Piąty Odcinek pierwszego sezonu "Star Wars: Resistance" - serialu animowanego o intencjonalnie zbyt wyrazistych kształtach postaci, które wyglądają zbyt pięknie, momentami pastelowo i sztywnie - wywarł, powiedzmy to sobie: dobre, lecz nie do końca wystarczające ,,wrażenie". Na razie nie wiem czego oczekiwać po tej produkcji; wszystko obraca się tu wokół nurtu przygody, wzrastającej z odcinka na odcinek ciekawości głównego bohatera mykającego to tu, to tam w gronie podobnych mu ludzi. Twórcom "Resistance" chodziło zapewne o nakreślenie losów zwyczajnych, teoretycznie mało dostrzegalnych przez fanów "Star Wars" postaci z Nowego Kanonu, które w walce przeciwko "Najwyższemu Porządkowi" są tak samo istotne, jak główny organ dowodzący "Ruchem Oporu" i "Nową Republiką". Piloci okrętów, czy myśliwców "Ruchu Oporu" stanowią w serialu dość dużą społeczność, do której, mimo konkretnej misji odnalezienia ,,wtyki" "The First Order" w szeregach formacji "Nowej Republiki" i na Colossusie, przystępuje Kazuda. W ten sposób Kazuda, a chyba jest to zgodne również z jego naturą, identyfikuje się z pilotami, mechanikami i innymi istotami na tej gigantycznej platformie, niczym z przychylnym mu bractwem.
Prawdopodobnie "Disney" i "Lucasfilm" chcą pociągnąć "Resistance" jako wspólny projekt, stosując nową, płynną, ,,mozaikowo-komputerową" technikę kreślenia postaci i całej rzeczywistości w tej produkcji, tak, że wszystko nią tworzone jest intencjonalnie odróżnialne od innej warstwy tła, np. postacie tak specyficznie narysowane, jakby można było je odkleić od przestrzeni umieszczonej na danym kadrze. Minusem tak odrębnego dla dotychczasowej wizji "Star Wars" stylu graficznego jest wrażenie, że w animacji zagubiło się to, co hołdowało "Gwiezdnym Wojnom" od pierwszych minut ich istnienia: ,,ząb czasu", czyli przykładowo widoczne zużycie niektórych elementów myśliwców, okrętów, czy innych pojazdów, oraz zabrudzone mechanizmy droidów - ich całe zdezelowane, przetarte powierzchnie itp. Nie zapomnijmy w tym względzie o umorusanych w pyle i kurzu szatach, w miarę prostych strojach wielu postaci; o bitewnej atmosferze w dokach, całych halach, w których gromadził się Ruchu Oporu lub Rebelianci, gdzie w powietrzu czuć było zapach smaru, oleju, kurzu, i słychać było brzdęk mechanicznych kluczy. Rozumiem, że "Star Wars: Resistance" to nie "Klasyczny Kanon". Ciężko przyzwyczaić się do tej zbyt ,,chilloutowej", powoli rozwijającej się fabuły, śmieszkowatości Kazudy i Neeku Vozo - a jego, niestety, mój umysł nie jest w stanie zrozumieć, po prostu nie wiem dlaczego się tu pojawił, jako tak kontrowersyjnie bezradna, głupkowata postać, lecz z drugiej strony w jego przypadku, rzeczywiście jest to jakaś porcja gagów, ot niezobowiązującego humoru. Ciężko jest ogarnąć to - mówiąc w skrócie - disneyowskie piękno wizualizacji graficznych w "Resitance". Jeśli fabuła nie zazębi się nieco ostrzej wokół konfrontacji "Ruchu Oporu" albo "Nowej Republiki" z "Najwyższym Porządkiem" Phasmy - bo to ona będzie chyba tu jedyna najwyższa stopniem z tej Organizacji, to serial się może posypać, wręcz zyskać miano tylko i wyłącznie czegoś co uzupełni treści "Nowego Kanonu" Star Wars.
Po 5-ciu epizodach "Star Wars: Resistance", serial oceniam na: 6/10