Jedna z nielicznych książek Dicka, z których po latach coś się pamięta. Trzeba przyznać, że jak na niego się wyróżnia się ona. Natomiast w przypadku twórczości tego autora, fabuła czy bohaterowie nigdy nie byli najważniejsi. Liczył się pomysł, czyli wizja w której alianci przegrali i książka (w adaptacji filmy) z naszej rzeczywistości. To wystarczyło do tego, by ciekawie zekranizować tę powieść. Albo raczej wymyślić ją na nowo, nadać fabułę, osadzić bohaterów, a jednocześnie zrobić to w przewrotny sposób. I w trzech sezonach udało się to zrobić całkiem nieźle. Stworzyć solidnych antybohaterów - Kido i Smitha, którzy ciągnęli ten serial, którym się kibicowało (SSmanowi, albo japońskiemu oficerowi Kempeitai), bo choć byli jacy byli, to jednak starali się zachować ten świat przed zagładą. Do gusty przypadli mi też Tagomi i Childan. Joe jeszcze dawał radę. Gorzej z głównymi (w teorii) bohaterami... Juliana, Frank. O ile Juliana irytowała mnie na początku, potem było trochę lepiej, by potem (czwarty sezon) praktycznie jej nie było lub odgrywała niewielką rolę. Frank mnie irytował z odcinka na odcinek coraz bardziej. Ale to i tak nic w porównaniu z tymi, których wprowadzono w ostatnim sezonie, ale do tego wrócę.
Podobało mi się to (bez czwartego sezonu), że właściwie wszystkie te frakcje, wliczając to ruch oporu, są niejednolite, ale też ubrudzone. Zwłaszcza w przypadku ruchu oporu działa to bardzo na plus, gdy widać jacy oni są brutalni i bezwzględni. Mają pewnie szczytny cel, ale walka ich mocno zmieniła. Podobała mi się też dbałość o szczegóły, także etniczne, jak choćby ukazanie zróżnicowania między Rzeszą, Stanami Pacyficznymi a Strefą Neutralną. Jak widać da się i buduje to nieźle świat.
I do tego wątek fantastyczny z przechodzeniem między światami. Spiski w Rzeszy. O ile pierwszy sezon był raczej spokojny, o tyle drugi i trzeci ładnie się rozkręcają i wciągają. Właściwie to ten moment, w którym opowieść żyje własnym życiem, a Dick już dawno nie ma znaczenia, z małym wyjątkiem. Dick w swojej twórczości bywa czasami fatalistą, bohaterowie czegoś próbują, a to i tak nie wychodzi, lub pojawiają się komplikacje. Tu też udało się, zwłaszcza w wątku Juliany, ale nie tylko to ładnie pokazać na ekranie.
Mam za to spory problem z czwartym sezonem. Zniknęło tam część bohaterów - niektórych uśmiercono, inni po prostu zniknęli z ekranu. W ich miejsce wprowadzono czarnych komunistów. Już sam drugi człon nastawia mnie źle do tej grupy, ale sposób w jaki ich przedstawiono to abominacja względem poprzednich sezonów. Nagle mamy jednolitą grupę, która w przypadku Japończyków jest bezwzględna, ale poza tym są jednoznacznie dobrzy i potrafią oprzeć się pokusom, kierują wyższymi celami. Aha i są skuteczni, osiągają to co zamierzali. I zabierają zdecydowaną większość czasu. Nie dość, że było to nudne, to sprawiało wrażenie bardzo oderwanego od reszty serialu.
No i końcówka z przebudzeniem Amerykanów (podczas gry w Europie zostaje Rzesza, a w Azji Japonia...). Ale takie widzenie świata w sumie mnie nie dziwi. Niestety, czwarty sezon raczej skończyłem, by to już skończyć... Szkoda, bo trzy pierwsze faktycznie, trochę wolno, ale budowały ciekawy świat, z którym chętnie zostałbym na dłużej. Czwarty raczej wprowadził zniechęcenie i niesmak. Może dobrze, że to skasowali.