Droga Królów - bardzo dobrze napisane "heroic fantasy", ale do tytułu "mesjasza" gatunku trochę mu brakuje, przynajmniej po lekturze pierwszego tomu.
Nie chcę się powtarzać, ale świat przedstawiony jest dobry, ciekawy, ma kilka pomysłów, które zapadają w pamięć - fajny miks japońskich rpg i ... lore z Magic the Gathering. Sanderson chyba gra w karciankę i mocno się inspirował przy tworzeniu swojego uniwersum, ale zrobił to tak, że trudno go posądzić o plagiat. Bardzo umiejętnie wplata pewne zwyczaje i tradycje w samą fabułę, postacie co chwila robią coś bo nakazuje to obyczaj, przez co nawet co dziwniejsze pomysły (np. analfabetyzm u mężczyzn, czy "bezpieczna dłoń" u kobiet) szybko stają się regułą dla czytelnika.
Kilka drobnych uwag, które mi się nasunęły podczas lektury.
- bohaterowie żywo odwołują się do wydarzeń sprzed 4500 lat ... 4.5k to szmat czasu, bohaterami są postacie ludzkie, nie ma tu ras długowiecznych, ze względu na uwarunkowania społeczno-klimatyczne średnią długość życia mężczyzny w Cosmere wyceniam na jakieś 40 lat. Jedyne bliższe historycznie zajście to jakaś wojna religijna sprzed 400 lat ... Totalnie tego nie kupuję, pokolenia nie pamiętają wojen swoich dziadków, tu ma się wrażenie, że przez te tysiące lat nic się nie działo. Konstrukcja i założenia uniwersum nie tłumaczą tego w żaden logiczny sposób.
- nazwy własne i imiona rodem z generatora map do Herosów III - kłania się brak wspólnej gramatyki, ale to trudna sztuka - udała się zaledwie Tolkienowi ze względu na wykształcenie i przypadkiem Martinowi, gdyż modyfikował istniejące nazwy rodów. Niestety Sanderson to klasyczny flanelowiec, zamiast poczytać o etnografii wolał odbyć kolejną sesję w "Dungeons & Dragons".
- styl autora jest dobry, ale prosty, brakuje często szczegółów i detali np. jeden z bohaterów wywija mieczem. Czytelnik nie wie nic o ostrzu, zbroczu, szerokości jelca, głowicy czy materiałów, które użyto przy rękojeści. Dla Sandersona MIECZ to MIECZ - tu magiczny, odpryskowy, materializuje się w dłoni, siała baba mak. O zbroi to nawet nie wspominam, coś tam raz wspomina o rzemykach, ale zupełnie ignoruje fakt, że do ubrania się w pełnopłytowy pancerz, nawet magiczny, potrzeba pomocy drugiej osoby. Takich niedostatków jest dużo, ale tak na prawdę się czepiam, po prostu tego bym oczekiwał od powieści fantasy w z górnej półki. Więcej detali wpływających na immersję i wrażenia podczas lektury. Dostajemy "tylko" poczytny, prosty styl, który nie zapada w pamięć. Dialogi również są momentami siermiężne - czasem zupełnie nie czuć, że dany bohater to wojskowy, czy też wykształcony arystokrata, gdyż wysławia się w bardzo prosty sposób. Ale czasem Sandersonowi udaje się błysnąć w wymianie zdań ... ale!
- współczesne słownictwo! - nie znoszę tego, postacie używają słów, których nijak nie powinny znać - to przekleństwo amerykańskich pisarzy i ich ubogiego słownictwa. W Cosmere od tysięcy lat walczą przy pomocy formacji włóczników i ciężkiej kawalerii, nie istnieje tożsamość narodowa, mamy księstwa i walczących ze sobą królów, a Sanderson potrafi wyskoczyć z tekstem typu "ich tożsamość etniczna" albo "popadł w katatonię" - co chwila mnie to wybijało z rytmu czytelniczego, skandal!
- kultowe już "spochmurniał" ... może to wina tłumacza/korekty, ale na miłość boską, książka liczy sobie 1200 stron a co drugą, ktoś pochmurnieje ... żenada!
- mamy kilka wygodnych dla autora rozwiązań "deus ex machina" np. jeden z bohaterów ma sny, które rzutują na całą historię, a że jest zupełnie przypadkiem postacią znaczną i wpływową to może wcielić w czyn pewne obostrzenia, które sobie wyśnił, istna farsa, ale może Sanderson jakoś to wyjaśni w kolejnych tomach.
Sama fabuła jest niezła - autor korzysta z objętości książki i powoli, z namysłem prezentuje nam początek wielkiej historii - dzieje się tu dużo, można się zżyć z postaciami. Jedynie Kaladin mnie rozczarował jedną ze swych decyzji - niestety Sanderson zrobił z niego w pewnym momencie klasycznego, pociesznego bohatera pozytywnego i mocno praworządnego. Stał się przewidywalny a w połączeniu z pewnymi rozwiązaniami historii utrzymanej w duchu mocnego "heroic fantasy" i motywem wybrańca nie do końca mnie przekonał, jak i cała książka tego nie uczyniła. Nie zawiodłem się, ale też spodziewał się czegoś o wiele lepszego, na pewno jednak sięgnę po kolejny tom.
Solidne 7/10