Ja mam dość podobnie jak Shedao. Jestem książkowcem jeśli chodzi o światy wykreowane. Tam zaś czytelnicy wymagają pewnych rzeczy od twórcy, a ten stara się im to dostarczyć. Nawet jeśli przy długiej serii w końcu spada poziom, to całość najczęściej ciągnie właśnie sam świat, bohaterowie, historia. W miarę spójna. Wszyscy jesteśmy ludźmi, więc błędy się zdarzają. Ale błąd to nie jest reboot, czy remake wynikający z lenistwa. Zresztą nie raz są potem poprawiane przy okazji kolejnych reedycji. Tak miał np. Raymond E. Feist, któremu z wiekiem faktycznie zaczęły się fakty mieszać, ale potem razem z fanami to wyłapał i poprawił. George R.R. Martin zaś obecnie korzysta z pomocy kilku fanów pytając o szczegóły świata, który stworzył. Jednocześnie spadkobiercy Tolkiena czy Roberta E. Howarda potrafią wydawać kolejne powieści po 70-80 latach odkąd zaistniało uniwersum, szanując wiernego czytelnika. Decyzja Disneya sprawiła, że mamy dwa wszechświaty, to fakt. Nie ma jednego kanonu. Za X-lat będą trzy, może cztery.
Prawdę mówiąc do czasu skasowania EU z kanonu, w ogóle nie spotkałem się z czymś takim, jak alternatywne uniwersum książkowe. Albo raczej alternatywą było tam coś zupełnie innego. Choćby w „Star Treku”, ale to akurat jest bardziej multiwersum niż uniwersum, i trochę inne podejście. Natomiast takim najbardziej alternatywnym są oczywiście pozycje, które trafiły do domeny publicznej, czyli np. Sherlock Holmes. Jest kanon Arthura Conan Doyle’a i do niego już raczej nikt nic nie doda. Ale każdy może legalnie wydać dziś własną powieść o Holmsie, nakręcić film, komiks itp. Mogę to zrobić ja, czy Stephen King. Tu jest prawdziwa alternatywa wyboru, bo pogrobowców Holmesa jest wielu. Natomiast jest to już zabawa z pewną koncepcją, czasem próba opowiedzenia najlepszych historii w nowej formie. Pewna ich reinterpretacja, bez tworzenia spójnego uniwersum.
Komiksowe światy DC czy Marvela, cierpią na zupełnie inny problem. Podobnie zresztą jak niektóre serie filmowe. W miejsce produktu bardziej autorskiego, najczęściej trzeba odcinać kupony dla producentów. Robi się pewne rzeczy fabrycznie, bez wchodzenia zbytnio w budowę świata. Bo ta bardzo ogranicza, tworzy później wymagania. Musi istnieć wewnętrzna logika wydarzeń i nie tylko. Łatwo to ciągnąć przez np. 10 lat, czy 15. Potem zaczynają się schody. Zmieniają się autorzy, którzy często są z doskoku. Zmieniają się aktorzy, którzy swoim manieryzmem dość mocno naznaczyli postać. Zamiast powiedzieć stop, lub zabrać się ostro do pracy, łatwiej w tym momencie zrobić reboot, remake. Zacząć wszystko od początku, bez bagażu historii. Pozwala to na nowo wprowadzać choćby zabite postaci i dawać ludziom to co znają, tylko na nowo ukazane. Koniec końców doprowadza to do ograniczenia świata, trzymania się kurczowo pewnych fragmentów historii, bez alternatywy jaką daje dowolność twórcza choćby w przypadku Sherlocka. Ale daje możliwość łatwego wejścia nowym osobom. Nie musisz wiedzieć nic więcej, zaczęliśmy od początku. Zaś jak wprowadzi się jedną czy dwie kontrowersyjne zmiany, to część starych fanów to kupi. Problem tkwi jednak w tym, że patrząc choćby po seriach filmowych, te rebooty i remaki nie mają już tak długiej żywotności jak oryginały. Szczerze, mnie to odrzuca. Dla mnie alternatywna rzeczywistość jest bardzo fajnym rozwiązaniem jak się ma na nią pomysł, nie gdy jest kolażem marketingu i twórczego lenistwa. W takim wypadku dla mnie alternatywą dla „Gwiezdnych Wojen” jest „Diuna”, „Star Trek”, „Śródziemie” czy cokolwiek innego.
Więc dziś, po tym co zrobił Disney mam spokój, bo bym sięgnął po książki, musieliby mieć dobry pomysł i dobrych autorów. A tego nie mają (zwłaszcza jak biorą różnych twórców z Legend, także takich którzy mówiąc wprost niewiele są w stanie zbudować), zatem zostaję przy filmach. A książki, tak to alternatywa, ale już bez znaczka SW .