Tak, oczywiście masz rację na płaszczyźnie czysto ekonomicznej. Chodzi mi jednak o samą moc kreowania trendów i konsekwencjach z tego wynikających. Disney ma chrapkę na wchłanianie kolejnych spółek- co przy ich obecnej pozycji idzie już w absurdalną dla rynku filmowego hegemonię i suma summarum sami sobie tym w końcu zaszkodzą. No ale po kolei.
80% wysokobudżetowego kina to jednostajny trend. Trykociarze od długiego czasu, plus niedawno powrót star wars. Ok, trend dominacji jednego, lub równolegle paru nurtów w kinie wysokobudżetowym to długa tradycja. Istniała moda na westerny, musicale etc. Także, nie będę tutaj januszował „kiedyś to było”. Tak jest od niepamiętnych czasów, basta. Sęk w tym, że dziś idziemy jeszcze o krok dalej. Dzisiaj filmy już nie mogą sobie pozwolić na bycie samodzielnymi obrazami. Dziś mamy wyścig w strukturę serialu, gdzie indywidualne filmy nie mają już tak naprawdę wartości samej w sobie. Jasne ktoś może się odwołać do serii o bondzie. Sęk w tym, że to nie szło w aż taką skalę. To 24 filmy od 62 roku. Marvel to 17 produkcji od 2008. Razem z produkcjami Foxa i WB wyjdzie na styk z Bondami te dwadzieścia parę.
Często te filmy to przede wszystkim robione od sztancy produkty, a autorska warstwa to mocno dyskusyjna rzecz. No i tutaj nie przekonuje mnie gadanie, że te filmy są tak wielce różne. Tutaj space opera, tam heist movie, thriller szpiegowski etc. To tylko otoczka, sam szkielet tych filmów jest w 90% takich sam. Tonacja, żarty, bezpieczny ton filmów- brak rki- nawet schemat z lamerskim złoczyńcą to już wręcz jakaś tradycja. Dlatego tak cenie sobie kino robione za większy pieniądz, które ma dziś odwagę robić coś zupełnie innego. Tyle fajnego, że eksperymenty w kinie komiksowym dobrze się sprzedają-vide Logan, Deadpool. Dużo bardziej żal już patrzeć na kino gatunkowo skrajnie inne. Na ten przykład sc-fi radzi sobie naprawdę kiepsko finansowo, no chyba, że film robi lubiany przez krytyków i zwyczajnych widzów Nolan, tudzież obraz to w rzeczywistości część brandu Marvela- GOTG.
Jednak produkcje odżegnujące się od tych zasad, będące „po prostu sc-fi” to flagowe przykłady skromniutkich zarobków. Valerian,Ghost in the shell, Br 2049, Arrival. Nie powiedziałbym, że to wina słabej jakości części tych obrazów, przecież równolegle krocie zarabiają złe filmy jadące na serialowym, marvelowskim trendzie- vide Batman v Superman, Sucide Squad. Monolityczny kształt dzisiejszego wysokobudżetowego kina nie daje raczej wesołych perspektywy filmowej Diunie, czy Batlle Angle Alicie. To nie jest tak, że jestem totalnie uprzedzony, bo sam kiedyś mocno siedziałem w komiksach. Ot staram się na to patrzeć elastycznie. Część mnie miała radochę patrząc na przeniesienie na ekran, tych wszystkich „manów”, którzy kiedyś byli centrum moich geekowskich zainteresowań obok star wars, ale inna część widzi, że to nie tyle stricte filmy a również bardzo mocno produkty reklamowe mające już sprzedać kolejny film, albo i dwa następne. Co do wizji Disneya na SW, niewykluczone, że spełnią się przewidywania niektórych i Star Wars stanie się równie generyczne co Marvele. No i sorry, ale jak bardzo bym nie lubił nowych wojen gwiezdnych tak widzę słabość ich wizji. Ep VII to zwyczajnie w świecie, retro- nostalgiczny film. Spoko, chcieli taki zrobić, zrobili. Rozumiem decyzję z punktu widzenia marketingowego, bezpieczne budowanie fundamentów dla powracającej marki, ok. Nie zmienia to faktu, że na maksa to zachowawcze, chociaż uzasadnione. R1? Film z lepszą bitwą finalną od TFA, świetną sekwencją z Vaderem, ale z postaciami, które kompletnie mnie nie obchodziły. Brak w tym emocji, przejęcia się tym co tam się dzieje. Jakby wywalili randoma ex-imperialnego, Azjatów i zostali przy Jynn, Casiane+ robocie, to może mając więcej czasu, rozbudowaliby te postacie i zbudowali między nimi a widzem jakiś pomost emocjonalny. No mam problem z tym filmem. Odbieram go w bardzo mieszany sposób, na pewnych płaszczyznach to całkiem dobry film, a na innych zupełnie czerstwy.
Uber film, który zdaniem części fanów pokazał wyższość nad TFA i wyrwał flaki? Oh hell, no.
Wracając na tory rynkowe. Jak tak dalej pójdzie to zostanie jeden, potężny Disney z nieudolnym WB w cieniu i tyle. Ludzie nakręcili radosną kawalkadę trykociarzy, wciąż chcą to oglądać, ale z upływem wielu lat, przy marginalizowaniu innego kina, gdzie zarabiającym hitom będzie w większości „patronował” jeden właściciel dojdzie wreszcie do przesycenia rynku. Filmy z opieką Disneya, to nie tylko kwestia logo, ale pewnej utartej konwencji, w sumie już ww o co mi chodzi. Konsekwencję będą takie, że ludzie zaczną narzekać, że kino z Hollywodu jest co raz słabsze- super-hero ciągle na fali, ale spokojnie uwielbiane niegdyś westernów, akcynijaki z sylvkiem, arniem i van damem też zdążyły się ludziom przeżreć. To będzie generować wzrastające spadki zarobków- co widać już tym roku
http://variety.com/2017/film/news/summer-box-office-2017-worst-decade-1202548272/
Niewykluczone, że w przyszłości Disney może paść ofiarą własnego sukcesu. Zacznie się sprzedaż spółek córek, które teraz kolekcjonuje w myśl zasady „gotta catch em all”, bo rynek- czytaj ludzie będą mieli dość disneyowskiego profilowania filmów. Jak „szalenie” bym dla niektórych nie brzmiał, to tak widzę.