Nawiązując trochę do dyskusji jaka się ostatnio wywiązała w temacie Budziola, postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze w porównaniu obu najnowszych filmów spod znaku Star Wars.
W ostatnim czasie trochę zagłębiłem się w teorię pisania. Trafiłem na youtube na dość ciekawą serię wykładów Brandona Sandersona – autora powieści fantasy. Z jego twórczością do tej pory nie miałem do czynienia, także trudno mi zweryfikować na ile jego teorie przekładają się na jakość książek, ale same wykłady są interesujące – jeżeli kogoś kręci pisanie, polecam.
Jedną z rzeczy które szczególnie utkwiły mi w pamięci z jego wykładów, i która według mnie ma najlepsze przełożenie na porównanie TFA i R1, to podział sposobu pisania na, w wolnym tłumaczeniu, „tworzenie przez odkrywanie” i „tworzenie według zarysu”. Obie mają swoje wady i zalety. Pierwsza metoda polega na tym, że jako autorzy sami poznajemy kreowany przez nas świat i postaci dopiero w procesie pisania. Nie tworzymy wcześniej i nie narzucamy sobie z góry schematu, szczegółowego zarysu fabuły. Druga metoda – odwrotnie. Zanim siądziemy do właściwego pisania, rozpisujemy szczegółowy plan, najważniejsze punkty fabuły, zwroty akcji, wiemy dokładnie jak zakończy się historia. To na co Sanderson zwrócił uwagę, to że w pierwszym wypadku powieści zazwyczaj mają świetnie wykreowanych bohaterów, łączące ich relacje i to one napędzają przedstawioną historię. Często jednak mają słabsze, nie wywierające aż takiego wrażenia zakończenie. Powieści Kinga są tutaj świetnym przykładem. W drugim wypadku, fabuła, intryga, zwroty akcji i zakończenie są zazwyczaj dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, ale same postaci często są nijakie, służą tylko temu żeby pchać akcję z punktu A do punktu B. Większość autorów oczywiście w różnych proporcjach miesza obie techniki.
Jak to się przekłada na najnowsze części Star Wars? Rogue One jest doskonałym przykładem zarówno zalet, jak i (w większej części) wad drugiej opisanej wyżej metody. Scenarzyści dostali temat – Rebelia porywa plany Gwiazdy Śmierci. Stworzony został schemat – trzeba zebrać ekipę rebeliantów. Ekipa musi wykraść plany. Gwiazda Śmierci musi coś zniszczyć. Musimy wrzucić Vadera i Tarkina. Na końcu mamy wielką bitwę na powierzchni i w kosmosie. Rebelianci giną ale plany zostają skradzione. Na końcu dostaje je Leia i jesteśmy w punkcie startu ANH. Dzięki temu dostaliśmy świetne widowisko posklejane z tych elementów, wypełnione smaczkami, z emocjonującym zakończeniem. Ale jednak posklejane. I to wyraźnie. Sama fabuła i głównie postaci pełnią rolę tylko i wyłącznie łączników między poszczególnymi ważnymi punktami filmu mającymi spowodować w widzu WOW. To wow się udaje, nie zaprzeczę. Ale reszta to tylko wydmuszki i preteksty żeby przejść od jednego wow do drugiego.
TFA z drugiej strony jest świetnym połączeniem obu metod. Pewien schemat istnieje, założeniem była reinterpretacja historii którą znamy z ANH, opowiedzenie jej na nowo, z nowymi bohaterami. Ale uwaga Abramsa i Kasdana skupiła się właśnie głównie na postaciach. Każdy z nowych bohaterów jest inny i zarysowany w wystarczający sposób. Też nie dostajemy szczegółów na temat ich historii, motywacji, co często zarzuca się R1. Ale to co widzimy na ekranie wystarcza. Rey żyje w ciężkich warunkach, musi walczyć o swoje, stąd wie jak posługiwać się bronią ręczną, stąd zna się na mechanice statków itd. Nie chce opuszczać swojego domu, ale przez spotkanie z BB-8 i Finnem podejmuje działanie. Finn chce spokojnego życia gdzie nie będzie musiał mordować cywilów, gdzie ludzie nie będą ginąć na jego oczach. Ucieka. Ale kiedy ktoś bliski tego potrzebuje, podejmuje decyzję żeby działać. Ich interakcje i samodzielne decyzje napędzają fabułę filmu. Nie sprawiają wrażenia że są tam wrzuceni tylko po to żeby pokazać Luke`a na końcu filmu i zrobić wow.
Jeszcze jedna kwestia różniąca oba filmy w kwestii postaci to ich proaktywność. Tak jak pisałem wyżej – w TFA każdy z głównych bohaterów podjął jakąś decyzję, w sposób świadomy, która wpłynęła na losy pozostałych. Podjął dobrowolnie działanie które napędza akcję filmu. W R1? Cassian jest żołnierzem Rebelii, działa na polecenie przełożonych, nie podejmuje żadnych kluczowych decyzji samodzielnie. Jyn przez większość filmu nie chce nic robić. Zostaje porwana przez rebeliantów. Na ich żądanie załatwia kontakt z Sawem. Nadal nie chce nic robić. Hologram ojca dopiero przekonuje ją że może jednak powinna coś zrobić. Ponownie – brak samodzielnych decyzji. Azjaci, nie pamiętam nawet ich imion, tak po prostu dołączają do ekipy bo i tak lubią rozwałkę. Bodhi... Bodhi jest pilotem.
Łatwo tutaj zauważyć różnicę. Jasne, wielu osobom przeszkadza podobieństwo TFA do ANH. Wiele osób woli smaczki i widowiskowość R1. Stawka w R1 też jest wyższa niż w TFA. Znajdziemy plany broni i zapobiegniemy śmierci miliardów istot przeciw znajdziemy Luke`a Skywalkera bo może się przydać. Ale jednak to dzięki postaciom uczestniczymy w filmie, to ich oczami widzimy przedstawiony świat. I jeżeli postaci są mdłe i nijakie, dużo trudniej jest zaangażować się w wydarzenia w których uczestniczą. Dlatego, jak dla mnie, TFA zdecydowanie wygrywa z Rogue One. Chociaż R1 też doceniam.