"Solo A Star Wars Story" to nie taki klasyczny Spin-Off jakiego oczekiwaliby fani "Gwiezdnych Wojen", którym, co wielu urosły podniebienia po znakomitym "Rogue One", gdzie w wielkim skrócie mówiąc, pokazano, jak narodził się duch prawdziwej Rebelii, której znaczenie w wykradzeniu planów Gwiazdy Śmierci dla ciemiężonych przez Imperium było gigantycznee, dając im Nadzieję.Przecież nie tylko walka i upór, ale i nadzieja jest dla Rebelii ważna. Skoro "Rogue One" jako Spin-Off ofiarował miłośnikom ,,galaktycznych" historii ukierunkowanie na bardziej problematyczne, zbiorowe kwestie i wydarzenia, to logiczne było, że ,,solowy film o Solo" nie będzie tak samo rozpisany, prowadzony i nie wywrze tego samego efektu co poprzednik z grudnia 2016 roku. Po pierwszym obejrzeniu "Solo A Star Wars Story" przeze mnie, a właśnie dzisiaj to nastąpiło, jestem jak najbardziej pozytywnie zaskoczony, wręcz od środka rozrywany jakimiś ognikami, dodatnio naładowanymi fluidami. Od pierwszych do ostatnich minut filmu, wyzierało z niego bezprawie, chaos, wyzysk, poczucie, że rejony Galaktyki ogarnięte mackami ,,wojny domowej" zainicjowanej przez Imperium są przekonane, że akceptacja anarchii, beznadziei, gdzie na Korelii lub niezbyt przyjaznych poziomach Coruscant, jedynym wyjściem ze społecznego upadku jest paranie się zawodem złodzieja, przemytnika i przestępcy. Ehrenreich, rolę Hana odegrał bardzo dobrze; zrobił to tak, jak powinna prezentować się postać Solo, bez względu na to, kto by ją zagrał. Aktor dał widzowi psotnego gotowego do działania, młodzieńczego, czasami nawet zbyt pochopnego i lekko naiwnego Hana Solo - dziecko Korelii, które wyrwało się ze szlamu miasta.
Nie będę bardziej porównywał klasycznej trylogii z "Kanonem" i ciągiem Epizodów "Gwiezdnych Wojen", bo chyba nie powinno się nawet tego robić, ale wtrącę tylko jedną rzecz w tej kwestii: Hana Solo, jako postać, tego, jak bardzo został on zaangażowany w rzeczywistość i wydarzenia filmu, było więcej niż we wszystkich pozycjach "Lucasfilmu", w których bohater się pojawił. Qi`ra jako towarzyszka Hana, została zaangażowana równie dobrze, jak on sam, z tym że w momencie pojawienia się koreliańczyka na kosmicznym jachcie Vosa i jego spotkania z Qi`rą widać było, że ich związek, niestety, dobrze się nie skończy - usilnie łączone przeciwieństwa. Co najciekawsze, z Qi-rą związany jest najbardziej szokujący moment niniejszej produkcji: po zabiciu magnata: Vosa, i oddaniu baterii Coaxium plemieniu Enfys Nest, Qi-ra w jachcie swojego ,,pracodawcy" łączy się z tym komu Vos podlegał. Początkowo nie mogłem powiązać jakiejkolwiek postaci z Uniwersum "Star Wars", która mogłaby wyłonić się przed Qi-rą, jako hologram na mrocznym tronie i pokazać swe ukryte przed ciemnymi akolitycznymi szatami oblicze. Gdy nieznajomy w końcu się ujawnił i szerzej zaprezntował, byłem w paraliżującym, wdzierającym obcy chłód do ciała szoku, że okazał się to Darth Maul! To było wprost niesamowite, co z jednej strony sugeruje zgodę Qi-ry na zostanie uczennicą Maula i stanie się w przyszłości Sithem.
Poznanie się Hana z Chewbaccą, czyli początek ich nietypowej współpracy w celi więziennej, gdzie Chewie miał być ,,bestią, która nie jadła od 3 dni", a Han umiał nawet artykułować językowy chargot potężnego Wookiego, którego nazwał w końcu Chewiem było takie, jak powinno być. Nie wiem jak ich pierwsze spotkanie wyglądało w "Legendach" Star Wars, o ile zostało szerzej rozpisane, więc nie mam większego porównania. Również, to w jaki sposób nadano Hanowi nazwisko było dość dobrze ujęte i kupiło moje gusta zupełnie, jak powyższe kwestie; nie mający rodziny, nikogo, dbający sam o siebie, Han, dostał od jakiegoś Porucznika Imperium adekwatne nazwisko: Solo.
Jeśli chodzi o Lando, lepszego Landa Calrissiana niż Glover nigdy nie będzie; gra w Sabaka z Hanem i ich końcowy rewanż to potwierdza: absolut, mistrzostwo!