Kto ogląda? Ja jestem prawie zupełnie nieserialowy, ale to mnie kupiło. I śmieszne, i nieśmieszne, i bardzo życiowe przy okazji. Co myślicie?
Kto ogląda? Ja jestem prawie zupełnie nieserialowy, ale to mnie kupiło. I śmieszne, i nieśmieszne, i bardzo życiowe przy okazji. Co myślicie?
Widzę, że nikt się nie złapał, więc sam sobie odpowiem.
Cobra Kai to kontynuacja w postaci serialu TV słynnego "Karate Kida" z 1984. Być może w PL nie jest to tak kultowy film jak w USA, ale chyba większość o nim słyszała. Było dużo następnych części, różne produkty pochodne, łacznie z remakiem z 2010 z udziałem Jackie Chana i Jadena Smitha, ale w większości (a nawet chyba w 100%) było to totalny chłam.
Oryginalny Karate Kid to bardzo sprawny film, łatwo trafiający do każdego młodego człowieka, poruszający bardzo życiowe tematy i problemy. W tę życiową historię sprawnie wpleciony jest wątek sztuk walki, treningu, doskonalenia się, filozofii wschodu, agresji, relacji mentor-uczeń. Która to relacja jest rdzeniem filmu i jedną z jego najmocniejszych stron.
Karate Kid wrócił w pewnym sensie do powszechnej świadomości za sprawą serialu "How I Met Your Mother", gdzie jeden z bohaterów (Barney Stinson) przedstawia komiczną interpretację wydarzeń z filmu, odwracając role protagpnisty i antagonisty ( https://www.youtube.com/watch?v=eiNESoqgGG4 ). Tę samą interpretację można obejrzeć w słynnym jutobowym filmiku:
https://www.youtube.com/watch?v=C_Gz_iTuRMM
Najciekawsze jest to, że te "lustrzane" interpretacje nie są bardzo naciągane. Główni bohaterowie filmu, Daniel-San i Johnny, nie są do końca jednoznaczni i nie stanowią w pełni czarno-białego kontrastu dobry-zły. Pamiętam, że oglądając ten film po raz pierwszy, od razu miałem wrażenie, że Daniel-San jest przedstawiany jako odrobinę agresywny cwaniaczek i drobny prowokator. Johnny, mimo że w tej historii przypadła mu rola czarnego charakteru, jest raczej prostolinijnym i dobrodusznym gościem, nie złym do szpiku kości sadystą. Koniec filmu mocno to podkreśla.
Mocnym atutem Karate Kida jest choreografia, na pierwszy rzut oka trochę buraczna albo nieudaczna, szczególnie z dzisiejszej perspektywy. Ma jednak wielką zaletę: nie jest to odrealniony balet rodem z filmów kung-fu. Starcia wyglądają raczej na sportowe, "realistyczne" potyczki, gdzie jeden faktycznie chce drugiego walnąć, ale raczej, żeby zdobyć "punkt", niż żeby zabić albo poważnie uszkodzić. Nad wszystkim unosi się klimat bójek nastolatków.
W tym roku Karate Kid wraca na ekrany w postaci serialu, 10 odcinkowego sezonu, gdzie każdy odcinek trwa poniżej 30 minut. Do obejrzenia na Youtube Red, w Polsce usługa niby niedostępna, ale serial można obejrzeć. 2 pierwsze odcinki za darmo, reszta do kupienia za grosze.
Serial przedstawia losy bohaterów po 34 latach. Poznajemy ich losy, widzimy jak potoczyło się ich życie po słynnym turnieju z finału filmu kinowego. Dowiadujemy się dużo o korzeniach bohaterów, co ich ukształtowało, jak stali się tymi małolatami, których poznajemy w kinowym oryginale.
Nie chcę tu zdradzać fabuły, ponieważ trzeba tego doświadczyć samemu, ale serial jest naprawdę świetny. Zbiera, w pełni zasłużenie, bardzo wysokie oceny. Historia jest bardzo sprawnie napisana, i w pewnym sensie chyba odrobinę zainspirowana interpretacją Barneya Stinsona. Aktorzy, oryginalni wykonawcy swoich ról, wcielają się znowu w swoich bohaterów i robią to brawurowo. Dialogi są wspaniałe, dowcip jest błyskotliwy i nienachalny. Serial przedstawia dwa światy, nastolatków i dorosłych, i oczywiście okazuje się, że niby wszystko się zmieniło, ale tak naprawdę jest dokładnie tak samo. Szkoła jest takim samym polem bitwy jak była 34 lata wcześniej. Dorośli niby są innymi ludźmi, ale tak naprawdę wcale się nie zmienili. Jest to przedstawione w tak sprawny i komiczny sposób, że pękałem na głos ze śmiechu. Poważnie, dawno się tak nie uśmiałem. Oczywiście, serial nie jest tylko głupią komedią. Poruszone są poważne tematy, podobnie jak w oryginale z 1984, ale również dochodzą nowe kwestie, takie jak rodzina, odpowiedzialność, radzenie sobie z porażką, ciężar błędów młodości i grzechy ojców (mentorów). Oczywiście, znowu w tematy życiowo-codzienne wplecione są sztuki walki. Przeciwstawione sobie są tu dwa podejścia - rodzinna i zamknięta szkoła okinawskiego karate, nastawiona na wewnętrzną równowagę i bliską relację mistrz-uczeń, reprezentowana przez Daniel-Sana, oraz otwarta i zmilitaryzowana szkoła skupiona wobec charyzmatycznego przywódcy, rzucająca wyzwanie światu, którą prowadzi Johnny. Obie szkoły wracają do życia po długim okresie uśpienia, kiedy stara rywalizacja Daniela i Johnnego znowu odżywa.
Serial jest wspaniale zrobiony pod względem technicznym. Piękne zdjęcia, Kalifornia w nich jest odpowiednio sucha i słoneczna. Pod względem audio, muzyka jest perfekcyjnym miksem nostalgii za szalonymi latami 80-tymi (Ratt, Twisted Sister) i współczesnych brzmień. Na uwagę znowu zasługuje choreografia - nie ma w niej nic pięknego, dostajemy toporne bójki w których wygrywa silniejszy, a człowiek pada na ziemię po jednym "strzale". Dla mnie jest to wielka ulga i odmiana po współczesnych filmach przedstawiających sztuki walki, gdzie króluje jakaś dziwna i totalnie odrealniona postać Wing Tsun Kuen, wyrabiająca w młodych widzach bardzo nieprawdziwą i szkodliwą wizję konfrontacji i walki.
Cóż można powiedzieć... polecam, bardzo polecam. Oglądając ten serialik, zastanawiałem się: czyżbym oglądał definicję postmodernizmu? Serial stara się przekonać widza, że nie ma prawd absolutnych. Jest to bardzo dobrze napisana i zrealizowana opowieść, zdecydowanie najlepsza kontynuacja lub reboot, którymi ostatnio tak jesteśmy karmieni. Okazuje się, że jak się chce, to się da, bez ogłupiania widza i kupowania za pomocą tanich sztuczek i gry na nostalgii. Polecane każdemu, starym, młodym, znawcom oryginału i ludziom zupełnie "spoza klimatu". Moja ocena 5/5.
Jak zobaczyłem trailer zacząłem wysyłać wszystkim znajomym krytykując jak bardzo już nie ma pomysłów i wygrzebali z grobu nawet Karate Kida i wieszcząc totalną klapę. Jak już wyszło (i 2 pierwsze odcinki dali za darmo) poczułem się w obowiązku sprawdzić jak bardzo miałem rację.
I jakże się myliłem.
Nie będę się rozpisywał, bo wszystko już zostało powiedziane, ale serial jest jednym z najlepszych jakie ostatnio widziałem. Doskonały miks sentymentu, współczesnych problemów, komedii i dramatu.
5/5, polecam!
Quide napisał:
wygrzebali z grobu nawet Karate Kida
-----------------------
Dokładnie.
Jeszcze mała korekta, serial nie tylko dominuje w kategorii remake/reboot/kontynuacja, ale moim zdaniem jest to "ogólnie" najlepsza produkcja TV ostatnich lat.
się zbliża. Trailer taki sobie:
https://www.youtube.com/watch?v=N3RqajyxUco
ale tym nie ma się chyba co przejmować. Zastanawiające jest, w którym kierunku twórcy puszczą tę opowieść. Oby tylko nie przegięli! Ten specyficzny "obyczajowegy realizm" był bardzo efektywny w sezonie 1.