Po pierwsze totalnie nie kupuję tego marketingu - ostatni rozdział Sagi Skywalkerów / Gwiezdnych Wojen. Nie mam żadnego poczucia końca, a tym samym tego typu emocje do mnie nie trafiają. Co więcej tak jak w 2005 wierzyłem w VII Epizod, tak teraz wierzę w X. Nie za 3 lata, ale w ciągu 10-20 lat już tak (i faktycznie wolałbym nawet później).
W TFA powrót trafiał bardzo mocno, teraz nic.
Po pierwsze dlatego, że wiemy, że to nie koniec filmów Star Wars. Skoro jest następny w pipelinie, to jaki koniec? To, że nie będą miały numerka... oj tam drobny szczegół.
Druga sprawa to kwestia Sagi rodu Skywalkerów i to chyba jest największy problem. Na początek może mała refleksja przez analogię. Jeśli ktoś będzie chciał mi kolejny sezon "Domu", ale tym razem osadzony w Mongolii w latach 50. XX wieku, a w pilocie okaże się, że jeden z bohaterów koresponduje z Popiołkiem i potem ten wątek zostanie zarzucony, to jeśli finał tego sezonu będzie reklamowany jako zwieńczenie sagi "Domu" to będzie dla mnie tylko i wyłącznie dziwnym marketingiem, zupełnie nie trafionym. Analogicznie 9 sezon "Gry o tron" dziejący się w Śródziemiu do którego dopłynęła Arya, opowiadający o problemach elfów z hobbitami, będzie dla mnie spin-offem, a nie kontynuacją. Nie ma nic złego w spin-offie, wręcz przeciwnie ma to wiele zalet, niż ciągnięcie poprzedniej historii na siłę, ale tu cały czas zostaje kwestia reklamy i tego czym jest ta historia. Na pewno nie byłaby kolejną "Grą o tron". Jeszcze inaczej wyglądałaby "Gra o tron: Następne pokolenie", dziejąca się 70 lat po 8 sezonie, gdzie głównymi bohaterami byliby potomkowie Starków, Lannisterów itp. Wówczas faktycznie całość by się miała jeszcze mniej do oryginalnej "Gry o tron", ale jednocześnie wszystkie koligacje rodzinne, dawne wydarzenia byłby w jakiś sposób obecne, choć im dalej tym mniej istotne. Taka kontynuacja nie byłaby "Grą o tron", ale razem z nią właśnie przeszłaby w kierunku wielopokoleniowej sagi rodzinnej.
I tego w przypadku sequeli właśnie brakuje, przynajmniej na razie. Bo mamy sytuację w której głównym protagonistą całej finałowej trylogii rodu Skywalkerów jest Rey z...nikąd. A Skywalkerowie są prawie nieobecni i dość marginalni, to chyba coś nie tak. W TFA J.J. Abrams zrobił to co powinien, wprowadził nowych bohaterów, przekazał im pałeczkę i zostawił pytania i furtki. Choćby pod "Rey, I am your father i sorry ale głupio wyszło, że cię wyrzuciliśmy na pustynię, ale po pierwsze jesteś niechcianym dzieckiem, komplikującym moją pozycję w zakonie, a wiesz, Jedi nie popierają aborcji, a po drugie nie znam lepszego miejsca na dorastanie niż pustynia... a w sumie nie znam innego. No i Unkar nie wydawał mi się taki zły." Natomiast TLJ w ogóle to wszystko wyrzucił na śmietnik. Więc o ile pochodna pytań po TFA mogła zostać sprowadzona do pytania czy jest to soft-reboot, czy jednak kontynuacja, o tyle po TLJ raczej zostaje jedno pytanie - jak oni chcą to jeszcze ciągnąć? Na chwilę obecną jak słyszę że to koniec sagi Skywalkerów... to ani nie wierzę w koniec, ani w sagi Skywalkerów. I to będę powtarzał .
Choć to drugie może się jeszcze zmienić. J.J. Abrams ma ciężkie zadanie przed sobą. Jak wrócić do tego pytania, postawionego przez TFA i dać jednoznaczną odpowiedź, że jest to kontynuacja. Jak wrócić do sagi rodu Skywalkerów, nie zrażając do siebie zwolenników TLJ, nie zaprzeczając mocno temu filmowi. I ostatnie zadanie, które postawił przed sobą, jak sprawić, by to była kontynuacja poprzednich filmów, bez tak naprawdę przepozycjonowania sagi Anakina w sagę Skywalkerów, a jednocześnie zrobienie dobrego filmu, który spinałby resztę w sposób przekonywujący. To doprawdy dość karkołomne zadanie.
W przypadku Rey sprawa jest prosta, jeśli nie córka, to zawsze może być uboga krewna rodu Skywalkerów, adoptowana córka, żona Luke`a, Bena, córka Hana z nieprawego łoża itp. Możliwości od groma.
A reszta? Kontynuacja dwóch poprzednich trylogii... to już wiemy. W miejsce finałowego starcia, jak to było w ROTS, między Anakinem a Obi-Wanem, tu już widzimy, że starcie Rey i Kylo Rena wcale nie będzie najważniejsze. Tym samym część napięcia odpada. Jednocześnie wiemy, że finał będzie walką z Imperatorem, który znów w sequelach jest wzięty z czapy, tylko dlatego, że tak a nie inaczej został potraktowany wątek Snoke`a w TLJ. Decyzja by zrobić w IX Epizodzie ze Snoke`a kolejną kukiełeczkę w rękach Palpatine`a poniekąd jest fabularnie słuszną koncepcją, bazując na tym co mamy. Zostaje problem foreshadowingu Palpatine`a, którego zwyczajnie nie ma w sequelach, a który jest i w ANH, i w TPM. Z tego punktu widzenia łączenie się z poprzednimi filmami i to dość mocno, daje jedyną możliwą odpowiedź - ROTS. A co jeśli Paplatine nie kłamał mówiąc Anakinowi, że Plageuis nauczył się oszukiwać śmierć i niestety powiedział uczniowi o wszystkim, co wiedział. Faktem jest, że gdyby Plagueis okazał się Snokiem to taki foreshadowing jest obecny w TFA (Snoke jest mądry i muzyka). Teraz oczywiście po TLJ gdyby Snoke okazał się Plagueisem i dał się tak łatwo załatwić, to wyszłaby z tego parodia. Stąd ta próba odejścia od pytań zarzuconych w TFA do podpinania się pod Epizodu I-VI. I stąd próba ponownej jazdy na sentymencie.
Jak to Abramsowi wyjdzie? Zobaczymy. Ale dopóki tego nie zobaczę, to tak jak nie czuję końca, tak nie czuję tu sagi Skywalkerów. Jeśli Rey jednak okaże się Skywalkerem i nie zginie, to kiedyś będzie można do niej wrócić. Jeśli zamiast sagi rodzinnej, będziemy mieć tylko kontynuację powiązanych wątków z poprzednich filmów, to również nie dostaniemy definitywnego zakończenia, bo zawsze da się coś kontynuować.
Dla mnie saga rodu Skywalkerów na razie skończyła się w 2005, kiedy zobaczyliśmy wzlot i upadek Anakina Skywalkera i jego odkupienie za sprawą jego syna, Luke`a Skywalkera. Czy tak pozostanie w grudniu, zobaczymy. Wówczas może będę wątpił tylko w koniec, a nie w koniec sagi Skywalkerów.
Kolejna część - tak to czuję. Po TLJ ekscytacja spadła, ale wciąż Abrams ma u mnie duży kredyt zaufania (choć prawda jest taka, że wolałbym dostać prequel (koniecznie z Beckettem i Vosem) i sequel Solo). Ale - wielki finał - sorry, ale nie wierzę .