Muszę przyznać, iż nie spodziewałem się, że książka będzie mi się jakoś zbytnio podobać, gdyż po bardzo dobrym pierwszym tomie, druga część mnie nieco zawiodła i w wielu miejscach przynudzała. Jakież było moje zdziwienie gdy doszedłem do wniosku, że Victory`s Price może śmiało rościć sobie tytuł najlepszej części trylogii. Przynajmniej według mnie. Od pierwszych stron powieści historia była ciekawa i nieustannie utrzymywała moje zainteresowanie.
Na plus zapisałbym:
początek spoilera
+ wątek Yrici Quell (jej pobyt pośród imperialnych, ujawnienie swojej obecności członkom byłej eskadry, jej konfrontacja z Chass i Kairos, a na końcu sama droga do odkupienia)
+ rozwój Chass na Chadic. jest to moje największe zaskoczenie w książce i zasługuje na swoistą Złotą Malinę odkupienia. wydaje mi się, iż Theelinka dojrzała i znacząco zmieniła swoje nastawienie. nie była tak irytująca jak w pierwszych dwóch częściach i po raz pierwszy nie miałem niepochamowanej ochoty na uśmiercenie tej postaci. brawo!
+ Kairos. ta tajemnicza postać została znacząco rozwinięta na kartach powieści i bez ogródek wyznaję, że naprawdę mnie zafascynowała. z chęcią dowiedziałbym się czegoś więcej o jej rodzimym świecie, a także o jej rasie, gdyż wydaje mi się, że aspirują one na jedne z ciekawszych tajemnic SW.
+ Soran Keize. duża sympatia dla imperialnego dowódcy i jego wysiłku w dążeniu do powojennego "dobrobytu" jego podopiecznych. plus ciekawa relacja z jego protegowaną.
+ Hera Syndulla. w tej części mamy trochę więcej materiału z perspektywy Twi`lekanki i muszę powiedzieć, że za każdym razem gdy czytałem te fragmenty czułem pewnego rodzaju sentyment. książka tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że to jedna z lepiej wykreowanych postaci nowego kanonu... taki Wedge Antilles starego?
+ pojawienie się w kanonie rasy Catharów!
+ cieszy wspomnienie Kyrsty Agate, holograficzne pojawienie się Airena Crackena i Giala Ackbara, a nawet epizod Mon Mothmy; ze strony imperialnej to oczywiste pozdrowienia w stronę wielkiego moffa Randda i wielkiej admirał Rae Sloane
+ większość historii z perspektywy Natha Tensenta (z wyłączeniem końcówki, gdyż widziałem tutaj potencjał na pracę w Wywiadzie) koniec spoilera
No i pora na minusy, których nie było było znowu, aż tak wiele:
początek spoilera
- niby historia sprowadza się nad Jakku, ale jakoś mało bitwy o Jakku w bitwie o Jakku. rozumiem, że to historia o Alphabet Squadron i jego starciu z Shadow Wing, ale mogło być trochę więcej wplecione z pozostałych aspektów bitwy niż tylko to że była.
- brak śmierci wśród głównych bohaterów. przeżyć pojedynczą książkę to jedno, dwie to szczęście, ale trylogię to już trochę naciągane. sam autor w jednym z dialogów wspomina, że bohaterowie naprawdę mieli farta, że całą piątką się z tego wylizali, no ale jakoś mi to nie leży. były dwie wspaniałe możliwości do uśmiercenia Wyla Larka albo Chass na Chadic to oczywiście zostali uratowani. nawet Yrica Quell mogła zginąć na Coruscant, a i to w jakiś sposób poszło zbyt łatwo.
- Wyl Lark. chłopakowi udało się przejąć zaszczytne miejsce najbardziej irytującej postaci po Chass na Chadic. jego naiwność, miękkość, pacyfizm, a w końcu końcowa zdrada własnych ludzi doprowadzała mnie do szału. no i za dużo tych monologów do wroga, zdecydowanie za dużo.
- seksualność głównych bohaterów. nie chcę się za bardzo tutaj rozpisywać bo to za bardzo drażliwy temat w dzisiejszych czasach, ale uważam, że balans jest zachwiany, a cały pomysł zbyt inwazyjny. koniec spoilera
Podsumowując powiem, że naprawdę świetnie się bawiłem czytając tę książkę i mimo, że mam co do niej kilka zastrzeżeń nie przysłaniają one całości mojego odbioru zakończenia trylogii, którą śmiało uznaję za udaną.