Nowa powieść Alexandra Freeda. Kontynuacja Alphabet Squadron. Del Rey, wiosna 2019. Więcej pewnie jutro.
Nowa powieść Alexandra Freeda. Kontynuacja Alphabet Squadron. Del Rey, wiosna 2019. Więcej pewnie jutro.
2020
Jaram się, Pierwsza część to najlepsza powieść Nowego Kanonu, moim zdaniem. Dziwi mnie trochę brak wspólnego mianownika w nazwie, ale może tak i lepiej. Potem powstają takie bezsensownie długie twory, a tu mam konkret.
Już szykuję kasiurę na twardą oprawę z Amazona.
Czyta ktoś? Ja już jestem po połowie. Póki co nie jestem aż tak zafascynowany jak pierwszą częścią, która poza rozwojem postaci, też świetnie działała na moją wyobraźnie - Oridol Cluster, Traitor`s Remorse, ta planeta ze świątynią.. Pod tym kątem jest gorzej w Shadow Fall, ale za to jak Freed świetnie pisze bohaterów i relacje między nimi. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jeszcze nie czytałem książki/serii SW, w której ktoś tak kompleksowo podszedłby do tworzenia bohaterów.
Jak mnie pozytywnie zaskoczy druga połowa to chyba podium książek NK będzie sie u mnie składało z dwóch Alphabetów.
Ja czytam, ale tylko tak jednym okiem. Chyba najpierw skończę wreszcie Force Collector. Freed ma bardzo bogate słownictwo, jak dla mnie chyba nawet zbyt rozbudowane.
Ja chyba wykształciłem metodę podświadomego pomijania trudnych słów skupiając się na kontekście. Np. jak jest "lambent sunlight" to interesuje mnie tylko to, że wiem co to "sunlight". No ale też średnio co parę stron korzystam ze słownika i generalnie raczej czyta mi się w ten sposób przyjemnie.
Chciałem...po tygodniu od premiery dostałem zwrot pieniędzy od Book Depository bo nie potrafią wysłać mi tej książki. I się jakoś zniechęciłem. (Ale w zamian kończę Queen`s Peril i to jest dobra rzecz, lepsza niż Queen`s Shadow).
Serio? Ja Queen`s Peril odrzuciłem w przedbiegach, może muszę zmienić podejście.
Queen`s Peril jest trochę krótsza, a bardziej konkretna...i nie chcę spoilerować dlaczego jeszcze, ale czyta mi się to znacznie lepiej niż poprzednie opowieści o szyciu sukienek.
Po Shadow Fall miałem czytać Wektor Pierwszy, więc chyba mnie to bardziej jara niż Queen`s Peril. No, ale jak skończę ten cały Wektor Pierwszy to chyba wezmę się za Queen`s Peril. Może w formie audiobooka, ale może być to dosyć trudne z tymi wszystkimi opisami ubrań i pałaców.
Też czytam. Jeszcze nie jestem w połowie, ale na razie bardzo mi się podoba.
Najbardziej cieszę się z tego, że wszystko zgadza mi się chronologicznie: wspominają o początek spoilera śmierci Moffa Pandiona koniec spoilera, czyli Shadow Fall dzieje się tuż po pierwszym Aftermath.
No i w ogóle dobrze się bawię, są nawiązania do innych książek i do "Squadrons", można sobie usiąść z Essential Atlasem i prześledzić co gdzie się dzieje.
Ta, pod tym kątem Freed to jest (chyba) takim nerdem jak my. Wrzuca różne nawiązania, nie tylko do Nowego Kanonu, ale też (chyba) do Legend (początek spoilera wspomnienie samobójczych ataków na Yaga Minor - chyba takie lekkie nawiązanie do ataku Iblisa i Boostera na Yaga Minor w Wizji Przyszłości) koniec spoilera, dużo Vanguard Squadronu, można w miarę wnioskować co i kiedy się będzie działo w kampanii. Lubi się zagłębiać w kwestie techniczne statków (w tej części dużo B-Winga, taktyki walki w A-Wingu, klasyczne ciśnięcie beki z Y-Winga). Sporo też jest takich kwestii astronomicznych - początek spoilera czarne dziury, planetoidy, itd koniec spoilera. Mówisz o początek spoilera Pandionie, ale Sloane też jest dosyć mocno wspomniana. Ciekawie się czyta jaki stosunek do jej przywództwa miały takie grupy jak Shadow Wing koniec spoilera.
Może tego spoilera nie czytaj póki nie dojdziesz do tak 60% książki, ale jest bardzo mocne nawiązanie do początek spoilera Kompanii Zmierzch. Jest 61 piechota, czyli właśnie ta kompania i z pierwotnej ekipy pozostał Carver. Poza nim chyba nikt, ale to nawet dodaje pieprzu, kiedy uświadamiasz sobie jak szybko umierają członkowie grup naziemnych. I potem tylko zastanawiasz się jak temu Carverowi udało się przeżyć tyle lat. koniec spoilera
Mossar napisał:
[cytat]Może tego spoilera nie czytaj póki nie dojdziesz do tak 60% książki/cytat]
-----------------------
Zaryzykowałem i zerknąłem, początek spoilera Carver koniec spoilera jest już w 1 czy drugim rozdziale, jak bije pokłony przed Kairos. Mam nadzieję, że pojawi się początek spoilera Thunderstrike i Apailana`s Promise koniec spoilera!
No i zgadzam się, Freed musi być mega nerdem. Kwestie techniczne, astronomiczne, miejsce i czas akcji - zawsze ma porządnie dopracowane.
Chwila czyli początek spoilera Namir, Gadren i Brand nie żyją? koniec spoilera Swoją jest coś o Chalis?
Jeszcze nie skończyłem książki, ale jest taka scena, gdzie początek spoilera kapitan 61st, którego nazywają po prostu "The Captain", rozmawia z jednym z głównych bohaterów, a za nim stoi kobieta w metalowej masce. Nie ma takiej opcji, że to nie są Namir i Brand. Gadrena nie ma, może dostał rentę inwalidzką? koniec spoilera
Nie wiem początek spoilera czy kapitan to Namir, ale Brand raczej tak. Zresztą SWE zwrócił na to uwagę Freedowi w wywiadzie, no i Freed nie zaprzeczył, więc chyba możemy przyjąć, że to ona. Freed stwierdził, że chciał użyć tej kompanii, ale żeby nie było to zbyt natarczywe. Chyba dlatego nie używał na siłę tych wszystkich imion. koniec spoilera
Freed i jego Alphabety przemawiają do mnie chyba najbardziej z całego Nowego Kanonu. Shadow Fall, podobnie jak pierwsza część, jest jedną z najlepszych ksiażek Nowego Kanonu. Z ciekawymi, charyzmatycznymi postaciami, obiektywną opowieścią zarówno po stronie Nowej Republiki jak i Imperium. Jak w przypadku pierwszej części stwierdził Burzol, brak tu klasycznej dla starego EU baśni, wszystko jest bardzo realistyczne. Dla mnie to zaleta jeśli książka opowiada o pilotach, ale rozumiem, że dla kogoś może to byc wada.
Jednakże dla mnie nie jest to książka aż tak dobra jak Alphabet Squadron. To solidny, emocjonujący sequel, ale brakuje mi tu niektórych elementów poprzedniej części, ktore tam działaly świetnie. Etapu budowy squadronu, budowania motywacji bohaterów, tej niewiadomej dotyczacej każdego z bohaterów. Tu niby też to jest, ale w mniejsze ilości, a większość książki to właśnie "shadow fall" czyli ostry cień spadajacy na każdego z bohaterów. Jest raczej smutno, ciężko i bardzo wojennie.
I może jest troche za ciężko i za realistycznie, nawet dla mnie. Ale poza tym jest bardzo ciekawie. Mamy OD GROMA nawiązań do kanonu. Freed jest w tym wręcz świetny. Idealnie zenkapsulował wydarzenia z kampanii gry Squadrons. Ciagle odnosił sie do wydarzeń i postaci z Aftermath. Zgrabnie korzystał z przeszłości Hery.
Chyba największy plus to bardzo rzetelna historia z perspektywy Shadow Wing. Nie czujesz w pełni że to ci źli. Oni są.. inni, mają inne priorytety, inaczej zostali nauczeni. Ale tam też ludzie dbają o siebie nawzajem, opłakują zmarłych i uważaja swoj cel za warty walki. Jeśli mialbym ocenić dlaczego oceniam Shadow Fall za jedną z lepszych książek to właśnie z powodu historii jednostki Shadow Wing i jej dowodzącego. I zakonczenie pozwala sądzić, że trzecia część pod tym kątem też będzie ciekawa. Mam pewne przeczucia co może sie tam zdarzyć, ale zobaczymy za rok.
Alphabet pozostaje TOP1. Lost Stars TOP2. A TOP3 ciężko mi wytypować.. Shadow Fall? Phasma? Dooku: Jedi Lost? Aktualnie mam dużo ulubionych ksiażek NK.
A,właśnie - dużo jest tu Hery? Jest Brokułek?
W spoiler wsadzam. początek spoilera Brokułka nie ma. Najwidoczniej Lucasfilm jeszcze nie stwierdził co robic z tym chłopaczkiem. Może jest u Luke`a? Może jakaś ala Winter się nim zajmuje? Hery jest sporo, jest konsekwentnie robiona na szanowaną pania generał, zarówno w NR jak i Imperium. Wszyscy chca ją ukatrupic To co chyba najciekawsze to, że Hera pojawia się na dosyć długo na początku i potem wraca na koniec, a w środku jest na jakiejś misji z Vanguard Squadronem w sektorze Bormea (czyli kampania nowej gry). koniec spoilera
SWE przeprowadził całkiem fajny wywiad z autorem:
https://www.youtube.com/watch?v=0h5Bn3R_Buc
No i poza gadką dla fanów Alphabetu (takich jak ja czy SWE) to jest parę smaczków.
1. Alexander Freed jest twórcą historii Imperial Agenta z SWTOR. Nie wiem czy całej, ale to on ponoć stoi za tą historią.
2. Freed przed rozpoczęciem pracy w Bioware przed powstaniem TORa, był fanem SW, ale raczej nie wykraczał poza filmy. Kiedy zaczął pisać fabułę do TORa postanowił poznać EU, no i jak chyba zgłębił je całkiem mocno skoro robi nawiązania do Yaga Minor, Borleais czy smashballa.
3. Trzecia część została nazwana przez niego jako "full space opera". Raczej i tak spodziewałbym się po nim historii mocno opartej na rozwoju postaci, bo takie były obie części, ale pewnie akcja przeniesie się już w kierunku jakiejś większej bitwy, a nie tylko lokalnych potyczek. Ja osobiście strzelałbym, że wkroczy w wydarzenia z Aftermath.
https://www.reddit.com/r/StarWarsLeaks/comments/i70dhq/the_final_novel_in_the_alphabet_squadron_trilogy/
Szybciej niż się spodziewałem.
Moc zapłać. Bałem się, że to się będzie ciągnąć dłużej. Mam nadzieję że Ascendancy będzie jeszcze szybciej zrealizowane - jak Aftermath - czyli skończy się w lutym 2022. A dlaczego? Trylogia to fajny format, dający autorom duże możliwości do rozwijania bohaterów i konkretnych elementów świata, ale jednocześnie lubię, gdy książki Star Wars są różnorodne, a większą ilość pojedynczych tytułów otwiera nowe możliwości kreatywne.
No dokładnie. Też uwazam, że trylogię w NK sie jak najbardziej sprawdzają, ale dobrze je wypuszczać szybko, żeby wciąż mieć w głowie wydarzenia z poprzednich części i zachować względny hype.
Tylko, dlaczego nie dostaliśmy trylogii "Lost Stars"?
Dopiero rok temu wrócili do formy serii/trylogii. Alphabet, Chiss Ascendancy, seria opowiadań Myths&Fables + Dark Legends, bardzo silnie powiązane ze soba Dooku: Jedi Lost i Master & Apprentice. Del Rey poczuło jak się powinno wiazać ze sobą takie pozycje. A jak powstawało Lost Stars to był jeden wielki miszmasz z rodzynkiem w postaci LS.
No nie, pierwsza trylogia Thrawna (ta NK, dla jasności) była wcześniej.
No tak tak, ale jednak później niż Lost Stars. Na początku NK oni straszliwie eksperymentowali z różnymi twórcami. Nic z niczym się nie wiązało, każdy sobie pisał po swojemu. Claudii wyszła super książka i nikt nie pomyślał wtedy, żeby iść za ciosem.
Claudii wyszły DWIE dobre, a nawet bardzo dobre książki, i było widać że "umie" w SW. Ludzie polubili jej bohaterów. W normalnej firmie taki ktoś od razu by dostał polecenie "pisz więcej". No i oczywiście powiązano by ich jakoś z będącą w produkcji trylogią.
Nie oceniajmy tak niesprawiedliwie pierwszych lat kanonu. Szybko z głowy: Rae Sloane, Kupohanie, Fenn Rau... Też łączyli, tylko że pozapominaliśmy.
Już czytając "Kompanię Zmierzch" wiedziałem, że Freed Alexander przykłada się do detali i szczegółów. Podobnie jak Luceno, Stackpole i Zahn próbuje nadać tej odległej galaktyce wiarygodności i zna dobrze istniejący już kanon. Zwykle kontraktowy pisarz stara się złożyć historyjkę pod dyktando ustalonej objętości, ogranicza się do podstawowego słownictwa, ot "okręt poleciał, okręt wylądował, blastery strzelały", nie zna i nie chce wiedzieć jak może funkcjonować technologia w tej galaktyce, skupia się tylko na opowiedzeniu znośnej historii. I z tego co widzę, czasem to wystarcza - powieści takie jak "Więzy Krwi" czy "Mroczny Uczeń" mają swoich zwolenników, mimo, że świat przedstawiony w nich jest ubogi a bohaterowie dokonują absurdalnych wyczynów rodem z kreskówki. Może za dużo wymagam od tej franczyzy, ale pisarz powinien mieć chociaż podstawowe pojęcie o tym jak funkcjonować może twór polityczny, jak może wyglądać walka w kosmosie czy strzelanina etc. Co mnie irytuje w niektórych powieściach to koszmarne dyletanctwo - brak chęci w riserdżu, albo o gorsza próba przemycenia swoich poglądów do powieści kosztem samej historii.
W Lucasfilmie obowiązuje od kilku lat jeden uniwersalny przekaz światpoglądowy, to nie wizje konkretnych autorów. Ale nie wiem, co w nim mogłoby kogokolwiek razić.
Poza tym nie pisanie o "przemycaniu ideologii kosztem powieści" moim zdaniem jest nieodpowiednie, bo jak niby jedno wpływa na drugie? Nijak.
A osobna kwestia. Freed akurat jakoś strasznie mocno nie łączy swoich książek z resztą uniwersum. Trochę tego jest, ale mistrzem pozostaje dla mnie Wendig. No i widzę, że mamy inne opinie o Claudii Gray, która moim zdaniem jest zdecydowanie kimś więcej niż wyrobnikiem.
Serio Wendig? Zainteresowałeś mnie tym. Aftermath mi się na niektórych płaszczyznach podobał, ale ciekawi mnie dlaczego Wendig jest mistrzem w łączeniu ksiażek z resztą uniwersum. Co on miał do łączenia w czasach Aftermath?
Ja wiem, że tam były jakieś błędy, że planety w złych miejscach leżały, ale patrz ile tego było. Tu dla przykładu Life Debt.
https://www.youtube.com/watch?v=6o4DsYqnnbs
A tu nieco młodsze Twilight Company, prawie z tego samego okresu książka. Wydaje mi się, że mniej jest, znacznie mniej.
https://www.youtube.com/watch?v=v6T5GFcucbw
Wending w tych mini-rozdziałach wszystko powymyślał, często bez ładu i składu, nie wiem czy wszystko nawet będzie kanoniczne. Ale muszę przyznać, że była to lepsza część jego trylogii.
Freed w Kompanii Zmierzch oparł się natomiast na bitwie o Hoth i losach całego frontu po zniszczeniu pierwszej Gwiazdy Śmierci. Może inspirował się starymi podręcznikami WEG-u do rpg, gdzie też opisano największe starcia piechoty rebelii z wykorzystaniem kompanii powietrzno-desantowych. Tam również ponieśli olbrzymie straty i ostatecznie wycofano się z ze złożonych akcji naziemnych aż do sformowania Nowej Republiki. Mamy też wspomniany Sullust i losy samych ochotników rebeliantów. Do tego bardzo dobrze opisane bitwy i tragedię wielkiej wojny. To powieść bardzo militarna, poważna i anty-wojennym przesłaniem.
Ja to w ogóle nie bardzo lubię Kompanię Zmierzch.
Natomiast Alphabety już mocno korzystają z tego z czego mogą, czyli:
1. Pełno nawiązań do Aftermath
2. Fajne wprowadzenie do Squadrons
3. Shadow Fall ładnie się zazębia z TIE Fighter
4. Nawiązania do Legend - serii X-Wing czy np. Yaga Minor z koncówki Ery Nowej Republiki, ale i gier (z tego co pamiętam)
5. Świetne wykorzystanie Operation Cinder
6. Duża dbałość o szczegóły techniczne statków i samej walki powietrznej, ja się na tym super nie znam, ale widać, że Freed zrobił spory research, trochę zrobił po swojemu, trochę pobazował na Legendach
7. Slavek zawsze zwraca uwagę na dbałość o umiejscowienie planet, odleglości, itd.
8. Rebels
9. Servants of the Empire
10. Kompania
11. Rogue 1
12. Sekretne miejscówy Palpa
13. Tarkin Initiative
I pewnie parę innych rzeczy.
Hm, muszę się nie zgodzić.
Oczywiście po części dlatego, że aktywnie hejtuję Wendiga i po tych kilku latach wciąż nie jestem "over it", ale nie będę tu rzucał moimi opiniami, tylko postaram się o jeden rzeczowy argument:
Książki Wendiga zawierają masę nawiązań do innych elementów uniwersum niejako z przymusu - opowiadają o głównych bohaterach filmów i przedstawiają najważniejsze wydarzenia z okresu bezpośrednio po bitwie o Endor. Tymczasem Twilight Comapany z założenia jest opowieścią o "postaciach tła", gdzie główni bohaterowie i główne wydarzenia prawie nie występują. Nie nazwałbym Wendiga "mistrzem" łączenia książek z resztą uniwersum tylko dlatego, że jego książki opowiadały o głównych bohaterach OT, a książki Freeda nie.
Wręcz przeciwnie, jak na opowieść, gdzie najbardziej "główną" z postaci jest pojawiająca się na chwilę Hera Syndulla, obie części Alphabet Squadron mają naprawdę dużo nawiązań (również do trylogii Aftermath, bo dzieją się w tym samym czasie), a znajomość "lore" u obu autorów jest po prostu drastycznie nieporównywalna. No dobra, nie powstrzymałem się jednak od opinii, no ale kurde, mówię jak jest. Porównywanie tych dwóch autorów najfajniej wychodzi przy opisach lecących myśliwców, czy w ogóle jakichkolwiek szczegółów technicznych:
"The TIE wibbles and wobbles [...] - it zigzags herkily-jerkily out of sight."
vs
"The X-wing’s strike foils separated and four cannons [...] drew power from the ship’s reactor. The targeting screen unfolded."
Oczywiście, to znów tylko moja opinia. Jeśli ktoś woli te iście homeryckie porównania Wendiga przepełnione tautologiami i frazeologią pięciolatka, to nie osądzam.
Ja Wendiga czytałem niemal tylko po polsku (poza FaCPoV) i nie wyglądało to tak strasznie. A może to też sentyment.
Jak uważam, że Alphabet Squadron to świetna powieść, to moje główne zarzuty wobec Freeda pozostają od Kompani Zmierzch niezmienne.
1.Przesadny realizm, wręcz brutalizm. Łotr 1 i tak już jest dosyć mocnym filmem, to po co Krennic ma sobie jeszcze ścierać knykcie, Bodhi śmierdzieć odchodami, Jyn przegryzać język, a ktoś tam w tle wymiotować. I tak we wszystkich książkach. Wiem, że założenie jest takie, że ma to dodać wiarygodności, ale mnie to tylko...obrzydza (?), odstrasza (?).
Sotkanie przed atakiem na Scarif zostało przedstawione jako wielogodzinne, a w filmie wydaje się być... no jak to te wszystkie szybkie narady przed ważnymi wydarzeniami. W Shadow Fall mamy za to bitwę, która (podobno jak większość) trwa wiele miesięcy. To odbiera wiarygodności takiej Ahsoce zajmującej Mandalore w piętnaście minut i w ogóle filmowym bitwom, które gdy u Freeda są wspomniane, to zawsze niemal jak mityczne wydarzenia, a nie jak rzeczywista, wiarygodna część historii galaktyki. To jednak Gwiezdne wojny, nie wszystko musi być `jak w prawdziwym życiu`.
2.Większość książek Star Wars dzieje się na uboczu. Może problem u Freeda rzeczywiście nie leży w braku powiązań, bo te chyba rzeczywiście są, ale w natłoku nowych nazw, które nie pojawiły się wcześniej i nigdy już się nie pojawią. Czasem aż kusi, żeby wspomnieć o znanej planecie, znanej jednostce - i Freed nawet czasem to robi - ale potem daje trzy kolejne, zupełnie nowe i zaczynasz zastanawiać się, czy to rzeczywiście jest ta galaktyka. Jestem absolutnym przeciwnikiem syndromu małej galaktyki na skalę Force Collector, ale wydaje mi się, że Wendig, Jose Older, Cavan Scott, nawet Claudia Gray mają wypracowany lepszy balans nowe-stare.
Trochę racji masz, bo mimo, że jestem absolutny fanboyem obu Alphabetów, to jednak nie mógłbym czytać Star Warsów tylko od Freeda. To, że tak dobrze odbieram te dwie książki wynika z właśnie tego, że są dla mnie fajną odskocznią od reszty SW. Scott, Older, Soule, Gray i masa innych twórców piszą bardziej, hmm.. baśniowo? Może to złe określenie, ale chodzi mi o to, że raczej nie ma tam przesadnego realizmu, tylko taki, który raczej znamy m.in. z Legend. Freed cechuje się zupełnie innym stylem i zupełnie innym podejściem do bohaterów i wydarzeń. I ja tą inność bardzo kupuję, ale gdyby jej było więcej to bym się bardzo szybko znudził.
Mnie nie obrzydza jego styl, choć przyznaję, że często jest mocny. Uważam, że tak jak w filmowym/serialowym SW przydałyby się thrillery, romanse, może horrory, czyste komedie czy abstrakcyjne komedie pokroju Thor: Ragnarok, tak w książkach też oczekuję różnorodności. Dlatego też nie hejtuję całkowicie Aftermath Wendiga, bo:
1. Ma swój unikalny styl - łatwo go nie lubić, ale nie można odmówić, że raczej nikt inny tak nie pisał w SW
2. Jego postacie są unikalne - i ponownie, można ich nie lubić, ale bardzo łatwo je zapamiętać, odznaczają się na tle innych postaci z książek i komiksów SW, o których już nie pamiętamy. Bo co z tego, że jakaś tam postać z "Phasmy" była fajnie nakreślona skoro ciężko nam przypomnieć sobie jej imię. A taki Sinjir, Mr Bones czy Yupe Tashu jednak w tej głowie siedzą, mimo, że minęły 4 lata.
adam1210leg napisał:
1.Przesadny realizm, wręcz brutalizm.
-----------------------
To prawda, czasem aż ciężko się to czyta. Naprawdę spore wrażenie zrobiła na mnie (duży spoiler!) początek spoilera brzydka śmierć Cearna Adana koniec spoilera w Shadow Fall. No i postacie: każdy ma jakieś problemy, sekrety, ukryte motywacje... Ciężko mieć do nich sympatię. Wolę trochę prostsze postacie chociażby u Claudii Grey, bo łatwiej się z nimi utożsamiać.
adam1210leg napisał:
2. [...] Czasem aż kusi, żeby wspomnieć o znanej planecie, znanej jednostce - i Freed nawet czasem to robi - ale potem daje trzy kolejne, zupełnie nowe i zaczynasz zastanawiać się, czy to rzeczywiście jest ta galaktyka.
-----------------------
Też racja, Freed wrzuca dużo "własnych" miejsc, ale też bardzo dużo mniej znanych planetek z kanonu i Legend... Zainspirowałeś mnie i pokusiłem się o szybką analizę (tak, pracuję zdalnie). xD
Wklepałem na Wookieepedii "Alphabet Squadron" i "Aftermath: Life Debt". Policzyłem wszystkie miejsca (planetki, nebule itp) występujące w obu książkach, oraz które z nich mają dopisek "First appearance" lub "First mentioned". Następnie sprawdziłem, ile spośród tych "firstów" właściwie pojawiło się już, tylko w Ladżendsach. Mogłem się trochę pomylić, bo Wookiee listuje też różne miejsca w obrębie jednej planety/systemu i starałem się liczyć je jako 1. Wyniki są mniej-więcej takie:
Alphabet wspomina ok. 91 miejscówek, z czego 44 to nowości (48%). Z tych nowości 15 pochodzi z Legend, czyli jakieś 31% to miejsca wymyślone przez Freeda.
Life Debt ma 56 miejscówek. 26 z tego to nowości (46%), ale tylko 3 z nich pochodzą z Legend, reszta to inwencja autora (41% całości).
Wynika z tego, że Freed ma ilościowo rzeczywiście masę nowych nazw, ale proporcjonalnie wcale nie więcej od innych autorów. Po prostu niektóre ze "starych" nazw są tak mało znane, że ciężko je odróżnić od "nowych".
O proszę, posprawdzałem jeszcze kilka rzeczy... Okazuje się, że w Twilight Company i pierwszym Alphabet Squadron są łącznie tylko 3 nowe rasy, i tylko jedna nowa nazwa własna modelu pojazdu/statku (w dodatku jest to VCX-150, czyli naturalny sukcesor znanego VCX-100). Także co jak co, ale nie można zarzucić Freedowi nietrzymania się klimatu SW jeśli chodzi o pojazdy i #StareRasy.
Claudia Gray napisała rewelacyjne "Utracone Gwiazdy" - to jedna z moich ulubionych powieści w ogóle. Ale już "Więzy Krwi" totalnie rozczarowują "intrygą" i śledztwem Lei, które polega na udaniu się do miejsca A i wypytywaniu przypadkowych osób. Z drugiej strony podejrzewam, że mogła mieć mało czasu na napisanie książki a w dodatku nie mogła poruszyć niektórych kwestii, wielkich niewiadomych do czasu premier kolejnych epizodów. Gdyby story group dało jej zielone światło odnośnie przedstawienia werbunku Nowego Porządku to prawdopodobnie dostalibyśmy lepszą historię.
Wending natomiast pisze koszmarnie, ucieka w patos, nie potrafi plastycznie opisać bitew - ani tych w kosmosie ani na ziemi. To dojrzały mężczyzna o umyśle dzieciaka i straszny grafoman.
Może po prostu za dużo wymagam od literatury na licencji, za dużo może się naczytałem powieści z Warhammera 40K, gdzie mocniej pilnują "lore" i praw nim rządzących.
Jak na nasze forum to też dużo wymagam od starwars-owej literatury, tyle że inaczej rozkładam akcenty. Dla mnie chyba nawet ważniejszy niż lore jest unikalny styl danego autora (stąd sympatia do Wendiga) i komentarz społeczny, pozbawiona którego fantastyka niewiele mnie (osobiście) obchodzi. Dlatego np. nie lubię Zahna, który coś tam skleja, ale nie ja nie czuję w jego książkach człowieczeństwa. Równie dobrze mógłby napisać je przyszłościowy algorytm.
Rozumiem twój punkt widzenia i szanuję. Co do komentarza społecznego to ciężko mi to przenieść na tak komercyjną markę jaką są wojny gwiezdne. Pamiętam, że w ostatnie dużej serii z Legend "Fate of the Jedi" umieszczono spory wątek poświęcony opinii publicznej i mediów, które zaczęły szkalować Zakon Jedi. Ktoś tam słusznie zauważył, że praktycznie każdy większy konflikt rozpętali użytkownicy mocy - rychło w czas
Natomiast nie wiem jak można by w takiej lekkiej space operze poruszyć poważniejsze, aktualne tematy. Wolałbym aby ta marka pozostała wolna od wszelkiej ideologii, agendy i ruchów społecznych, CHYBA, że wplotą to w DOBRĄ historię bez nachalnej propagandy. Legendy są pełne słabych i nudnych książek, ale te przynajmniej próbowały opowiadać historie w odległej galaktyce, bardzo odległej od naszych ziemskich spraw.
Tylko moim zdaniem nie da się całkowicie uniknąć agendy ideologicznej. Świat przedstawiony zawsze będzie balansował między konserwatyzmem/progresywizmem, często z dodatkiem czegoś więcej. To, co wypracował Lucasfilm, wydaje mi się preferowaną rzeczywistością w ogóle.
Nie ma rasizmu (problem przeniesiono na dyskryminację kosmitów), nie ma ról płciowych (jak napisano w Phasmie - tylko prymitywne społeczeństwa uważają kobiety za słabsze), a także, co było dla mnie ważne osobiście - nie ma w ogóle zjawiska homofobii, a związki jednopłciowe pojawiają się regularnie. Nie wyobrażasz sobie nawet, jakim błogosławieństwem była dla mnie możliwość dorastania razem z tak rozwijającym się kanonem, kiedy Gwiezdne wojny były (i są nadal) dla mnie bezpieczną przystanią.
Inne ważne tematy: aborcja, rola mediów, dostęp do broni, manipulacje wyborcze, znaczenie religii - pojawiają się, ale żadne agendy nie są prezentowane jako preferowane. Wyjątkiem jest chyba ochrona przyrody.
Jak wspominałem, moim zdaniem Lucasfilm dobrze sobie radzi, jeżeli chodzi o to ideologiczne zbalansowanie swoich utworów i wydaje mi się, że problem często jest sztucznie nadmuchiwany.
- dostęp do broni,
No nie, świat SW jest światem z nieograniczonym dostępem do broni, broń ma każdy, wszystkie każdy jej używa, lepiej strzelać jako pierwszy (uzbrojone - i to potężnie - są też wszystkie kosmoloty), jeżeli ktoś ci się naprzykrza to walisz go kijkiem nie dając czasu na wytłumaczenie. Nawet księżniczka z dobrego domu "umie w blastery" i jak strzela to od razu aby zabić.
Świat SW to świat 2 poprawki w wersji Hard.
Satine. Trochę inaczej jest temat poruszony, ale mniej więcej chodzi. Może zamiast dostępu do broni powinienem dać militaryzm + terroryzm.
Satine była izolacjonistką, która chciała stać z boku konfliktu. Coś jak USA w 1940 r. I jak się okazało, nie da się tak. Niemniej ludzie na Mandalore dalej mieli dostęp do broni.
Terroryzm jest obecny, Cały R1 to przecież o terrorystach No i Zgrywus wysadzający elektrownie na Coru. Czy planowane porwania i zabójstwa polityczne. Będzie tego...
Piszecie, że Freed epatuje brutalizmem? Kiedyś marzyłem o tym by więcej powieści z serii miało ten brutalny wojenny styl. Czasem dało się to odczuć np. w serii "Dziedzictwo Mocy" albo w książkach pisanych przez Troy Denninga, który momentami zapomina, że pisze space operę a nie fantasy pełne mieczy i toporów
Potem zacząłem czytać powieści z serii Warhammera 40K - to jest już totalny grimdark i holocaust. W 100% spełnił moje oczekiwania, jeżeli chodzi o zapotrzebowanie na militarne i wojenne powieści.Tym samym teraz od Gwiezdnych Wojen pragnę już tylko dobrych historii, brakuje mi tylko wielotomowych cykli jak w starym kanonie.
Ale też zważcie na pewien precedens - w odległej galaktyce niszczone są całe planety i układy, giną miliardy, okręty liczące tysiące osób załogi są niszczone personel wylatuje w próżnię a na czytelnikach robi wrażenie fakt, że ktoś tam zwymiotował z nerwów.
Jak to było... Ofiary zniszczenia planety to statystyka, a zarzygana podłoga na Home One... A, nieważne.
Dobre to było, naprawdę. Nie jakieś idealne, ale naprawdę dobre.
Czytało mi się to zupełnie inaczej niż większość Star Warsów - prawie jak prawdziwa powieść wojenną. Jak już wspominaliśmy w tym temacie, jest tam pewien poziom brutalizmu, który może się nie podobać.
Dla mnie jednak bardziej kontrowersyjne są nie tyle same wojenne realia, co motywacje głównych bohaterów. Nie ma tutaj nieskazitelnych bohaterów Nowej Republiki, którzy walczą w imię wyższych wartości i dla obiektywnego "dobra". Wszyscy maja depresję i wątpliwości, nikt nie jest ze sobą szczery. Każda akcja i każdy wybór wiążą się z ofiarami w ludności cywilnej. Naprawdę ciężko przez to "lubić" głównych bohaterów i wspierać to, co robią. Wydźwięk tych wszystkich "moralnie kwestionowalnych" działań jest też trochę inny, niż np u Doktor Aphry - tam Trip torturuje człowieka na śmierć rzucając cały czas śmieszne żarciki, a Aphra tylko przewraca oczami i idą dalej. Tutaj nie ma żadnego "comic relief" dla odwrócenia uwagi od konsekwencji takich akcji.
Co do settingu i fabuły, to trochę szkoda, że wszystko dzieje się praktycznie w jednym miejscu. Naprawdę doceniam pomysł na system Cerberon (akurat czytałem ostatnio artykuł popularnonaukowy o tzw. "blantach", czyli hipotetycznych planetach orbitujących czarne dziury - jest to dość świeża sprawa, większość artykułów o tym jest chyba z tego roku, więc ciekawe, czy Freed się tym interesował, czy po prostu sam na to wpadł), ale dużo bardziej podobała mi się powolna podróż w kierunku systemu Borleias z pierwszej książki, z wieloma drobnymi potyczkami po drodze.
Szczególnie, że autor nie za bardzo miał okazję w Shadow Fall popisać się swoją znajomością mapy Galaktyki.
Ale wszystko to blednie w obliczu kwestii, która dla mnie w tej serii jest najciekawsza: potyczek kosmicznych i opisów technicznych. Muszę zerknąć do starych X-Wingów, bo dawno nie czytałem, ale chyba Alphabet Squadron i Shadow Fall mają najbardziej szczegółowe i trzymające się kupy opisy walk myśliwskich ever. Naprawdę, aż chciałoby się już odpalić "Squadrons" i spróbować samemu.
BTW, rate my setup:
https://photos.app.goo.gl/q6Fk7mkCxjvA2eyB8
Cudowny setup - podziwiam bo takie czytanie z mapą galaktyki i modelami pod ręką musi być strasznie fajne.
Nie no oczywiście trochę to podkoloryzowałem do zdjęcia, te wszystkie figurki nie są warunkiem koniecznym do czytania, ale owszem, mam to wszystko zawsze gdzieś pod ręką. xD Szczególnie Atlas.
Przyznam się że też czasem korzystam z atlasu i przewodnika po rasach (bo tutaj też czasami zaskakują). No i dużo też daje zapoznanie się z konstrukcjami podczas modelistowania, szczególnie Bandaie są tutaj wdzięczne.
Zgodnie z założeniem, udało mi się skończyć czytanie Shadow Fall przed premierą Victory`s Price przez co jestem z siebie całkiem dumny. Powód do dumy w szybkim przeczytaniu powieści stanowi fakt, że jest ona zdecydowania gorsza niż jedna z lepszych książek nowego kanonu, Alphabet Squadron. Nie wiem czy jestem w tym odosobniony, ale przez większość lektury po prostu się nudziłem. W książce brakuje elementu budowania postaci, która w pierwszej części zajęła blisko połowę objętości, (a zdecydowanie była dużym atutem) co bardzo wpłynęło na moje zainteresowanie światem przedstawionym. Realizm historii jest zarówno plusem, jak i minusem całości. Gdyby nie wątek imperialny skupiony wokół Sorana Keize`a, obecność Hery Syndulli i całkiem udany bromance Wyla Larka i Natha Tensenta to naprawdę byłoby bardzo kiepsko. Nie podobało mi się poprowadzenie wątku Yrici Quell, gdyż początek spoilera o ile poziom niezadowolenia z jej przeszłości u członków eskadry jeszcze rozumiem, to ponowne spotkanie z Shadow Wing było przewidywalne i według mnie niepotrzebne. koniec spoilera Dodatkowo szkoda, że autor początek spoilera postanowił uśmiercić Caerna Adana oraz unicestwić IT-O, a taką Kairos, która i tak była ranna i niewidoczna przez większośc książki postanowił oszczędzić i przywrócić do eskadry na koniec powieści. koniec spoilera Wątek z kultystami był całkiem ciekawy, ale początek spoilera Chass na Chadic jest straszliwie irytująca i zasługuje w mojej opinii na uśmiercenie. Generalnie byłem zawiedziony, że ona przeżyła drugi tom, ale pewnie autor zdaje sobie sprawę jak ona oddziałowuje na czytelnika i chce go po prostu pomęczyć. koniec spoilera Zdecydowanie na plus pojawienie się Utaiów, Grana, dalsze "żarty" na temat trzeciej Gwiazdy Śmierci oraz początek spoilera wspominki, a także końcowe pojawienie się Rae Sloane. Obecność admirał sprawia, że ostatnia część trylogii w moich oczach ma szansę być lepszą niż druga. koniec spoilera No cóż, zawiodłem się trochę na Shadow Fall, lecz mimo wszystko za dwa dni sięgnę po lekturę Victory`s Price, z pewnością z mniejszymi oczekiwaniami, ale po prostu z ciekawości jak zakończy się ta historia, bo i najwyższy na to czas.
Po pierwsze - premiera 26 stycznia i strasznie się jaram!
Po drugie, czekam na Wasze zdanie odnośnie polskiego tytułu. xD
Ta książka ma już wątek na forum:
https://star-wars.pl/Forum/Temat/23696
Co do tytułu - mi się podoba. Jest inny.
Ja pewnie dałbym Zasłona cienia czy coś takiego, ale cenię translatorską kreatywność.
Księżkę czytałem chyba rok, wymęczyła mnie straaaasznie. Pierwszy AS był ciężki, ale miał w sobie i akcję, i głębie. W Shadow Fall jest dużo sennych scen, wizji, bitew z perspektywy szeregowych żołnierzy. W dodatku wszystko się dzieje w jednym systemie kosmicznym, przez co wieje nudą. Taka Kopania Zmierzch (której nie cierpię!) podniesiona do kwadratu.
Brawa za tak szybkie wydanie kolejnego tomu! Liczę, że trzeci też szybko wyjdzie i niedługo będę mógł odświeżyć i dokończyć całość po polsku.
Tytuł brzmi fajnie. Zamiast tłumaczyć dosłownie, nawiązano do układu, w którym toczy się akcja tego tomu i imho wyszło spoko.
Puste Słońce to książka, która niemal zakończyła moją przygodę z Gwiezdnymi Wojnami. To była - prawie - moja ostatnia książka Star Wars. Przeczytałem w życiu sporo złych książek Star Wars, oraz parę naprawdę dobrych książek Star Wars. Jeszcze nigdy przy żadnym tytule tak się nie męczyłem. Finalnie czytanie Abecadła #2 zajęło mi pół roku. Przy czym fabuła książki nie jest tu najgorszym elementem, choć w książce dzieje się stosunkowo niewiele, niespodzianek i zwrotów akcji raczej nie ma, jesteśmy świadkami jakiegoś kawałka historii o wojnie. To co przeszkadzało mi trochę to bohaterowie, wyrzutki z Eskadry ABC to nie są postaci, które mam ochotę śledzić. Każde ciągnie w swoją drogę, każde ma swoje żmudne problemy...ale żadne nie dostaje nic szczególnie ciekawego do zrobienia. Niestety ta eskadra nie oszałamia charakterami. Ale to co najbardziej przeszkadzało mi w Shadow Fall to sposób w jaki Freed pisze. To jest nuuudna snująca się rozwlekła opowieść, o tym, że każdy jest od czegoś uzależniony, o sztampowych sektach, o randomowych świątyniach Sith, o przewidywalnych taktykach wojennych. Akcja przegadana, rozmowy nadmiernie opisane, szokujących zwrotów akcji nie zauważyłem, relacje między żołnierzami nudne, przemyślenia i tortury Eryki nudne, Wyl od Natha niczym się nie różnią. Okropnie topornie mi się to wszystko czytało. Nie wiem, może to ja nie umiem czytać . Może się nie znam. Może gdybym to czytał w oderwaniu od wszystkich innych obowiązków i zalegających na półce książek, byłbym bardziej cierpliwy. Nie chcę obwiniać książki, ani autora. Ale jak dla mnie to to jest 3/10.
Paczaj co tam wyżej kolega napisał, i powiedz jak to jest. Bo to miała być "najlepsza trylogia SW" a jakoś nie wygląda- pytam na wypadek, gdyby gdzieś kiedyś (w odleglej galaktyce i jeszcze bardziej odległej przyszłości) mnie naszło aby do czytania SW wrócić, to pewnie chciałbym zacząć od tego.
Czytałem tom pierwszy i też byłem wybudzony, zbyt kameralnie, zbyt emocjonalnie, ale w taki najgorszy sposób, rodem z powieści o nastolatkach. Brakowało mi powieści o twardych pilotach, którzy walczą, a nie płaczą po kątach. Pierwsza książka autora "Kompania Zmierzch" była taką właśnie historią, świetna militarną powieścią. Bardzo mnie dziwi, że ten sam autor ma tak skrajne jakościowo pióro.
Po prostu gusta. Dla mnie Alfabet wciąż jest najlepszy, a np wspomniana przez cwanego lisa Kompania Zmierzch mi nie leży. No ale zdecydowanie nie jest to ani opowieść o twardych pilotach ani jedna z przygodowych historii, do których przyzwyczajały przez lata Star Warsy.
Czy polecam? Teraz już nic nie polecam. Nie ma to większego sensu. Jak ktoś chce coś przeczytać z SW to niech sobie przeczytam opis, zobaczy okładkę, ewentualnie spojrzy na średnią ocen i według tego podejmie decyzję
Otóż to, gusta i guściki, bardzo podoba mi się bastionowa kultura recenzji, gdzie każdy pisze czego oczekiwał od książki a co go zawiodło.
A co do gustów to teraz czytam trylogię Dolin Lodowego Wichru Salvatore i jako czternastolatek dałem 4/10 a teraz mocne 7/10 i czerpię olbrzymią przyjemność z lektury, jak widać wiek też robi swoje XD
Dobra, kryzys chorobowy chyba już powoli u nas w domu przechodzi więc mogę napisać więcej.
Są książki SW, które większość lubi. Legendarna trylogia Thrawna, Bane`a, X-Wingi. Są też książki, których większość nie lubi. Dziedzic Jedi, Mroczna Podróż, trylogia Heretyka Mocy, Kryształowa Gwiazda, Ostatni Strzał.
Alfabety to przykład tej podgrupy książek, które zwykle albo się kocha albo nienawidzi. Jasne, są ludzie którzy stwierdzają "takie średnie", ale po prostu widać, że ta seria ma swoich fanatyków i krytyków. Dla mnie to wciąż najlepsza seria SW z kanonu. Sev na swoim kanale niejednokrotnie omawia tę serię i wykazuje równie mocna miłość do niej. Tłumacz tej książki też jest jej wielkim fanem. Na discordzie też znalazłoby się paru fanów. Ba. Największy sceptyk discordowy, Budziol Lord, pewnie prędzej poleci pierwszy tom Alfabetu niż jakakolwiek inną książkę czy komiks z kanonu. Oczywiście nie bez krytyki, ale to Budziol. Jego opinia o Alfabecie to i tak spore zaskoczenie na tle tego jak postrzega kanoniczne książki od lat
Co ja mogę powiedzieć? Ja po prostu polecam Alfabet. Jeśli nie chwyci w ciągu pierwszej połowy pierwszego tomu to raczej nie ma sensu czytać dalej. To nie jest seria dla każdego i zdecydowanie nie są to typowe SW. Tu się można odbić od wielu rzeczy. Od postaci, które trudno lubić. Od historii, której daleko do klasycznej przygody, a bliżej do studium psychiki i relacji między bohaterami. W końcu od stylu autora. Ale problem nie leży tu w tym że Freed słabo pisze, jak Wendig czy inny grafoman. On ma swój specyficzny styl, co można już zauważyć np w Kompanii Zmierzch.
Trzeba sprawdzić. Wiedziałem że jak mam cokolwiek polecić Budziolowi to Alfabety. Yogurtowi też poleciłbym tylko tę książkę. Tym bardziej teraz. Skoro Yogurt interesuje się serialem o Andorze to Alfabety też powinny do niego trafić. Ale czy tak rzeczywiście by było? Tego już nie jestem w stanie stwierdzić. Może tak. Może nie.
Może kupię pierwszy tom i będzie nagrode peirwszej rundzie wznowionego GŁG ?
Czyli jeśli Kompania Zmierzch się podobała, to Alfabet też może?
A poza tym to Burzol konsekwentnie wrzuca swoje oceny do datakart na Bastionie i innych też do tego zapraszam
A akurat jestem przed artykułem z Nowej Republiki i cóż, brakuje troche ocen, a pozycji trochę jest. Dwa pierwsze Alfabety mają trochę ocen, ale i tak zachęcam do wystawiania, żebyśmy mieli rzetelniejszą średnią. A brakuje ocen m.in. tym pozycjom:
https://star-wars.pl/Tekst/4604 (Cena Zwycięstwa) - dopiero 3 oceny i prawdopodobnie mocno przesacowane, bo wystawione przez fanów Alfabetów
https://star-wars.pl/Tekst/4559 (Free Fall) - też 3 oceny, ale nie dziwię się w sumie, bo pewnie nie za dużo osób czytało w oryginale
https://star-wars.pl/Tekst/4828 (Shadow of the Sith) - tu to samo, a wiem, że dużo więcej osób ma to za sobą
https://star-wars.pl/Tekst/4445 (Force Collector) - tu 4 osoby, ale obawiam się, że to może być koniec Bastionowiczów, którzy sięgneli po tę książkę