż planujesz stąd zniknąć - wnosiłeś do tego forum sporo wartościowych postów. Ale rozumiem Twoje powody. Powodzenia!
Sam ma nadzieję, że nowy sezon Mando na nowo roznieci u mnie jakieś większe zainteresowanie SW.
Nic na siłę. Nie sprawia radości tylko wkurza to po co się męczyć. Olać SW. Jest tyle innych ciekawych rzeczy do czytania i oglądania, a czasu zawsze za mało. Piszesz o innych hobby. Zrób sobie odpoczynek, jak będzie ochota to za jakiś czas wrócisz, jak nie to trudno. Nie ma się co rozczulać. To tylko wymyślony świat, o który za mocno się spinamy i traktujemy poważniej niż sami autorzy. Jest mnóstwo większych problemów w życiu niż słabszy film lub nie taka polityka właścicieli marki niż byśmy chcieli. Bez sensu się na tym skupiać, lepiej olać i swój cenny wolny czas wykorzystać na coś, co cieszy.
Ja po trosce też sobie odpuściłem SW na jakiś czas i wydawało mi się, że już nie wrócę do pilnego śledzenia nowości w tym uniwersum, bo po co. Ale minęło parę miesięcy, powoli znowu przyszła ochota ma ten świat i w tej chwili znów mam taką podjarkę, że aż zrobiłem kolejne (chyba najpoważniejsze) podejście do legendarnych komiksów. Wróciłem silniejszy Może u Ciebie będzie podobnie?
BTW myślę, że bardziej Cie zmęczył fandom, ogólny klimat Bastionu w ostatnich dniach i zero pozytywnych emocji, a zamian za to bezsensowne dyskusje. Sam dorzucam niestety do tego cegiełkę, ale też mi brak Bastionu Star Wars, na którym gadamy o Star Warsach.
Zrób sobie przerwę i czekaj na lepsze czasy Bastionu. Bo na razie to jest Koronny Bastion Polityczny a nie Bastion SW. Może 2021 będzie łaskawszy pod kątem rozwoju SW. Odwiedź chociaż za parę miesięcy (rok?) moj temat z Legend, bo zrobie zbiorczą recenzję NEJ.
Coś w tym jest. Nie śledziłem tej całej dyskusji, bo w ogóle nie wchodzę w wątki zahaczające o politykę, ale fakt że dla mnie jako osoby, która wchodzi na B głównie w celu poczytania postów wnoszących cokolwiek ciekawego w temacie nowych SW, coraz trudniej wyłuskać wartościowe dla siebie kawałki.
ale co zrobić. Niemniej jednak ta decyzja i publiczne jej obwieszczenie nie poprawiło mi "chumoru". Chlip, chlip.
Konketny dorobek. Dużo postów. Pełno bajtów wysłanych w sieć. Ile to watów poszło? Kto wie.
Pozdrawiam i życzę powodzenia. "In case I don`t see ya... good afternoon, good evening, and good night". MTFBWY.
Finster Vater napisał:
Niestety, konta na „Bastionie” nie da się usunąć,
-----------------------
Nie jest to proste, ale mogę ci to załatwić. Wystarczy, że napiszesz PW.
https://i.ibb.co/SskVhRH/pw.png
Zacznę od wierszyka, nieudolnego, bo mojego:
Gwiezdne Wojny film dla dzieci,
Co zbierają góry śmieci.
Nie widziały cycków baby,
Znają za to zapach Jabby.
I dymane są jak leci.
Taki stary i tak marudzi? No litości. Dyć wiadomo było, że odkąd firma na D. zabrała się za SW, to łatwo nie będzie. Ale są perełki, które pozwalają mieć radochę z odwiedzin w Odległej. Jak kto lubi, to może sobie nawet o tym pogadać. Byle nie wchodzić w kwestie pozagwiezdnowojenne, o bagiennych nie wspominając. A że kolega zdryfował, to może mieć tylko do siebie pretensje. Nie do Bastionu. ~
I nie zgadzam się na likwidowanie preorderów. Jeden zrealizowany czeka na koniec cośtamdemii. ~
Z innych rzeczy - Kapitan Dunbar odpuścił mi oglądanie na żywo TCW#7, ale mnie tym czymś uraczył. Trudno, może korzystając ze starej prawdy obejrzę. A stara prawda brzmi: Alkohol to największy wróg ludzkości - trzeba lać go w mordę. Po dłuższym boju może nawet uda się zobaczyć TRoSkę? Zwłaszcza, że nie uszczuplając zasobów, można nabyć całkiem przyzwoite Montepulciano cośtam. ~
Czarny Piotruś, i w dodatku święty też zacny, sponsoruje ten i poprzednie posty
I oczywiście że do siebie za całokształt. Ale i tal łatwo nie jest (choć, po coś ludzkość wymyśliła alkohol w końcu)
A ten pre-order to trzymej, bydzie zrealizowany, a i mam nadzieję że poza biletami od NBP to i przelewm cuś puścimy
Nabyliśmy z małżonkiem kotka. To pierwszy dzień, więc kotek się boi i szuka kryjówki.
W ciągu pierwszych 24-godzin:
- wlazł w obudowę pionu grzewczego (znaczy mamy tę rurkę w rogu pokoju obudowaną i na dole jest do tej obudowy dostawiona szafeczka i pod szafeczką jest szczelina.
- odstawiłam szafeczkę, wyłuskaliśmy kotka, szczelinę na dole małżonek zatkał tekturą.
- Rano znalazłam zrzuconą klawiaturę, kupę w transporterku i kotka śpiącego na biblioteczce. Jak wróciłam ze śniadankiem dla niego, kotek był wciśnięty w najdalszy kąt za biblioteczką, w miejscu gdzie odkurzacz nigdy nie sięgał.
- Opróżniliśmy wierzch biblioteczki, odsunęliśmy ją od ściany, wyłowiliśmy kotka. Po odkurzeniu kotek zjadł, poprzytulał się, po czym dał nogę za biurko. Mam bardzo duże, ciężkie, dębowe biurko. Kotka udało się po pewnym czasie wydobyć (leżenie na podłodze i grzebanie na oślep pod biurkiem), ale coś mi od tamtej pory sikami zalatuje.
- U weta było z grubsza ok, ale ze stresu zaczęło mu się rozwijać przeziębienie, więc dostał zastrzyk. Nic nie wskazuje na to, żeby miał dwie wątroby np.
- Zrobiłam kotu schowek pod stołem do szycia,kładąc kocie łóżko i zastawiając pudełkami. Czasem go wyciągamy na pieszczoty, wtedy się łasi, przytula, wciąga żarcie i jest słodki. Aż do chwili, gdy coś gdzieś stuknie. Popsikałam wszystko kocimiętką w sprayu.
- Stare koty mają sytuację kompletnie gdzieś.
- Robimy plany odnośnie zablokowania doskonałych schowków w innych częściach mieszkania.
- Minął dzień, wszyscy żyją.
Minęły prawie 3 miesiące i powiem szczerze, że jakbym wiedziała co nas czeka...
Główny problem to Stary Kot, który sukcesywnie:
- popadł w depresję
- dostał infekcji gardła, przez miesiąc brał na to leki (po drodze były też kroplówki i trzeba mu było kupić inhalator) i nadal nie pozbył się chrypy.
- przez dwa miesiące się boczył na nowego, aby nagle z dnia na dzień zacząć z nim spać w uścisku na jednym fotelu.
- obraził się na nas i nie chce mruczeć ani przychodzić na kolana (trochę się poprawia ale w żółwim tempie). Jeśli to się nie zmieni, to trzeba będzie pomyśleć o mocniejszych pigułkach na szczęście.
Żeby nie było za łatwo, to po drodze Kocica zaliczyła USG i RTG bo zatkała się kłakiem i istniała obawa, że zjadła jakiś przedmiot (360 zł za tą zabawę). Kłaka samoistnie zwróciła dzień po badaniu.
No i oczywiście okazało się, że w tej utytułowanej hodowli którą wybrałam, żeby na pewno kupić zdrowego kotka wydarzyła się inwazja pierwotniaków, generująca rozwolnienie u kociąt. Znaczy jakieś 10 cuchnących krowich placków dziennie i upaprany kotek. W związku z tym przez dwa tygodnie musiałam leczyć wszystkie 3 sztuki, osobiście odważając sproszkowany lek dla gołębi na chińskiej wadze do narkotyków z Allegro, i wtykając w mniejsze koty po 4, a w większego 8 kapsułek dziennie. OSIEM NARAZ W KOTA. Do tego codzienne wyparzanie kuwet. Dziś był ostatni raz, i oby nie trzeba było powtarzać. Póki co sraczka ustąpiła.
Od wczorajszego wieczora boli mnie dziąsło w miejscu, gdzie powinien być ząb mądrości, który w swej bezbrzeżnej łaskawości postanowił przestać się wyżynać przed laty mniej więcej w połowie drogi...
Więc albo przypadkiem przy jedzeniu czymś sobie podrażniłem dziąsło, albo ząbkuję
Niekoniecznie. Choć pewnie zapewnie.
To może być też początkowy stan zapalny Potrafi czasem niemal z niczego. Sprawdź, czy dziąsło nie jest mocno zaczerwienione, miękkie i czy aby nie-daj-boże
nie krwawi z lekka. Jeśli tak, to szybciorem do stomatologa
... ale pewnie to zomp
Nie krwawi, więc na razie czekam
Fajnie masz. Jeść nie możesz, więc pij. ~
Rzecz działa się dobre 30 lat temu w Trzcielu, w Barze Uniwersalnym (czy jakoś tak, Niemiec mi schował). Wpadliśmy tam znad jeziorka na śniadanko (bo samemu robić się nie chciało) i napatoczył się Ufoludek. Znaczy się pan umazany na zielono (coś malował, głównie siebie), mimo 9-10 nieźle orbitujący. Miał zadrutowaną szczękę. Ciekawy gość, pogadaliśmy, piwo wypiliśmy. Okazało się, że pan był na weselu, chyba fajnym, bo dostał sztachetą w dziób i mu połamało szczękę. Trafił do lekarza, który go zadrutował.
- Hak am eszcz? - wyseplenił przez druty
- Niech pan pije - poradził lekarz
- To PIJĘ - wyjaśnił swój stan.
Motyla noga, Luty miał być powyżej normy - tak mówili !. Znaczy, ciepło miało być.
A tera wraca zima ze swoimi - 10 w dzień, a odczuwalnie z - 18 będzie, bo ma wiać. twa mać. I tak co najmniej przez tydzień. No jak żyć ?!
Nie po to kupiłem wiosennie żółte trampki, by w nich w Lutym nie chodzić, no żeszz
Luty ma 28 dni. Dotychczasowe pełne 4 prawie na pewno były powyżej średniej
spróbuj w nich morsować w jakimś przeręblu. W piątek chyba baseny na świeżym powietrzu otworzą w sam raz dla miłośników morsowania.
Hehe, zaraz zamkną. Idzie do pół metra śniegu. Od jutra A później mróz
Trza wyciągać onuce
Pogodowcy mówią, że "0" na termometrze zobaczymy dopiero w końcówce Lutego ...
https://giphy.com/gifs/memecandy-Ws4Mtju5Sq1swakFzU/fullscreen
Chciałem się pożalić.
Nie mam pomysłu co pisać na tym forum. Jak się rejestrowałem to myślałem, że będę się angażował w pisanie na temat Gwiezdnych Wojen. Wydaje się jednak, że starczyło mi pomysłów na miesiąc.
Czy to tutaj normalne, że po miesiącu przestaje sie pisać o Star Wars i zaczyna się powtarzać w kółko te same debaty i kłótnie? Jak Doctor Strange w finale filmu?
Tak. Do najbliższego nowego newsa starwarsowego i tak w kółko
Pisz jak chcesz coś napisać - samoistnie lub zainspirowany jakimś tematem, wypowiedzią - a nie dlatego że czujesz "obowiązek angażowania się". W ciągu niecałego miesiąca napisałeś 80 postów, w tym tempie zrobisz tysiąc rocznie, czym wielu weteranów nie może się pochwalić (w dziale "Bastion" jest wątek o legendarnym klubie Millenium)
Też tu kiedyś pisałem merytorycznie, ale jak to mi powiedział kolega Shedao, "nie od tego jest Bastion"
Ot, i odkryłeś całą tajemnicę Bastionu
Tak, w kółko to samo.
Nie wiem jak jest na Discordzie, ale podejrzewam, że niewiele lepiej .
Niestety, prawda jest taka, że forum odżywa przy filmach. Przy sikłelach żarło w najlepsze, Mando także napędzał forumowiczów do trzaskania posta za postem. Książkowe HR nie ma jeszcze takiej siły. O ile w ogóle będzie miało.
A poza tym - proza realnego życia wygrywa.
Moja rada - fajnie zacząłeś bloga, kontynuuj i zakładaj nowe tematy (o ile jeszcze takowe w SW są możliwe
).
Na Discordzie jest fajnie, ostatnio mam ogólnie mało czasu, na jakiekolwiek nolifowanie w necie, ale jak mam wybierać forum czy discord to wolę to drugie.
Nie przejmuj się. Ja tu jestem od 15 lat i nie da się non stop pisać w takim samym stopniu. Jak masz o czym to pisz, ale nic na siłę. Zawsze możesz też poszperać w starych tematach, może znajdziesz coś ciekawego/zabawnego. Ja tak często robiłam, zwłaszcza na początku czy w okresach przestoju.
Ja osobiście mam dużo tematów, w których jeszcze chciałabym zabrać głos, kilka pomysłów na nowe, tylko mi akurat teraz brak czasu.
zimy. Tej wiosny.
Właśnie cykam sobie zdjęcia, bo już daaawnoo takiego śniegu, w dodatku padającego poziomo, nie widziałem. Coś pięknego, szkoda, że nie na gwiazdkę. Dlatego plizzzz, zimo.
Go,
away.
Już nie mam siły. Ciągle wracam do biegania i max po 3-4 miesiącach zaczyna mnie coś tak boleć, że muszę przerwać. Jesienią uznałem, że luzuję i zaczynam biegać z psem. W sumie było fajnie, przyjemnie luźno, ale ni z d*** zaczęła mnie boleć lewa stopa - tak bez ostrzeżenia, bez bólu w czasie biegania i już to czuję od tygodnia. Zawsze, kurde, jest problem z lewą stopą. Najpierw mnie bolało nad kostką w lewej nodze. Potem kilka miesięcy później mnie wykluczył jakiś ból w lewej stopie pod śródstopiem. Potem jesienią w górach ciężko mi było chodzić, bo mnie bolało rozcięgno podeszwowe w lewej stopie. I teraz 3-4 miesiące bez bólu i ni z tego ni z owego zaczęło mnie boleć wierzchnia część lewej stopy. WTF is wrong with my left foot?
Byłem 3x u fizjoterapeuty, 1 u jakiegoś trenera. No i generalnie wiadomka, jestem krzywy jak większość informatyków. Ale nie bardzo coś te wizyty pomogły.
No i chyba mówie PAS. Uwielbiam bieganie, ale ile można. Teraz przerwa, ale, nie wiem, może zacznę się podciągać czy coś. Jakieś pompki robić.
A myślałeś kiedyś, żeby spróbować przejść GTA:San Andreas ale przemieszczając się tylko z buta? (Ok, z poprawką na niektóre misje gdzie wymagany pojazd, niech Ci będzie...)
Pobiegałbyś dużo i w ogóle a noga nie bolałaby.
ja tak przeszedłem z buta pół stanów ze szczególnym uwzględnieniem parku Yosemite i trochę się powspinałem nawet w "Horizon Zero Dawn", znaczy zanim się nauczyłem jeździć na mechazwierzątkach.
I faktycznie, jak kanapa jest wygodna to nawet plecy nie bolą
Wygrałem triatlon w GTA V, a jak się umęczyłem! Powinni dawać ściągę który przycisk na kontrolerze jest od sprintu, jak w starych AC. Zresztą, stare AC też pokonywałem pieszo, ewentualnie konno. Dobre natlenienie organizmu jest najważniejsze. No i ferie miałem spędzić w Steep, niestety zabrakło czasu…
Ale może tutaj do chirurga trzeba się udać, lub lekarzmana takiego specjalizowanego ot "Foot and Ankle" (pojęcia nie mam jak to się po PL nazywa)
, a nie mówiłem ? ...
I po co ?, po co męczyć organizm, kiedy w y r a ź n i e (left foot) daje Ci do zrozumienia, że nie. Nie, znaczy N I E.
I żadne konowały cudów tu nie sprawią. Niczego nie wyleczą, gdy żadnej choroby ni ma. Wmówią Ci tylko, zapiszą na kolejne wizyty - płatne, ofc. Zobacz - albo przelicz, ile słodyczy byś za to kupił !. Prawda ? ...
Co prawda, można powiedzieć, że się nie lubi słodyczy, ale. Każdy kto nie lubi tak mówi, przy pierwszej krówce-ciągutce. Pierwszej, zaznaczam
... Swoją drogą, człek to jednak dziwny gatunek w przyrodzie jest. Ja nie słyszałem, by przykładowo leniwiec trójpalaczasty uparł się, by nagle zleźć z drzewa, i zacząć biegać. Bo tak.
A człowiek współczesny, istota zupełnie nie przystosowana do wysiłku fizycznego ponad miarę, dostaje nagle (tu można sobie wstawić, co dostaje) ... i biegnie. PO CO ?, w jakim celu ?.
Bo powiedzmy wprost, biegający leniwiec śmiesznie i gupio tak jakby ... a (biegający) człowiek z bolącą stopą ? - No właśnie.
Czy left foot bolało przed bieganiem ? - nie. Zacząłeś biegać i nagle boli ? - tak. I masz odpowiedź. Simple.
Pamiętam, swego czasu w pewnej (nie)istniejącej już stacji, zaczęło się szaleństwo typu #biegambolubię.
Pojawiła się nagle dwójka gości, którzy niczym w jakiejś gorączce, gadali i co gorsza, zaczęli zarażać słuchaczy bieganiem ... to był kosmos, co oni tam wygadywali. Jakieś biegania o świcie, w deszczu, w śniegu, podczas wichury, w niedzielę, po nocach. Słowem, szok.
Jak wirus normalnie. Chociaż nie słyszałem, by jakieś choróbsko potrafiło zarażać falami eteru n o r m a l n y c h ludzi, a to się działo. Normalnie mówię Ci, w jakimś szaleńczym tempie.
Na szczęście. NA SZCZĘŚCIE, znaleźli się odważni śmiałkowie, samotni rycerze, co to widząc ten obłęd, bez lęku stanęli i spojrzeli prosto w oczy bestii mówiąc -
#śpiębolubię.
thisistheway
Rower se kup. Zdrowsze obciążenia, większe zasięgi, do nart się przygotujesz, a ponoć z ułożonym psem też da się podróżować, no i z zakupami jest wymówka. ~
Lepiej orbitreka. Mniej miejsca zajmuje i zawsze można na nim pranie rozwiesić.
Co to ma być.
KWIECIEŃ PLECIEŃ BO PRZEPLATA TROCHĘ ZIMY...
...dajcie to lato. A, w sumie było już prawie 20C w weekend.
Strasznie zimno macie, brrrrrr... U nas też nienajcieplej, ledwo 28.
ale, że minus ???
- https://giphy.com/gifs/askreddit-llama-9ohlKnRDAmotG/fullscreen
W "C" podaję, dla jasności wypowiedzi Bo normalnie przed chwilą 85
Ja dzisiaj musiałem odśnieżać auto..
Ech, te czasy gdy trzeba było wstać 10 minut wcześniej żeby odkopać drzwi do garażu przy -15C. Aż się łezka w oku kręci.
czy ktoś mnie pocieszy że te ceny zaraz się załamią? Bo na razie załamuję się sama ;P
Mama tanie mieszkanie do sprzedania, jakby co, pewnie się dogadamy Bez obciążenia kredytami i innymi takimi. Nawet z garażem.
jak daleko od seattle?
100 kilosków od Wawy jedynie
Ale, żeby odpowiedzieć precyzyjnie, to jest to 8293 km od Seattle
ja na razie liczę właśnie na to, że odbicie przyjdzie do Wrocławia i podobno w końcu kończy się posucha. Więc jeśli chodzi o Wrocław chyba lepiej się pośpieszyć.
leci od kilku dni z drzew to żółte ów..no, i pewnie jeszcze kilka dni. Trudno znaleźć samochód na parkingu, bo wszystkie są żółte. I lepi się to do ubrania, trudno zmyć samą wodą. Chałupa też cała tym oblepiona i kwalifikuje się do mycia, filtry po miesiącu do wymiany, zamiast po kwartale.
A mówili że mieszkanie pośród lasów sosnowym ma same zalety, będzie fajnie, mówili... Wiosna, cóż za piękna pora roku...
Flota Palpka w TROSce to nie Imperiale z działem typu "Stardust" ale Xyston-class Star Destroyers
Zapomniałeś dodać, że są większe. WIĘKSZE. Bo jak udowadniają sequele większe=lepsze.
Mamy robić zdjęcia na chrzcie. Mamy licencje na fotografowanie w kościele. No i co? No i proboszcz nie życzy sobie żebyśmy brali udział w mszy, tylko przyszli po mszy dopiero na sam chrzest.
Dlaczego? Bo msza jest.. uwaga.. zapłacona przez kogoś innego.
Teoretycznie może byc tak, że już jest komplet uczestników zgodnie z obostrzeniami. Ale to nie zmienia faktu, że forma przedstawienia tego faktu mojej żonie jest średnio miłosierna ;D
Hehe, mówiąc wprost, zderzyliście się z kościelnym betonem ...
Co z tego, że macie licencję ? - nic.
Nic to, że nawet jeśli jest komplet uczestników zgodnie z obostrzeniami, które kościół oczywiście respektuje w pełni jak wiemy (LOL+XD), to możecie - a wręcz m u s i c i e być podczas mszy.
Chrzest jest częścią mszy, więc księdza tłumaczenia, że kto inny zapłacił, są delikatnie mówiąc, dęte.
Spokojnie moglibyście zrobić z tego sprawę, i wygralibyście w każdym normalnym sądzie. (swoją drogą, za niezłe odszkodowanie moglibyśmy na Bastionie popić ) Ale przecież nie będziecie kopać się z koniem, prawda ?
Zresztą, to wszystko i tak na nic, bo ksiundz tak rzekł, i żadne sundy (nawet ostateczne) tego nie zmienią, więc sprawa zakończona.
I co zrobisz ? - nic nie zrobisz
Jeszcze się dowiedziałem, że księdzu nie chodziło o komplet. Stwierdził, że nie życzy sobie obecności fotografa, bo płacący może tego nie chcieć Tyle by było z zapewnień, że to nie zapłata tylko ofiara i tego, że kościół jest dla każdego.
Znaczy, msza jest w innej intencji a chrzest jest po, mszy jak rozumiem? To jak macie robić chrzest, to w czym problem? Przecież i tak zrobicie?
Z tym "braniem udziału" to domyślam się nie chodzi o to że nie możecie wejść do środka, tylko o to żeby nie rozstawiać sprzętu (trójnogi, oświetlenie, parasolki itp.) w trakcie mszy, tylko na sam chrzest?
Przedstawil to tak, że nie życzy sobie brania udziału. Co tam miał na myśli to już mnie średnio obchodzi jak on wychodzi do nas z taką nieżyczliwością. Zresztą rodzicom mówił, że najlepiej żeby w ogóle nie było fotografa, ale jak już muszą..
Natomiast szanujacy się fotograf nie rozstawia oświetlenia, parasolek itd w kościele. Każda pełna klatka z jasnym obiektywem poradzi sobie w 99% kościołów bez takich dodatków. Wystarczy aparat i fotograf, który wie gdzie może, gdzie nie może wejść i jak pracować cicho i bez latania z lewej na prawą i odwrotnie co minutę.
Ostatnim latem przed covidem byłem na komunii, i podziwiałem ekipę od zdjęć&filmów, jak świetnie, i właściwie bez-inwazyjnie potrafiła całość ogarnąć. Msza była, ksiądz robił swoje, a oni raz, że rozstawieni w odpowiednich miejscach byli do kręcenia, to i zdjęcia szybciorem robili. Jakby punkty mieli wcześniej oznaczone, i tylko pstryk-cyk, i kolejny rządek, i zrobione. A przecież dzieciarni cały kościół był, wymęczone, zestresowane, a jeszcze uśmiech musiały mieć godzinny na twarzach. że nie mówiąc o pozostałych kręcących się bez sensu dorosłych osobach
Czyli, pełna profeska, i można prawie niezauważonym, robić swoje
Im wiecej ślubów, tym większe się ma doświadczenie. Na pierwszym się czułem troche niepewnie. W sumie nawet bardzo niepewnie
A teraz już z automatu. Żona z przodu bliżej pary młodej, góra dwa razy przejdzie z jednej strony na drugą. Ja w zależności od kościoła jestem trochę ukryty - albo na chórze albo z boku fotografuję reakcje ludzi albo w ogóle się wycofuję i daje żonie robić swoją robotę
Najciężej w sumie w małym kosciółkach. Jak robiłem w Szczyrku w takim drewnianym św. Jakuba to stałem wciśnięty w ścianę a i tak czułem się prawie jakbym siedział z parą młodą
Niedziela, wolne, weekend w zasadzie. Myślę sobie: nie zmawiałem w tym tygodniu nic na wynos. Zadowolony z błyskotliwego pomysłu łapię za telefon żeby zamówić najlepszego IMO kebaba w mieście, po czym dowiaduję się od aplikacji, że kebabownia jest taka zawalona robotą, że póki co nie przyjmuje nowych zamówień...
Ta niedziela stała się niespodziewanie, zdecydowanie gorsza...
Przejdź się!
7,5 km po kebaba? w środku dnia? na trzeźwo? aż tak zdesperowany nie jestem
Dziabnij coś, i już nie będziesz musiał iść na trzeźwo 😉
I jak tam wrażenia? Pisze od razu w tym temacie przezornie
Póki co mam pogodę na pasku startu i mapkę z korkami. Ignoruję to.
To się o tym poznaje? Bo pogodę z paska natychmiast wywaliłem
(innych zmian za bardzo nie zarejestrowałem)
Napisz jak tego dokonałeś
Pasek zadań > Wiadomości i zainteresowania > Wyłącz
-
A więc. Przychodzę sobie dzisiaj pomalować sufit, patrzę, kleją mi się buty. KUFA, woda leży mi na dopiero co położonych panelach.
Takim tekstem w 2018 roku rozpocząłem "Wyżal się jeśli musisz". W międzyczasie sam zalałem sąsiadkę przy wymianie podgrzewacza wody (czym się oczywiście nie musiałem żalić, bo to nie ja miałem fleki na suficie).
Przyszła kryska na matyska. Nieco ponad 3 lata po inauguracyjnym wpisie zostałem zalany przez sąsiada nade mną. Nie wiem do końca co tam się stało, od wczoraj czuję zapach stęchlizny, ew. mokrej farby, no i dzisiaj patrzę a tam mokro na suficie i w narożniku na całej wysokości. Akurat 2 dni temu włączyli centralne, wygląda na to, że dalej się nie leje, bo plamy się nie zwiększają. Kontaktowałem się z właścicielem i tam ponoć od lat nikt nie mieszka - mieszkanie na wynajem, ale nie wynajęte od lat.
To kiepsciznna, bo jak nikogo nie ma to może być problem. Generalnie to pan właściciel powinien pokryć wszelakie szkody. No ale właśnie- teoretycznie.
Za szybko wodę puścili - zamiast po parę razy i zwiększać stopniowo ciśnienie, to wzięli na raz i elegancko wywalili zabezpieczenia przy zaworach. Obowiązkiem administracji jest co jakiś czas sprawdzać - przed sezonem zwłaszcza, czy zawory szczelne są, ale wiadomo, że mają wywalone. Zgłaszaj do administratora, bo ci zaleją całe mieszkanie
Btw., na razie się nie leje, bo to próba próbna była. Jak zwiększą ciśnienie i ponownie puszczą wodą, to szykuj wiadra
Jak to działa? No bo od dwóch dni mamy ciepłe grzejniki. Oni jeszcze będą napełniać ponownie? Nie znam się na tym zupełnie.
To jest tzw, próbne grzanie. Jeszcze nie na full - bo sezon jeszcze się nie zaczął. Grzejniki są ciepłe, ale nie powinny być gorące nawet przekręcając do oporu regulator.
Generalnie przed sezonem administrator powinien poinformować, że dostawca ciepła rozpoczyna sprawdzanie instalacji, więc należy odkręcić na maksa pokrętła we wszystkich grzejnikach, co by je odpowietrzyć. Przez kilka kolejnych dni powinni zwiększać ciśnienie napełniając całą instalację gorącą wodą, ale zdarza się, że od razu walą mocą, co skutkuje właśnie wyskoczeniem zabezpieczeń przy zaworach. A jak już wyskoczyły, to i same nie wskoczą, dlatego musisz zgłaszać najlepiej do administracji, bo właściciel mieszkania - skoro jest puste od lat, może mieć gdzieś, albo powie, że sprawdzi za tydzień/miesiąc. Wiadomo jak to jest z "sąsiadami"
Ufff, wiedziałem co robię kupując mieszkanie na najwyższym, dziesiątym piętrze - piękny widok na lasy, zalanym nigdy nie będę, co najwyżej zalewającym.
Hehe, co prawda z góry nikt nie zaleje, trzeba jednak wliczać w ryzyko, że coś większego może z góry spaść. Akurat w ten dach . No chyba, że zainstalowałeś opl na dachu, wtedy to już spoko
Btw., zazdroszczę widoków. Szczególnie wschodów i zachodów - o ile nic większego nie zasłania, ewentualnie nie jest w planach budowy
Z tym niezalaniem może być problem, jeśli coś będzie nie tak z papą, czy co tam jest na dachu. Dodatkowo ostatnie piętro ma tendencje do bycia przegrzanym, wiem z doświadczenia sąsiada z góry. ~
A to prowadzi do wspominek, jakie mam z jego poprzednikami... Postanowili robić remont generalny, wliczając w to burzenie ścian, położenie nowych paneli, wymianę poziomów wodnych, pozbycie się gazu, a także wymianę kaloryferów na ogrzewanie podłogowe podłączone do CO. Było głośno. ~
Pod koniec remontu, pewnego wieczoru, leje nam się woda z żyrandola w sypialni... A mamy lamparkiet dębowy, wygląda odlotowo, bo w jest w całym mieszkaniu, bez progów, ale jest mało odporny na zalanie. Brak wpustów, więc klepki mogą mieć tendencje do odskakiwania... Wszystkie kołdry, koce i co tam było poszło chłonąć wodę, a my szukaliśmy kogoś, kto spuści wodę z CO...
Okazało się, że poszła próba grzania, a u sąsiadów piony były tymczasowo zaślepione jakimiś g.* wartymi zatyczkami. U nas skończyło się na malowaniu sufitu, parkiet ocaliliśmy. U sąsiadów było gorzej, bo mieli kilka cm wody na całej nowej podłodze w sypialni...
Przez jakiś czas miałem żarówkę, w której była woda. W środku! Nie wiem, jak się tam dostała. ~
O to, to !. Właśnie o te g***ane zatyczki na końcówkach rurek idzie !. Na ostatnich piętrach rurki nie idą już wyżej, tylko kończą się gdzieś tak na połowie ściany. Na końcówce mają zawór zabezpieczający. To powinno się sprawdzać co jakiś czas, bo ciśnienie wody w rurkach robi swoje, i po roku-dwóch potrafi skutecznie poluzować całość. I gdy zaczyna się kolejny sezon, i pierdykną wodę w rurki za mocno, to chwila moment i wysadza w całym mieszkaniu te zawory.
Szczęśliwie, gdy jest ktoś w domu, wtedy Mossarowi sufit uratuje .
Z wcześniejszej beczki, to na widoki polecam komunistyczne osiedla. Na takim się wychowałem, do następnego 10-piętrowca było dobre 200m, stąd z mojego, z IX piętra codziennie można było podziwiać Ślęzę. A przy dobrym mrozie widać Karkonosze ze Śnieżką. W drugą stronę (bo to takie domki, co mają dwie strony) widać było cały Wrocek, wieże ze światełkami na Olimpijskim i Kocie Góry (czy inne Wzgórza Trzebnickie).
Na tych nowych osiedlach można podziwiać schabowego u sąsiada z przeciwka, łącznie z aromatem. ~
A ja polecam parter. A - kotek ma łatwiej wyjść polować na myszki, ptaszki i małe pieski. B - jak mnie ktoś zaleje to mogę wydębić zacne odszkodowanie, a ja sam mogę zalać jedynie myszy, które z pretensjami nie przyjdą, bo w domu koty 😀
Pralka Candy ładowana od góry. Nie dajcie się na to nabrać. Kiedy wiruje, uciekam na wszelki wypadek z pomieszczenia. Nie dopiera. Pojemnika na detergent nie da się wyczyścić. W zasadzie to niczego tam się nie da wyczyścić. Po roku używania, puściły zardzewiałe zawiasy drzwiczek bębna - odskoczyły, stając dęba. Na gwarancji była, więc wymienili bęben. Pochodziła od tamtej pory niecałe dwa lata i będzie do wymiany, bo zardzewiał bęben.
No i teraz czytam rady, że teraz wszystkie pralki ładowane od góry dostępne na polskim rynku wytrzymują maksymalnie dwa lata, więc najlepsze co można zrobić, to wykupić 5 lat gwarancji, żeby musieli to... ($%@#!!) naprawić, lub wymieć, jak się nieuchronnie posypie po upływie gwarancji standardowej. Bo że się posypie, to rzecz absolutnie pewna.
Poza tym najlepiej to Electrolux, bo będzie mniej zardzewiały jak go będą wymieniać.
Kto by się tam przejmował dewastacją środowiska, co nie.
Pojemniki we wszystkich nie da rady wyczyścić po pewnym czasie. Taki urok pojemników . Bęben zardzewiał a łożysko całe ? - to świetna pralka !, serio. Normalnie, to jest odwrotnie, łożysko robi wysiadkę, a że bębny klejone celowo, to się nie opłaca, bo koszt wymiany to niemal połowa nowej pralki.
A ile pochodzi, to kwestia jak bardzo jest eksploatowana. Te mityczne niemal do 5 lat, o których często się słyszy, że tyle pralka pochodzi, to przesada. Działają sprawnie dłużej. Ale faktem jest, że mocno obciążony bęben + najwyższe obroty jakie ludzie przeważnie ustawiają, potrafi skrócić życie każdej praleczki.
No i Candy ... to już legenda dziadostwa A Electroluxy nie rdzewieją - sprawdzone dwukrotnie w boju
Btw., ta rozszerzona gwarancja, to często na sam silnik jest - nie na pralkę jako całość. Warto dopytać, bo to nie zawsze wygląda tak, jak się wydaje
Puszczam ją raz lub dwa razy w tygodniu, a wirowanie ustawiam na 400 bo przy większych obrotach ona próbuje sama zejść z podestu. Pierwsza pralka którą mieliśmy, Bosch, działała bezproblemowo bez żadnych napraw 10 lat, aż w końcu przerdzewiała i zaczęła lekko cieknąć. Obecna ma niecałe 3 i zaraz będzie do wyrzucenia.
Heh, to jest zagwozdka, której nie mogą rozkminić. Mianowicie, jak to jest, że te współczesne pralki wchodzą w takie wibracje, że nimi telepie podczas wirowań. Jak by ich nie ustawiał, jak nie wypoziomował, to i tak dostają konia. Nie zawsze, ale jak dostają, to chodzą Kogo bym nie spytał, to wszyscy narzekają.
Niby zalecają, żeby układać, nie przeciążać, mniejsze obroty, ale jak pamiętam, to w tych starszych nie miało to najmniejszego znaczenia. Ot, wrzucało się jak leci, patrząc tylko by nie mieszać za bardzo jasne z ciemnym, i tyle, i nie skakały.
Z drugiej strony, te dawniejsze były o wiele masywniejsze, i miały inaczej bęben mocowany, znaczy były bardziej w poziomie, niż jak obecnie w pionie. Przez co stabilne były i ani drgały na obrotach.
A Bosch jest faktycznie bardzo dobry, nie wiem, czy nie najlepszy wybór obecnie.
Bosch nie robi aktualnie pralek ładowanych od góry, Miele - uważane za lepszą firmę - też nie. Po różnych przejęciach korporacyjnych do wyboru w PL jest tylko Electrolux, wykupione przez Chińczyków Candy/Hoover, oraz Whirlpool. Sporadycznie można jeszcze upolować LG. I, wedle fachowców, wszystko co jest do kupienia sypie się po dwóch latach.
Nie mogę mieć pralki ładowanej od przodu, bo pralka stoi na podeście za klozetem .
Jest jeszcze AEG, trochę kosztuje (a nawet więcej niż trochę), ale ma silnik BLCD i ogólnie dobre opinie.
https://www.mediaexpert.pl/agd/pralki-i-suszarki/pralki/pralka-aeg-ltx8c373p
Generalnie pralki ładowane of góry mają wiele zalet, ale też wady, np. trudno z takiej wyciągnąć kotka
https://zapodaj.net/ca95b429459f6.jpg.html
AEG to marka Electroluxa. Te same wnętrzności i tak samo się ponoć psuje.
Electroluksy są robione na klasycznych silnikach szczotkowych, a szczotki to ta część silnika która się często psuje. Natomiast trudno mi oceniać co do reszty komponentów. Z ocen i tak chyba Elektroluxy wyglądają najlepiej.
Tak było kiedyś, nawet całkiem niedawno kiedyś.
Teraz silniki nie-szczotkowe można znaleźć u wszystkich trzech dostępnych producentów, a do popsucia się silnika nie dochodzi, bo coś innego zawsze się psuje szybciej. W dodatku moduły nie są skręcane, tylko zgrzewane, więc jak coś się uszkodzi, to trzeba w pralce wymienić całe wnętrzności, bo bez rozcinania laserowym mieczem nie ma jak się dostać do środka.
Można odnieść wrażenie, że to celowe postępowanie, mające wymusić zakup nowej pralki co dwa lata.
Ja zawsze przed zamknięcie pralki liczę koty Jak liczba się zgadza, można włączać. Jak nie, trzeba sprawdzić, czy inspektor czegoś właśnie nie kontroluje.
Bo to jest celowe działanie
Najczęściej przyczyną, która zmusza do zakupu nowej pralki są wyeksploatowane łożyska na bębnie. Co ciekawe, koszt ich zakupu nie jest wcale duży, ale już robocizna związana z wymianą tychże przez serwis - już tak. Przeważnie jest to koszt niemal połowy ceny nowej pralki, a nawet prawie całej ceny. Zależy z której cenowej półki jest sprzęt. Związane jest to właśnie z rozkręceniem całości, wyjęciem bębna, rozcięciem go mieczem świetlnym - bo przecież producent miał gest, i go masą plastikopodobną owinął i okleił, Dla dobra użytkownika, oczywiście. Podobnie zresztą, jak producenci laptopów montują zawiasy w obudowach, łącząc je plastikowym nitem z płytą główną - dla dobra użytkownika, oczywiście. Oczywiście, dla zamierzonego efektu, należy jak najczęściej otwierać i zamykać pokrywę obudowy
No więc, serwis sobie ceni słono taką usługę. Są jednak śmiałkowie, którzy odważnie i z podniesioną przyłbicą stawiają czoła takim darom przeciwnością losu, i sami biorą się za naprawę pralki. Ich niesamowicie inspirujące filmiki z instruktażem jak krok po kroku wymienić łożyska w pralce stojącej w małej łazience - uprzednio wysyłając żonę na dwu-trzy dniowy urlop gdzie sobie życzy, są do obejrzenia na tubce. Polecam obejrzeć, nawet ze zwykłej ciekawości, nie tam, by od razu rwać się i naprawiać, ale podziwiać - śmiałków
Ja swoje liczę przed wyjściem z gabinetu, bo taka sympatyczna kicia zamknięta tam na noc (czy nawet w dzień na krótszy okres czasu) potrafi zrobić niezłe spustoszenie. Sprawdzone niestety doświadczalnie.
Pralki to bym się chyba nie odważył, ale np. naprawa takiego KitchenAida jest banalnie prosta - trzeba tylko sobie ściągnąć odpowiednią instrukcję do modelu, potem zamówić z Amazona właściwą zębatkę i pudełko smaru spożywczego, dokupić brakujące narzędzia (do snap ringów) i na drugi dzień po 20 minutach wszystko działało
-i miały inaczej bęben mocowany, znaczy były bardziej w poziomie, niż jak obecnie w pionie. Przez co stabilne były i ani drgały na obrotach.
No nie tylko. Rodzice mają "Wiatkę" właśnie ładowaną od góry, która ma gdzieś około 35 lat i ciągle działa. Tylko że aby ją wnieść na 3 piętro, trzeba było ją rozmontować i "bloczek" mosiężny ważący coś około 40 kg. wnieść osobno i zamontować po wniesieniu - ale za to można wirować na maksa i nic nie "chodzi". Ta cała pralka to zwycięstwo funkcjonalności nad technologią - blachy są grube, ocynki toporne i ogólnie wszelkie pokrycia mają z pewnością więcej więcej niż 3 mikrometry . Dziś gdyby ktoś produkował taką pralkę, to pewnie by kosztowała z 20 tys. PLN , ze względu choćby na koszt tego mosiężnego bloku dociążającego.
Dokładnie. Masa robiła swoje, więc nie miały prawa dostawać konia. No i kształt. Te starsze były o wiele szersze, kwadrat był podstawą przez co siła odśrodkowa wirującego bębna inaczej rozkładała się na całość. Bęben był szerszy a nie jak obecnie - węższy.
Jak pralka ma 35cm szerokości, a bęben zasuwa 1000 obrotów na minutę, to jakim cudem to to ma nie skakać ?
Ja mam ładowanego od gory Samsunga, 7 lat i nic (odpukuję). Co prawda nie wiem czy ten model jest dostępny w PL i czy się zmieści w polskich "M"
W PL mam Elektroluksa, ale klasycznego. Też nie zardzewiał jeszcze. Przy czym wybrałem go dlatego, ze w pakiecie dawali dwa darmowe bilety na prom do Szwecji i z powrotem 😀
Trzeba zapomnieć o tym ile wytrzymywały kiedyś.
PS chyba dwie pralki temu żona zarządziła przejście na ładowaną od przodu, wcześniej była ładowana od góry bo mniej miejsca wymagała...
Ja lata temu kupiłem Hoovera z niemieckimi kneflami za 400zł i chodzi pięknie do dziś. W sumie chyba nawet nigdy nic w nim nie czyściliśmy.
Mogę mieć głupie pytanie? Po co się kupuje pralkę z ładowaniem od góry?
A dobra, odpowiedziałaś
Jak się teraz zastanowiłem, to znacząca większość pralek tutaj to te ładowane od góry. I po prawdzie ma to sens, bo nawet obsługa jest łatwiejsza, nie trzeba się tak schylać i kręgosłup nie boli.
Można ją ustawić w wąskim miejscu, gdzie nie ma dostępu od przodu. To istotne, jak się mieszka w bloku i ma się mikro-łazienkę. W moim wypadku - na piedestale za klozetem. Minusem jest konieczność zdejmowania klozetu za każdym razem, gdy pralka jest do wymiany. Dlatego bardzo bym chciała nabyć coś trwałego i wkurza mnie, że raczej mi się to nie uda.
Ja miałem osobno wucet, wiec pralka się mieściła bez problemu (powiedzmy...) w części łazienkowej. Z tego co wiem to sporo osób instaluje sobie pralki w kuchni, co też jest jakimś rozwiązaniem (byle nie pomylić z piekarnikiem, zmywarką czy czym tam jeszcze).
Dlatego podobają mi się tutejsze rozwiązania - nie dosyć że kilka łazienek, to do tego osobne pomieszczenie tylko na pralnię, gdzie spokojnie się zmieści i pralka, i suszarka.
Ja: ogranicza aktywność na twitterze, żeby nie pisać o sw i zapomnieć.
Also ja: częściej loguje się na bastion, żeby pisać o sw i nie zapomnieć.
-_-
Stop trying. Resistance is futile
Twitter jest ogólnie szkodliwy dla całej ludzkiej egzystencji.
Internet jest ogólnie szkodliwy dla całej ludzkiej egzystencji.
Ludzkość jest ogólnie szkodliwa, także dla ludzkiej egzystencji.
Polecam rękodzieło. Robiąc na drutach nie możesz przewijać Twittera. ;->
Z ciekawości, a robiłaś coś na drutach z SW?
Twitter zamienia wszystkich w trolli bardziej niż Bastion
Dokładnie. Jestem i tu i tu i trudno by mi było powiedzieć co ma gorszy wpływ
Ale coś z tym Twitterem jest. Jak wchodziłem kilka lat temu to służył głównie do komunikacji z autorami, wydawcami itd. Teraz to w dużej mierze wojująca ze sobą ortodoksyjna lewica i prawica. Jak jest choć trochę bliżej środka od nich to dostanie Ci się od jednych i od drugich
Mając do dyspozycji 140 znaków co innego możesz robić, jak wyrazić swoje niezadowolenie z czyjejś opinii? XD Ale serio, nie spodziewałem się, że tak szybko po rejestracji tam tyle osób wyprowadzi mnie z równowagi Tam się nie da na spokojnie, bo zawsze zwali się stado ludzi wyjaśniających cię, a nie chcę - przynajmniej na razie - nikogo blokować
140 znaków było na początku, teraz jest 280
ja tam mam się dobrze na twitterze, nie wiem o co wam chodzi ;p
Ale ja też mam się dobrze, bo mnie nie jest łatwo wyprowadzić z równowagi, ale widzę co się z ludźmi dzieje w trakcie użytkowania na Bastionie to pełna kulturka, a na tt ludzie z pierwszych stron gazet mogą Ci nawrzucać, z takimi politykami Konfy już się nieraz popsztykałem i ich nerwy ponosiły XD
Drummer świetna!
byndzie wincyj, tylko się muszę serio odgrzebać z PILNYCH.
Mam mieszane uczucia odnośnie narzekania na Twitter, rozumiem pewne obawy, szczególnie, że da się tam zabrnąć w najgorsze odmęty...ale z drugiej strony to dla mnie nadal najciekawsza i najmniej toksyczna część internetu (przecież nie da się łagodzić nerwów na Facebooku!). Ponadto na Twitterze spotkałem żonę, więc nadal dobrze mi się ta społeczność kojarzy .
Mi się wydaje, że tu wszystko zależy od algorytmu, a właściwie od samego użytkownika. Czasem wystarczy mieć jedną osobę w obserwowanych, od których pojawiają się niemal codziennie jakieś toksyczne treści. Ja np. mam na Twitterze sporo fandomu THR i to jest naprawdę pozytywna grupa (trzeba tylko uważać, żeby nie popaść przez nich w przesadny hurraoptymizm), ale czasem wyskakują mi też jakieś straszne dramy między prawicą a lewicą. No i właściwie to już potem kwestia personalna czy jakoś to na nas wpływa czy po prostu scrollujemy dalej.
Mute, unfollow, ban - to normalne narzędzia zarządzania tajmlajnem
ja dokładam starań by nic nie banować i nie mute`ować, i w całym życiu może kilka razy uciekłam się do tej taktyki, głównie w celu eliminacji botów które crawlowały po twitterze kradnąc jpgi na nft. Nie chcę `bańkować` swojego twittera, on sam się będzie zamykał i bez tego.
Inna sprawa że całe szczęście że twitter i insta są mocno rozdzielne, bo ja nie trafiam w te cyklony tylko dzięki ogólnemu brakowi zaangażowania, ale socialjustice`owa policja przecież sprawdza niewiernym ich aktywności na kontach, i mój przekrój obserwowanych na pozatwitterowych mediach mógłby wzbudzić kontrowersje ;P za mniejsze rzeczy robiono publiczne egzekucje
Kathi Langley napisał:
ja dokładam starań by nic nie banować
-----------------------
Szkoda, że na Bastionie Ci to nie wychodzi.
tu mi za to płacą, 50 zł od bana bazowo, plus 10 groszy za każdy dzień. Jaki byłby inny powód do wystawiania permów do roku czterotysięcznego?
Tak z ciekawości, bo ostatnimi czasy wiele mnie ominęło... Ktoś takiego perma dostał?
Mr Sosa. Stworzony parę dni po tym jak miałem strasznego focha na Bastion, wkurzała mnie tu połowa użytkowników, toksyczność i ciągłe marudzenie na wszystko. Zrobiłem to konto dla żartu i co ciekawe Mr Sosa w pewnym momencie nie okazał się jakąś udawana postacią, ściema, a mną ale wyzbytym negatywnych uczuć. Czasami trochę prowokowałem na tym koncie, ale raczej w dobrym duchu.
Permbana oczywiście dostałem, bo za multi jest ban
co ciekawe Mr Sosa w pewnym momencie nie okazał się jakąś udawana postacią, ściema, a mną ale wyzbytym negatywnych uczuć
Permbana oczywiście dostałem, bo za multi jest ban
-----------------------
O kurczę brzmi dość poważnie i lekko schizofrenicznie
Uwielbiam takie klimaty
O postępowaniu przy multi-kontach co nieco wiem
W sumie to w tym roku albo na początku kolejnego będziemy mieli 10 lat od tzw. "afery Resvaina".
Nie ma co... To były czasy. Zupełnie innym człowiekiem byłem wówczas, a tym bardziej userem
Kathi Langley napisał:
ja dokładam starań by nic nie banować i nie mute`ować, i w całym życiu może kilka razy uciekłam się do tej taktyki, głównie w celu eliminacji botów które crawlowały po twitterze kradnąc jpgi na nft. Nie chcę `bańkować` swojego twittera, on sam się będzie zamykał i bez tego.
-----------------------
Ja tak samo, na razie udaje mi się bez banów (tzn. mnie blokują XD ale ja nie), chociaż miałem jednego antyszczepionkowego stalkera, ale jak się na takiego nie zwraca uwagi to się w końcu sam znudził
Nie miałam na myśli narzekania na twitter, ale zaprzestanie pisania, a raczej hejtowania sw. Jestem mniej aktywna na twitterze z powodu sw, a zamiast tego wchodzę na bastion żeby narzekać na sw. Wiem, że to durne, ale nie mogę się powstrzymać, stąd wpis.
Ale że z narzekania na D przeniosłaś się na tt? To na Bastionie nie przyjemniej w tym temacie?
Na twitterze jest cały benkowy fandom.
No jest, ale jak zaczęły się jakieś dziwne jazdy między azjatkami i zaangażowanymi paniami z USA na tle problemów społecznych to uznałam, że może jednak dziękuję, postoję.
Racja, ale wtedy blokujesz chwasta i tyle. Celowo też napisałam benkowy fandom, a nie reylo fandom, bo to wbrew pozorom różnica.
Nawet jeśli to durne to dotyczy to większej części Bastionu Może 2022 przyniesie zmiany i będziemy wszyscy wchodzić na forum z zamiarem napisania kolejnej recenzji jaki to odcinek Kenobiego/Andora/Mando jest genialny. Może tak będzie ;D
https://star-wars.pl/Forum/Temat/21819#746032
Za tydzień mija trzecie rocznica zdobycia przeze mnie nagrody za post miesiąca.
Nigdy nie zobaczyłem nagrody.
Zakładam Nowy Ruch Oporu przeciw Kathi, może chcesz dołączyć?
Dziś mi dym uszami poszedł z powodu kuriera DPD. Czekałam na paczkę z kocim żarciem z zooplusa, kołkiem w domu, nawet kąpieli nie odbyłam. O 16:20 dostałam sms, że nie ma mnie w domu i mogę sobie te 15 kg sama przynieść z drugiego końca osiedla. Próbowałam dzwonić do prawdomównego kuriera, ale oczywiście nie odebrał, zadzwoniłam więc na infolinię i dowiedziałam się, że według regulaminu mogę sobie sama przynieść 15 kg z drugiego końca osiedla.
Złożyłam zatem reklamację i w DPD i w zooplusie, po czym w ramach niebycia w domu podjechaliśmy z mężem po paczkę o 16:50.
DPD od dwoch lat nie dostarczylo mi zadnej paczki xD każdą jedną z nich muszę samemu szukać bo zawożą do losowych punktów odbioru, czasem parę kilometrów dalej xD nawet potrafia moj numer telefonu podmienic w systemie na swoj wlasny na infolinie i twierdzic ze nie mogli sie dodzwonic wiec zawiezli na pale dokads indziej xD a ze na etykiecie duzymi literami moj numer to ich nie obchodzi bo w systemie inny a w domu na home office nikogo nie bylo xD najgorsza firma ever
nie zamawia się z dpd, a do inpostu
- była ofiara przemocy dpdowej.
Puchy dla trzech kotów na miesiąc są za ciężkie. Do tej pory takich cyrków nie było, chociaż może po zaznaczeniu "dowolna firma kurierska" nie losowało się DPD.
no inby z dpd miałam tak często że wolę już raz na dwa miesiące przetargać się z puchami ryzykując przepuklinę niż się szamotać godzinami z kurierem :b
Napisałam niepochlebnego smsa do koleżanki z pracy o szkoleniach jako odpowiedź na jej smsa o szkoleniach. Tyle, że to nie była koleżanka, tylko kierowniczka. Mają podobne końcówki numerów i nie miałam ich w kontaktach.
Czaiłam się od miesięcy na jednego pina, tyle, że był sprzedawany w blind bagu z kilkunastoma innymi, więc trafienie go nawet przy kupnie 5 nie było gwarantowane. W końcu laska zaczęła je sprzedawać osobno, także B grade, więc wewnętrzna cebula się ucieszyła, bo 5$ taniej. Dodałam do kosza i zapłacę po wypłacie za 2 dni. Po dwóch dniach wchodzę w koszyk - wyprzedany, A grade też. Oczywiście każda inna postać dostępna, tylko nie uszaty Solo. Na 99% byłam pewna, że nie wznowi już ich sprzedaży, bo wyglądało, że rezygnuje ze sprzedaży blind bagów, ale zapytałam I poszłam do pracy. Po 10h sprawdzam i o dziwo napisała, że znalazła jednego b grade i wrzuciła na sklep. Wiadomość sprzed 53 minut. Toż to cud. Wchodzę na sklep i oczywiście wyprzedany
Jak żyć?
Na przyszłość, jak czegoś potrzeba w $, to mogę ewentualnie pomóc, jeszcze nie we wszystkim zabito we mnie chęć pomagania innym.
Nie wystawiajcie rzeczy na olx za darmo. Chciałem oddać za darmo kanapę z IKEI. Stara, działająca, ale mocno poplamiona. Zapytań z 40. Babka dzwoni i mówi że ona ja bierze i w sobotę ja na pewno weźmie. Pisze do niej w sobotę wieczorem, a ona że rezygnuje. Nawet mnie nie poinformowała sama.
No to pisze do innej. Mówi że na 100% w poniedziałek. W poniedziałek pytam ja, a ona że we wtorek. Pytam czy na pewno. Na pewno. Na 100%. Dzisiaj wiadomość że transport miał niby wypadek.
No i kontynuuje dalej tę "zabawę". Teraz mam zamiar napisać do wszystkich że jest do wzięcia i kto pierwszy ten lepszy. Mam wrażenie że jakbym ja wystawił za 10zł to by nie było takich problemów
miałem trochę szczęścia do sprzętów AGD, nawet jak się zaczynały psuć, to dopiero po solidnych kilku latach korzystania
dziś zaczęła hałasować pralka, i co z tego że jeszcze na gwarancji, skoro i tak nikt do niej nie przyjedzie - bo sądząc po objawach to zespół bębna do wymiany, a infolinia serwisowa producenta czynna od poniedziałku do piątku...
dobrze, że jeszcze działa, oby wytrzymała do właściwego momentu, ale tak czy owak trafił mi się bardziej pechowy egzemplarz
Różne są przyczyny hałasu z bębna, choć faktycznie najczęstszym wymienianym jest łożysko. Zakręć bębnem i zobacz czy terkocze, ewentualnie stawia duży opór przy zakręceniu. Jeśli masz tak : https://youtu.be/G7J51LZHvWM, to już wiesz
Trochę dziwne, że jeszcze na gwarancji, a już padło. Albo zaraz padnie. No, ale taki dzisiaj robią szajs.
Noż seksworkerka...
Jestem autentycznie wseksworkorkowiony
Moja latorośl rodzaju żeńskiego miala lecieć do PL. Niby nie ma restrykcyju.
Niestety, lot miał byc przez krainę Niziołkokrainowych.
I przepisy kraju oneg wymagają, iż potrzeba dawki przypominającej (o Pandademii) - bo rok minął od "full vaccinated" mimo że jej kontakt z krajem onym byłby tylko na kilkuset metrach terminala
No i tak sobie pojechaliśmy do miasta sir Waltera i z powrotem, i niby wszystko w porządku bo nowy termin przebukowany (+ 250 monet), ale jednak absmak jest.
Plusy dodatnie som - wizyta w PL sklepie i podwawelska and stuff, + wizyta w sklepie z Gundanmami and Tamiya stuff, jednakże należy pamiętać aby owe plusy dodatnie nie przesłoniły nam plusów ujemnych.
No i bezyna powyzej 4 monet za galon, Trumpie wróć!
A więc! Wypłaczę się tutaj bo nie jestem w branży i nie wiem gdzie z tym uderzyć a na redditowe fora tematyczne wchodzić nie chcę.
Od jakichś kilku tygodni (striggerowany słynnym na YT rantem na WIN11 a konkretnie końcówką owegoż) znowu zacząłem się zastanawiać, dlaczego współczesny UI to GÓWNO tak absolutne, że na samą myśl o szukaniu szegoś w ustawieniach windows dostaję fizycznych mdłości. Dlaczego zamiast pisać kod w jakimś konkretnym IDE ja klepię w vim jak jakiś 70-letni weteran. Dlaczego nie mogę niczego znaleźć w telefonie mimo iż UI w założeniu ma być dostępny dla przeciętnego człowieka.
Powyższe pytania tak naprawdę dotyczą dwóch obszarów, przy czym zacznę od łatwiejszego do zauważenia i zrozumienia (jakoby - mi zajęło to 10 lat).
Pamiętam moje wrażenie, gdy zobaczyłem WIN 8 po raz pierwszy. Był to mianowicie głęboki niepokój pomieszany z chęcią zrzygania się. To odczucie niestety stało się nieodłączną częścią obcowania z komputerami i w pewnym sensie popsuło mi czystą przyjemność, która zawsze tej czynności towarzyszyła. Otóż moi mili (być może wielu z Was obeznanych w temacie będzie się śmiać z dziadka który dopiero się zorientował, w czym rzecz) chodzi o coś znanego w branży UI i pochodnych jako FLAT DESIGN. Jest to filozofia estetyczno-dizajnerska która w uproszczeniu sprowadza się do minimalizmu. W założeniu miało to uprościć i uprzyjemnić tzw HMI (czyt. Human-Machine Interaction) a w moim odczuciu zadziałało dokładnie odwrotnie. FLAT DESIGN króluje od 12 lat i niestety nic nie wskazuje na to, żeby miał sobie pójść. FLAT DESIGN to duże obszary jednolitego koloru, mały kontrast, uproszczone ikony i ogólnie elementy graficzne, brak symulacji efektu 3D (nic nie "wystaje"), mało kolorów. Efekt jest taki, że wszystko wygląda po prostu BRZYDKO. Co gorsza, elementy interfejsu przestają być instynktownie rozróżnialne. Np ciężko jest odróżnić guziki czy linki, bądź ogólnie elementy INTERAKTYWNE od zwykłego tekstu. Guziki przestają mieć wyraźne granice. Ikony, które robiły się coraz bardziej kolorowe i wyraziste, znagle stały się monochromatyczne.
Generalnie sprawa pod kątem wizualnym sprowadza się do tego, że mamy monitory o ogromnych rozdzielczościach zdolne do wyświetlania milionów kolorów, a mamy UI który wygląda jakby miał do dyspozycji 16 kolorów i przypomina WINDOWS 2 (popatrzcie sobie na obrazki w guglu). Fajnie, cofnęliśmy się o 35 lat.
Użytkowo problem jest taki, że interfejs jest nieczytelny i niezrozumiały na pierwszy rzut oka. Jedyna metoda która działa to klikanie na oślep w nadzei, że coś "zaskoczy", ponieważ NIE WIDAĆ, gdzie zaczyna się a gdzie kończy guzik.
Krótko mówiąc, jest BRZYDKO i NIEFUNKCJONALNIE.
Królem i imperatorem designu powinna być ergonomia. To co dostajemy w współczesnych interfejsach jest anty-ergonomiczne. Pamiętacie wielki, zielony, błyszczący i wystający guzik START w WIN-XP? Ci, którzy nie byli wtedy w pieluchach, na pewno pamiętają. To było zdecydowane przegięcie, ale już chyba wolę zielony guzik start od tego gówna, które dzisiaj muszę oglądać gdy wchodzę w windowsowe settingsy.
FLAT DESIGN to totalne gówno. Cały współczesny UI opaty na tej filozofii wygląda i działa tragicznie. MAC OS 7, WIN 3.11 były milion razy ładniejsze i bardziej ergonomiczne. Microsoftowy MDL/FDL, googlowy Material i applowy odpowiednik (nie pamiętam nazwy) to absolutne SHIT.
Drugim aspektem ch....ości współczesnego UI jest jego totalne ogłupienie i w konsekwencji traktowanie użytkownika jak idioty. Ten aspekt jest o wiele bardziej złożony, bo przenikają się tam zagadnienia designu, stricte programowania, jak i ogólnego podejścia do relacji użytkownik-maszyna. Dlatego tego tematu poruszać tu nie będę, bo po prostu brakuje mi kompetencji. TZN - kompetencji graficzno-dizajnerskich również mi brak, ale nie przeszkadza mi to w odróżnieniu rzeczy używalnych od nieużywalnych oraz przyjemnych (bądź neutralnych) odczuć wizualnych od odruchu wymiotnego.
Poczytałem trochę materiałów na tematy UI i niestety powszechny konsensus jest taki (wśród prawdopodobnie starch dziadów jak ja), że FLAT DESIGN i ogólny stan UI w dzisiejszych czasach jest wypadkową pośpiechu, lenistwa i braku kompetencji zarówno wśród grafików, designerów jak i programistów UI. Zapotrzebowanie na produkty jest ogromne, a liczba ludzi z prawdziwym talentem ograniczona.
Na zakończenie - jednym z powodów gigantycznego sukcesu APPLA w latach 80-tych był jego genialny UI (jeszcze raz wyguglujcie MAC OS 7). Ś.p Steve Jobs był wielkim zwolennikiem UI o tzw charakterystyce SKEUOMORPHIC. Komu przeszkadzały malutkie efekty w postaci "3D" wystających guzików , "wklęsłych" pól tekstowych lub kolorowych ikon? No najwyraźniej komuś przeszkadzały i w zamian dostaliśmy płaskie, monochromatyczne, smtune G... Które na dodatek w ogóle nie pomaga użytkownikowi w zrozumieniu i używaniu UI. To tyle. UFF! Amen
-
FLAT DESIGN i ogólny stan UI w dzisiejszych czasach jest wypadkową pośpiechu, lenistwa i braku kompetencji zarówno wśród grafików, designerów jak i programistów UI. Zapotrzebowanie na produkty jest ogromne, a liczba ludzi z prawdziwym talentem ograniczona.
Ciekaw jestem opinii Kathi na ten temat.
A co do IDE to ja też nie korzystam bo za dużo tych wszystkich opcji. Wolę Visual Studio Code (nie mylić z tym bydlęciem Visual Studio) albo nawet prostsze edytory jak Atom czy Sublime.
darth_numbers napisał:
Komu przeszkadzały malutkie efekty w postaci "3D" wystających guzików , "wklęsłych" pól tekstowych lub kolorowych ikon? No najwyraźniej komuś przeszkadzały
-----------------------
Mi.
FLAT DESIGN SUPREMACY.
Dziękuję za uwagę.
Art once made a cult of Beauty. Now we have a cult of ugliness instead.
Obrazek ilustracyjny
https://www.newstatesman.com/wp-content/uploads/sites/2/styles/large/public/untitled_design_0.png?itok=VcpqsvP-
w definicji sztuki nie ma nic o pięknie, więc gdzie problem.
W tym że wolę oglądać ładne rzeczy niż brzydkie
[choć wiem, impresjonizm w swoim czasie też był uważany na dewiację i brzydotę]
No więc Renoir malował zgniłe mięso... zatem, sam oszacuj zasadność zarzutu
Ale - właśnie - jak on to cudownie namalował
Bo obecnie jak najbardziej zasadne jest pytanie - czy sztuka zaczyna się, czy też kończy w miejscu w którym możemy obraz odwrócić o 180 stopni niczego nie tracąc z "treści przekazu dzieła".
jest to bezbrzeżnie naiwne podejście do sztuki, którego nawet taki artystyczny boomer jak ja nie bierze pod uwagę na poważnie ;p
Ale które?
To że nawet gnijące mięso można ładnie namalować tak że to będzie zachwycać (o ile masię talent i jest się pracowitym), czy to że współczesna "sztuka" to w większości bazgroły na poziomie 5-latka?
Kathi Langley napisał:
Mi.
-----------------------
Ale DLACZEGO??? Przecież to jest ergonomia - sygnały wizualne że coś jest "interaktywne" - sugestia co do pełnionej funkcji - sugestia co do "stanu" funkcji podpiętej pod guzik (np wciśnięty/wyciśnięty) - dobra widoczność - mniejsze obciążenie dla percepcji użytkownika. Można tak wymieniać przez następne 20 linijek.
FLAT DESIGN SUPREMACY.
-----------------------
Prędzej uwierzę we FLAT TITS SUPREMACY.
W czym ta wyższość flat designu niby się objawia? Sorry ale czyjeś subiektywne wrażenia "estetyczne" nie są żadnym kryterium wyższości. UI to mechanizm KOMUNIKACJI. Każda komunikacja a w szczególności komunikacja człowieka z maszyną musi być wolna od wieloznaczności i kontekstowości. Flat design powoduje że intencje projektanta oprogramowania i funkcjonalność jest niejasna ("nie wiem, czy to jest guzik czy nie"). Trzeba rozumieć, jak działa ludzki system percepcji wizualnej. Nieprzypadkowo ważne rzeczy się podkreśla albo bierze w ramki. Poza tym flat jest BRZYDKI!
Dziękuję za uwagę.
-----------------------
Tere - fere!!!!
ty jesteś brzydki, zwłaszcza jak się odzywasz w ten sposób do Mossara ;P
Traktuj to jako moderatorskie ostrzeżenie. To że ktoś ma inne zdanie nie uprawnia cię do podobnych odzywek a szczególnie w sytuacji kiedy odmienna opinia jest wyrażona w sposób uprzejmy i kulturalny, bez żadnej prowokacji.
Co do reszty -
nie interesuje mnie wieczna maksymalizacja ergonomii, zwłaszcza taka która powoduje zaśmiecenie przestrzeni wizualnej i intelektualnej. Poruszamy się w wystarczająco zanieczyszczonym graficznie środowisku, które zamiast pełnić funkcję formującą dla odbiorców zamienia się w cyrk bodźców. Dlatego zawsze i w każdym wypadku jestem za absolutnym minimalizmem i okrawaniem zbędnej ornamentyki w projektowaniu graficznym. Dobry projekt graficzny to taki gdzie wszystko pełni swoją funkcję w należyty sposób i nic ponad to. Tyczy się to interfejsów, tyczy się to witryn internetowych i aplikacji. To że nie nadążasz /nie nadążacie/ za kulturą wizualną nie oznacza jej automatycznej degeneracji, tylko tego że jej funkcjonalności zostają zrepriorytetyzowane - i przyjemność z użytkowania/doświadczania czystej przestrzeni takiej witryny internetowej jest równie ważna co zaprowadzenie cię do punktu docelowego. Warto również pamiętać że odciążanie widoku interfejsu/strony wynika bezpośrednio z intensywnie postępującego rozwoju fotografii/grafiki wypełniającej stronę - właśnie przez to interfejsy ulegają odchudzaniu.
Oczywiście - UI/UXy są różnej jakości i różnoskuteczne, ale wynika to z nieumiejętnego naśladownictwa trendu a nie z samej idei flat designu. (często nie z winy tego kto produkuje tenże, a z winy klienta który mówi `wszystko super, projekt jest idealny, ale zamiast tej czerwieni która zaznacza elementy klikalne niech będzie jasnobeżowy, bo żonie się nie podoba`). Nie dalej jak miesiąc temu obśmiewałam nowe logo RMF, bo redukcję owszem, można przeprowadzać skutecznie aż do kółka i kwadratu, ale dalej nie będzie już nic. Nie zmienia to faktu że problemem nie jest idea a to, kto się za nią bierze. Na przykład programiści nie mający pojęcia o projektowaniu lub klient który chce efekt wow, ale metodami rodem z lat 90
Każda komunikacja a w szczególności komunikacja człowieka z maszyną musi być wolna od wieloznaczności i kontekstowości.
xD Każda egzystencja a szczególnie egzystencja ludzka musi być wolna od wieloznaczności i kontekstowości. Najlepiej tylko żreć i wydalać.
Sorry ale czyjeś subiektywne wrażenia "estetyczne" nie są żadnym kryterium wyższości.
Spędziłam dziesięć lat na studiowaniu sztuki - najpierw od strony odbiorcy a następnie, od strony kreatywnej, więc wybacz, ale teksty o `subiektywności` doznań estetycznych zaszczycę jedynie milczeniem. Szkoły projektowania nie wzięły się z powietrza, i jakkolwiek dla laika może wydawać się to niewyobrażalne, istnieją pewne ukonstytuowane założenia tak dla samego projektowania graficznego jak i sposobu jego implementacji.
Ja się pod tym podpisuję i dokładnie w ten sam sposób na to patrzę. Dodam tylko, że to że przez wiele lat przyciski kojarzyły nam się z wypukłymi elementami niczym przyciski w samolotach. Nie znaczy to, moim zdaniem, że nie można tego zmienic. Nawet nie, że można, a że to się dzieje już od lat. Współczesne przyciski na urządzeniach różnego rodzaju są płaskie (np. stare paczkomaty, teraz to już wiadomo że wszystko ma ekran dotykowy). Oczywiście nie zawsze, chociażby w przypadków padów ta wypukłość lub faktura ma istotne znaczenie, ale to dlatego że na nie nie patrzymy, bo wzrok skierowany jest na ekran.
Tak czy inaczej moja opinia to opinia jak każda inna. Jestem tylko programistą, a nie designerem, więc to co mówię to moje własne postrzeganie sprawy, a nie zdanie eksperta.
Kathi Langley napisał:
ty jesteś brzydki, zwłaszcza jak się odzywasz w ten sposób do Mossara ;P
Traktuj to jako moderatorskie ostrzeżenie. To że ktoś ma inne zdanie nie uprawnia cię do podobnych odzywek a szczególnie w sytuacji kiedy odmienna opinia jest wyrażona w sposób uprzejmy i kulturalny, bez żadnej prowokacji.
-----------------------
Weź mnie nawet nie wk....aj. Tyle lat tu piszę a ty sraczki dostajesz na jeden mikro bluzg na który by w normalnej rozmowie nikt przy zdrowych zmysłach nie zwrócił uwagi. Nie widzę, żeby Mossar się obraził albo nie chciał ze mną rozmawiać. 10 lat temu ci wyjechałem że nie masz pojęcia na czym polega moderacja i widzę że do tej pory nie masz. Jak cię tylnia część ciała boli bo ci wjechałem na osobiście drażliwy temat w postaci buracznego flat designu to albo broń go merytorycznie jak zwykły użytkownik, albo się nie odzywaj w ogóle w temacie, albo pisz prywatnie a nie mi od razu z "ostrzeżeniami" wyskakujesz na forum publicznym i eskalujesz normalną dyskusję do jakiejś gównoburzy moderatorskiej.
nie interesuje mnie wieczna maksymalizacja ergonomii
-----------------------
Widzę, że to tyle jeśli chodzi o merytoryczną rozmowę
Spędziłam dziesięć lat na studiowaniu sztuki
-----------------------
Myślę, że było jednak lepiej jak za projektowanie interfejsów brali się inżynierowie albo programiści, albo ludzie którzy będą używali tego produktu
darth_numbers napisał:
10 lat temu ci wyjechałem że nie masz pojęcia na czym polega moderacja i widzę że do tej pory nie masz.
Wjechałeś? Serio? bo ja zwyczajnie nie pamiętam żadnej spiny, oprócz może dyskusji nad rzekomym ubóstwem wizualnym Blade Runnera 2049 xDDD Zasadniczo to nie mam do ciebie żadnych wątów poza tym że ostatnio masz jakieś mało kulturalne odzywki, ale zazwyczaj jak ludzie odjeżdżają z zachowaniem kładę to na karb innych przykrości w życiu które potem odreagowują tutaj
Widzę, że to tyle jeśli chodzi o merytoryczną rozmowę
-----------------------
Napisałam ci cały akapit niżej - merytorycznie. Że przelatuje to nad twoją głową - trudno.
Myślę, że było jednak lepiej jak za projektowanie interfejsów brali się inżynierowie albo programiści, albo ludzie którzy będą używali tego produktu
-----------------------
Myśl sobie, flat design ma się dobrze i mimo pienienia się nigdzie nie idzie, projektanci graficzni też mają się świetnie w roli designerów witryn internetowych. A marudzący na obecny stan grafiki powymachują kijkiem a z internetu nie zrezygnują
Nic mnie bardziej nie wkurza niż interfejsy bankowości elektronicznej, wyglądające jakby zostały zaprojektowane po to żeby identycznie wyglądać na monitorze i telefonie, i żeby to NA TELEFONIE BYŁO WYGODNIE.
bartoszcze napisał:
interfejsy bankowości elektronicznej, wyglądające jakby zostały zaprojektowane po to żeby identycznie wyglądać na monitorze i telefonie, i żeby to NA TELEFONIE BYŁO WYGODNIE.
-----------------------
Ale to właśnie dlatego jest tak zaprojektowane.
I dlatego użytkownicy monitorów klną z powodu niewygody.
- Ericsony 550/750i miały najlepszy interfejs z telefonów. Jak dla mnie.
- Od początku twierdziłem i podtrzymuję, że flat design to shit jakich mało i nie miał prawa przydarzyć się w normalnym świecie.
- tak, dzisiaj user to w dużej części idiota.
Tak, ten aspekt jest o wiele bardziej złożony jak już celnie zauważyłeś. Ironicznie, moje spostrzeżenie jest takie, że zniknięcie ikonki "Mój komputer" stało się początkiem zła, z którym dzisiaj mamy do czynienia
Co do tego Ericsona to dalej, z tego co wiem, sprzedają telefony z uproszczonym systemem operacyjnym tego rodzaju. Jak ego Wam pozwala kupować telefony przeznaczone dla starszych odbiorców to jest taka opcja
Jestem zwolennikiem flat designu (choć uważam że intuicyjność apki nie wynika z typu designu a z tego jak UX designer/zespół ułożą interfejs), ale widzę np po moim teściu, że jak współcześnie przycisk nie wygląda.. no jak przycisk.. to często nie zauważa w ogóle że można w niego kliknąć.
-intuicyjność apki nie wynika z typu designu a z tego jak UX designer/zespół ułożą interfejs
Toż to oczywistość, która zaczęła się rozjeżdżać gdzieś w okolicach premiery "ósemki", jak już powyżej zauważył numbers. Ale przecież dzisiaj ludzie mają spore kłopoty już przy tak banalnej by się zdawało rzeczy, jak instalacja nowej drukarki po wifi
#Nokia3310rulez
Jednakowoż design dążący do maksymalnego minimalizmu skłania projektantów do stosowania przesadnych uproszczeń, które dezorientują użytkowników. Pracowałam przez lata jako webmaster, nie mam żadnych problemów z obsługą komputerów czy nauką nowych programów, a nie potrafię zgadnąć bez instrukcji jak podać dalej sms-a. Coś tu poszło nie tak.
Mossar napisał:
Jestem zwolennikiem flat designu
-----------------------
Chyba Cię posrało
(choć uważam że intuicyjność apki nie wynika z typu designu a z tego jak UX designer/zespół ułożą interfejs),
-----------------------
Gówno prawda... jest wprost korelacja między tzw "signifiers" ( https://jnd.org/signifiers_not_affordances/ ) a szybkością decyzji użytkownika czy dany element interfejsu jest "interaktywny" czy nie. Jest coś takiego jak ergonomia, i jednym z elementów zagadnienia jest to że maszyna musi być dopasowana do człowieka, w tym że elementy służące do sterowania nią muszą być widoczne, "wystawać" i nie budzić wątpliwości co do ich funkcji. Widziałeś kiedyś kabinę samolotu albo szybowca? Wiesz dlaczego obudowa dechy rozdzielczej i cały kokpit są w ten szary "marmurek"? A niektóre guziki i wajchy są żółte lub czerwone? Flat design ukrywa intencje i funkcjonalność. Typ designu jest bardzo ważny dla intuicyjności i ergonomii.
https://www.nngroup.com/articles/flat-design-long-exposure/
ale widzę np po moim teściu, że jak współcześnie przycisk nie wygląda.. no jak przycisk.. to często nie zauważa w ogóle że można w niego kliknąć.
-----------------------
No sorry ale jeżeli Ty uważasz że interfejs, w którym UŻYTKOWNIK MUSI SIĘ DOMYŚLAĆ czy to jest guzik czy nie, to dobry design to mi po prostu ręce opadają. I mówi to człowiek z branży. Idę się zabić siekierą.
Flat design wymusza na użytkowniku losowe szybkie klikanie żeby się zorientować co jest czym. To jest strata czasu i utrudnienie w poznawaniu funkcjonalności urządzenia/aplikacji.
https://www.fastcompany.com/3058094/the-problem-with-flat-design-according-to-a-ux-expert
Są badania które liczbowo zmierzyły spadek wydajności pracy z FLAT UI. I spadek wydajności jest ZNACZĄCY.
To że coś wykorzystuje flat design nie znaczy przecież że przycisk będzie wyglądał jak tekst bez żadnego indykatora. To jest prosta zasada - jak mamy jednokolorowy prostokąt z tekstem w stylu "Wyślij" to chyba wszystko jest jasne i nie potrzebujemy dodatkowo cienia ani gradientu.
Jestem zwolennikiem dobrze wykonanego flat designu. To że wiele apek robi to źle to już inna sprawa.
Bardzo subtelny skeumorfizm też lubię ale to nie jest daleko od flat.
Mossar napisał:
To że coś wykorzystuje flat design nie znaczy przecież że przycisk będzie wyglądał jak tekst bez żadnego indykatora. To jest prosta zasada - jak mamy jednokolorowy prostokąt z tekstem w stylu "Wyślij" to chyba wszystko jest jasne i nie potrzebujemy dodatkowo cienia ani gradientu.
-----------------------
Ludzki system percepcji wizualnej jest wysterowany tak, że potrzebuje informacji o odległości, oświetleniu, materiale i innych "parametrach" obserwowanego obiektu. W naturze duże regularne obszary jednolitego koloru po prostu nie występują. Robiąc guziki w postaci jednokolorowego prostokąta bez cieniowania obciążasz percepcję użytkownika, ponieważ jego system wizualny NIE WIE CO WIDZI.
Od kiedy zaczął się rozwój grafiki komputerowej, czyli od końca lat 60-tych XX wieku, nieustannie kładziono nacisk na modelowanie rzeczywistości w sposób tak dokładny, jak to tylko możliwe ze względu na możliwości techniczne. Przecież modele światła, odbiciowości i cieniowania powstały po to właśnie, żeby obrazy na ekranie komputera wyglądały tak naturalnie, jak to jest możliwe, uwzględniając przy tym bądź symulując takie aspekty jak odległość, kształt 3D za pomoca cieniowania itp.
Przecież pracując z np edytorem do grafiki 3D nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie od użytkownika wymagał oglądania modelu w czystej izometrii w reprezentacji "drucianej" (wireframe), bądź płaskiego wypełnienia bez cieniowania. Dlaczego? Przecież kształt i forma 3D jest zupełnie jasna w tych reprezentacjach, i nie potrzebujesz cienia ani gradientu?
Dlaczego więc UI wymuszają na użytkowniku obcowanie z elementami interfejsu, które wyglądają nienaturalnie, obco i abstrakcyjnie? Przecież sam interfejs wyświetlany na "displeju" jest już abstrakcją (nie ma fizycznego obiektu z którym można wejść w interakcję). Po co jeszcze bardziej utrudniać sprawę? To jest ból związany z flat - wygląda on sztucznie, zimno i abstrakcyjnie.
Jestem zwolennikiem dobrze wykonanego flat designu. To że wiele apek robi to źle to już inna sprawa.
-----------------------
Sorry Mossar ale z tym nie mogę się zgodzić. Nie ma czegoś takiego jak dobry flat, to ślepa uliczka w którą zabrnął świat designu z powodów dla mnie zupełnie niezrozumiałych. Ponieśliśmy koszty w postaci obniżonej wydajności pracy i mniej przyjaznego i naturalnego feelingu. Cały ten minimalistyczny design należy wywalić na śmietnik.
Bardzo subtelny skeumorfizm też lubię ale to nie jest daleko od flat.
-----------------------
Jak już wspomniałem Steve Jobs był zwolennikiem pełnego skeumorfizmu a jeżeli ten gość nie jest świętym patronem wzornictwa przemysłowego i interfesju użytkownika to nie wiem kto nim jest.
Jako użytkownik Windowsa od wielu lat, nigdy nie miałam problemu z odróżnieniem przycisku od zwykłego tekstu. Według mnie, wszystko jest wystarczająco czytelne. Mnogość specjalnych efektów, światłocieni, kolorów czy innych takich, wcale nie sprawia, że interfejs jest dla mnie bardziej intuicyjny. Może to się sprawdza w aplikacjach typu tiktok, które są wykorzystywane głównie do rozrywki.
Wolę, kiedy strony i programy do codziennego użytku są zaprojektowane prosto i minimalistycznie. Wzroku nie męczą, uwagi nie rozpraszają. Lubię to
AJ73 napisał:
- tak, dzisiaj user to w dużej części idiota.
-----------------------
Tak daleko bym się nie posunął, mnóstwo ludzi pyta się jak można na komputerze czy telefonie zmienić to bądź tamto i okazuje się że możliwości ustawień czy "customizacji" są coraz mniejsze, mimo tego, że ludzie tego chcą.
że zniknięcie ikonki "Mój komputer" stało się początkiem zła, z którym dzisiaj mamy do czynienia
-----------------------
Masz w 100% rację
No właśnie - pyta. A czy szuka do skutku ? Inszą rzeczą jest ograniczona customizacja, która przecież i tak sprowadzała się do paru klików. Inną rzeczą jest szukanie przyczyny problemu i jeszcze samodzielne, mozolne, znajdowanie rozwiązania.
Kiedyś, chyba nawet w tym temacie pisałem o swojej "walce" z Canonem. Za nic w świecie ustrojstwo nie chciało komunikować się z moim lapkiem. Chociaż dzień wcześniej pięknie działało. Kilka dni walczyłem, szukałem rozwiązań, support olałem jak i mnie olali . Aż znalazłem przyczynę
Bez latania do kumpli z pobliskiego serwisu kompów, choć kusiło.
Ja po prostu widzę ogromną różnicę między tym co dzisiaj, a jak użytkownicy podchodzili do kompów kiedyś. Dzisiaj przeważająca większość zwykłych userów kupujących laptop, korzysta z niego w niemal domyślnych ustawieniach. Tak samo jest z zainstalowanym softem, czy domyślną przeglądarką. Działa, więc po co zmieniać, jeszcze się weźmie i popsuje . Taka podstawowa rzecz, jak partycjonowanie dysku, którą kiedyś robiło się jako jedną z pierwszych. Kto teraz o tym pomyśli, albo komu się chce poczytać i jeszcze samemu to zrobić ?. Kto sprawdza, co tam w procesach systemu niepotrzebnie hula i zamula ?. Kto się bawi w konfigurację swoich programów skoro domyślnie działają ?. Kto zmienia przeglądarkę skoro jest już zainstalowana i działa ?. A obraz systemu ?. Przecież łatwiej zanieść do serwisu, tam przeinstalują, wgrają od nowa, komu tam by się chciało korzystać z kopii zapasowych - strata czasu
. Itp., itd.
A skoro ludzie przestali zwracać na takie rzeczy uwagę traktując kompy jak przeglądarkę, to i z czasem poukrywano w petryliardzie losowo poumieszczanych opcji to, czego i tak user by nie tknął - bo przecież nie wie, nie zadał sobie wysiłku by poczytać, sprawdzić, czy o zgrozo - poustawiać po swojemu.
Zresztą wydaje mi się, że takie właśnie nieintuicyjne, nielogiczne umieszczanie opcji ustawień, czy nawet ukrywanie wielu pod różnymi zakładkami przez które trzeba się przekopać, jest celowym działaniem. O ile rozumiem, że producenci wychodzą z założenia, że użytkownik jest idiotą , i lepiej mu wszystko co istotne, pochować by nie popsuł. Ale z chwilą, kiedy nie wie się w jaki sposób zmienić wygląd "windy", czy też wysłać esemesa z fona, to samoistnie każdemu zapala się lampka ostrzegawcza - czy aby nie przesadzono za bardzo.
Generalnie masz rację, ale czemu od razu idiotą? Ja całe swoje młodzieńcze życie bawiłem się formatami, partycjami, wymiana części itd. Teraz tego nie robię, bo do niczego mi to nie jest potrzebne. Czy to znaczy że jestem idiotą? Używam komputera do tego do czego potrzebuję i tyle.
Idiotą, Mossar, w końcu za ich czasów jak nie zmarnowałeś trzech dni nad konfiguracją kompa to życia nie znałeś, Windowsa się pół dnia instalowało po to by go reinstlować ponownie!!!!11111oneoneone, co ty wiesz o komputerach, kiedy oni byli młodzi i grzebali w procesorach to ze świecą w ręku a prąd do kompa to był z lokalnego młyna wodnego, a teraz co, wszyscy przychodzą na gotowe, chcą mieć od ręki kompa który działa, PARADNE.
Kathi Langley napisał:
kiedy oni byli młodzi
-----------------------
Mniej więcej wtedy, kiedy i ty
i grzebali w procesorach to ze świecą w ręku a prąd do kompa to był z lokalnego młyna wodnego,
-----------------------
Napisz jeszcze tu obecnej młodzieży co ty robisz ze świecą w ręku
a teraz co, wszyscy przychodzą na gotowe, chcą mieć od ręki kompa który działa, PARADNE.
-----------------------
O tak, działa od ręki jak WIN 11. Wspaniale!
xDDDD
ażeś się rozgrzał.
Gwoli informacji:
nie ja zrzędzę że kiedyś to było, świec nie posiadam ani w ręku ani poza nią, a Win11 posiadam na swojej stacjonarce bo uznałam że jak mam się wkrótce przesiadać z 10 na 11 i konfigurować całe oprogramowanie adobe to wolę już wziąć od razu 11. I cholera, żyję, nawet dyski sobie ustawiłam w RAID!
Hej, ale nie obieraj tego w tak dosłowny sposób. Emotką starałem się podkreślić, że to jednak humorystycznie - pewnie mi nie wyszło Zresztą, pisząc to co pisząc miałem na myśli także siebie
Zgodnie z dość popularnym kiedyś powiedzeniem fanów procków AMD do fanów procków Intela : Intel iside, idiot outside
Ale ja też nie jestem w tym momencie jakiś obrażony Po prostu słowo "idiota" się tu dziś pojawiło parę razy, a to nie o bycie idiotą chodzi tylko o proces który zachodzi w niemal każdej dziedzinie życia. Wszystko ma być szybko, sprawnie i bez komplikacji - taki jest 21 wiek
I wcale nie jest tak, że mi się taki tryb życia podoba
Z tego co obserwuję, większość użyszkodników, zarówno młodych jak i starych jest i...mi.
Ostatnio zaczęłam tłumaczyć na fejsbukowej grupie malarskiej jakiejś młodej panience, dlaczego jej się robią wielkie psd-ki, a jpg-i ma malutkie, że rozdzielczość, że warstwy, że kompresja - takie absolutne podstawy dla każdego kto coś robi z grafiką komputerową. I po chwili miałam pełno lajeczków i pochwał, że to napisałam, bo się okazało, że na grupie dot. malarstwa cyfrowego jest mnóstwo ludzi, którzy nie znają nawet takich podstaw. Jak to możliwe?
AJ73 napisał:
No właśnie - pyta. A czy szuka do skutku ? Inszą rzeczą jest ograniczona customizacja, która przecież i tak sprowadzała się do paru klików. Inną rzeczą jest szukanie przyczyny problemu i jeszcze samodzielne, mozolne, znajdowanie rozwiązania.
-----------------------
To nawet nie chodzi o szukanie do skutku, tylko po prostu brak możliwości zmienienia tego czy owego. Nie można znaleźć czegoś, czego nie ma - jakiejś opcji bądź parametru który steruje zachowaniem systemy operacyjnego (na przykład, ale może chodzić o dowolny program). Problem nie polega na ukrywaniu elementów sterowania, tylko na ich NIE UDOSTĘPNIANIU użytkownikowi. Od lat trwa konsekwentnie proces ogłupiania UI, a nie głupienie użytkowników. Ogłupianie i źle pojęte upraszczanie jest podobno konsekwencją zmiany całego systemu pracy na tzw metodologie agile (tak twierdzą ludzie z branży), pośpiech i oszczędność. Plus podobno lenistwo. Dobra customizacja kosztuje. Napisał bym coś więcej bo piszesz ciekawe rzeczy ale zaraz mnie Kathi zbanuje więc nara
Nadzieja w tym, że moda ta, trwająca już ponad 10 lat, niebawem przeminie. Osobiście lubię designy proste, ale bez przesady - przycisk ma wyglądać jak przycisk, nagłówek jak nagłówek, link ma być albo niebieski, albo podkreślony, a istotne elementy należy umieścić w widocznym, łatwo dostępnym miejscu, zamiast wszystko ukrywać pod enigmatycznymi mikro - ikonkami.
Łączę się w bólu - mam od paru lat ajfona i nadal mam poważne problemy ze znajdowaniem takich rzeczy, jak skasowanie nadmiaru otwartych zakładek w przeglądarce, podanie dalej sms-a czy zresetowanie urządzenia, bo zaczęło świrować.
Do jęków na design dołączę też interfejsy gier PC sklonowane z wersji konsolowych. Po to mam mysz, żeby sobie klikać na przyciski, nie chcę tego obsługiwać rolką i spacją. :>
Bo taki jest "trynd" - ludzie mało co umieją, nie chce im się i (lub) nie potrafią. Tak jest wszędzie, w architekturze, sztuce, motoryzacji. Współczesne centra miast "nowoczesnych" wyglądają tak samo, takie same bezpłciowe klocki. Samochody wyglądają tak samo, na placach ręki tracza z tartaku można liczyć wyjątki. W muzeum sztuki w Filadelfii spędza się godziny w sekcji europejskiego malarstwa do początków XX w., sekcję współczesną przeleci się w 10 minut, bo to już się widziało u siebie w domu jak 5 letnia córka dostała farbki. XIX w. budynek stacji transformatorowej wygląda łdniej i ciekawiej niż współczesne budowle teatrów czy muzeów (wiem, są nieliczne wyjątki). Zresztą, dużo nie szukając - porównajcie sobie stary dworzec główny we Wrocławiu z nowoczesnym "chlebakiem" w Poznaniu.
Itd., itp.
2022-07-05 20:40:39
Finster Vater napisał:
z nowoczesnym "chlebakiem" w Poznaniu.
Itd., itp.
-----------------------
Najlepsze w Poznańskim Chlebaku są numery peronów und torów. Można się poczuć niemal jak w Harrym Potterze! Weź człowieku ganiaj po całym dworcu w poszukiwaniu magicznego Peronu 4 na torze 51...
Lego na swoje 90-lecie wyda dwa sety inspirowane klasycznymi seriami z lat 90 - Space i Castle. I to nie byle jakie. Z serii Castle będzie to ogromny zamek - 4500 klocków i aż 20 minifigurek. Podjarometr mi wywaliło, czytam więc przecieki. Wśród 20 minifigurek zabrakło miejsca dla klasycznego Króla Lwa, ale będzie za to królowa, uzbrojona po zęby xD Widocznie menski król był zbyt priviliged xD I tak oto szybciutko z rozważań nad ewentualnym zakupem przeszłam do "dmuchać ten set i lego".
Oooo, Space będzie (choć to raczej 80-te), mam kilka "oryginałów", trzeba odnowić znajomość.
No i serio, z powodu jednej figurki?
U mnie LEGO ma obecnie dużą okejkę, ze TEN zestaw:
https://www.instagram.com/p/Cd3ZDnJu6eq/?igshid=YmMyMTA2M2Y=
I mam nadzieję na więcej 😀
Finster Vater napisał:
Oooo, Space będzie (choć to raczej 80-te)
Nawet wcześniej, bo to konkretnie zestaw z 1979 roku będzie reinterpretowany:
https://www.youtube.com/watch?v=QNwpTJeiRUA
Popierdzieliło mi się, bo przecież "Space" to nie tylko lata 90. Ja tych z lat 80 nie znam, tylko z 90. Castle nie wiadomo, czy będzie wzorowany na klasycznym "żółtym" zamku czy czymś późniejszym, ale z powyższego obrazka trudno wywnioskować.
No i serio, z powodu jednej figurki?
Tak, dokładnie. Ja jestem z tych, którzy jeśli nie lubią wciskania ideologii tam, gdzie jest ona niepotrzebna to głosują portfelem. Gdyby każdy miał takie podejście nie mielibyśmy tego polipoprawnego bełkotu w popkulturze.
U mnie LEGO ma obecnie dużą okejkę, ze TEN zestaw:
Ładne, ale nie grałam. Ja nie mam innych setów 18+ poza Sokołem, bo i tak nie miałabym na to miejsca, a do sokoła kupiłam szklany stolik, żeby przyjemne z pożytecznym połączyć. Mnie lego zawodzi teraz z każdym nowym zapowiedzianym setem sw (nadal nie ma minifigurki Bena? No to nie ma pienionżków na sw lego ode mnie), teraz ten zamek. A jeszcze niedawno byłam przekonana, że kupię sobie w końcu fajny, duży set, bo nie można tego spartaczyć, mając tak świetny prototyp:
https://ideas.lego.com/projects/acc7c4c8-3967-4563-8fb5-a49859fa7755
No a jednak spartaczyli
https://www.lego.com/pl-pl/product/vincent-van-gogh-the-starry-night-21333
"Space" to Lego mojego dzieciństwa, ech, 7$ w "Pewexie" za całkiem sporo klocków, 1,20$ za najmniejszy, były ceny (wtedy 1/3 pensji te 7 monet), trzeba było kombinować i się starać.
Postawę nie kupowania od tych których nie popieramy i ogólnie głosowania portfelem popieram i szanuję w opór. Wszak zamiast wycieczki do Starwarslandu (ew. zasponsorowania komuś)i wspierania różnych synów koperników (lub podobnie) można sobie zakupić AR-a i wiaderko amunicji.
Mnie przed zakupem Sokoła wstrzymują dwie rzeczy - mam z trzy plastkowe MF od Bandai, a dwa brak szklanego stolika i co gorsza, miejsca na ten stolik 😉
A sama gra do której to LEGO godna polecenia, bo jedną z ostatnich całkowicie oryginalnych, gdzie odkrywamy co się wydarzyło w trakcie, z dużymi zaskoczeniami - dwójka trochę gorzej, ale generalnie świetna przygoda na 120 godzin minimum (każda)
A tym Vincentem to sam jestem rozczarowany, miało być świetnie, wyszło jak zwykle...
https://www.youtube.com/watch?v=Zq0-JF-LSi4
Ten zamek to jak spełnienie marzeń, no ale minifigurki to przegięcie totalne. I wcale nie chodzi mi o liczbę rycerek. Dno i metr mułu.
Wyjdziesz za mnie?
darth numbers będzie świadkiem
A tak na poważnie - z tego co pamiętam, to chyba było jakieś głosowanie, które serie mają dostać specjalne zestawy. Szkoda, że nie padło na Bionicle, bo też były w grupie rozważanych serii.
Numbers to niespodziewany bohater xD Jak widać nawet po tamtej stronie są ludzie z resztakmi przyzwoitości.
Z głosowania wynika, że Bionicle wygrało i to zdecydowanie, więc wydaje się, że nie mogą tego zbagatelizować:
https://ideas.lego.com/blogs/a4ae09b6-0d4c-4307-9da8-3ee9f3d368d6/post/6c5a05b4-e29c-47ec-8841-a2bce1f8933e
Sety mają być jeszcze wypuszczane na 90-lecie.
Ale czemu "po tamtej stronie"? DN zawsze był po stronie ludzi przyzwoitych, tyle mi wystarczy. Sztuczne podziały służą tylko władcom marionetek.
I, "don`t give me hope..."
Oraz, jak już odpowiedziałem, to możesz mnie zdjąć z sygnaturki 😉
od lat walczę z pokusą reaktywowania zbierania Lego, nie mam na to miejsca w domu ale tak bardzo bym chciaaaał, póki co wygrywam, ale takie info jak to nie pomagają xD
Nie żebym kusił , ale LEGO w tej chwili jest magiczne. Nawet nie ukrywają, że produkują te zestawy dla dorosłych, idą na nostalgię...i to naprawdę działa. Bardzo przyjemnie się buduje te nowe zestawy. Aczkolwiek przez rozsądek ograniczam się do kupowania czasem zestawów Star Wars, bo inaczej wykupiłbym całą kolekcję LEGO City
. (W dzieciństwie zawsze mi się marzył zestaw komendy policji).
Nie ma jakiegoś szczególnego seksizmu w LEGO o którym pisze Evening, nawet ta plotka o braku króla jest dla mnie mocno wątpliwa, i brzmi jak teoria spiskowa...ale niektórym wszystko się źle kojarzy.
To nie jest plotka. I jest to element polipoprawnej ideologii, którą się wszędzie wciska. A wystarczyło dołączyć obie figurki, no ale wtedy ktoś by oskzrżył lego o promowanie heteroseksualizmu xD
Nawet jeżeli to prawda, w co nadal wątpię, to nawet teraz na Allegro jest kilkadziesiąt aukcji figurek "LEGO król". W cenach, które nie są szczególnie kolekcjonerskie. Więc jeżeli ktoś chce mieć króla w kolekcji ten będzie go miał bez problemu. Co więcej, bycie kobietą nie jest ideologią XD, a było w prawdziwej historii ludzkości kilka królowych, nawet najsłynniejsza z nich nadal "rządzi" Zjednoczonym Królestwem, od 70 lat. Mają ignorować prawdziwe królowe i różnych średniowiecznych władców, bo wydaje Ci się, że to ideologia?
Oj tak. A ja będę kusił.
Shed co prawda wie, bo mu relacjonowałem na bieżąco, ale na 30 urodziny dostałem od mojej dziewczyny Imperial Shuttle z minifigurkami Luke`a, Vadera i imperialnego oficera. No i składanie okazało się być tak wspaniałym doświadczeniem, że parę miesięcy później kupiłem Slave I, a w grudniu czy styczniu X-Winga.
Nie dość, że pięknie to wszystko wygląda, to samo składanie to jest coś tak relaksującego, że gdybym mógł, to raz w tygodniu bym chciał składać nowy zestaw.
W niedalekiej przyszłości kupię sobie jeszcze TIE Fightera, ale strasznie mocno mnie kusi, żeby kupić Sokoła Millenium. Nie tego za ponad 2 tys. zł, tylko tego z serii trylogii VII-IX. 500zł to niby dużo, ale czy aż tak dużo? Codziennie sobie zadaje to pytanie.
Lepiej kupić sobie Sokoła z UCS. Serio, w porównaniu z nim wszystkie te mniejsze Sokoły są po prostu pokraczne, kiepskie proporcje, mało detali. Naprawdę, warto dać te kilka tysi, bo na półce wygląda to fenomenalnie.
A jak ktoś ma problemy z miejscem a chce świetnego Szkoła to polecam to:
https://shop.bandai.com/millennium-falcon-standard-edition-star-wars-a-new-hope-bandai-1-72-perfect-grade-pg.html
Tak hak Burzol, Lego jest świetne dziś, a zestawy 18+ to takie "creme de la creme".
Tak więc sugeruję kapitulację przed żądzami, no bo ile można w życiu wygrywać 😉 A co do braku miejsca, to żebym ja kupował tylko rzeczy na które mam miejsce... Dom nigdy nie jest za mały na kolejnego kota, książkę, dobry zestaw modelarski czy też inne LEGO.
Finster Vater napisał:
A co do braku miejsca, to żebym ja kupował tylko rzeczy na które mam miejsce... Dom nigdy nie jest za mały na kolejnego kota, książkę, dobry zestaw modelarski czy też inne LEGO.
-----------------------
Ale mieszkanie już tak
Dom to nie budynek
Nie ważne czy to willa czy M-ileś w bloku. W sumie to sam się dziwiłem, ile to rzeczy się mieści w mieszkanku o 34 m2 w takim 2 razy większym to już w ogóle można się szukać i chodzić z mapą. Przynajmniej na początku. Najgorzej jest przy przeprowadzkach, bo trzeba masę rzeczy zostawić i czekać na dobrą cenę na transport kontenera
Wiem, wiem , ale nie mogłam się powstrzymać jak to zobaczyłam (widząc równocześnie wokół siebie ZA dużo książek, komiksów i LEGO
). Oczywiście może to tylko kwestia priorytetów, bo jak byśmy wywalili gary, jedzenie czy ciuchy to faktycznie byłoby jeszcze sporo miejsca.
Nie no, książek, komiksów i LEGO nigdy nie jest za dużo. Choć ja się często spotykałem z zarzutem, że mieszkam w bibliotece a nie jak "normalni" ludzie
Z drugiej strony nic tak nie motywuje człowieka jak MZLP stawiająca ultimatum "jak chcesz kupować kolejne książki to kup wpierw większy dom bo tu się już nic nie mieści" Done and done.
Tak naprawdę to zgadzam się, że LEGO nigdy dość choć uważam, że równocześnie jednak może być za dużo tych pudeł w pewnej przestrzeni
A co do książek i komiksów to z biegiem lat zmieniłam trochę zdanie i nastawienie do posiadanej ilości, ale to może kiedyś w innym temacie
To proste, weź kredyt i tak nie będzie cię stać.
Są fajne serie, które nie zajmują dużo miejsca, są stosunkowo tanie jak na lego, a radość budowania jest spora mimo, że są przeznaczone dla młodszych. Speed Champions polecam.
+1. I to nawet nie jest kwestia pieniędzy (wiadomo że Lego jest drogie, ale jednocześnie warte kupowania z mojej perspektywy), ale właśnie braku miejsca. Sam z chęcią kupowałbym dziesiątki zestawów, ale gdzie to wszystko trzymać - co prawda i tak mam mnóóóstwo Lego, ale i tak jestem zawiedziony, jak szybko te zestawy zapełniają wszystkie półki, szafki i wszelkie inne przestrzenie domowe. A tak to tylko od czasu do czasu kupuję co ciekawsze zestawy z SW. Gdyby nie fakt braku miejsca, kupowałbym zestawy z Harry’ego Pottera, Scooby-Doo (co prawda cała ta seria skończyła się już kilka lat temu, ale gdyby ten nieszczęsny brak miejsca, byłbym w stanie sięgnąć głębiej do kieszeni, by kupić nawet dziś te zestawy (bo wiadomo, że obecnie na rynku są z całą pewnością droższe niż w momencie, w którym się pojawiły)), stadiony piłkarskie, dalej kupowałbym też Lego City, które dziś wygląda w przypadku zdecydowanej większości zestawów wprost zniewalająco (tak zniewalająco, że aż nie mam serca patrzeć na te zestawy, bo wtedy ono pęka, że nie mogę ich za bardzo kupić właśnie przez ten cholerny brak miejsca). Mam w domu spory stół specjalnie przystosowany do miniatury miasta, którą stworzyłem, i niestety jest już wypełniony po brzegi (a to w sumie bardzo duży stół). Mówiąc pół żartem, pół serio - z wielką przyjemnością kupiłbym sobie dom, który specjalnie poświęciłbym na zbieranie w nim Lego - ale to już nieco większy wydatek niż ten związany z kupnem samych zestawów Lego, i o ile na nie mnie stać, to nie wiem czy stać mnie na dom.
Niech Moc będzie z Wami.
O kurczę, ciekawa informacja. Szkoda że te reedycje nie będą dotyczyć na przykład Lego Knights Kingdom, których jako dzieciak byłem wielkim miłośnikiem. Zebrałem absolutnie WSZYSTKIE te duże figury w stylu Bionicli z trzech serii i prawie wszystkie zestawy z dwóch pierwszych (z trzeciej już niczego nie miałem) i mam je zresztą do dziś. Nigdy nie mogłem pojąć, czemu Lego skończyło tę serię po zaledwie trzech falach. No ale cóż, może kiedyś doczekam się jakiejś reedycji…
Niech Moc będzie z Wami.
Ja wiem, że dzieci swoje odchorować muszą, ja wiem, że nie mam co narzekać, bo są takie co chorują bardziej i poważniej, ale kurde... Całą zimą mówiłam sobie "byle do maja". I co? Lipiec się jutro zaczyna :/ A my co rusz ostatnio się z czymś bujamy... Super jak w takie upały dziecko ma 38,5+
Szkoda mi tych moich dzieciaków, szkoda, że się męczą, szkoda że tyle tracą przez te wszystkie infekcje. I tak siedzimy w tym mieszkaniu, zamiast się popluskać nad wodą. Tyle dobrego, że chyba uda nam się oboje wybronić od antybiotyków, które lekarka sugerowała na początku. Jeszcze jutro młody do specjalisty, a młoda na kontrolę do pediatry...
Stresujące i frustrujące te choróbska... I dodają do wiecznego niewyspania...
Cóż, pewnie sama sobie jestem winna, bo tydzień temu w piątek rano, podpisując się na liście w pracy, pomyślałam, że jeszcze tylko 4 dni i będzie miesiąc bez brania opieki na dziecko (co bynajmniej nie oznacza, że do tamtego piątku był to miesiąc wolny od chorób).
Tak sobie przypomniałem tego Twojego posta.. a teraz jest chyba jakaś dziecięca epidemia dekady. Ja nie wiem jak u innych bastionowych rodziców z dziećmi, ale w mojej okolicy jest tragedia. Rejestracja od 7:30, a o 7:00 już stoi kolejka 15 osób, potem rośnie do 50. O 7:50 już nie ma miejsc do pediatry. Syn na mocnym antybiotyku, teraz już wychodzi powoli z choroby, ale mocno siekło strasznie. W przedszkolu 7 dzieci na 26. Zdjęcia świąteczne nam się masowo odwołują, bo dzieci klientów chore. Szpitale zajęte, pediatrzy obładowani po pas. Masakra jakaś.
Rejestracji telefonicznej nie macie? Co to za barbarzyńskie obyczaje? U nas jest linia otwarta od 8, dzwonię punkt 8, ok. 8:30 przychodzi moja kolejka i dostaję się na miejsca citowe na ten sam dzień (czasem 10:30, czasem 15, różnie bywa). Doświadczenie mam duże, robię tak co tydzień od kilku miesięcy xD
Mamy rejestrację od 8. Do pediatry już wtedy wszystko zajęte
Tzn. telefonicznie od 8, ale jak się przyjdzie osobiście to można prędzej?
Tak. To takie typowo polskie Chcesz to się pofatyguj. W rezultacie nie masz innego wyjścia jeśli chcesz mieć pewność tylko stoisz jak debil i to jeszcze z masą chorych osób ściśniętych na paru metrach kwadratowych. Mnie pobolewa gardło i jestem pewien, że to dzięki tym cudownym kolejkom.
Jeden plus, że aktualnie jakoś lepiej potrafią wymierzyć godzinę wizyty (przynajmniej u pediatry). Ostatnio wchodzę z synem punkt na umówioną godzinę albo nawet wcześniej. Babka sugeruje kolejne wizyty kontrolne co 2/3 dni, badanie CRP, krwi, itd. To mnie pozytywnie zaskoczyło, szczególnie biorąc pod uwagę jak wywalone mieli na niecovidy w 2020-2021. Z drugiej strony czuję, że taki nawał tych wszystkich RSV, gryp i innych wirusów to pokłosie tego, że większość dzieci w podobnym wieku do mojego syna po prostu przez 2.5 roku nie chorowało, nie miało kontaktu z wirusami i zwykle też miało niewielki kontakt z innymi dziećmi.
Pamiętam jak jeszcze mieszkałem w rodzimym mieście, że tak to właśnie wyglądało. Rejestracja dla tych co się pofatygowali od 7, dla reszty od 8. Zazwyczaj o 8 brak miejsc. A to i tak tylko jak się dodzwonisz, bo to nie jest oczekiwanie na linii, tylko jak jest zajęte to cię rozłączy. Masakra. xD
Muszę przyznać, że ostatnio z lekarzami mam po królewsku - ubezpieczenie z PZU Zdrowie. Chcę coś załatwić u lekarza - odpalam apkę, wybieram wizytę w odpowiedniej placówce i albo czekam na telefon albo się łaskawie fatyguje. xD
-teraz jest chyba jakaś dziecięca epidemia dekady.
Spokojnie, będzie czas przywyknąć. Jak pociecha pójdzie na stałe do przedszkola/szkoły to taką "epidemię dekady" będziesz zaliczał kilka razy w roku Życie
I tak masz dobrze że jakieś rejestracje telefoniczne i inne burżuazyjne udogodnienia, a nie żeby być w przychodni na 6:30 i czekać pokornie w kolejce.
Nie, ale serio. To są słowa pediatrów. Pełno zapaleń płuc i oskrzeli, szpitale dziecięce przepełnione. Zobaczymy jak będzie wyglądał grudzień, bo mam wrażenie, że peaku jeszcze nie było.
Jak sięgam pamięcią, to właśnie tak mówii pediatrzy, co roku Śniego po pachy, "maluch nie odpala bo -10, więc jednego dzieciaka (chorego) ubieramy w miarę ciepło, drugie do wózka i zasuwamy z buta. Tak było, nie zmyślam. Po latach to się nawet miło wspomina.
Dzisiaj już mam jakiś kryzys. Budzę się rano a tu w mieszkaniu 32 stopnie. Ciężko żyć w takiej temperaturze a co dopiero pracować.
Tylko Ty stoisz sobie na przeszkodzie zrelaksowania się i odpoczynku w klimatyzowanej sali przez min. 2,5h ;p
Ja myślę że to kara boska za to że nie poszedłeś jeszcze na Mavericka. Mossar, opanuj się, cały kraj przez ciebie cierpi!
Coś tam coś tam idź na Mavericka.
I tak się robi dile z moderacją.
A w kinie przyjemny chłodek i na dodatek fajny film <Maverick> można zobaczyć.
też masz moda!
Nie wspominałam że na discordzie, prawda?
Mam skierowanie na badanie rentgenowskie. Do szpitali dodzownić się nie da, więc przeglądam pracownie rentgenowskie. Sprawdzam pierwszą z wyszukiwarki, wchodzę na stronę. Na pół strony flaga Naszych Nowych Braci i Sióstr (Panów?) z tekstem tylko w języku Naszych Nowych Braci i Sióstr, bo po co obywatel drugiej kategorii ma wiedzieć. A nie wkleisz sobie do translatora, bo tekst na banerze. Ciekawe.
Komunikat w służalczo-poddańczym tonie głosi:
"Siostry i bracia z Ukrainy: u nas możesz mieć bezpłatne badanie! Aby to zrobić wystarczy przedstawić tylko paszport lub inny dokument, skierowanie na badanie nie jest wymagane! Jak tylko tego potrzebujesz" Żeby to do mnie poradnie pisały komunikaty z uśmiechniętymi emotikonkami to byłoby miło, ale nie zasłużyłam, widocznie
Dzwonię. Mówię, że mam skierowanie i czy zrobią na nfz.
"A od jakiego lekarza?" Taki i taki z kliniki X.
"To nie, nie mamy kontraktu, oni mają własną pracownię (co jest bzdurą, bo w klinice sami powiedzieli, że u nich rentgena się nie wykonuje) i tylko prywatnie".
"A jakbym była Ukrainką to byście zrobili za darmo bez skierowania, nie?"
Nie, nie zrobilibyśmy, poza tym proszę się do nas tak nie zwracać (zaznaczam, że zadałam jak dotąd tylko to pytanie, zasadne w tej sytuacji).
Po tym służka Naszych Nowych Braci i Sióstr zdążyła dostać tylko jedną panią lekkich obyczajów i się rozłączyła.
Wiem, że dla 95% użytkowników tego forum to jest absolutnie normalne postępowanie pracowni i nie widzą w tym nic złego. Pies was wiecie co A dla reszty - fajny ten kraj, co nie?
I żeby nie było, że sobie to zmyśliłam: http://rentgen-bydgoszcz.pl/
Trzeba zrobić jakąś solidną rozróbę pod Sejmem. Bo to już jest przeginanie pały od dawna.
Ludzie są tak ogłupieni, że jak były blokady orlenu z powodu podwyżki cen to wielu uwierzyło, że to robią... agenci Putina xD Rozróby miałyby sens, gdyby były faktycznie tworzone oddolnie, niestety za każdym takim zrywem stoją jakieś frakcje polityczne. Ja bywałam na protestach antylockdownowych i, niestety, konfederacja też miała w tym swój udział poza organizacjami lokalnymi. Ludzie nie wyszli na ulice w 2020, nie wyjdą i teraz, lecz z uśmiechem na ustach pójdą ginąć za wuja Sama w wojnie, do której jesteśmy przyzwyczajani.
Ciąg dalszy też jest zabawny. Moje skierowanie jest gunwo warte, bo klinika nie ma podpisanej umowy z żadną pracownią rentgenowską, a sami go nie wykonują. Czyli głupi polaczek musi szukać sposobu żeby wykonać to na nfz. Dzwonię do rodzinnego, przedstawiam sprawę.
"Oczywiście, zapiszę panią, ale nie daję gwarancji, że dr X wypisze skierowanie na to badanie".
........
Ale mam to skierowanie. Z kodem. Wystawione przez specjalistę. Ona musi przecież to tylko przepisać.
"Ale ja nie wiem, czy ona ma to w swoim koszyku usług".
Podsumowując: muszę czekać dodatkowy tydzień, żeby BYĆ MOŻE dostać DZIAŁAJĄCE skierowanie, żeby wykonano mi badanie, za które dawno zapłaciłam w składkach. No ale w końcu ja nie muszę leczyć taumy wojennej w gabinecie rentgenowskim. Sława Krainie U!
Pomijając wątek ukraiński, w który wolę się nie zagłębiać, bo widzę że tu koleżanka gryzie xD. to Twoja przygoda brzmi jak standardowe doświadczenie z polską służbą zdrowia.
U lekarza u którego byłaś, to była wizyta prywatna czy na NFZ? Jeśli na NFZ, to nie rozumiem czemu robią Ci problemy; ja przy ostatnim skierowaniu na rentgen (płuca) mogłem sobie wybierać gdzie chciałem pójść; ot wybrałem z googli jakąś klinikę, umówiłem się i cyk ogarnięte. Nie było mowy o jakichś podpisanych bądź nie kontraktach. W innej klinice próbowałaś?
Fascynujące jest, że jedyne, na co zwrócił uwagę Mossar to technikalia dotyczące banera, a nie jego treść, a Ty na dodatek do posta, bo kwestii ukraińskiej jak mniemam, komentować nie wypada w negatywny sposób.
Evening Star napisał:
bo kwestii ukraińskiej jak mniemam, komentować nie wypada w negatywny sposób.
-----------------------
Bo Ukraińcy aktualnie przelewają swoją krew za wolność Polandu i całej Europy. I to ich ziemia jest masakrowana. Gdyby nie oni to pewnikiem my byśmy mieli dzicz putlerowską u siebie.
Miałam na myśli wchodzenie im w zady ponad niezbędne minimum, które powinno być gwarantowane uchodźcom.
Poza tym
X
D
D
D
D
D
Eee... nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Niespecjalnie w życiu mnie interesuje co wypada a co nie, osobiście z, jak to ujmujesz, kwestią ukraińską nie mam problemów, a widzę że Ty tak, więc - jak zaznaczyłem - ją pominąłem, bo nie mam ochoty na przepychanki. Sądziłem, że jednak sednem jest kwestia problemu z zapisaniem się na prześwietlenie. Jeśli to tylko pretekst dla poużywania sobie na Ukraińcach, to sorry, ja odpadam.
Ja ostatnio jak chodziłem w Polsce z tatą na różne badania, to nie było problemu poza tym, że kosztowało to sporo monet (skierowanie - prywatna klinika - fakturka, rentgen - fakturka i na drugi dzień do odebrania), no ale, pieniądz rzecz nabyta.
No ale, jak się chce socjalizmu i "bezpłatnej" (bo składki zdrowotne to widać podatek) opieki zdrowotnej to tak się to kończy - tutaj nie do pomyślenia aby w czasie największej nawet pandemi lekarz odmówił wizyty w przychodni czy żeby odwołano operację.
Nie zrozumiałeś głównego problemu albo nie chcesz go zrozumieć.
Finster Vater napisał:
czy żeby odwołano operację.
-----------------------
Operacje których koszt w Stanach to tak często wynosi po kilkaset tysi zielonych z własnej kieszeni? 😁 #tylkodlabogaczy
Oj chciałoby się zwiedzić kiedyś tą krainę Colą płynącą ale człowiek z rozdupconym zdrowiem to w razie wu ma przegwizdane...😒
To dbaj o zdrowie - proste.
W Polsce powinna być tylko prywatna służba zdrowia (to samo ze szkolnictwem między innymi) i koniec tematu.
Lubsok napisał:
To dbaj o zdrowie - proste.
-----------------------
Czasem to nie wystarczy.
Słusznie, bo co biednym ludziom wiedza. Albo zdrowie. Każdy sobie niech radzi, po co w ogóle komuś jakieś społeczeństwo.
Biednym ludziom wiesza potrzebna, aby wyjść z biedy. Tak jak na przykład bohaterkom filmu "Hidden figures". Lub innemu murzynowi który został najlepszym chirurgiem na świecie. Lub jeszcze innemu, który obecnie zasiada w sądzie najwyższym i jest przedmiotem rasistowskich ataków.
Oczywiście wszyscy wymienieni sami za swoją edukację zapłacili - tylko że (ale też dlatego że) studiowali rzeczy potrzebne a nie "stosunki miedzynarodowe" lub inne dżender studies.
Ale jak dobrze wiesz w USA najpopularniejsza myśl jest taka, że jeżeli ktoś jest biedny to to jest tylko jego wina. Bezdomny to tylko chory psychicznie albo pijak...choć badania i statystyki mówią coś zupełnie innego. Więc jednak dobrze by było wykształcić nie-bogatych, żeby mieli szansę.
A co do szydery z kierunków "nieprzydatnych", gdyby każdy postudiował choć trochę gender studies nie mielibyśmy głupich poglądów na temat zwykłych ludzkich potrzeb. Gdyby każdy choć odrobinę zrozumiał mechanizmy kulturotwórcze mniej by było nieogarniętych ludzi. Ale lepiej szydzić z "humanistyki".
Lubsok napisał:
W Polsce powinna być tylko prywatna służba zdrowia
-----------------------
Ta prywatna służba zdrowia która w razie poważnego wu rozłoży ręce i powie że sorry ale nasze ubezpieczenie tego nie obejmuje? 😂😂
Jak ćpasz to tak, tego ubezpieczenie nie obejmie, tak samo jak wypadku po pijaku itp. To się nazywa odpowiedzialność.
Finster Vater napisał:
Jak ćpasz to tak, tego ubezpieczenie nie obejmie, tak samo jak wypadku po pijaku itp.
-----------------------
Nie ćpem ani nie pijam, poza kapuczinom i herbatką z grincza. 😎 (Nie mylić czasem z marihuanen!)
Lubsok napisał:
W Polsce powinna być tylko prywatna służba zdrowia (to samo ze szkolnictwem między innymi) i koniec tematu.
Dude, wtf xD
jak rozumiem, Lubsok studiuje prywatnie xD
A do lekarza to tylko jeśli lekarz przyjmie minimum trzycyfrową zapłatę za usługę?
a nie wiem, ale zaintrygowała mnie ta koniunkturalna wypowiedź kolegi
Byłem ostatnio w PL, i dokładnie tak było- albo mogłem zapisać tatę (90+) do kardiologa na NFZ "bezpłatnie" - ale za 8 miesięcy ("jak się cuś nie opóźni"), lub zapłacić trzycyfrową sumkę w prywatnej przychodni i załatwić sprawę od ręki.
Jakoś ludzie zapominają także o jednym drobiazgu - istnienie publicznej opieki zdrowotnej bardzo obniża ceny opieki prywatnej. Ostatnio miałam robione RTG obu kolan, dwa dni po wypisaniu skierowania, w abonamencie. Co prawda ciągle mi dają powody do narzekania, bo się trzeba wykłócać o terminy na infolinii, ale to jest poniekąd skutek stanu opieki publicznej, na którą nie można liczyć, więc nawet ubodzy emeryci muszą korzystać z płatnej, oraz prospołecznej postawy rodaków, którzy zaklepują terminy po czym ich nie zwalniają jak im nie po drodze przyjść.
Tymczasem w relacjach mieszkańców krajów bez darmowej publicznej opieki zdrowotnej, i to mieszkańców pracujących, czytam na twitterku opowieści, że kogoś ręka boli i to chyba koniec kariery jeśli chodzi o rysunek, bo do lekarza za drogo. Nawet nie, że zabieg za drogi, tylko na wizytę kogoś nie stać.
-tylko na wizytę kogoś nie stać.
No raczej bajka na resorach, wizyta beż ubezpieczyciela to ok. 160 monet, z ubezpieczeniem bez deductible zazwyczaj 20% taniej (czyli coś 130) - serio to nie są duże pieniądze (coś jak to samo za wizytę w PL w wartościach bezwzględnych. Tyle artyści zazwyczaj biorą za "comission", z tego co się orientuję. Oczywiście mowa o tych gorszych ubezpieczeniach, bo w lepszych to płaci się 20% coopay (lub jeszcze lepiej, 20 monet) i to wszystko.
A, i można sobie (w ogromnej większości przypadków) rozłożyć sobie płatność na kilka rat 0% i spłacać po 20-30 monet na miesiąc, a to wtedy już zupełnie żadne pieniądze są.
W Pl za jakieś 1600 zeta/rok można sobie wykupić abonament w ramach którego możesz łazić do specjalistów i robić sobie rentgenów ile wlezie. Ta przystępność cenowa jest skutkiem konkurencji ze strony darmowych usług państwowych, które są coraz gorsze, a korzystanie z nich wymaga znacznej determinacji i cierpliwości, ale istnieją.
Problem zaczyna się, kiedy np. potrzebna jest terapia dostępna tylko w USA - ostatnio brałam udział w trwającej od ponad roku zbiórce dla dziewczyny z rakiem - trzeba było uciułać 3 mln. Po uzbieraniu jakimś cudem mniej więcej połowy dziewczyna załapała się na jakiś tajemniczy eksperymentalny program który spowodował sfinansowanie reszty.
Co do laski z twittera, to wszyscy jej pisali, żeby poszła do lekarza zamiast stosować okłady, cudować i rozpaczać, a ta się upierała, że jej nie stać.
Luxmed dla firm - 1080 złotych rocznie, 90% potrzeb medycznych w tej cenie jeśli nie z dnia na dzień to w obrębie tygodnia-dwóch.
Jeżeli się nie ma pojęcia o temacie o którym trwa dyskusja, to lepiej nie zabierać głosu.
Czyli te opowieści o gigantycznych rachunkach pacjentów covidowych w szpitalach w uesej to były współczesne Opowieści z Narnii?
Jak tak to cofam oskarżenia!
Pragnę zauważyć, że robi się offtopic, ale moderacja tym razem ma w**ebane, a wręcz sama go tworzy.
Właśnie. Proszę wszystkich o to, żebyśmy skupili się na wątku Ukraińców a nie na jakichś NFZach i prywatyzacji.
No, dokładnie Nikt cię nie zmusza do odpowiedzi, ale skoro już to ktoś robi i offtopuje, to dotyczą go zasady bastionu, a te, przynajmniej na papierze, są chyba takie same dla wszystkich?
Zapraszam więc wszystkich chętnych do dyskusji o Ukrainie. Resztę proszę o wyciszenie się. I żadnych technikaliów.
Moderacja już dała przyzwolenie na offtopic, więc sobie używaj
Dzięki. To ja w takim razie o matowych foliach ochronnych na telefon. Teściu mi polecił i okazuje się że nie można się w nich przeglądać. Muszę włączać aparat żeby zobaczyć jak wyglądam. Wziąłem, zerwałem, wyrzuciłem. Kto to widział.
Jak coś to ja sobie na urodziny zamówiłem czytnik ebooków, będzie drugie podejście do tematu (jakby ktoś nie pamiętał, to pierwszy rozwaliłem po ok. miesiącu użytkowania xD). Mam nadzieję że tym razem siądzie, bo chciałbym sobie poczytać książek z Halo. Trzeciej szansy nie dam, także trzymajcie kciuki xD
Wy to macie za dużo hajsu. Ja tylko wypożyczam filmy z biblioteki. Wczoraj Iron Sky, dziś Egzorcysta 2,5, jutro chciałbym Free Guya ale jest kolejka.
Jeżeli kupiłeś amazon kindle to jest spora szansa, że będziesz zadowolony.
Sam odkryłem dziś istnienie czegoś takiego jak steam deck i mam teraz problem pierwszego świata - laptop do gier za 8k, czy może steam deck + switch oled za 5k.
Zależy w co chcesz grać? Jak lubisz Mario to potrzebujesz Switcha i wtedy Deck do reszty gier. Przy czym wiele multiplayerów (choć nie wszystkie, np. Apex, Warframe, CS:GO) niestety Decka nie wspiera i blokuje z pomocą anti-chitów. A najlepszą opcją w ogóle mógłby być laptop+Deck.
Nie grasz, bo jeszcze nie kupiłeś J:FO A niedługo druga cześć.
Wiesz co, to chyba nie jest tak że tak dużo osób uważa to za właściwe. Ale też nie mierz pozostałych regionów w kraju miarą tego co się dzieje w Twojej okolicy.
Ja np. potrzebowałem właśnie niedawno wykona c badanie RTG klatki piersiowej. Lekarz pierwszego kontaktu bez problemu dał skierowanie (pani z Ukrainy skądinąd). Potem poszedłem do pracowni RTG wykonującej na NFZ i bez problemu miałem wykonane badanie. Kolejek za dużych nie było, gdyby jednej pani nie zachciało się odbierać prywatnego telefonu i rozmawiać przez 15 lub 20 minut, to wszedł bym z marszu. Czy obsługują tam Ukraińców za darmo? Nie wiem, może. Czy mi to przeszkadza? Jeszcze nie.
Ale problem stanie się na pewno strukturalny i nierozwiązywany będzie narastał. Nie wiem jak rząd będzie planował to rozwiązać, wojna na dobrą sprawę trwa od kilku miesięcy i nie jest to wcale aż tak długo z takiego organizacyjnego punktu widzenia. Raz że nie wiadomo ilu z tych Ukraińców u nas zostaje. Dwa, w niedalekiej przyszłości faktycznie należałoby to uporządkować - może dać im przykaz rejestrowania się w PUPie jako bezrobotni, a potem działać standardowo, że przy iluś odmówionych ofertach pracy następuje automatyczne wyrejestrowanie. I wtedy mogą tracić prawo do wszelakich zasiłków.
Na koniec powiem tak: ktoś już tutaj w dyskusji zauważył - dlatego że na Ukrainie wojna jest to u nas jej najpewniej nie ma. Albo nie ma jej na Litwie, Łotwie czy Estonii. Rosja wysuwa żądania eks-terytorialnych korytarzy itp. Nam, tutaj w Polsce, coś to powinno przypominać. Jesteśmy też w innej sytuacji niż Niemcy czy Francja, bo nam silna Rosja nijak nie leży. I jeśli poprzez wspieranie cywilów z Ukrainy mamy szansę jakkolwiek dołożyć cegiełkę to tego żeby w Rosji było gorzej, to ja to z chęcią zaakceptuję. Nie bezkrytycznie, bo sytuacja jaką przedstawiłaś jest bulwersująca. Rozumiem zdenerwowanie. Ale też o ile ja nie powinienem zakładać że skoro u mnie, w Otwocku i okolicach, jest względnie okey to znaczy że wszędzie jest, o tyle Ty nie powinnaś zakładać też że wszędzie jest źle bo Ty się z czymś takim spotkałaś. Bo póki co obywatelami drugiej kategorii nie jesteśmy. I nie sądzę że będziemy. A i w interesie samych Ukraińców jest abyśmy nie czuli że jesteśmy. Bo to nie jest tak że to rządzący kreują tendencje a społeczeństwo ślepo podąża. Społeczeństwo ma pewne tendencje a politycy muszą je dobrze rozszyfrować i dobrze nimi pograć żeby mieć dodatkowe % w wyborach. Zatem jeśli będziemy się czuli źle we własnym kraju a rząd nic nie zmieni, to rząd się zmieni.
Trochę po czasie, ale się wypowiem (albo powymądrzam jako specjalista ).
Evening, zasada świadczeń refundowanych przez NFZ na podstawie skierowań jest prosta - żeby było refundowane, na skierowaniu/w e-skierowaniu musi być numer umowy NFZ wystawcy. Wyjątkiem są tylko skierowania do szpitala - nieważne czy płatnikiem wizyty był NFZ, pacjent, czy prywatny ubezpieczyciel - do szpitala zostaniesz przyjęta na NFZ jeżeli sobie tego życzysz.
W każdym innym przypadku - żeby świadczenie było refundowane, skierowanie musi być wystawione w wizycie, w której płatnikiem jest NFZ. Czyli nie tylko lekarz/przychodnia muszą mieć podpisaną umowę z NFZ, ale sama wizyta również nie może być prywatna. Zdarzają się przypadki, że lekarz przyjmujący prywatnie w placówce, która ma umowę z NFZ wystawi skierowanie "na NFZ", ale wtedy w razie kontroli naraża się na karę finansową.
Trochę specyficznym przypadkiem są e-skierowania na badania medycyny nuklearnej i tomografię komputerową (czy RTG to badanie medycyny nuklearnej według ministerstwa zdrowia - nie mam pojęcia) - tutaj nawet jeżeli chcesz wykonać badanie prywatnie, i tak potrzebujesz e-skierowania.
Dodatkowo - skierowania/e-skierowania na dowolne świadczenie ma pełne prawo wystawić również lekarz w ramach wizyty prywatnej. Ale takie skierowanie nie jest równoznaczne z udzieleniem refundowanego świadczenia na NFZ. Jest tylko wskazaniem rozpoznania (ICD-10) ustalonego przez lekarza kierującego i celu w którym pacjent jest kierowany (procedura wg. ICD-9 którą ma wykonać lekarz/pracownik medyczny realizujący skierowanie). Warunkiem realizacji na NFZ jest wskazanie umowy w ramach której było udzielone.
W ramach uzupełnienia - każda placówka realizująca świadczenia na NFZ, żeby otrzymać z funduszu kasę, musi co miesiąc wysyłać raporty do NFZ z wykazem wszystkich świadczeń które zgłaszają do rozliczenia. Jednym z elementów, które muszą znaleźć się w raporcie jest numer e-skierowania na podstawie którego realizowane jest świadczenie.
Jeżeli placówka w raporcie wskaże numer e-skierowania, które nie było wystawione na NFZ (w dobie e-skierowań NFZ może to sprawdzić bez najmniejszego problemu na platformie P1) - nie otrzyma za to świadczenie zapłaty.
Często zapomina się też, że funkcjonujące w Polsce przychodnie, poradnie, szpitale są jednostkami prywatnymi, komercyjnymi. Z NFZ wiąże je tylko i wyłącznie umowa. Jeżeli jakaś placówka wymyśli sobie, że dla uchodźców z Ukrainy udziela świadczeń bezpłatnie, to jest to tylko i wyłącznie promocja na takiej samej zasadzie, jak swego czasu darmowa kawa w McDonald`s do 10:30
Ostatnio odnoszę wrażenie, że w social mediach żadna mini-społeczność, żaden temat nie ustrzeże się dram, jadu i bezsensownych kłótni o sprawy, które kiedyś nie byłyby poddawane pod żadną dyskusję. Potrafię zrozumieć, że w tym okresie 2020-2022 dochodziło do ogromnej polaryzacji opinii w związku z covidem, szczepionkami, lockdownami, itd, a teraz pojawiają się też tacy, którym nie pasuje stawanie po stronie Ukrainy czy wyrzucanie całego narodu rosyjskiego poza margines, ale nie spodziewałem się, że podobnego rodzaju spiny będę widział w społeczności zorientowanej wokół książek.
Co jakiś czas pojawiają się, dajmy na to na Twitterze, pytania o to ile ktoś książek przeczytał — wtedy wszyscy się chwalą, że 10, 30, 60, a w tym tygodniu to w ogóle 8. No i spoko, dajmy się im pocieszyć, skoro są z tego dumni, skoro można się chwalić przebiegniętymi kilometrami, godzinką siłki albo figurkami SW na półce to czemu nie ilością przeczytanych książek. Gorzej jednak jak idzie to w drugą stronę i jakiś portal publikuje informacje o tym ilu Polaków nie przeczytało w tym roku żadnej książki. I zaczyna się festiwal pogardy, umniejszania inteligencji i "a ja to uważam, że trzeba czytać książki, żeby brać udział w rzeczowej rozmowie na różne tematy", itd. Wczoraj widziałem też szpanowanie ilością książek w swojej domowej biblioteczce (i to jeszcze w sumie też może być ok), ale już nie jest ok jak taka Cichopek wrzuca swoją, na której stoi niewielka ich ilość, a internauci cisną z niej bekę, że co to za biblioteczka, że on to ma 10 takich wypełnionych po brzegi i to jest w ogóle smiech na sali mieć tak mało książek. Nie żebym lubił Cichopek, najsłabsza aktorka z "M jak Miłość", ale dlaczego tyle jadu?
Ludzie lubią czuć się lepsi od innych. Specjalni, wyjątkowi i tak dalej. I sporo z nich znajduje sobie to, w czym są dobrzy, po czym przypisują do tego jakąś ideologię, mającą sprawić że dzięki temu będą się tak czuli.
Stąd książki i czytelnictwo to coś, co przez niektórych jest mocno fetyszyzowane. Tak jak inni fetyszyzują inne rzeczy, ale my o tym nie teraz.
Sam fakt czytania książek nie czyni człowieka w żaden sposób lepszym, mądrzejszym czy ciekawszym. Żeby w ogóle można było rozmawiać tu o jakimś rozwoju intelektualnym, musiałyby to być książki jakościowe, coś człowiekowi dające, skłaniające do przemyśleń, poszerzające horyzonty i tak dalej. Jakby podrążyć większość tych zapalonych czytelników, to okazałoby się, że lwią część ich czytelniczego dorobku stanowią czytadełka, czyli książki lekkie i przyjemne (i nie niosące ze sobą nic więcej). Samo w sobie nie jest to jakoś specjalnie złe (pomijając fakt, że w wyniku takich preferencji rynek wydawniczy wygląda jak wygląda i spora część wartościowej literatury sprzedaje się albo słabo albo tragicznie, jest niszą). Gorzej, kiedy człowiek taki myśli, że po przeczytaniu jakiejś Bondy, Mroza i tuzina arabskich romansów stał się osobą bardziej światłą od tych, którzy czytają mało lub nic. Wtedy właśnie masz te pogardliwe komentarze w stosunku do innych i wyśmiewanie.
Ja tam z ludzi czytających mało się nie wyśmiewam*; bardziej wyśmiewam się z ludzi czytających dużo, ale byle co i niebędących tego świadomymi. Ja również romansuję sobie z literaturą kiepską; jak opisywałem tu niedawno, moje świeże doświadczenie czytelnicze to trylogia horroru pornograficznego mającego jedynie szokować (i może niektórych podniecać, nie wiem xD). Ale jestem tego świadomy. I staram się równoważyć to poznawaniem klasyki (dobra, z nurtu fantastyki, jestem ograniczony, przyznaję), czy książek o których podejrzewam, że mnie jakoś wzbogacą. Koniec końców w lekturze chodzi o przyjemność - czy to taką bezpośrednią (przeczytałem ciekawą książkę), czy pośrednią (poznałem w końcu autora o którym wiele słyszałem - zaległość nadrobiona/coś rzeczywiście wyniosłem z lektury).
Fetyszyzm literacki przyjmuje różne maski. Zawsze bawi mnie oburzenie Czytelników, gdy podana zostanie informacja, że ktoś wyrzucił książki do śmietnika (np. firma sprzątająca mieszkanie po zmarłym). Mamy wówczas lawinę komentarzy o upodleniu gatunku ludzkiego, hurrr jak tak można, ja bym przygarnął, co za zdziczenie, ksiomrzke wyrzucać! Nieważne co to, książka jest święta, więc wziąłbym do siebie, postawił i nigdy nie przeczytał, ale no dla zasady.
(sam niejedną zwyczajnie po ludzku wyniosłem na śmietnik, bo stwierdziłem że nie chcę jej w kolekcji, nie sprzeda mi się, tylko zajmuje miejsce, więc n a r a)
Czy też nieszczęsne palenie książek, pod którym zawsze, z a w s z e pojawi się porównanie do nazizmu. Tak, bo spalenie jakiejś głupiej beletrystyki to to samo co niszczenie idei blisko stulecie temu XD A przecież lwi procent rynku wydawniczego to zbrodnia na drzewach i produkt końcowy który najlepiej spełniłby się właśnie jako podpałka w kominku... skoro już zmarnowano na niego biedny papier.
*dobra, w myślach czasem oceniam innych, widząc jak w domu mają jedną mini biblioteczkę pełniącą bardziej funkcję dekoracyjną; trudno mi zrozumieć takiego człowieka z perspektywy mojej, gościa dla którego jego biblioteczka to ważna część jego tożsamości, a jej porządkowanie i planowanie to jedno z ulubionych zajęć.
(zdaję sobie też sprawę, że w erze czytników ebooków można się przejechać oceniając kogoś po ubogiej biblioteczce xD)
Shedao Shai napisał:
Żeby w ogóle można było rozmawiać tu o jakimś rozwoju intelektualnym, musiałyby to być książki jakościowe, coś człowiekowi dające, skłaniające do przemyśleń, poszerzające horyzonty i tak dalej.
-----------------------
ja nie jestem przekonana prawdę powiedziawszy. I mean, spotkałam osoby czytające literaturę ambitną z okładki a niezdolne do jednej świeżej myśli, uprawiajace intelektualny recykling, do tego tak czerstwy że aż skręca w środku od komunału ;P W mojej opinii, o ile dobra lektura może się przyczynić do rozwoju intelektualnego czytelnika, nie jest to aż taką zależnością, bym chciała na niej polegać.
Znaczy, mówisz o sytuacji gdzie człowiek czyta rzeczy wartościowe, ale tylko pobieżnie, z pominięciem sedna/morału lektury? I że końcowo i tak z tego nic nie wynosi? No, może być i tak xD
będąc dosadnym, jeśli ktoś ma wąskie możliwości intelektualne to przeczyta książkę i zrozumie ją w sposób a la `lekcja języka polskiego` - wie o czym jest, wyrecytuje ci podstawowe jej założenia, nawet pogada z tobą o tym że fajny ten świat przedstawiony lub że jest to zgodne z takimi a nie innymi trendami (lub wbrew tym trendom) - ale będzie to ten sam poziom wypowiedzi co typowy komentarz na Polskiej Fantastyce. Jeden spoko, jak widzisz 20 pod rząd to masz poczucie że świat jest zamkniętym pudłem 4 metry na 4, tak powtarzalne i redundantne są obserwacje. Dlatego bardziej mnie interesuje nie to czy książka jest dobra/ambitna, ale co ktoś ma do powiedzenia na jej temat, bo nawet z lektury badziewia osoba myśląca coś tam wyniesie poza samym hedonistycznym doświadczeniem.
Nie znaczy to że jest to dla mnie punkt wyjścia do wartościowania ludzi ;P Po prostu kiedy w końcu mamy powódź kulturową i mimo najszczerszych chęci nie przetrawisz tego zalewu, zmienia się paradygmat bo w końcu dzięki temu przesytowi masz wystarczająco duże pole (skoro jest przesyt - to znaczy że nie przyjmiesz już więcej bodźców, osiągnąłeś ich maksymalny poziom, i teraz będziesz je redukować) do porównań i przewartościowań.
Plus, stara jestem. Wystarczająco stara by patrzeć mocno krytycznie na to co uchodzi za klasykę.
-Po prostu kiedy w końcu mamy powódź kulturową i mimo najszczerszych chęci nie przetrawisz tego zalewu
Ja już dawno przestałem nawet próbować, ograniczając się w literaturze do klasyki, głównie XIX wiecznej i 3/4 XX wieku, współczesna literatura mnie szczególnie nie zachwyca, nawet jak wszystkich dookoła zachwyca. Podobnie jest z malarstwem, moja zdolność percepcji kończy się na Salwatorze Dalim, przy preferencjach skierowanych jednak na XIX wiecznych impresjonistów francuskich oraz Turnera.
Ale, wracając do szpanowania, lubię jak ludzie "szpanują książkami" o ile mają czym - np. ktoś ma pierwsze wydanie "Katedry NMP w Paryżu" w idealnym stanie, na takie rzeczy zawsze miło popatrzeć. Sam też się czasami lubię pochwalić czymś z własnych zbiorów.
Natomiast zupełnie odrzucają mnie inscenizowane ustawki polityków na tle półek uginających się pod książkami (lub nieuginających się, gdy za tło służy tapeta), co ma powiedzieć widzowi "o patrzcie ile mam książek, ależ ja jestem mądry"
Finster Vater napisał:
lubię jak ludzie "szpanują książkami" o ile mają czym - np. ktoś ma pierwsze wydanie "Katedry NMP w Paryżu" w idealnym stanie, na takie rzeczy zawsze miło popatrzeć. Sam też się czasami lubię pochwalić czymś z własnych zbiorów.
-----------------------
No ja tam doliczyłabym jakieś rzadsze publikacje/albumy ze sztuką (nie tylko xix-wieczną) - no ale to nie jest szpan `intelektualisty` tylko kolekcjonera
A tak, takie albumy ze sztuką to jak najbardziej, podobnie jak oryginalne mapy czy tym podobne. I nieważne że to "tylko" szpan kolekcjonera - ważne że akceptowalny
Inna sprawa, że ja mimo że sporo czytam to mam raczej biblioteczkę która nie robi wielkiego wrażenia. Widać Koło Czasu, Sandersony, Malazany, Pratchetty, niewielka kolekcję SW i tyle. Reszta w kartonach, bo aktualnie
.. nie mam za dużo miejsca na książki. Jak dorzucic do tego kwestie ebooków albo korzystanie z biblioteki to już w ogóle mamy multum różnych sytuacji. Dlatego zwykle trudno cokolwiek powiedzieć po domowej biblioteczce. Choć jak taki Ogór się pochwali to widać że konkretny fan SW.
Ja w wartościowaniu czytania - i ilościowego, i jakościowego widzę zazwyczaj próbę określenia swojej tożsamości klasowej
A prawda jest taka, że i nieposzerzone horyzonty pani na kasie, i poszerzone horyzonty średniej rangi prawnika w korpo mają przełożenie na nic.
Ja czytam różnie, różne rzeczy, bo potrzebuję intelektualnej stymulacji. Jestem spokojniejszy, bardziej kreatywny, łatwiej ubiera mi się myśli w słowa. Ale to moja osobista potrzeba. Z zasady ocenianie ludzi po książkach jest jak ocenianie książki po okładce. Tylko pozorne jest wrażenie, że czegoś się dzięki temu dowiadujemy.
Niepotrzebnie jesteście tacy uprzedzeni.
zaszedł bug, posty są w lateście i dostęp do nich wróci, sprawa zgłoszona ;]
że ludzie tu robili offtopy od offtopów od offtopów i nie wiem kto się na co właśnie żalił, a kto trollował
smutno mi, panie
dziękuję za wysłuchanie mojego tadzik tok
A czy jedno szkodzi drugiemu? Można jednocześnie trollować i się żalić.
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Ubi usuwa możliwość pobierania DLC w wybranych grach, ale żeby sprawdzić czy jakieś kiedyś kupiłem lub dostałem muszę pobrać ich apkę, bo na stronie się nie da. Tyle że strona pobierania nie działa. F* u i twoje durne pomysły Ubi.
Będzie gorzej , i nie tylko Ubi ma za uszami.
O ile rozumiem, że gry stricte multi mają ograniczenie czasowe - kilka lat i wiatr hula na serwerach, to już dzwonek alarmowy powinien każdemu się włączyć, bo dotyczy to również gier singlowych. Tak, mam na myśli starsze "Asasyny", którym Ubi wyłączy DLC w pierwszych dniach września :
- https://twitter.com/UbisoftSupport/status/1542901112021344258?cxt=HHwWhICzmeCYvukqAAAA
Wiem, że nie narzekam na nie pierwszy raz, ale znów chciałem sobie nadrobić zaległości, bo jednak po siedmiu latach skrupulatnego śledzenia kanonu czuję się zobowiązany wiedzieć, co się tam dzieje. Ale nie mam ŻADNEJ motywacji, żeby czytać to, co wypuszcza Marvel.
Komiksy Star Wars po 2015 zawsze były trochę o niczym, ale nie były aż tak bardzo o niczym.
Skończyło się Crimson Reign i do października (Hidden Empire & High Republic) nie ma w zapowiedziach żadnej interesującej serii. Są generyczne przygody Hana Solo i Obi-Wana, łowcy nagród, których nikt nie zna, ulotka hotelu i zaraz adaptacja Mando. To jest po prostu przykre, jak Gwiezdne Wojny potrafią nie budzić żadnego zainteresowania.
A można było zrobić jakąś serię obok Shadow of the Sith do łatania sequeli, nawet pokazać dalsze losy zapomnianych drugoplanowych postaci z różnych powieści. Ale żeby był to ciąg dalszy, ważne uzupełnienie czegoś istniejącego lub coś nowego, ciekawego, a nie zapychacz.
Dobra, dużo Was tu jest to może ktoś jest uczulony na to samo i dzięki temu będę wiedział na co
Od około tygodnia mam taką lekką do umiarkowanej alergię, właściwie tylko doznania nosowe. I to niezależnie gdzie jest bo mam ją w domu i miałem wcześniej w Beskidach. Dzisiaj od rana turboalergia. Alegra właściwie tylko trochę zmniejszyła katar, ale do teraz mnie trzyma.
Ktoś ma w ostatnim tygodniu ?
Mi się właśnie skończyła, bo to już koniec pylenia traw. Trza brać zyrtec lub inne "cuś" i z tym żyć.
Mam teraz urlop to sobie jeżdżę pociągami po pomorskim i zwiedzam miasta i miasteczka. Kiedyś to się wchodziło do lokalnej ksiegarnii i kupowało coś na pamiątkę. Kiedyś książki były po 29 zł. Niech stracę - 49 zł. nawet.
A teraz wchodzę w Wejherowie do 3 fajnych i mających swój klimat ksiegarnii i z półek straszą mnie same tytuły po 59-99 zł. Wiem, że wzrost cen to problem krajowy i dotyczy praktycznie wszystkich branż, większym "problemem" w przypadku literatury jest sprzedaż internetowa, która dosłownie wytruła wszelką nostalgię i sentymenty we mnie i moim portfelu. Bo jak to mam płacić po 59 zł. za nowe wydania Dickensa od Repliki (b.ładne) skoro na allegro mam je po 34 i to z darmową dostawą. Zwyczajnie żadne miłe fizyczne wspomnienia z wakacji nie są warte takich różnic cenowych.
Pomijam już wydania cyfrowe i kosmiczny wręcz komfort czytania na Kindle oasis (właśnie kupiłem), gdzieś z postępem za cenę wygody i ceny zanika fizyczna książka, z którą wiążą mnie jakieś okoliczności zakupu i wspomnienia. Szkoda, były takie czasy, że pamiętałem gdzie i jak kupiłem każdą z książek star wars i na jakim etapie dorastania to miało miejsce. Dziś to co najwyżej datę utworzenia pliku .mobi mogę sobie sprawdzić.
Podobnie mam z grami video (nie gram ale jak znowu zacznę to tylko w wersje cyfrowe), o komiksach nie wspominając.
No to prawda. Mi się raz na pół roku zdarza kupić książkę w księgarni i zwykle po tym mam w głowie "dobra ostatni raz, bo ostro przepłacam".
Imo książki w formie papierowej powinny już teraz pójść tylko w stronę ładnych twardookladkowych kolekcji. Skoro ceny i tak są wywalone w kosmos to niech to już będzie gratka do kolekcjonerów. Co by nie mówić to czytanie na czytniku jest chyba rozwiązaniem które będzie coraz bardziej wypierać papier.
Ano tak, ja też nie pamiętam kiedy ostatnio kupiłem książkę stacjonarnie; chyba na urlopie w 2018, gdy zabrakło mi książek do czytania i potrzebowałem na szybko nowej xD a kupuję dużo. Stacjonarne księgarnie to już przeżytek i trzeba się z nimi żegnać, bo z roku na rok będzie ich coraz mniej. Pytanie, czy rzeczywiście człowiek będzie za nimi tęsknił, czy to tylko nostalgia? IMO to drugie, jeśli gdzieś nie bywam od lat, to tego nie potrzebuję do życia. Tak, fajnie było się przejść między półkami, pooglądać sobie książki, chłonąć klimat miejsca... i tak dalej, ale obecne różnice cenowe są takie, że nie ma konkurencji. Obecnie księgarnie żyją jeszcze na każualach i ludziach starszych, czyli ludziach którzy nie ogarniają zakupów internetowych, ot, czasami sobie wpadną i coś kupią. Tylko jaki utarg robią tacy ludzie? No i jak zapłaci taki 59,99 za jedną książkę, to pewnie prędko nie wróci.
Ceny okładkowe są w realiach wojny cenowej tylko po to, żeby można było walnąć z miejsca rabat min. 30% - i to jest rzeczywista cena książki. Po okładkowej kupuje się już chyba tylko w księgarniach.
Shedao Shai napisał:
Ceny okładkowe są w realiach wojny cenowej tylko po to, żeby można było walnąć z miejsca rabat min. 30% - i to jest rzeczywista cena książki.
-----------------------
I po to jest gwarantowana cena książki - żeby nie było na dzień dobry cyrków z przesadzonymi cenami i wojną na rabaty.
bartoszcze napisał:
Shedao Shai napisał:
Ceny okładkowe są w realiach wojny cenowej tylko po to, żeby można było walnąć z miejsca rabat min. 30% - i to jest rzeczywista cena książki.
-----------------------
I po to jest gwarantowana cena książki - żeby nie było na dzień dobry cyrków z przesadzonymi cenami i wojną na rabaty.
-----------------------
I wtedy wszyscy będziemy płacić cenę bez rabatu, no jest to jakiś pomysł XD
U nas jest MRSP w zasadzie na wszystko (w tym książki), ale właśnie po to aby dawać rabaty - choć są ponoć ludzie, którzy kupują tak książki jak samochody za żądaną cenę 😀
Byłem w podobnie ciężkim szoku kiedy zobaczyłem ze na okładce wznowienia Parku Jurajskiego widnieje cena 59,90. Oczywiście na necie kupiona za 34 złote ale jednak za takie wydanie takiej książki to cena okładkowa jest wręcz zaporowa.
Hmmm, czy zakup Oasisa nie jest ciut przedwczesny? W końcu w ciągu, ile?, pół roku powinni wyjechać z czwórką. No chyba, że wciąż kolorowy epapier nie będzie gotowy... Wiem, zazdrość przeze mnie przemawia. ~ Bo dopóki nie przestaną wspierać mojej jedynki, nie zmienię jej.
Ale skoro temat do marudzenia, to przy ostatnim, lipcowym, zakupie paczki książek w mobi i ich wysyłce do chmury zostałem zarzucony zwrotkami, że to ostatni taki raz. Od sierpnia mailowo można wysyłać tylko epub. Zabawne, bo po kablu epub nie przejdzie. ~ Tak, czy siak, kończy się jakaś epoka. ~
Oasis jest super.
Oczywiście, że jest najlepszy. ~ W końcu mam od jakiś pięciu lat. Ale... Jedynka jest z 2016, dwójka z 2018, a trójka z 2019. Nowy Paperwhite z 2021 w zasadzie dogonił trójkę. Jest o cal mniejszy i nie ma guzików, ale ma praktycznie taką samą rozdzielczość (też 300dpi), też ma 8/32GB. Za to ma USB3, ładowarkę bezprzewodową i szybsze WiFi. Aby czwórka odskoczyła musi być kolorowa. ~
No i najwyższy czas na nią. Pewnie będzie na Gwiazdkę...
Ja w zasadzie kupuję w księgarniach podczas większych wyjazdów, ot zobaczę coś fajnego na wystawie, jak ostatnio we Wrocku to cudeńko
https://www.instagram.com/p/CUAiCi5rmDS/?igshid=YmMyMTA2M2Y=
to wchodzę i biorę 😉 bo nie mam czasu żeby tego szukać po necie i czekać na wystawę - podobnie we Francji, Włoszech itp. Tak że tradycję przywozenia książek z wakacji szanuję i popieram.
A z kindelka to korzystam rzadko, bo jednak co książka to książka, szelest przewracanych kartek, dotyk papieru, zapach farby - tego żadna bezduszna elektronika nie zastąpi.
O tak, to jest bardzo sympatyczne uczucie, jak się spogląda na półkę z ksiązkami Star Wars i do 90% pozycji jestem w stanie przywołać wspomnienie kupowania tej ksiązki. Miło wspominam ten czas, kiedy chodziło się do księgarni i trafiało się na pozycje, o którch wcześniej nie słyszałem. Wspaniała ekscytacja! Chociaż większość pozycji z biblioteczki SW zdobyłem w namiotach taniej książki, antykwariatach, czy skupiłem od ludzi z Bastionu, to księgarnie też mają w tej kolekcji spory udział.
A co do obecnych księgarni: niestety już nie jestem w stanie korzystać z ich usług. Jeżeli już kupię, to sporadycznie i to w takiej, która w mojej opinii zasługuje na wspieranie (np. Tajne Komplety we Wrocławiu!). W Empiku w życiu bym nie kupił nic po cenie okładkowej. Zwyczajnie szkoda mi na to hajsu. Od dwóch lat posiadam też Kindla, więc książki, o których wiem, że będą do jednorazowego przeczytania i zapomnienia, to nawet nie chce kupować, szkoda mi miejsca.
Apropo to dzisiaj kupiłem książkę, która w księgarni kosztuje 44,90zł. Ebook po przecenie na swiatksiazki.pl - 25. Różnica prawie dwukrotna. Nie jest to warte jakiegoś wspomnienia zakupu.
Jak sobie czasem przeglądam stare tematy na Bastionie dotyczące książek to zawsze się tam przewija temat sprawdzania wszystkich ksiegarnii w mieście, czy mają już nowy tytuł od amberu na stanie. To były jeszcze czasy, gdy książki kosztowały 29-35 zł. a jedynym rabatem było 5-10-15% w matrasie na srebrną kartę - aby ją uzyskać trzeba było wpierw zostawić z 500 zł. w kasie, w ciągu pół roku. PIEKNE CZASY NO XD
Ja najcieplej wspominam rok 2003, kiedy to na Bastionie dowiedziałem się, że w Biedronkach są ksiązki SW za 6,66zł.
Najbliższa Biedronka 20km dalej, miałem 12 lat, więc trzeba było wybłagać mamę, żeby tam zajechać. Znalazłem Punkt Równowagi, Opowieści z Imperium i Zwycięstwo na Centerpoint. Ekscytacja niemożliwa. XD Potem przeczytałem Punkt Równowagi nie mając pojęcia kim jest Jaina "Kije" Solo ani co to są Yuuzhan Vongowie. Ale się miało zapał. <3
A tak swoją drogą, to totalnie zapomniałem o Matrasach. Wymiotło je z rynku?
Istnieje e-ksiegarnia o tej nazwie, ktoś kupił prawa do marki i jakoś się biznes toczy. Po stacjonarnych matrasach widziałem jeszcze świat książki, book-book i chyba tanią książkę, ale wszystko sukcesywnie było zamykane, rebrandowane etc. Jest jeszcze empik i te ich śmieszne premium, zawsze jak tam jestem to słyszę biedne dziewczyny przy kasie, jak próbują to komuś wcisnąć by wyrobić cele sprzedażowe.
Malowałem sufity. Wydawało mi się że dobrze wyliczyłem ilość, ale dotarło do mnie, że jednak na końcówce będzie cienko, więc przebrałem się i pojechałem do OBI. Zabrałem ze sobą starannie zapisaną markę farby Cośtam Crystal White, łażę między tymi półkami - jest White Taka, White Siaka i White Buk Wie Jaka - ale nie ma Crystal White, i zgaduj zgadula która najbardziej podobna. W końcu pytam faceta z obsługi, a ten zastanawia się chwilę i mówi:
- ale Crystal White to jest nazwa używana w Leroy Merlin, u nas to jest Extreme White
I zagadka jakby rozwiązana, bo faktycznie farbę kupowałem z wyprzedzeniem w czasach zanim się pogniewałem na Merlina za postawę względem raszystów i Ukrainy, więc wziąłem Extreme White.
I wyobraźcie sobie, jak nabrałem Extreme White do pojemnika roboczego i przejechałem wałkiem po suficie, to zaraz farba zaczęła obłazić (leniwy jestem, nie drapałem starej). Jak tu wierzyć że to to samo? No miejscowo tylko obłaziła, reszta już poszła normalnie...
Obsługujemy pewną dużą imprezę sportową. Bardzo dużą. Zlecają nam grafiki zanim ustalą do końca jaka jest hierarchia sponsorów, a potem trzeba aktualizować 100 grafik z tymi paskami i mnożyć byty bo ktoś sobie przypomniał że jedne grafiki idą na jedno miasto a drugie na inne, i to oznacza że paski mają być różne. Od dwóch tygodni czuję się jak w bagnie bo co wyciągnę jedną nogę (wyślę partię poprawek) to druga się zapada (wraca feedback do pozostałych). Cały świat jest niebiesko-pomarańczowo-czerwony i składa się z czterech gąb sportowców oraz logotypów, logotypów, logotypów, które są ciągle za małe i nie dość widoczne, bo jak się upycha 30 logosów na bannerku 300x600 to przecież nie przeskoczy się tej widoczności, a w ogóle pani Kasiu to tutaj jednak z tagline`m a tutaj z datą...
Powtarzaj sobie, że jak to się wszystko skończy, to w spokoju będziesz się wachlować wypłatą popijając drinki z palemką 😉
Jak to dokładnie wygląda? Klient ma prawo zmieniać swoje koncepcje bez końca, czy jest potem za to liczony? Bo brzmi jak historia, która może nie mieć końca, a klient będzie zdziwiony, że ktoś mu się za te zmiany ośmieli podnieść cenę. xD
Zależy od umowy W przypadku naszego studia umowy dla dużych organizacji (jak miasto Poznań) są na projekty - czyli w teorii nieskończona ilość poprawek. ALE. Impreza jest za mniej niż miesiąc (Katowice i Gliwice
), grafiki musza być opublikowane/wydrukowane w określonych terminach, i młyn po części z tego wynika - bo zlecający (dział marketingu) chce mieć projekt i go wypchnąć jak najszybciej, po czym sponsorzy którzy muszą dać akcept zaczynają przynudzać że w sumie to wpadli na pomysł rebrandingu z dupy (patrzę na ciebie, polska agencjo prasowa) i może jednak nowe logo. Plusem jest że tego typu eventy mają tak ścisły key visual że większość to powiększanie/docinanie tej samej kompozycji, więc poprawki można nałożyć relatywnie szybko, ale jest po prostu upierdliwe.
Z drugiej strony mamy innego klienta, na którego byłam strasznie najarana bo LECIMY W KOSMOS, w umowie są dwie poprawki po zgłoszeniu propozycji grafiki, a jest to katorga, gdzie iteracje dochodzą do wartości dwucyfrowych, bo klient nie rozumie idei ikony - i że ikony powinny mieć stałą wielkość bo znaczenie mają symboliczne (i przychodzi feedback że ikona satelity jest za duża względem ikony lotniska). Próby dochodzenia w takich sytuacjach kończą się biurokratycznym piekłem, więc machasz czasem ręką.
W przypadku klientów prywatnych, którzy nie mają ścisłego deadline`u - jak zaczynają wymyślać po dwóch-trzech poprawkach jakieś radykalne zmiany to liczysz ich za nowy projekt i się kończy kapryszenie
Well, jako że końcówkę tego roku mam do (bardzo deliktanie mówiąc) kitu, to chociaż mogło mnie to cholerstwo grypowe ominąć. Ale nie, tak dobrze to nie ma !. Sygnały, że ten rok pod względem infekcyjnym będzie ciężki, pojawiały się już wcześniej. Co prawda, medialnie inna infekcja wciąż królowała w w wiadomościach. ale pomału, pomału i rodacy zaczęli sobie przypominać, że istnieje coś takiego jak grypa.
No więc, na nic kiszonki, na nic owoce = witaminki, na nic imbir i inne wynalazki dające + 50 do heal shield. Rano było jeszcz ok., ale wieczorem to już elegancko wysoka temperaturka, w kościach łamie, dreszcze, i ogólne osłabienie. Płuca szczęśliwie dają radę, nos też w pełni drożny. Zawsze jakiś to plus. Czy można było uniknąć ? - chyba nie. Masa znajomych mi legła infekcyjnie przed świętami, więc pytanie było z gatunku nie czy, tylko kiedy ?.
Prognoza pogody na najbliższy tydzień ? - tak grubo powyżej + 10, czyli będzie kosiło rodaków hurtem.
Nic to, trzeba teraz cierpieć (za grzechy), robić syropy cebulowo-imbirowe (już zrobione w sumie, tylko się przegryzają), no i jakoś stawać na nogi, powoli, licząc, że Nowy Rok będzie już tylko lepszy ... (stuka w niemalowane)
Wszystkim w mękach zdrowotnych i tak dalej - SZYBKIEGO POWROTU DO ZDROWIA !. No i aby do wiosny
Eh nawet nie mów. Co prawda grypa póki co nas nie dotknęła (odpukać), ale jest totalny pogrom wśród dzieci. Zapalenia płuc, oskrzeli, cuda wianki, szkarlatyna, oczywiście grypa teraz też. Powrót syna do przedszkola odłożyłem na czas nieokreślony. Siostra i jej dzieci - grypa. W bloku co roku strojenie choinki? Nope, większość dzieci chora. Czuję się jak w czasie pandemii, tylko że praktycznie nie używa się maseczek i w sumie wydaje się że rezultat chorobowy nawet gorszy.
Ja tymczasem, po zapaleniu płuca syna i po naszych dzikich anginach, korzystam z tej pogody. Biegam, syn jeździ na rowerku, spacerujemy. Mam nadzieję że jakoś w ten sposób uda nam się spędzić te najbliższe parę tygodni.
Dlatego dziś dokupiłem maseczki i będę u klienta siedzieć zamaskowany, redukując szanse na zarażenie się.
Też zauważyliśmy u siebie więcej infekcyj niz zwykle. Takie robocze tezy to:
1. Trudniej było się zarazić podczas lockdownów, maseczek i odkażań. Wiec z jednej strony mamy normalne zapobieganie, z drugiej pewnie trochę układ odpornościowy dostał nie mogąc się szkolić przed sezonowkami. Plus sporo przeziębień wpada z własnego organizmu, nie cudzego (czy coś tam), więc zwykle siedzenie w domu redukowało możliwość podziebienia, zmęczenia itd.
2. Trochę a contrario - jest podobnie jak było przed pandemią, ale z uwagi na przestój wydaje się człowiek być chory częściej poprzez kontrast
3. Polecam sprawdzić zakamarki w domu. Wiele bloków było przystosowane do wentylacji grawitacyjnej a plastikowe okna są zbyt szczelne. Być może ludzie rzadziej wietrzą mieszkania z uwagi na ceny ogrzewania (choć umiejętne wietrzenie nie wyziębia mieszkania, ale mało kto umie wietrzyć- ostatnio gdzieś ti nawet podawaliśmy przykłady), i to też sprzyja rozwojowi pleśni. My sprawdzamy co parę dni (sic) I doslownie w kilka CALA szafa z tyłu zapleśniała i CALE lozko w środku. Dwa pokoje przez tydzień rumuńskim chlorem, kilka szprejow zeszło (szkodliwe, no ale zamknięte było i okna otwarte...), na razie jest ok, ale plesn też wpływa bardzo negatywnie na samopoczucie i sprzyja rozwojowi chorób. A właśnie w tym sezonie sporo osób dopadło to w domu, być może poprzez jak wyżej.
Człowiek ma dzień wolny po długich kilku dniach, a tu cyk, do jego pracy wpada Guillermo del Toro szukający lokalizacji do swojego nowego filmu. No to jest naprawdę coś na co chcę się pożalić
SŁUUUUUCHAM????! 🤯🤯🤯🤯
Tak się składa, że del Toro jest obecnie w Szkocji i od kilku dni chodzi sobie po Edynburgu i szuka lokalizacji na nowy film. Dzisiaj wpadł do mnie do roboty, a ja dzień wolny w domu
...nie darowałabym sobie wspieram i pocieszam
ZAŁAMKAAAA SERYJNIE, TUUULĘĘĘ!!! 😭😭😭😭
Melethron napisał:
Człowiek ma dzień wolny po długich kilku dniach, a tu cyk, do jego pracy wpada Guillermo del Toro szukający lokalizacji do swojego nowego filmu. No to jest naprawdę coś na co chcę się pożalić
-----------------------
Prawo Murphy`ego na pełnej :O
Latami chwaliłem Ministerstwo Finansów za przygotowywane corocznie interaktywne PDFy z formularzami podatkowymi. W tym roku w ciemno ściągam, otwieram żeby wypełnić...
...bum, to jest tylko wersja do wydrukowania i wypełnienia ręcznego. Sprawdzam jeszcze raz, jest opcja wypełnienia online, mówię "raz kozie śmierć", zaczynam wypełniać...
Większość problemów udało mi się rozwiązać lub ominąć, ale nie przeskoczyłem buga polegającego na braku możliwości dodania dodatkowego załącznika, bez którego w iście kafkowskim stylu nie jestem w stanie uzupełnić niektórych niezbędnych pozycji. Chyba drukarka i długopis pójdą w ruch, 1990s vibe...
...znaczy mam pewną opcję żeby tego uniknąć ale muszę to przedyskutować z małżonką.
Niemniej fakap na całego, i może to mieć związek z faktem, że najlepsi specjaliści od informatyki zrobili z ministerstwa exodus, nawet najwięksi propaństwowcy mają ograniczoną wytrzymałość.
Prikłel "Samych Swoich", "Znachor" od Netfliksa, "Akademia Pana Kleksa" (no dobra, to akurat może się udać). "Pan Samochodzik" ??? - pfffffff XD
No aż nie mogę. Z samymi swoimi będzie tak jak z kolejnymi koglami-moglami. Dramat. Trzeba też mieć naprawdę mocne atuty, by machnąć się na nową wersję "Znachora". Hoffman tym filmem ustawił tak wysoko poprzeczkę, że pomysł, by sięgnąć akurat po "Znachora" uważam za kompletnie od czapy. No ale to Netfliks, więc tego, aż boję się i jakoś w sukces nie wierzę, hehe.
Po co to ?, dla kogo ?, dlaczego oni to robią ?, whhhyyyyy !
Ale podpowiem im, a co tam. Nowe "Wakacje z duchami" to chętnie bym obejrzał
-Nowe "Wakacje z duchami" to chętnie bym obejrzał
A zasunął Ci ktoś ostatnio solidnego kopa w organizm za podobne "podpowiedzi"?
Co do netflikszowych rimejków, to czekam z popcornem na sentencję "wysoki sądzie, to jest profesorka Wadera" 😉
https://star-wars.pl/Uzytkownik/Dane/684
I wy również. 20 lat temu założyłem konto MATIZ, nigdy go nie użyłem, wolałem postawić na czterocyfrowe ID usera.
Jak widzisz, DOSŁOWNIE NIKOGO to nie obchodziło.
oczywiście poza Tobą... jak zwykle
And now, kiss
śniegu jeszcze brakuje ... 🤬
Najbardziej frustrujące w globalnym ociepleniu jest to, że mimo katastrof, a może nawet poprzez te różne anomalie, nawet latem przychodzi mi marznąć . Nigdy już nie będzie mi ciepło.
Jestem akurat w połowie urlopu i ujrzałem jak dotąd pół dnia słonecznego...
Ale w czerwcu miałem pierwszy urlop i smażyłem się pełne dwa tygodnie na plaży, za dobrze było!
Ja to czekam aż się ochłodzi przynajmniej do tych 30C
cwany-lis napisał:
Jestem akurat w połowie urlopu i ujrzałem jak dotąd pół dnia słonecznego...
-----------------------
Ja również XD U mnie w pracy już wiedzą, że gdy mam urlop to będzie padać prawie dwa tygodnie, nie pierwszy raz mi się to zdarzyło XD chyba muszę brać na czerwiec i zapobiegać suszy, która wtedy regularnie występuje w Polsce chyba od 8 lat
Z tym padaniem to przypominam sobie jak w Krakowie w taksówce kolega do taksiarza " macie kiepską pogodę, zawsze jak przyjeżdzam to u was pada", na co tamten bez żenady "to po cholerę pan tu przyjeżdzasz"
Finster Vater napisał:
Z tym padaniem to przypominam sobie jak w Krakowie w taksówce kolega do taksiarza " macie kiepską pogodę, zawsze jak przyjeżdzam to u was pada", na co tamten bez żenady "to po cholerę pan tu przyjeżdzasz"
-----------------------
Nie podpowiadaj mojemu szefowi, bo się zapyta po co mi urlop w lecie
Kurde, a nie mogłeś sobie wybrać jakiejś bardziej ludzkiej przypadłości ?. Na przykład, ty bierzesz urlop, i z tego powodu ja trafiam kumulację w eurojekpot
To w Niemczech
https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-plugi-sniezne-w-reutlingen-krajobraz-jak-w-srodku-zimy,nId,6945935#crp_state=1
Zima znowu zaskoczyła drogo... A nie sorry. xD
Bank mi wyslal nowa kartę. Mogę ją odebrać tylko osobiście w oddziale parę kilometrów dalej. W weekendy nie pracują, w tygodniu godzinę krócej niż ja. To sobie będę bez karty
Tzn. wysłał, czy trzeba odebrać w oddziale? Bo u mnie jak wysłał, to sobie wyjmuję ze skrzynki pocztowej.
Dobra mój kultowy temat, a dawno nic tu nie pisałem to teraz zbiorczo.
Jak już się przyzwyczaiłem do upałów i naprawdę nieźle mi szło z egzystowaniem w tych ~28 stopniach to musiały przyjść deszcze i 15 stopni na dwa tygodnie przez co teraz jak wróciły upały to zupełnie już nie mam tej adaptacji co miałem.. Eh. I znowu trzeba 2-3 dni wycierpieć w upale, żeby się przyzwyczaić.
Po raz pierwszy się nabawiłem kontuzji od czytania. Tzn. czytam w wakacje dużo więcej. Koło 10 książek na miesiąc, więc w rezultacie jestem nagminnie zgarbiony. No i z tymi napiętymi do granic możliwości mięśniami karku poszedłem biegać i po 10 minutach poczułem takie pociągnięcie koło łopatki. No i boli to. Da się żyć, ale od łopatki po ucho jest taka sztywność niefajna.
Wakacje to coś nam organizacyjnie nie wyszły. Był plan pojechać z teściami po raz pierwszy od narodzin syna i może mieć z 2 wyjścia z żoną bez naszego małego huraganu, ale jakoś nie pykło w pracy u teściowej i chyba nigdzie nie pojedziemy. Skończy się chyba na jakimś krótki 2-3 dniowym wypadzie nad Jezioro Żywieckie.
Ceny działek pod dom to jest jakaś tragedyja. Człowiek w miarę nieźle zarabia, ale jak patrzy na ceny działek, domów, materiałów, robocizny itd to się zastanawia kto w tym kraju ma możliwości, żeby się budować.
Baldur nie pójdzie na moim lapku, bo niby karta 2GB to za mało na minimalne. Trzeba czekać na wersję na XBOXa, ale ta nawet nie jest zapowiedziana.
W pracy ciągle zapominam o zaplanowanych skype`ach.
Biegam od maja po ~35km na tydzień, a progres jakiś taki powolny. Jak miałem 18 lat to jakoś te sporty łatwiej wchodziły.
Boję się, że Ahsoka będzie kiczowata.
Kończy mi się za miesiąc ubezpieczenia auta, które miałem już sprzedać 2 miesiące temu.. ale nie ma jakoś czasu, żeby je doprowadzić do fajnego poziomu.
A tak poza tym to dobrze się żyje.
Też źle znoszę takie wahania w aurze. Jak ma być gorąco, to niech będzie i niech grzeje, a jak deszczowo i chłodno, to trudno. A nie, że w kratkę.
Ileż to się człowiek namęczy, ile zdrowia niepotrzebnie straci by zmusić organizm do jakiejkolwiek aktywności sportowej ... 😁
Grałem ostatnio w piłkę, i normalnie trzy dni zakwasy, słaby herbatnik chyba już jestem - ale wygraliśmy ! 😎
Budowlanka poszła kosmicznie cenowo, także głupi remont to koszta.
Nie gram zasadniczo w wakacje. Czasem coś odpalę, ale generalnie taram się przesuwać gry na jesień-zimę. I też wypadałoby kompa jakiego kupić, ale mi się nie chce.
Wakacje też rozminęły mi się z rozpiską.
Trzymam kciuki za Akolitę, Ąśkę ttaktuję lajtowo. Obejrzę, ale spiny nie mam jakoś z tego powodu. Także widzisz, ot życie 🙂
No ja chyba Baldura zostawię, a teraz może w końcu ogram Survivora.
Co do Aśki i Akolity to dla mnie sprawa jest raczej jasna. Na Akolitę (Akolitkę?) czekam dużo bardziej i raczej jestem przekonany, że to Akolita będzie tym ciekawszym i lepiej zrealizowanym serialem. A jak to już dokładniej wyjdzie to się okaże. Może być tak, że oba seriale będą mocno średnie, może być tak, że Akolita będzie średni a Ahsoka słaba, a może być też tak, że Akolita to w końcu będzie porządny serial okołomocowy. Niemniej nie spodziewam się, żeby Ahsoka była dobra. Ot takie odczucie.
Ja bym chciał się mylić, ale wygląda ze to Akolita bedzie crapem. Na Aśkę też nie czekam, czekałem na "Willowa" i wyszła kupa jakich mało. Mniej oczekiwań = mniej rozczarowań.
Mossar napisał:
Kończy mi się za miesiąc ubezpieczenia auta, które miałem już sprzedać 2 miesiące temu.. ale nie ma jakoś czasu, żeby je doprowadzić do fajnego poziomu.
-----------------------
Polecam ten filmik
https://youtu.be/5RTm342hdcc
Czekam na Baldura na Piesa 4. Tak jak czekałem na "Przeżyciowca" i proszę, jest, tzn. będzie.
Co do cen działek to wszystko zależy od lokalizacji, zapewne na zabitej dechami prowincji jest taniej (znajomy pracujący (choć co prawda, większość czasu zdalnie) w Krakówku kupił działkę i domek postawił gdzieś za Bielskiem (wieczorem przechodzi diobeł i życzy dobrej nocy), wyszło przyzwoicie cenowo, co prawda nie gratis ale da się wytrzymać.
A jakbyć chcaił kupić spore mieszkanko w okolicach Warszawy (powiedzmy...) , gdzie jest cisza, spokój itp., na dodatek w dobrej cenie, to się możemy dogadać
Z autem spoko, jak sprzedasz to ci ubezpieczyciel zwraca za niewykorzystany okres ubezpieczenia, więc luzik.
A na wakację to się zabiera pociechę a najlepiej parkę, wtedy jest wesoło i są fajne wspomnienia.
Wiadomo że na wakacje się zabiera dzieci, ale ja już go zabieram od 4 lat i chciałbym takie jedne wakacje z dziadkami
Ale jednak będzie namiot nad wodą na parę dni. To będzie przeżycie dla młodego.
Spokojnie, tylko musi podrosnąć, to sam bedzie chciał(y) do dziadków - najlepiej jak dziadkowie są w pewnym oddaleniu że np. dodatkową atrakcją jest jazda pociągiem, no i dobrze żeby mieli ogródek czy jakąś działkę, to już w ogóle bedzie pełnia szczęścia.
zdecydowanie. Kwiatki mi padają na parapecie (podlewane, oczywiście XD), głowa boli, i ogólnie samopoczucie jak u ryby na piasku. Mógłby już śnieg spaść
Trzy lata człowiek przetrwał, w poniedziałek poszedł do lekarza, o panie od razu pan idź na morfologię i test i cyk, kowid XD jeden z kilkunastu przypadków
Ja to nie wiem jak można było 3 lata przetrwać ;d My się izolowaliśmy długo jak jakieś przerysowane postacie z postapo książek, a i tak nas złapało po rodzicach w grudniu 2021. Potem powtórka za rok była jak syn do przedszkola poszedł.
Ja tam formalnie ani raz się nie testowałem, tylko dwa razy się na wszelki wypadek izolowałem po kontakcie z chorymi (znaczy najpierw miałem kontakt, a potem się dowiedziałem że zachorowali). W każdym razie objawów nie miałem, więc jeśli mnie trafiło to bezobjawowo lub niecharakterystycznie. W sumie przez ostatni rok chodziły różne dziwne infekcje, które równie dobrze mogły być mutacją, co odmianą czegoś innego...
A ten obecnie rozprzestrzeniający się wariant - Eris chyba - raczej mało zjadliwy jest, choć zaraźliwy.
W drugiej połowie lutego 2020 po południu zacząłem się źle czuć. W ciągu dwóch godzin praktycznie nie byłem już w stanie ustać. Kilka dni wyjęte z życia, gorączka, dreszcze, kaszel taki jakbym płuca miał wypluć, który potem się utrzymywał przez parę tygodni. Zarazliwe jak cholera, paręnaście osób to dostało. Wtedy oficjalnie kowida nie było, więc nikt nie testował, no i pewnie każdy w przychodni myślał "niemożliwe żebym miał pierwszy przypadek w Polsce", co też odsunęło w czasie. Nie mówię, że to był kowid, ale to by tłumaczyło wiele, bo okropnie zaraźliwe i paskudne, gorsze od grypy, no i potem odporność do czasu szczepionki, potem odporność po szczepionce i tak się udawało przetrwać. Narzeczona też to wtedy złapała, tez nie miala kowida do teraz. Dopiero po zniesieniu wszystkich obostrzeń dość często byłem podziębiony, lekkie dwudniówki, ale to normalne jak ze sterylnych warunków znowu bakcyle i tłumy.
A, to rzeczywiście mogło tak być.
U nas w 2021 typowy wariant bez węchu. Ale tak totalnie. Nie spodziewałem się że można tak nie czuć niczego, nawet najmocniejszych zapachów, smrodu. Niby lekko poszło ale tak 2 tyg po zaczął mi się taki kijowy okres gdzie naprawdę czułem się słabo, tak ogolnie. Chyba nawet próbowałem wrócić do biegania i to się zupełnie nie kleiło przez dobre dwa miesiące.
A w 2022 mieliśmy z synem i żoną taki specyficzny wariant bardzo mocno zatokowy, dobre dwa tygodnie kataru i u żony/syna też zapalenie spojówek, co wg lekarza było też jednym z częstszych objawów covidu w tamtym miesiącu. Zrobiliśmy test z apteki ale chyba za późno (pod koniec choroby) i nic nie wyszło.
Cóż xD
Jest możliwe
https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-epidemia-przed-epidemia-zaskakujace-doniesienia-naukowcow,nId,7319275
Bardzo możliwe, ja w lutym 2020 przechodziłem bardzo silny kaszel, nie pamiętam żebym miał kiedyś coś takiego.
Wszyscy znajomi z którymi widziałem się kilka dni wcześniej mieli to samo. Też przypuszczam że to był covid na wczesnym etapie pandemii.
nas wtedy też poskładało, pamiętam, tak skutecznie, i od dawna głosiłam tezę że szajsiwo się rozniosło znacznie wcześniej ;d
Cóż, okazuje się że w Bułgarii nadal jest kwarantanna, otrzymałem telefon z inspekcji srania psa jak sra I muszę siedzieć w domu. Przykra sprawa, bo omija mnie ślub. Z drugiej strony nadal mnie trzyma, więc przynajmniej nikogo nie zarażę. Bardziej jestem zły na wirusa, bo nie mógł gorszego momentu wybrać.
Kurna mać. Polsat Go zmieniło model tylko na płatny. Wcześniej TVN, teraz Polsat. Co komu kurna przeszkadzały reklamy? Normalnie to tak działało za darmo i nagle problem. Nawet uje nie raczyli o tym poinformować w mejlu czy coś, tylko odpalasz a tu niespodzianka. Może jeszcze niech kurna TVP Vod będzie płatne, telewizja publiczna! Niedługo to trzeba będzie płacić codziennie jakimś gnojkom u władzy za oddychanie, złotówka za godzinę. Kurna, niech zrobią jedną dobrą rzecz - zalegalizują w tym kraju z dykty broń, to sobie strzelę w ryj.
Pieprzyć świat.
Może nie przeczytałeś memo.
A poza tym od braku TV człowiek tylko zdrowszy!
Ale że Polsat bez reklam? No świat się kończy, kometo przybywaj.
Niczym ekipa drogowców, corocznie zaskakiwana jest nagłą zimą, tak i do mnie dotarło, że już po lecie
Rano ciepła bluza z kapturem i lekka kurteczka to już standard, echhh. I komu to przeszkadzało ?. Komu przeszkadzał ten constans przełomu września z październikiem ?. Człowiek patrzył w niebo, każdego kolejnego ranka, a tam jak w "Dniu Świstaka" - tak samo, czyli lato. Miało się (finger crossed) każdego ranka i dnia nadzieję, że tak już utrzyma się do grudnia choćby , ale nie. Za dobrze Wam, Polanie ! - aura krzykła, się przebudziła i bach, z dnia na dzień temperaturka z 26 na 15 plus zimny północny wiatr. Jak tak można. no jak ?. Bardzo lubię Skandynawię, ale wiecie, tego wiatru to im nie zazdroszczę nawet latem.
No to co, cieplej to już chyba nie będzie, więc aby do wiosny ?
Odwołuję
Pszczoły latają, słońce grzeje jak na wiosnę, nawet Mossar biega zadowolony. Człowiek patrzy na termometr i z niedowierzaniem patrzy w kalendarz.
Co jest ? ...
Ciekawe jak długo się utrzyma. W trampkach zimą jeszcze nie chodziłem
Bo w maju i czerwcu pizgało to musi się wyrównać.
Mam problem z miniaturową różą doniczkową, którą trzymam na balkonie - to mój totalny debiut, jeśli chodzi o roślinność. Wedle instrukcji, jesienią powinna stracić liście, po czym się ją zawija na zimę we włókninę i zostawia na zewnątrz. Tyle że ona mi wypuszcza nowe kwiatki zamiast tracić liście. Czuję się zdezorientowana - ona chyba też.
Wszystko w normie.
Ja mam taką z sieciówki, w zwykłej doniczce kupiona. I ona jest jakaś głupia normalnie. Dwa razy tego lata już padła, po czym podnosiła się i kwitła. Teraz znów jest zielona i pąki puszcza. Nie zwracam już nawet uwagi. Gorzej mam z fikusem, bo wystrzelił mi z parapetu i do sufitu brakuje mu z dwadzieścia centymetrów tylko
Miałam jedną doniczkę ze Stokrotki a drugą z Biedry. Z doniczki Stokrotkowej dwie sztuki mi zdechły, te z Biedry są jakieś zdrowsze. Przesadziłam je do glinianej miski i tak czekam, żeby pozawijać, a one sobie wypuszczają pąki w połowie października.
Miała być ciepła jesień tej zimy ?, No miała, tak mówili jeszcze ze dwa miechy temu. Że na plusie wyżej niż w zeszłym roku, że oto skutki ocieplenia jak na dłoni, że śnieg to panie w jpegu sobie na desktopie ustaw, albo fotoramce jakiej.
No i co ?, i co ja pytam się widzę i cierpię motyla noga ? ... a teraz mówią, że nas zasypie w łykend. W ŁYKEND !!!. A, i jeszcze chuchnie mrozem grubo powyżej dziesięciu. Minus dziesięciu. Masakra, normalnie. Weź tu i wierz specjalistom podobno.
Solution ? ... hmm, chyba będzie grzaniec. DUŻO grzańca z imbirem, goździkami, miodem (akurat mam wielokwiatowy, a ten się nadaje ), cytryną. Może nie będzie tak źle
Ale mieliśmy ciepłą jesień cały październik i połowę listopada, a od jutra meteorologiczna zima
A w tej chwili mamy przyblokowanie wiru polarnego akurat tak, że do nas dmucha zimnym. W poprzednich latach dmuchało w Stanach lub Chinach
Taki mam teraz widok z okna:
https://imgur.com/a/31RA5fa
Nie widać galerii sto metrów dalej. A to wcale nie jest najgorszy smog, normy raptem ośmiokrotnie przekroczone, bywa gorzej
Ciesz się, mieszkasz w Silent Hill <3
Tera jest tak: https://imgur.com/a/uTJN3v4
Choć zdjęcia tego w pełni nie oddają.
Jakiś tam wskaźnik to 182 i tak jest, a w Sarajewie dochodzi do 420. Nie wiem jak oni tam żyją. Konserwują się za życia.
Coraz lepiej xD wrzucam bo potem chce komuś pokazać i nie mogę znaleźć a tu się nie zgubią
https://imgur.com/a/VMAHrC1
Ale to jednak trochę zwykłej mgły potrzeba do takich efektów, porządna mgła zawsze na propsie
https://szku.home.blog/2012/11/16/w-pinczowie-mgliscie/
U nas deszcz i wiatr tak rozgoniły zanieczyszczenia że jesteśmy jak w uzdrowisku. Chwilowo przynajmniej.
No tak, sama nazwa pochodzi od połączenia dymu i mgły
Ale jest taka wędzonka, jakby pozar lasu był. Miałem kiedyś okazję spędzić wieczór w towarzystwie letniej pozogi oddalonej o parę kilometrów i było podobnie nakopcone. Pod swiatlo nawet widać jak się ten smog ruszą xD
Ciężko złapać oddech, gryzie w oczy I gardlo.
Dzisiaj już lepiej.
O Sarajewie to i w Polsce już piszą: https://tvn24.pl/tvnmeteo/smog/bosnia-i-hercegowina-sarajewo-w-smogu-najgorsza-jakosc-powietrza-na-swiecie-st7618958
Karaś napisał:
Ciężko złapać oddech, gryzie w oczy I gardlo.
-----------------------
Jeszcze parę lat temu w Krakowie też tak bywało, strach się mocniej zaciągnąć, bo w gardle od razu drapało, a otwierając okno zawsze ktoś stwierdzał, że wietrzy miasto, a nie pokój XD
Im jestem starszy, tym bardziej nienawidzę zim, mimo że są coraz słabsze (a jako dziecko je lubiłem). Głównie przez warunki drogowe. I przez to, że mialem dzisiaj pierwszą stłuczkę w życiu (a tyle czasu się uchowałem!), z babką, która nie wyhamowała na śliskiej drodze. Grrrrr.
Mam nadzieję że nikomu nic się nie stało!!!
Ja zima mam sen zimowy. Nieważne czy śpię 6 godzin czy 12, czuję się tak samo zniszczony. Wyjście do sklepu to przedsięwzięcie logistyczne. Jak tylko robi się te 10 stopni to odzywam, przy 20 ciągle wszędzie mnie pełno, a jak jest 30 na plusie to mogę góry przenosić. Ale zima to ja nie wiem, na co to komu takie coś.
Na szczęście nie, to była tylko lekka stłuczka, ale niestety - chyba przez mrozy - nawet taka lekka spowodowała, że się tyle elementów połamało, że jak mechanik zaczął przeglądać co trzeba wymienić, że się załamałem XD
Hej, ale bilans wciąż masz zerowy, bo to baba miała z Tobą stłuczkę, a nie odwrotnie 😉
I tak jak kolega powyżej już napisał - teraz to z plastiku robią, stąd i pół samochodu leci przy lekkim puknięciu.
Uważałbym też na mechaników, co to zaraz pół samochodu chcą wymieniać - po ich naprawach okazuje się, że jeszcze trzeba że trzy razy naprawiać.
No i ciesz się, że to z babą, a nie z łosiem 😁
AJ73 napisał:
No i ciesz się, że to z babą, a nie z łosiem 😁
-----------------------
Kolega jak trafił raz jelenia to auto było do kasacji. Masakra.
SW-Yogurt napisał:
Jak nic nikomu, to się nie przejmuj.
-----------------------
Wiadomo, w tym roku u mnie w rodzinie już był złamany kręgosłup przez debila, który nie zachował bezpiecznej odległości i jechał na zderzaku, przez co odbiło go na przeciwległy pas na czołówkę, więc człowiek inaczej patrzy na straty tylko materialne, ale samochód u mechanika to zawsze stres kiedy on to zrobi, etc.
Kiedyś hamowałem na pasach bo jakaś dziewczyna ze słuchawkami na uszach wbiegła na nie zza auta na parkingu (notabene źle zaparkowanego bo za blisko pasów). Auto za mną nie wyhamowało i wjechało mi w tył. Klang był okrutny. Wyszedłem na zewnatrz i szok, u mnie tylko ten plastikowy zderzak wyłamany, a u niego cała maska strzaskana, coś się leje z silnika, reflektor w 100 kawałkach. Dostalem 3.5k odszkodowania, zderzak kupiłem na giełdzie za 200zł. Także czasem okazuje się że wychodzi się nawet na plus.
Z takim hamowaniem miałem podobną suguację już na kursie prawa jazdy: dzieciak stał tyłem do jezdni, nagle odwrócił się o 180 stopni, bez rozglądania się wskoczył na ulicę (nie było tam pasów), prosto pod moje koła, na szczęście zdążyłem się zatrzymać i nikt za mną nie jechał, by przydzwonić w tył. Ale co się gówniarz nasłuchał wiązanki od mojego instruktora, to jego XD
Jedziesz pociągiem po raz pierwszy od kilku lat, trafiasz na:
- potrącenie człowieka
- awarię pociągu, który jedzie z przeciwka i blokuje trasę
- zwlekanie 2 godziny z decyzją kolei co zrobić z pasażerami czekającymi jak kretyni aż ruszymy dalej
XD
2023 r. był chyba najcięższym w moim życiu, ale początek 2024 r. również nie napawa optymizmem, chociaż nieszczęścia mniejszego kalibru. Yeeey
Niezłe combo.
Przy czym z tym czekaniem to chodzi o to ile czasu trwało podstawienie autobusów na miejsce nieplanowego zapotrzebowania? Bo Niemcy nie ogarniają podstawienia na miejsce planowego
Nieee, podstawienie autobusów zajęło "jedynie" 40 minut Najbardziej żenujące jest, że zanim po nie posłano, prawie dwie godziny zastanawiali się czy warto, bo "może uda się naprawić zepsuty pociąg"
Kiedyś przez lata jeździłem PKP i gdy wichury zerwały trakcję to zastępczą komunikacje zorganizowano w pół godziny od zatrzymania, więc widzę delikatne pogorszenie jakości usług XD
Tak czytam i paczem że, ktoś potrącony, pociąg z przeciwka (dobrze, że nie na tym samy torze XD), obsuwy. Zmiana środka transportu i nie lepiej - wichury, zerwana trakcja ...
no do te jednego samolotu to ja bym z Tobą jednak nie wsiadł
To samo mówią moi znajomi, patrząc na mojego dotychczasowego pecha w tym roku XDDD
Drugi raz w tym tygodniu jadę pociągiem i druga awaria. Nosz w mordę jeża ja się tak nie bawię!
Mój się spóźnił godzinę bo jedną stację wcześniej miał wypadek i musieli podstawić zastępczy... łączne opóźnie 1h 55 min., od dwóch zwracają koszty biletu, eh.
Będzie długo, ale backstory potrzebne.
Mamy na dole taką sąsiadkę — emerytowaną nauczycielkę, także możecie sobie wyobrazić. Co najmniej dwa razy w roku przychodzi jęczeć, że z naszego mieszkania śmierdzi. Śmierdziało w jej mieszkaniu, śmierdziało na klatce, na parkingu, placu zabaw, no wszędzie.
To ważne dla dalszej historii.
Pewnego razu, jednego z licznych, ale mam na myśli jeden, konkretny przypadek, gdy wracaliśmy nie pamiętam już skąd, łapie nas z miotłą przed wejściem i krzyczy:
— ŚMIERDZI
W porządku, myślimy, ale co śmierdzi?
— Strasznie śmierdzi. Zróbcie coś z tym, bo śmierdzi.
Wchodzimy do mieszkania, nic nie śmierdzi. Nie śmierdziało też na placu zabaw (chyba, że szlugami), klatce schodowej (też szlugami). Ale w mieszkaniu, nic.
Tak się złożyło, że parę godzin później znowu wychodziliśmy; na spacer jaki, albo co.
Znowu tam była, na klatce, bo co innego ma robić?
Pytamy:
— Śmierdzi jeszcze?
— Nie, dziękuję, już wszystko w porządku, dobrze, że to posprzątaliście.
Mówię, cieszę się, ale nic nie śmierdziało, nic nie sprzątaliśmy, więc to nie od nas.
Ona coś tupnęła, pomruczała i schowała się w piwnicy.
Jakiś czas potem pisze do nas właściciel mieszkania, że były skargi na zapach z mieszkania, sąsiadka, ta stara, coś tam gadała.
Odpisuję, eee, to czemu nie przyszła powiedzieć, przecież my w domu, a pan nie jesteś naszym rodzicem żeby do pana skarżyć xD
TO SAMO JEJ POWIEDZIAŁEM, pisze, idźcie, pogadajcie z nią, dla świętego spokoju.
Narzeczona schodzi, wypadło na nią, bo ja przy sąsiadce udaje, że bułgarskiego nie znam, bo ciągle gitarę zawracała. A ta coś gada jej historię życia, że jest dla niej jak wnuczka (wut), bla bla że no, jak nas nie było, to ktoś przychodził na pięć minut i nic nie sprzątał, to śmierdziało, a narzeczona, co, niemożliwe, mamy kamery w mieszkaniu i widzieliśmy, że wszystko posprzątane, godzinami z nimi siedziała znajoma, bo lubi te koty xD piszemy o tym do landlorda, że jak chciał tak zrobione.
On na to: dzięki, że pogadaliście, tak w ogóle to i tak wtedy wysłałem żonę i potwierdziła, że nic nie śmierdzi, a z tą kamerą pięknie ją załatwiliście, zadzwoniłem do baby i ochrzaniłem, już nie będę się więcej takimi pierdołami zajmował xD
Nad nami z kolei mieszka sąsiad, fanatyk remontów wszelakich, borowania dziur w ścianach, stukania, trzaskania, przesuwania i każdego rodzaju dźwięków, które mogą się kojarzyć z remontem i roztaczać się na cały blok, w zasadzie całodobowo. Po parunastu miesiącach doszliśmy do wniosku, że albo on kupuje sobie cegły i w nich wierci — bo ściany na pewno by mu nie wystarczyło — albo już chyba ludzi kroi. To by pasowało do rzekomego smrodu, który mógł naprawdę istnieć, tylko akurat nie dochodzić z naszego mieszkania.
Dodatkowym argumentem za takim źródłem hałasów jest fakt, że cały rok, świątek, piątek, mróz, czy upał — okna w jego mieszkaniu otwarte są otwarte na oścież, a człowiek, jak to człowiek, zerknie do sąsiada, jak tam sobie żyje, i nigdy nie zauważyłem jakiejkolwiek zmiany, czy to w kolorystyce, czy wystroju. Ściany stały całe — bez najmniejszej dziurki.
Niedawno gadamy, że sąsiadka coś spokojna, może wiatr za słabo wieje, a to ten okres w roku, kiedy nic się nie dzieje, sezon ogórkowy na plotki i dramy, to tylko czekaliśmy.
W zeszły czwartek, 17:30, ktoś wali do drzwi, myślę sobie, wykrakaliśmy, to na pewno ta baba xD
Wbija się na chatę i robi dramę
— ZALAŁO. ZALAŁO.
Przed oczyma widzę już rachunek od wodociągów, stan jej mieszkania nie interesuje mnie na razie. Ja na home office w drugim pokoju to sobie tylko słucham, co tam narzeczonej gada,
Chodzi po chałupie, jakby jej sąsiad pięty nawiercił, szuka czegoś, nie wiadomo czego.
Pewnie tego smrodu.
Dziwi się, że u nas sucho, skoro u niej mokro.
Tak, mnie też to dziwi.
Dotarło do mnie, że był bałagan, taki domowy, a ona tak sobie biega i wszystko widzi, pewnie zaraz do LANDLORDA doniesie, że już wie skąd ten smród był, a z tego bałaganu właśnie, choć nie śmierdział wcale, bo nic w nim śmierdzieć nie mogło, ale wrażenie było, jakie było.
No i narzeczona mówi, okej, napiszemy do właściciela, że zalało, to nie nasze mieszkanie, on ogarnie, ze trzy razy musiała jej tłumaczyć jakby nie wiem, poinformowanie nas o zalaniu coś zmieniło xD
Narzeczona poszła na dół, bo co innego robić w styczniowy wieczór, jak oglądać zalane mieszkania starych, znudzonych kobiet. Jeśli tak wygląda emerytura to nic dziwnego, że są takie niskie - ludzie muszą mieć zajęcie, walczyć o przetrwanie, bo inaczej by się pochlastali z nudów.
A tam piękny, żółto-brązowy wykwit; większa część nieregularna, ale fragment układał się jakby w prostokąt; patrzę na to zdjęcie i się zastanawiam, bo zaciek z reguły rozpływa się, woda cieknie w dół. Gdy rura pęka, to sobie to po prostu przesiąka, a tu - jakby jakiś zabetonowy korytarzyk cały zalało. Korytarzyk dla myszy, co najwyżej, jasne, ale wciąż, dość dziwne.
Ogarniamy mieszkanie, przychodzi baba z synkiem ponownie, synek wyglądał jakby przyszedł dla świętego spokoju, no wiż majko, suho, ta rękoma macha jak w teatrze, w końcu poszli
Właściciel jest świetny, przyszedł z teściem i rozkminiają, baba przez okno zauważyła samochód, to też zaraz przybiegła, oczywiście z synkiem, więc w czwórkę myślą o co chodzi, to znaczy trzech myśli, baba tylko załamuje ręce.
Tak, istotnie, jest zaciek na dole.
Tak, tu jest sucho.
Pomierzyli, postukali, parę razy zeszli na dół, poszli też do góry do sąsiada, do tego co wierci, ale że akurat go nie było, to poszli sobie po innego, bo czemu nie.
Była ich więc już czwórka, plus my i stara baba
Tu jest sucho, mówią.
Nie wierzę, mówi baba.
No zobacz, sucho jest.
Ale u mnie zalało z góry.
Woda zawsze cieknie na dół z góry.
Nie wierzę, mówi baba.
Paluchem wskazała na pralkę — pewnie przerdzewiała, pranie po nocy robią.
Ani nie robimy prania w nocy, ani nie byliśmy w stanie dostrzec związku, w nocy woda bardziej mokra czy co, ale czekaliśmy, jak sytuacja się rozwinie. xD
Wysunęli, podłożyli gazety, włączyli program.
Jeśli jest wyciek, to gazety będą mokre, tak?
No tak.
Były suche.
Nie wierzę, mówi baba.
Czterem chłopa już brakuje słów, przyszedł piąty. Pomierzyli coś parę razy i zeszli na dół.
Wracają, zadowoleni, z tarczą, jak to się mówi, i z teorią.
Patrz! Otwiera szafkę nad kuchenką. Postukali w ścianę — głuchy dźwięk. Też tak macie, pyta. Reszta sąsiadów, w tym baba, potakują. No, tłumaczy dalej, bo tu był przewód kominowy, ale on się zatkał, a hajcowni nie mamy, to sobie je wszyscy pobetonowali.
A na dachu, wlot, ktoś zabetonował?
No nie. Nikt. I tak sobie wpadały tam przez lata deszcz, śnieg, ptaki, dzieci, gniło to tam sobie, aż się miejsce skończyło i się, co tu dużo mówić, wylało, rozlało i zalało.
Baba nie wierzy.
Już nieco poirytowani zaczynają jej tłumaczyć, pokazywać miarką, patrz, tu jest zalanie, tak, na metrze dwadzieścia, a pralka gdzie, na trzecim trzydzieści metrze, na metrze dwadzieścia co tu jest, ty tu stoisz, kafelki same, przejście, korytarz, nie ma nic tu, a patrz jak przewód idzie — wyciągnął jakieś stare schematy z teczki — no tu dokładnie.
Nadal nie wierzy.
Kolejny eksperyment,, raz jeszcze gazety, pełny program, odkręcamy wszędzie wodę — możemy, tak? Pyta nas, a ja już widzę ten rachunek, ale może to jest tego warte, jak mają to sprawdzić, tak, pewnie — i idziemy patrzeć, jak wyciek stąd, to plama się powiększy albo zwilgotnieje, tak?
Baba się zgodziła. I pięciu chłopa poszło się gapić pół godziny w ścianę, czy plama rośnie, czy nie rośnie.
Nie urosła. W międzyczasie podjęli drugą próbę sprawdzenia sytuacji u sąsiada z góry. Poszli po niego, po chwili było ich już siedmiu, bo sąsiad przyszedł z jakimś dziadkiem, który mógł tam być tylko na doczepkę, ale że coś się działo, to nie chciał tego przegapić. Coś w łazience porozmawiali, on im powiedział, że u niego zawór wygląda inaczej, jak inaczej, jak może zawór wyglądać inaczej, a on na to, że w sumie to nawet nie wie, gdzie on jest, bo on tu sobie to zabudował i nie wie do końca, co odpowiedzieć. No to poszli wszyscy do niego, wracają po chwili lekko zdenerwowani i — cóż za zmiana sytuacji — stwierdzili, że się zrzucą na fachowca, który sam to oceni, skąd się to bierze, ale sąsiad płaci dwie trzecie. Zgodził się smutny i wrócił do siebie.
Jak do niego weszli, to cała łazienka i przedpokój rozkute, rury poprowadzone po ścianach w jakichś zawijasach, a jak go zapytali, co on tu odwalił, to powiedział, że w sumie to nie wie, ale tak mu się podoba. xD
Przychodzi majster ekspert chyba we wtorek. Ma jakieś tam maszyny do mierzenia wycieków, przychodzi, parę minut i już diagnoza:
- Panie, pan tu masz metalową rurę, a to trzeba PVC. Ta metalowa zgniła i zalało. Poza tym fugi wam wymyło to przecieka.
Kontekst: w Bułgarii jest mokra bania - to znaczy, nie ma wanien, pryszniców, ale całe pomieszczenie służy za prysznic. Wszystko jest do tego przystosowane i akurat bardzo wygodne, polecam.
Trzeba kuć. Zdjąć kafelki, wymienić rurę, hydroizolację nową, i tak dalej.
Ja się nie mam gdzie podziać, narzeczona akurat w Polsce, dobra, jakoś przeżyję, byle kibel był, myć się mogę po znajomych xD
Zrobimy najszybciej jak się da, mówią, jutro rano przyjdzie, skuje, kibel wstawi. Dobra, biorę wolne, żeby kotami się zająć, bo niczego wynajmować mi się nie chce i przenosić barachła, odpocznę sobie i w ogóle.
No i coś tak szybko mu to kucie zeszło, ziomek sobie wykroił w kafelkach tam, gdzie rura szła, wstawił nową, zacementował i elo.
Przychodzi właściciel, pyta jak tam, idzie sprawdzić.
KVO E TOJ NAPRAWIL BE - czyli takie "co on tu kurde narobił". Dzwoni do niego i okazuje się:
- rura nie była pęknięta
- nie była nawet pordzewiała
- nawet śruby od kibla były zdrowe, więc żadnej wilgoci
- pod spodem jest jeszcze jakaś komunistyczna mozaika z dodatkową izolacją, więc nawet jakby przez fugi coś przeleciało, to by się na tym zatrzymało
- ale ona i tak była sucha
- żeby się upewnić poszedł do sąsiadki coś tam nawiercić i też suchutko xD
Więc nie było sensu ściągać wszystkiego. W ogóle nie było sensu nic robić, jak pytałem go potem, "ja dobrze zrobiłem i aż nie wierzyłem, powiedziałem, będzie mokro, to zrobię wszystko za darmo, ale jak sucho, to oo panie", no i było oo panie sucho, wszystko na darmo. Zrobił połowę fug, drugą jutro, łazienki od czwartku nie mam, kibel od 10 do 18 zdjęty, dzisiaj położył hydroizolację, ale tylko na cement, za jakiś miesiąc będą kładli nowe kafelki - trzecią już warstwę!!! - zastanawiam się tylko, czy wiedzą, że drzwi w łazience otwierają się do środka i trzecia warstwa się już nie zmieści xD
A skąd to ciekło to już nikt nie wie. Babeczka ma tam podwieszany sufit, więc pewnie wentylacja jej tam pociekła, albo w ogóle nie zrobiła wentylacji i sobie zgniło od wilgoci. Albo ten przewód kominowy, bo przyszła żona właściciela i mówi to samo, jak była pierwotna wersja, bo jest dokładnie w miejscu komina, co do centymetra, u nas już też wyszło na ścianie, a na dachu nikt tego przecież nadal nie zatkał xD
Ale ona nie uwierzy w jakąkolwiek inną wersję niż własna, bo jest emerytowaną nauczycielką, więc nie przemówisz xD nie wiem co dalej, ale przynajmniej klamkę wymienią, bo się urwała pół roku temu i znaleźć nie mogliśmy takiej samej. Okazuje się, że to trzeba specjalistycznego sklepu na zamówienie, taką plastikową klamkę do drzwi, bo to specjalne drzwi i takie basic klamki nie pasują.
Tak to się żyje xD
Ja bym się bał mieszkać. Serio. Przecież nie można w bloku przestawiać rur jak ten dziwny sąsiad, zatykać ciągów wentylacyjnych, słowem robić samowolki ingerując w elementy wspólne mieszkań bez wiedzy i pozwolenia właściciela - bądź administracji (jeśli to osiedle)
Macie tam chyba jakieś przepisy ?. Przecież to kryminał co ten sąsiad tam odwala XD
Btw, to blok jest, jak rozumiem ?. Bo już się pogubiłem XD
Btw2, przynajmniej z klamką to rozumiem. Standardowe nie pasują, fakt. W ogóle dziwne teraz te klamki w drzwiach robią, bo teraz jest tak, że po roku jak się zepsuje, to trzeba drzwi wstawiać nowe, bo klamki nie dostaniesz
Ale w sumie, to też nie jakoś dziwne. Miałem podobnie - choć inaczej. Zawór oryginalny mi poszedł w kranie, to w sklepach mi radzili, by całą armaturę nową kupić
"Jak się da, to można"
Tu nie ma wspólnot, spółdzielni, czynszy. Każdy ma swoje, jak trzeba coś wyremontować, to się zrzucają. Jeśli są przepisy to ich nie znam i jest to coś, co prawdopodobnie powiedziałaby tu większość ankietowanych.
Nawet jak ocieplają bloki to potrafią ocieplić jedno piętro - albo jednego nie - w zależności jak kto chce, tak to wszędzie wygląda: https://www.istockphoto.com/photo/neighbourood-gm638064602-114180067
Jest też wiele bloków, które nigdy nie były wydane do użytku; jest Akt 14, czyli budowa, Akt 15, czyli surowy, Akt 16 - wydane do użytku. I wiele tego aktu 16 nie ma, bo deweloper magicznie znika, dokumenty znikają wraz z nim. Wtedy nie można się zameldować i idzie prąd przemysłowy, parę razy droższy. W Sofii na przykład "bloki na Barbukov", ale nie tylko, takich w Bułgarii jest z kilkanaście procent jak nie więcej. Ostatnio niektórzy mieszkańcy zaczęli się skrzykiwać i wyrabiać dokumenty, ale droga jest długa, zawiła i wymaga budowy trafopostu (chyba każdy budynek musi mieć własny, bardzo drogi i licencjonowany przez kogoś tam, ale tu mogę się mylić, bo aż tak nie wnikałem).
U nas w dodatku zamontowali okap i się przebili przez elewację, żeby rurę wystawić, bo czemu nie xD
Najbardziej lubię jednak fotografować kable. Przykładowe zdjęcia tutaj (nie są jakoś szczególnie dobrane, zupełnie losowe, wszystko tak wygląda - mufka światłowodowa dynda nad chodnikiem, przeciętne kable w bloku, przeciętne kable na zewnątrz, bloki oraz wspomniana rura): https://imgur.com/a/DuWlgHd
-U nas w dodatku zamontowali okap i się przebili przez elewację, żeby rurę wystawić, bo czemu nie xD
Ja w tym momencie płaczę normalnie
To trzecie zdjęcie z drugiego linka, to z kabelkami. To jest po prostu mistrzostwo świata. Boże drogi jak Wy tam przetrwaliście ? .
Pisz więcej takich postów !. A najlepiej to oddzielny temat załóż
Dzisiaj wypadły te nowe fugi z piątku i pękł wąż od kibla....
Jednak lepsze jest wrogiem dobrego...
No, ale "te fugi i tak będą wypadać więc nie przejmujcie się" xD
O to to. Fugi tak mają, że wypadają. Za drugim razem chwyci, i będzie niezniszczalne, mówię Ci.
Wąż od kibla jak pękł, to kup od razu dwa. Z doświadczenia piszę 😉
Noo, to majster powiedział, ale w kontekście tego, że dla niego bez sensu je kłaść, skoro tam są fugi, to po co druga warstwa, ta pierwsza się trzymała, ale kazali to położył drugą i wypadają obie robiąc dziury xD
😂
trzymam kciuki z fugami w takim razie, a majster dobrze gadał 👍
Wszyscy zdają sobie sprawę, ale ze synalek baby był przy diagnozie eksperta, który zdiagnozował pęknięta rurę i brak fug, to landlord powiedział że zrobi jak chcą, "żeby się nie zajmować takimi pierdolami" skoro "widocznie problem jest w sąsiadce, a nie w rurach" xD majster też się śmieje, "wszystko bylo dobrze, ale poprawicie, tam wymienicie, tam przeniesiecie, a potem dziwne, że coś cieknie niewiadomo skad" ❤️
sytuacja rozwijała się tak wartko że serio spodziewałam się trupa w puencie historii xd
Kathi Langley napisał:
sytuacja rozwijała się tak wartko że serio spodziewałam się trupa w puencie historii xd
-----------------------
Piłka jeszcze jest w grze XD
no nie wiadomo co leży w przewodzie kominowym, a COŚ ŚMIERDZIAŁO!
Straszne i piękne zarazem Czekam na ciąg dalszy.
Przypomniało mi historię sprzed lat, jak krótko po wprowadzeniu się do mieszkania zostaliśmy dwa razy zalani. Oba przypadki były związane z remontem w mieszkaniu nad nami. Pierwszy raz bo panowie wylewali wszystko jak leci, z resztkami farb i czym tam jeszcze do wanny, odpływ się zatkał, wanna była zabudowana, więc się nie zorientowali, a wszystko w końcu przeciekło do nas. Pal licho naszą łazienkę, która sama czekała na remont, ale świeżo zrobionej kuchni było szkoda :/
Ale druga historia kojarzy mi się bardziej z Twoją opowieścią. Akurat małżonek był wyjechany, byłam sama. Nagle widzę w łazience, że woda leje się po ścianie, a wypływa z kratki wentylacyjnej. Od razu domyśliłam się co się stało. W tym, dość starym, bloku nie było pierwotnie umywalek w łazienkach, ludzie sobie dorabiali z czasem. A dodatkowo rury były prowadzone tak, że odpływy przechodziły przez strop i wpięte były do pionów w mieszkaniu poniżej. Ktoś dla ułatwienia sobie sprawy poprowadził odpływ z dorobionej wyżej umywalki kominem wentylacyjnym, tylko w którymś momencie ta rura została usunięta na odcinku w naszym mieszkaniu. To powyższe latami stało puste i nikt się długo nie zorientował.
Lecę więc na górę i oświadczam panom fachowcom, że woda leje mi się z komina wentylacyjnego.
Śmichy, niedowierzanie, wszystko pod tytułem „głupia baba się nie zna”. Zaprosiłam więc jednego z panów do siebie, a inny miał odkręcić wodę w umywalce. No i „nie może być”, a jednak woda leci z kratki wentylacyjnej. Ciężko im było ogarnąć to hydrauliczne rozwiązanie
Przyszli dzisiaj znowu te rury sprawdzić, bo nadal mamy wilgoc na ścianie, na dole też nie lepiej. Majster się przyłożył tym razem - nam na suficie w łazience łuszczy się farba, myśleliśmy że od wilgoci, bo nie ma wentylacji, bo "jest okno" - tak też powiedział ostatnio z urządzeniem pipającym, diagnozując pęknięta rurę, która po rozkuciu wcale nie była zgnita. Już radiesteta z różdżką więcej by powiedział xD No ale teraz go przycisnęli i okazuje się, że wyciek idzie z góry od sąsiada, przy oknie w łazience, zakręca na ścianę oddzielająca od kuchni, i leci po skosie na ścianę w przedpokoju u nas i na dole, zalewając wszystko po drodze.
Poszli do sąsiada a on nadal wszystko rozkute XDDD nawet bardziej pewnie, wnioskując po hałasach jakie wydaje od dwóch miesięcy po chwilowej przerwie, a jakoś się myć musi, więc pewnie sobie to leci tymi dziurami XD
Słyszę zażarta dyskusje u góry, niestety tylko głos i ton, bez słów, a jestem ciekaw co temu muminowi tam gadają, bo robi remont z przerwami od maja 2022 xD i na razie tylko rozdupczył trzy mieszkania xD pojawił się znowu jakiś dziadek biegający za nimi który ostatnio też biegał, nadal nie wiem kto to, chyba naprawdę lubi po prostu patrzeć co się dzieje xD
Ogólnie ostatnią część, w którą grałem to była ta gdzie akcja toczyła się w Ameryce, a Asasynamj byli Indianie, to chyba była trzecia cześć o ile pamięć mnie nie myli. Więc ogólnie minęło sporo czasu, ale wspomnienia mam pozytywne, śmiało powiem, że te trzy pierwsze części ograłem i byłem zadowolony. Z racji tego, że muszę troszkę dłużej poczekać na nowego PC to postanowiłem wrócić do tej serii, a dodatkowo zacheciły mnie do tego wyprzedaże na Steamie. Patrze sobie AC: Odyssey za 50 zł, wymagania spoko, pójdzie na moim leciwym blaszaku. Pobrałem, zainstalowałem i gram. No i chyba dawno nie grałem w tak słabą pod względem mechaniki, pozbawionej jakichkolwiek emocji i klimatu gry. Jestem zawiedziony, że ta seria tak się skasztaniła. Szkoda, bo na nowym komputrze miałem plan kupić ktorąś z najnowszych odsłon, ale Odyssey totalnie mnie od tego pomysłu odwiódł. Szkoda.
Tak, trzecia to Connor Kenway i Indianie.
A trylogia Ezio Auditore da Firenze to najlepsze asasyny ever w tym te dwie ever ever - czyli Brotherhood/Revelations.
Reszta do pominięcia poza ostatnim "Mirage", który jest takim powrotem do korzeni, więc jak ktoś ceni pierwsze części, to będzie czuł się jak w domu - IX-wieczny Bagdad z miejsca daje +100 do klimatu.
Może pooglądam Gameplaye z tych nowych części i się przekonam. Zobaczymy
Moja żona jest wielka fanką serii, wiec swego czasu przeszedłem wszystkie części od jedynki do Unity. Tzn. na Unity poległem i na nim skonczyła się moja przygoda z serią. Odyssey czy Valhalla brzmią całkiem ciekawie, ale wiem że nie wezmę się za nie.
Gameplay jest schematyczny i poza tym niespecjalnie mi odpowiada. Ja lubię rozwałkę, nie skradanie się, więc często mój styl walki nie współgrał z tym co próbowała narzucić mi gra. Świat też niezbyt mnie wciągnął. Wątek współczesny w podstawowej trylogii był bardzo fajny, ale od Black Flaga już totalnie nie mieli na niego pomysłu. Już te późniejsze części były dla mnie zbyt rozwleczone, a jak słyszę narzekania na te najnowsze, jakie są długie i wielkie to xD
Nie lubię porzucać zaczętych serii, ale tu powiedziałem pas, ona nigdy mi do końca nie kliknęła, a kolejne części wychodzą za często i są za długie żebym to ciągnął wbrew sobie.
Lecę dziś samolotem. O Matko Boska. Rzadko podróżuję i mam dziś straszny stres. Kiedyś, 20 lat temu, byłem jak nomad. Mogłem zwiedzać całą Galaktykę trzymając ręce w kieszeniach, i pogwizdując niedbale. Spać na plecaku w ładowni jakiegoś pirackiego holownika. Dziś, OMG. Chciałbym wrócić do tej umiejętności bezstresowego podróżowania.
Ostatnio zwykle lądują i to nawet na właściwych lotniskach!
UFF ! Ale część trasu musze przebyć Boeinigem 737 MAX 800! ZGROZA
Jak erfansem, to i Twoje bagaże mogą mieć całkiem udaną, acz niespodziewaną wycieczkę 😉
Ja się bardzo boję latać. Bardzo. Pierwszy raz poleciałem we wrześniu 2019. W zeszłym roku leciałem chyba 16 razy. Boję się nadal xD
W dodatku jestem dość wrażliwy na zmiany lotu. Czuję każdą zmianę wysokości i skręty. I to tak, że aż mnie wgniata, jakby mi ktoś chochlą w mozgu mieszal. Start to dla mnie tortura. Na wysokości przelotowej to już jest gitara, turbulencje w ogóle mnie nie ruszają, ale ten take off i ewentualne dziury powietrzne to olaboga. Ostatnio przy podchodzeniu do ładowania był taki wiatr że bujało jak na statku wziuuu w lewo wziuuuu w prawo ludzie coś tam kwiczą rzeczy spadają ale o dziwo jak bujało tak na boki to mi się nawet podobało i nie kręciło we łbie. Nie wiem od czego to zależy XD
Max 8 bałem się jeszcze bardziej, aż w końcu podstawili właśnie max 8 i nie bylo wyboru. Od tego czasu leciałem nim parokrotnie.
Siedzenia na początku samolotu są super. Miałem raz pierwszy rząd i nie czułem praktycznie nic przy starcie - jedyny raz w życiu. Innym razem miałem w ostatnim rzędzie i myślałem że mnie poskręca, bo doslownie czułem jak zapiernicza choć to niby niemożliwe xD podczas gdy w 737 NG, embraerach czy airbusach to nie ma takiego znaczenia, tak w maxach odczuwam ogromną różnice. Ogólnie tak do 17 rzędu leci się nim świetnie. Może to kwestia innej konstrukcji? Nie wiem. I one z reguły lecą dość mocno nachylone. Mają za mocne silniki przez co musieli zrobić ten felerny MCAS i on unosi dziób do góry. I to widać, normalnie sobie jak konkord leci xD pewne w praktyce angle of attack jest śmiesznie mały, ale jak pisałem, jestem płatkiem śniegu w samolocie i no ja to widzę i czuje.
Raz jedyny się zrelaksowałem w samolocie i udało mi się zasnąć to obudził mnie komunikat DIR PASYNDZYRS ŁI GAT A PROBLEM ŁI LIL BI DAJWERTED. Ja tam już narobione w gachy pod szyję bo nie powiedział czemu a potem się okazało że na lotnisku docelowym nie ma prądu xD tyle dobrego że nas z płyty wypuścili i te 3 godziny mogliśmy pospacerować po lotnisku.
Latanie jest dla droidów
-potem się okazało że na lotnisku docelowym nie ma prądu
Gdzie Ty latasz?
No ja pamietam jak kiedyś na Okęciu nie mogliśmy wysiąść bo zabrakło schodków do schodzenia (najblizsze schodki w Gdańsku) i tezeba było czekać aż się zwolnią, no ale to z 30 lat temu bylo. Choć i ostatnio na LHR zabrakło wolnych rękawków,i trzeba było swoje odstać na płycie.
Karaś napisał:
Czuję każdą zmianę wysokości i skręty. I to tak, że aż mnie wgniata, jakby mi ktoś chochlą w mozgu mieszal. Start to dla mnie tortura. (...) Innym razem miałem w ostatnim rzędzie i myślałem że mnie poskręca, bo doslownie czułem jak zapiernicza choć to niby niemożliwe xD
-----------------------
NO WIELKIE DZIĘKI KARASIU, WŁAŚNIE ODBLOKOWAŁEŚ MI NOWY LĘK. 🥴🤯🤪😂
Ale wiesz, niekoniecznie musisz trafić na jakieś turbulencyje. Lepiej się wygodnie rozsiąść w fotelu, wziąć jakues winko czy piwerko i rozkoszować sie widokiem za oknem.
Odwagi nomadzie !, kto choć raz spał na plecaku w ładowni pirackiego holownika, temu nic nie straszne !.
- https://m.youtube.com/watch?v=a6S7QfMghQ8&pp=ygUPc2VwdWx0dXJhIG5vbWFk
Uff przeżyłem ALE mam ostrzeżenia i rady dla osób które będą lecieć do USA w jakieś mniej oczywiste miejsce niż Nowy Jork / Czikago (Szikago )
1.) Jeżeli Wasza trasa składa się z więcej niż łącznie DWA loty (oczywiście w JEDNĄ stronę) to nie patrzcie tylko na ŁĄCZNY czas podróży, tylko na czasy oczekiwania / layover na poszczególnych lotniskach. Linie lotnicze są tak BEZCZELNE. że potrafią sprzedać bilet, w którm macie 50 min od czasu lądowania samolotu, do startu następnego. Czas kołowania, przeładunku bagażu, dotarcia człowieka na bramkę, przejście przez SECURITY jest totalnie ignorowane. W wielu wypadkach pasażerowie NIE MAJĄ szans żeby zdążyć na swoje połączenia. Zastanowiłem się nad tym i znam (jak mi się wydaje) powody biznesowe tego skur....ństwa, jak ktoś jest ciekawy to przedstawię
2.) Unikać tego g... które się nazywa Lufthansa ZA WSZELKĄ CENĘ. Wybierać Linie szwajcarskie (Swiss, Edelweiss), skandynawskie, brytyjskie. Lepiej zapłacić więcej i mieć spokój i komfort niż się szarpać z hitlerowcami.
3.) Konsekwencja powyższego - najlepiej nie lecieć z przystankami przez kraje UE, a w szczególności przez DE. Nie można na nich polegać. Strajki, chaos, niekompetentna obsługa, czasami wprost oszukująca i kłamiąca!!! Wybierać trasy przez Szwajcarię, UK, może jakąś Norwegię.
W moim przypadku zarówno w jedną jak i w druga stronę podró wydłużyła się o grubo ponad 12h (!!!) , tak więc coś co od początku było WYRYPĄ, zamieniło się w wyprawę na Marsa.
Było spytać wcześniej 😉
Generalnie tam gdzie jest kontrola "na wejściu" trzeba mieć minumum 2 godziny, a jak w USA z dokumentami nierezydenta, to najlepiej 2,5. Oczywiście dużo zalezy też od lotniska na które się przylatuje, ale to tenat na osobną bajkę. I sprawdzić czy samolot nie przylatuje do USA w okolicach 12-13, bo lunch rzecz święta.
Luftwaffe oczywiście unikać, jeżeli się da (a prawie zawsze się da), najlepiej dolecieć do jakiegoś lotniska z ktorego lata rodzima linia ze Stanów (lub powiązana), i tutaj generalnie najlepiej Zurich i AMS. LHR od biedy, ale tam jest ten absurdalny system ponownej kontroli bagażu podręcznego (ten sam co we FRA), a w AMS sprawdzają tylko paszporty, jak automatyczne bramki działają, to idzie to bardzo szybko (czasami nie działają jednak) - z drugiej strony do lokalnych dowożą busem i potem z buta po płycie i schodkach, a czasami pada. Tyle w skrócie.
O to właśnie chodzi że ostatni raz w USA byłem w lutym 2014. Przerwa 10 lat. Dużo rzeczy się zmieniło i wszystko mnie wzięło przez zaskoczenie. Za "starych, dobrych czasów" latałem do USA najczęściej właśnie przez AMS, ZRH, zdarzyło mi się kilka razy przez Wiedeń i Kopenhagę. NIGDY nie było takiej sraczki i takiego chaosu jak teraz. Trzeba być o wiele bardziej świadomym i czujnym, trzeba badać itinerary czy Ci nie próbują wcisnąć jakiegoś g... Tragedia. Nigdy nie czułem się tak wyrypany podróżą jak tym razem (gorzej z powrotem do PL, musiałem godzinami koczować, najpierw w MUC, potem w WAW - TRAGEDIA). W obie strony zawiodła organizacja na lotnisku MUC. Lufa ma po prostu totalny bajzel, wygląda, jakby specjalnie sobie połączenia rozkomunikowali. W stronę TAM nie było tak źle, bo dostałem porządny hotel i doleciałem wypoczęty (plus zmiana linii na o wiele lepsze), ale jednak te 14h stracone.
Jedyny pozytyw - okazuje się, że lekką ręką stać mnie na upgrade do biznes. Widzę, że w pewnym wieku to już nie ma co mieć węża w kieszeni. Jeżeli człowiek ma na miejsce dolecieć i być sprawny i wypoczęty a nie dobę czy półtorej do siebie dochodzić, to lepiej zapłacić za możliwość wyspania się bez ryzyka urazów.
Pierwsze dwa sezony zloto, binge watching jakiego dawno nie miałem, zaczal się trzeci... no nie no, nikt się zmienił a to przepaść jak mieszy 5 a 6 sezonem Lucyfera.
Patrze na rottentomatoes i ma zjazd z 80-90 w pierwszych dwóch do 34 w trzecim xD ale potem jest niby recovery
Jest mi bardzo przykro za każdym razem gdy zmieniają target w trakcie oglądania (bo inaczej się tego nie da nazwac), znowu jakbym oglądał filmiki na VHS w świetlicy szkolnej NIE BIERZCIE NARKOTYKOW I łopatologiczne kazania
Czemu oni to robią z tyloma serialami, to znów nie jest kwestia tematyki ale sposobu, no litości xD
Nk czy potem jest lepiej czy to już koniec, good doctora też odpuściłem bo się czułem jak w szkole THIS IS BAD AND WE NEED TO TELL YOU WHAT YOU SHOULD THINK olaboga toć socrealizm już był subtelniejszy xD
Aż sprawdziłem z ciekawości no i oczywiście. s03 to pierwszy po Floydzie i BLM, zagadka rozwiązana xD
Faktycznie
Nie no
Dam szansę dalej bo za bardzo lubię
Ale wiesz, w poprzednich sezonach też nie brakowało takich elementów i dobrze, bo to część amerykańskiej specyfiki - nawet coś tam komentowałem ze coś za dobrzy są ci policaje i to jakieś ocieplanie wizerunku knagi xD - ale zawsze to było w normalnym stylu, pasującym do scenariusza, krytyczne uwagi, ktos dostal po lbie bo chcial jechac do "kolorowej" dzielnicy nabic statystyk itd, a nie monologi ooo jaki jesteś mądry co ty sobie myślisz systemowo trzeba a nie ze ty białasie nam pomożesz tu w dzielnicy złapałeś przestępcę na gorącym uczynku a pomyślałeś o jego rodzinie??? No litości xD
Albo już pod koniec chyba drugiego odcinka nie wytrzymałem i jak To mówi ironicznie początek spoilera you were acting like a savior to oooo tym razem nie dodała white savior i w następnej linijce dialogu było właśnie you mean white savior koniec spoilera xD
Nie wiem, jakim cudem Modern Family się uchowało DO KONCA bez tego, jeśli już coś się pojawiało to momentalnie było rozbrajane jakaś durna sytuacja np początek spoilera silna kobieta zmienia oponę co faceciku zaskoczony i zaraz sie okazuje ze jest na tyle silna by im je ukraść koniec spoilera itd
W sensie mogą sobie kręcić co tam chcą, ale jak mam fajny odprężający serial to chce fajny odprężający serial a nie ćwierćinteligentna pogadankę co jest dobre a co złe xD więc wygląda jak zmiana targetu bo przestaje nim być i to niezależnie w którą stronę skreca narracja tylko sam sposób
No szkoda xD
Poczytałem w necie i w sumie sporo osób ma podobne odczucia. Z tego co widzę musieli "przebudować" serial bo byli oskarżeni o "copagandę" I pozatrudniali "race aware" ludzi od BLM. No cóż, z drugiej strony, patrząc na to co tam się działo, to pewnie był to rodzaj samoobrony, żeby samemu w łeb nie dostać.
Ale oprócz tego to cała reszta też kuleje: snajper krzyczący imię ofiary przed strzałem, "puppy" Chen która oddaje własne auto i robi wszystko by tej dziewczynie pomóc a ona ma to gdzieś, wielka detektyw której ktoś się włamał do domu i zostawił prezent ale ooo jaka fajna maskotka zostawię sobie XDDD bzdura na bzdurze, pierwszy sezon to taka dbałość o detale, świeża konstrukcja wyłamującą się z klasycznego crime story easy telling, czepianie się o wszystko, a teraz olaboga a to dopiero kilka odcinków. Rozczarowanie fest ((
Nasz manul przegrywa w nowej edycji!
https://x.com/MrMireaux/status/1778097588161458620
spokojnie, daliście radę...
Ufff, o włos!
I tym optymistycznym akcentem kończymy ten wątek
Nowy tutaj
https://star-wars.pl/Forum/Temat/25006#830861