Dokładnie. Można nie lubić pani kanclerz Angeli Merkel, można się z nią nie zgadzać, ale jest to obecnie chyba najbardziej propolski polityk niemiecki, który ma jakieś znaczenie w skali całej Federacji. I to niemałe znaczenie, wszak w Niemczech jest system kanclerski.
Angela Merkel dba przede wszystkim o interes niemiecki, to jasne, oczywiste i zrozumiałe. Jednak patrzy też na Unię jako całość, a w swoim stosunku do Polski jest bardzo wyważona i skora do zrozumienia. Pewnie mają na to wpływ jej doświadczenia życiowe i nie mówię tutaj o częściowo polskich korzeniach. Merkel dorastała na terenie NRD, więc potrafi sobie wyobrazić z jakiej pozycji startowała Polska po 1989 r., tj. państwa biednego, zranionego polityczne i prawnie przez rządy komunistyczne. Tereny byłego NRD do dzisiaj prezentują odmienność polityczną i przede wszystkim gospodarczą, mimo scalenia dwóch państw niemieckich w jedno oraz pompowaniu przez RFN ogromnych sum na modernizację przyłączonych terenów po-NRD-owskich.
W polityce nie ma sympatii, ale mam wrażenie, że prywatnie Angela Merkel lubi Polskę i Polaków. Wiadomo, jako kanclerz musi być politykiem i dbać o interesy Niemiec, a w polityce tylko naiwni wierzą w jakieś sentymenty mające wagę podobną do sojuszy. Jednak doświadczenia życiowe, świetny zmysł polityczny (to nie ulega wątpliwości niezależnie od tego, czy ktoś popiera Angelę Merkel, czy nie) oraz poczucie wiodącej roli niemieckiej w Unii Europejskiej sprawia, że np. wobec Polski Angela Merkel jest bardziej skłonna do dialogu, nawet ustępstw, bo wie, że Unia nie jest jednolita gospodarczo i ideologicznie, że upadek Żelaznej Kurtyny nie oznaczał także upadku różnic między Wschodem a Zachodem (mimo że wiele różnic się zatarło).
Polacy często w swych politycznych dziejach kierowali się emocjami. Nie inaczej jest teraz, jak patrzę na wielką radość gdy frakcja Angeli Merkel ma niski wynik w sondażach. Zatem jeśli nie Angela Merkel, to kto? Antypolski Martin Schultz, który by się nie patyczkował z Polską zarówno jeśli chodzi o perspektywę czysto niemiecką, jak i unijną? Czy może jakiś niemiecki nacjonalista z AfD albo tego słynnego NPD byłby bardzo "propolski" w swoich rządach?
No, ale u nas to się nic nie zmieni. Emocje zamiast myślenia; miłe i sentymentalne gesty zamiast realnego działania. Aż się przypomina sytuacja rządu emigracyjnego w Londynie podczas II wojny światowej, kiedy to Wielka Brytania mogła spokojnie składać obietnice bez pokrycia w zamian za konkretne działania ze strony rządu emigracyjnego, podczas gdy rząd emigracyjny zadowalał się pokrzepiającymi gestami czy słowami ze strony brytyjskiej. W skrócie: my im damy realne działania, a oni w zamian nam ładnie podziękują. ;D Ale to bardzo szeroki temat, który jednak chciałem tylko przytoczyć w ramach ciekawostki.