To będzie dłuuuugi post, więc zacznę od tego na czym powinienem skończyć, czyli ostatecznej oceny "Alphabet Squadron". Jeśli ktoś śledzi moje poczynania na blogu o Legendach to wie, że byłem totalnie podjarany serią X-Wing, a jeszcze bardziej jej częścią dotyczącą Eskadry Widm. Del Rey zapowiadało, że książka Freeda ma w pewnym stopniu nawiązywać do tej legendarnej serii, więc od początku roku wręcz odliczałem dni do premiery. Gdzieś podskórnie czułem, że to jest książka dla mnie. Jednocześnie miałem obawy, że tak wysoki poziom nakręcenia się poskutkuje tym, że będę zawiedziony, rozczarowany (niejedna osoba miała tak przy TLJ, Battlefroncie czy chociażby na początku kiedy wychodził Aftermath Wendiga). Dodatkową obawą było to, że nie jestem jakimś wielkim fanem "Battlefront: Kompania Zmierzch" i mimo, że doceniam w jaki sposób Freed podszedł do tej książki, to zupełnie nie mogłem wczuć się w historię. Wracając jednak do tematu, wczoraj skończyłem "Alphabet Squadron" i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to bardzo dobra książka z interesującymi bohaterami, świetnie poprowadzoną akcją i zaskakującymi zwrotami akcji. I to jest ocena, którą starałem się napisać bez żadnych emocji, ot tak, zaraz po przeczytaniu, tak jakbym chciał zrecenzować książkę na SWNN, theforce.net czy innym portalu nie dorastającym do pięt naszemu Bastionowi. Ale co sądzę prywatnie? Włączając to wszelkie emocje i świadomość tego, że jestem wielkim fanem serii X-Wing?
JEST ZAJEDWABIŚCIE. Prawdopodobnie stwierdzenie "Alphabet Squadron jest lepszy niż seria X-Wing" ociera się o profanację i właściwie ciężko porównywać jedną książkę z dziesięcioma tomami, ale naprawdę po przeczytaniu miałem takie odczucie. Jakby Alexander Freed wziął moje ukochane X-Wingi, zastanowił się co ludzie kochali w tej serii i dodał do tego troszkę więcej realizmu. Jasne, może działa tu też zasada kontrastu - Aftermath dziejący się w podobnym okresie raczej nie jest ulubieńcem fanów, podobnie Ostatni Strzał. Ja jednak uważam, że Freed dał radę wziąć to co najlepsze z serii X-Wing i przełożyć to na realia Nowego Kanonu. I nie jest to żadna zżynka, to jest zupełnie inne historia, z zupełnie innymi bohaterami i zupełnie inną akcją, ale jednocześnie czuć ten sam feeling co w serii X-Wing. Póki co nie powiem, że "Alphabet Squadron" jest lepszy serii "X-Wing", poczekam na drugą i trzecią część, ale na pewno jest na najlepszej drodze.
Co właściwie w tej książce mnie tak urzekło? Po pierwsze postacie. Ja pierdziele, prawdopodobnie żadna książka Nowego Kanonu nie wprowadziła tyle postaci, które bym polubił i czekał na ich dalsze losy. Bardzo dobrze wychodzi to Claudii Gray - Bloodline dał Ransolma i Jopha, Master & Apprentice Raela Averrossa i Paxa, Lost Stars Cienę i Thane`a. Ale w Alphabecie polubiłem dosłownie KAŻDEGO. Przez pewien czas trochę denerwowała mnie Yrica Quell, ale po przeczytaniu całości również uznaję ją za ciekawą i wartościową postać. Podobnie zresztą z Caernem czy Devonem. Natomiast Wyla, Natha, Chass, Kairos, I-TO właściwie polubiłem od razu, od pierwszych chwil w książce. I tutaj jest ogromna zasługa Freeda, bo autor nie żałuje sobie czasu, żeby nam ich przedstawić i jednocześnie sensownie powiązać ich historie tak by ostatecznie stworzyli tytułowy Alphabet Squadron.
Widziałem parę postów wyżej, że po 2/3 książki niektórym nie pasowała ilość akcji w stosunku do budowania postaci. Jak zawsze, jest to kwestia bardzo osobista, ja w ogóle tego nie odczułem. Napawałem się rozwojem tej eskadry, tym jak się docierali, jak im wychodziło bądź nie na różnych płaszczyznach, tym co się w ogóle działo przed powstaniem Eskadry Alfabet, bo to ma kluczowe znaczenie dla fabuły książki. Ale jeśli ktoś rzeczywiście nie był zachwycony takim rozwiązaniem fabularnym to ostatnie rozdziały powinny to wynagrodzić. Powinny o ile tego rodzaju akcja przypasuje komuś do gustu. Ja byłem usatysfakcjonowany zakończeniem, do tego stopnia, że machnąłem całą końcówkę w jeden dzień. Inna kwestia jest taka, że nie czułem, żeby tej akcji było mało. początek spoilera Najpierw wspomnienia z operacji Cinder, potem szaleńcza ucieczka Hellion`s Dare, Abednedo, treningi z minami, misja przy tej tajemniczej wieży, kolejna misja, no i zakończenie koniec spoilera.
Kolejny temat to realizm, który również został wywołany na tapetę parę postów wyżej. To taka cecha rozpoznawcza Nowego Kanonu i chyba trzeba po prostu zaakceptować, że w książkach SW nie będziemy dostawać książek, które dosyć luźno traktują realizm i bardziej skupiają się na przygodzie, zabawie, baśniowości. Ja bym jednak zwrócić uwagę na to, że ten realizm jest bardzo różnie rozwiązywany w książkach SW. Mimo, że doceniam "Katalizator" to Luceno czasami za bardzo zakręcił się na punkcie tego, że budowa Gwiazdy Śmierci musi być w 100% realistyczna i momentami było nudno. Podobnie "Queen`s Shadow", które bardzo mocno opisywało realia życia senatora. "Ahsoka", gdzie 30% książki to opis życia na wsi. Nawet uwielbiany przeze mnie "Thrawn" Zahna różni się od Trylogii Thrawna tym, że jest dużo bardziej realistyczny - całe "Thrawn: Alliances" to właściwie kilkuset-stronnicowy opis relacji Vadera i Thrawna. Można to lubić bądź nie, ale raczej nie można wrzucać do jednego wora na zasadzie "Nowy Kanon jest strasznie realistyczny". Bo każdy z tych autorów realizuje to trochę inaczej, inaczej rozkłada akcenty. I "Alphabet Squadron" w mojej opinii rozłożył te akcenty bardzo dobrze. Tam gdzie miało być realistycznie, było, tam gdzie było miejsce na trochę zabawy, czystej radości z latania, tam już nie zawsze było realistycznie.
Nie będę analizował książki pod kątem fabuły krok po kroku, ale w spoilerach kilka najlepszych moim zdaniem momentów całej książki. początek spoilera Pogoń za Hellion`s Dare - naprawdę czuło się te napięcie, tą bezsilność i po prostu profesjonalizm Shadow Wing. Poza tym cały ten pościg dał nam dużo jeśli chodzi o rozwój postaci Wyla i Chass. Rozmowa Wyla z Blinkiem to w ogóle chyba najlepszy moment całej książki. Oba końcowe plot twisty jak najbardziej mi spasowały i nawet zaskoczyły, bo nie spodziewałem się ani jednego ani drugiego. Nath, który ma w D Wyla i wyskakuje z Y-Winga. HAHAH. Utrzymanie tajemnicy Kairos przez całą książkę, dzięki czemu (mam nadzieję) rozwiązanie w 2 bądź 3 części będzie jeszcze bardziej satysfakcjonujące. A może Freed w ogóle nie zamierza tego odkrywać? Fajne wplecenie historii Devona, która na początku wydawała mi się trochę dziwna, ale koniec to zrekompensował. Pomalowanie statków Eskadry i ich reakcje. TIE Bomber wbijający się w statek z Szturmowcami. koniec spoilera Sporo sporo dobrych momentów, które robiły robotę.
Widziałem też posta vikali o początek spoilera Herze i w sumie rozumiem Twoje zarzuty. Tylko, że to Filoni przypieczętował jej los, kiedy sezon 4 Rebeliantów skończył się tak jak się skończył. Można by powiedzieć - mogłaby dalej latać jako pilot, najlepiej ze swoim synem, to by było bardziej Herowate. Ale Hera to trochę taki Wedge Antilles Nowego Kanonu. Stracił wielu przyjaciół, rodzinę, pozostał liderem Eskadry Łotrów, ale ostatecznie Ackbar i reszta zmusili go do tego, żeby został generałem. Podobnie to chyba wygląda w przypadku Hery. Osoba z takim doświadczeniem, walcząca z Imperium od lat, musiała w końcu znaleźć się gdzieś na szczycie hierarchii. Jest to smutne, bo widać, że nie jest to wymarzona rola, że czuje się samotna, ale nie zawsze jest różowo. Może po Bitwie o Jakku czeka ją jakiś ciekawszy los? Jakaś wyprawa w Nieznane Regiony? Udział w wyścigach? Albo po prostu powrót na Ryloth i wspominanie starych czasów? Kto wie, Filoni w sezonie 4 w taki sposób zakończył historię załogi Ghosta, że już niestety nie wrócą te czasy kiedy biegała z Kananem i cieszyła się życiem, trudnym, ale jednak w doborowym towarzystwie. Natomiast uważam, że w "Alphabet Squadron" Hera jest dużo bardziej przekonywująca jako postać niż w komiksie "Aphra". Tam zupełnie nie czułem tej postaci. Tutaj Hera stała się trochę tym kim Han stał się w TFA. Jasne, Hera to Generał, Han wrócił do przemytnictwa, ale chodzi mi o mentalność. Nie mówiąc już o tym, że czytając kwestie Hery, miałem w głowie jej głos z Rebeliantów koniec spoilera.
Ok, podobała mi się tutaj masa rzeczy, to już wiecie. Ale czy coś mi się nie podobało? (uwaga, duży spoiler!) początek spoilera Mimo wszystko liczyłem, że ktoś zginie. Nie wiem, może Freed stwierdził, że to za wcześnie. Że na to przyjdzie czas w kolejnych częściach, ale aż się prosiło, żeby Nath zginął tam na dole. Albo Caern ostatecznie porzucając swoje motywacje i kierując się jakimś wyższym celem? Nie wiem, może nie, ale jakos tak brakowało mi czyjejś śmierci (xD). Myślę, że dosyć kontrowersyjną kwestią może być zmienienie planu misji na ratowanie mieszkańców Pandem Nai. Cały czas mamy ciężki klimat wojny postEndor, a tu tak cukierkowo - this is a rescue mission. Imo ma to sens w kontekście przedstawiania różnic między Rebelią i Imperium, tego jak zaczęła myśleć Quell, ale strzelam, że niektórym się to nie spodobało koniec spoilera.
Ostatnio wspominałem, że Master & Apprentice jest aktualnie moją ulubioną książką. Długo tu nie zagościł, bo "Alphabet Squadron" skradł moje serce i tym razem bez zastanowienia stawiam tą książkę na pierwszym miejscu podium. Przed Master & Apprentice, Lost Stars, Bloodline, Phasmą i Thrawnami. Pewnie na długo, bo żadna z pozostałych książek w tym roku chyba nie da rady zrobić na mnie takiego wrażenia. No może "Thrawn: Treason", ale patrząc na tematykę to nie jestem tego taki pewien.