czekałem na taki temat, bo właściwie nie wiedziałem gdzie się podpiąć ze swoimi przemyśleniami.
Nie, z góry uprzedzam - nie widziałem TLJ i nie mam zamiaru oglądać go w kinie. Widziałem inne SW ostatnio, będzie recka, ale nie o to tu chodzi.
Chodzi o "problem" wystawiania ocena w serwisach, które je gromadzą i wyciągają średnią. IMDb, Rotten, Meta, nawet nasz rodzinny Filmweb.
O co mi chodzi konkretniej? O to byście z ręką na sercu zastanowili się jak oceniacie filmy (zostańmy przy nich, bez odbijania na muzykę, książki, gry) i jak je odbieracie. A właściwie może jak odbieracie daną produkcję, a potem na bazie tego odbioru, uczuć (bo przecież jesteśmy istotami emocjonalnymi) wystawiacie ocenę.
Ja to widzę dwojako:
1. Idziemy do kina, oglądamy film, a podczas seansu zwracamy uwagę na fabułę, na oprawę wizualno-dźwiękową, na grę aktorów. Bardziej wnikliwie można przeanalizować pracę kamery, niuanse w reżyserskim rzemiośle itd. Zależy kto na jakim pułapie odbiera kino.
Wracamy do domu i... teoretycznie powinniśmy sobie dać chwilę czasu na zastanowienie. Istnieje teoria, że pierwsza myśl jest najlepsza i to się czasem sprawdza na egzaminach przykładowo. Ale tutaj odrobina refleksji nie zaszkodzi i często może zastąpić pójście na seans jeszcze raz (jeśli to w ogóle normalne, bo nawet zawodowi krytycy nie chodzą na jakieś arcydzieło kilkukrotnie - warto to mieć na uwadze podnosząc do rangi nieomal boskiej wpływy z biletów).
Pomyśleliśmy, klikamy na ulubiony serwis i wystawiamy ocenę. Czym się kierujemy? Szalą, ważeniem tego co nam się podobało, co nam się nie podobało. Co było złe, co było dobre, a te cztery rzeczy wcale nie są równoznaczne i wymienne.
Ale przypuśćmy, że jesteśmy w pełni świadomymi kinomanami. Jeden aktor zagrał genialnie, inny słabiej, efekty były ok, muzyka też, ale nie zachwyciła, natomiast sama fabuła łał plotwisty i to zakończenie!
Klikamy 6/10, 7/10, 8/10? Jest ok.
2. Idziemy do kina, oglądamy film, a podczas seansu nie bardzo zwracamy uwagę na szczegóły, raczej chłoniemy historię i jej przedstawienie wszystkimi możliwymi zmysłami. Na pierwszym miejscu, podczas sensu i po nim, stawiamy emocje.
Wracamy do domu i... siadamy do netu. Albo i nie, robimy sobie kilka godzin przerwy, idziemy spać, klikamy następnego dnia. Bez różnicy, bo nadal mówimy o emocji. Która jest, żywa i jasna albo może która już zanikła i nie ma nic specjalnego (dobrego lub złego) w filmie, który widzieliśmy. Ot, 2 godziny czasu zleciały bez nudy.
Pomyśleliśmy, klikamy na ulubiony serwis i wystawiamy ocenę. Czym się kierujemy? Wrażeniem, emocjami, odczuciami.
Klikamy 6/10, 7/10, 8/10? 10/10? 3/10, 2/10... 1/10? Jest ok. Jest?
Teraz zwróćcie uwagę, że w pierwszym przypadku wystawienie ocen skrajnych (1&10) jest praktycznie niemożliwe. Jedna z szalek powinna uderzyć o ziemię, przygnieciona ciężarem albo geniuszu, albo kpiny z kinematografii i widza.
A takich filmów chyba nie ma, prawda? Na 1-kę nie zasługują ani najgorsze polskie "komedie", ani filmy Uwe Bolla, ani nawet pewnie spadające z nieba krwiożerze pająkorekiny (to akurat widziałem kiedyś w TV, film na taką skalę, ale wiecie o co mi chodzi).
Film 1/10 powinien mieć tragizm aktorski, drewno i najgorszy naturszczyzm wymieszane ze świadomością obecności kamery, która źle operuje kadrem, w ogóle braki warsztatowe są widoczne gołym okiem dla 10-latka, muzyka jest za głośna i niedopasowana do treści, a fabuła... po prostu każdy element filmu to nieomal przestępstwo, a z pewnością zmarnowanie środków, które przeznaczono na takie "dzieło". Wszyscy wyszlibyśmy lepiej, gdyby tymi pieniędzmi palono w piecach.
A 10/10? Czy istnieją takie produkcje? Gdzie reżyser, operator i scenarzysta stworzyli nową jakość, gdzie nie sposób odróżnić efektów komputerowych od normalnej charakteryzacji, gdzie dźwięki powodują orgazm uszny zarówno podczas seansu jak i 3 lata później, kiedy słuchamy ścieżki w naszym odtwarzaczu, kiedy aktorzy pierwszego i drugiego plany wycisnęli z nas łzy śmiechu i/lub rozpaczy, będąc nie aktorami (czyli ludźmi udającymi innych ludzi), ale wręcz nimi samymi - po prostu jedna, wielka maestria. Wszystkie elementy filmu platynowe i wyznaczające standardy. Istnieją takie?
No właśnie. W pierwszym przypadku nie da się wystawić jedynki lub dziesiątki. Albo, jeśli takie filmy istnieją, to są to arcydzieła. Liczone nadal może na palcach jednej ręki. W każdym gatunku, niech będzie.
W drugim za to... i tu z ręką na sercu powiem o sobie - da się. I można. Na moim koncie filmwebowym (bo tylko tam pokusiłem się o oceny, a to i tak od czasu do czasu) znajdują się tytuły, które mają przybite 1! jak i takie, które mają 10<3
(są też takie, które mają 7 czy 8, ale z serduszkiem, ale nie chcę mieszać w tym co piszę )
Ja wiem, sam przed sobą, że to nie są tak naprawdę filmy graniczne, od dołu czy od góry. Wiem to, bo chodzę do kina na sposób pierwszy. Ale jednak są pewne sytuacje kiedy oceniam na sposób drugi.
TFA ma u mnie 1/10. To nie jest film 1/10, ale może 3/4 w tej skali. Oddzielając fanostwo jest tam więcej złych lub zwykłych rzeczy by ocenić na więcej.
Ale dałem tą jedynkę. Nie po to żeby trollować, nie po to żeby komuś dopiec, nie po to żeby się lepiej poczuć, czy żeby manipulować oceną, gdzie zresztą moja jedna sztuka nic nie zmieni w algorytmie.
Przed chwilą odświeżyłem sobie na YT `Ławę przysięgłych` z 2003 roku, w reżyserii Gary`ego Fledera.
Jedna z pierwszy filmwebowych forumowych dyskusji widnieje takim opisem
Ten film to policzek wymierzony logice. I gniot przy okazji mimo dobrej obsady.
1/10
Co z tego, że to film oparty o autentyczny proces, co prawda tytoniowy, ale przecież argumenty te same. Co z tego, że błędów logicznych nie ma w tym filmie, w logice podkreślam scenariusza, a nie tego jak to sobie odbierzemy. I gniot, chociaż praca techniczna jest na dobrym poziomie? No i dobra obsada...
A jednak - komuś, z jakiś powodów, z jakiś jego emocji, film nie podszedł na tyle, że wystawił mu ocenę 1/10.
Troll? Głupek? Hejter? Zwolennik broni palnej? Nie zgadzam się z nim, więc tak go określę? Z ręką na sercu?
Gdyby tak to wszystko zestawić i zostawić to... oceny z portali, sumowane i uśredniane, są tylko częścią całości kina. Do tego dochodzą recenzje zawodowych krytyków, ilość widzów w kinach, marketing, nagrody, z czasem odbiór po latach (ile filmów średnio wypadło na ekranach, a stały się hitami VHSów, a potem uzyskały status kultowych?).
Nie można sobie wybierać tylko tych fragmentów, które nam pasują. Ale można oceniać filmy skrajnie. Pytanie tylko - po co? Jeśli chcemy w ten sposób pokazać swój stosunek do danej produkcji - ok. Ale jeśli wchodzimy w buty jakiejś wojenki, robimy to przymuszeni otoczeniem albo po prostu dla zwykłej draki, takiego bezpiecznego bycia złośliwym sk***ielem przed monitorem czy ekranem smartfona - to czy należy się tym przejmować?
Teraz niech każdy sobie uczciwie powie, sam przed sobą, jak ocenia SW. Nawet będąc ich fanem, co w przeważającej chyba tutaj opinii oznacza, że jednak powinno się być bardziej pro niż anty.