Muszę przyznać, drogi Jar Jarze, że Twój wpis już daaawno temu skłonił mnie do jeszcze głębszej refleksji. Trzyodcinkowy arc o Mortis uważam za dziełko o fundamentalnym znaczeniu w Uniwersum Lucasa.🌷
Tak jak wspomniałeś, szczegółowo objaśnia i obrazuje DwuStronną naturę Mocy, rolę star warsowego Wybrańca, oraz to jak smutny koniec Ona przeznaczyła wszystkim wrażliwym na Nią istotom, które to zarówno błogosławiła jak i przeklęła.
To naprawdę przepiękny i dramatyczny urywek historii, dający bardzo szerokie pole do interpretacji, na wielu poziomach.
W tym według mnie najogólniejszym znaczeniu - wszystkie wrażliwe na Moc istoty - Jedi/Sithowie, są przedstawieni jako nieudany eksperyment Mocy. Obie Strony, ta wykorzystująca Moc dla tzw. większego Dobra, zwana Światłem, jak i ta wykorzystująca Moc zupełnie samolubnie, dla Zła, w końcowej fazie swego istnienia w kosmosie są postrzegane przez Nią jako zagrożenie. Co bardzo ciekawe, Lucas odchodzi tutaj od tego klasycznie pojmowanego ujęcia - Moc nie chce jedynie eliminacji Mroku. Żąda również eliminacji wrażliwych na Światło. Nie dzieli ich na "dobrych" i "złych", a raczej na "siły konieczne", których konieczność istnienia się jakby przeterminowała. Czas Jedi i Sithów się skończył.
(Oczywiście, nie biorę tu pod uwagę pomysłów z Epizodu 7, które wszystkiemu przeczą, a użytkownicy Mocy istnieją i mają się świetnie.)
Co ciekawe, "konieczność" to po grecku Ananke, pisane Ἀνάγκη Anágkē.
Wskazuje na to, jakoby Moc - Bóstwo miała dość stworzonej kasty uprzywilejowanej. Dość wszelkich Nadistot, które pozwalają sobie wg własnego uznania ingerować w jej wyroki, w jej porządek. Moc jako "Bóstwo Obrażone" zmianami wciąż i wciąż dokonywanymi przez swój "lud wybrany". Tu następuje potwierdzenie prawdziwości naszej słynnej przepowiedni Jedi: Wybraniec - najsilniejsza istota Mocy, esensja jej Dwóch Stron, a jednocześnie ani Jedi ani Sith - został stworzony do tego by zlikwidować najsilniejszego w historii manipulanta Ciemnej Strony Mocy. Jak tu już kiedyś wspominałam, Anakin występuje tu w roli takiego Pierścienia Mocy. Dopóki opowiadał się po stronie Jedi, ci, pomimo maluteñkiej u swego schyłku liczby "byli Górą" nad Ciemnością. "Dawali radę". Jednak wystarczyło słowna przysięga Wybrańca, rzekome poddanie się Sithowi, a żeby Jedi podwinęła się noga i zmiotło ich niczym Biblijny Wielki Potop. Zaś Sidiousowi był potrzebny jedynie Skywalker, do zabezpieczenia swojej osoby i swych samolubnych celów jako władcy Galaktyki. A chyba każdy się zgodzi że Dwóch ( przy czym imo jeden z nich jest baaaardzo na wyrost tak nazwany) przedstawiecieli Sithów to mikroskopijna reprezentacja. A jednak "dawała radę" przez lat 20 z hakiem.
Co ciekawe, te produkcje osobiście kontrolowane przez Lucasa imo wyraźnie pokazują rozdżwięk pomiędzy deklaracjami Jedi a ich rzeczywistymi działaniami. Zakon deklarował się jako miłośnik i strażnik pokoju w Galaktyce, a jednak praktycznie cała ich działalność, zarówno w NT jak i TCW czy CW skupia się wokół agresywnych działań militarnych. Z kolei panowanie Sitha z tego co się orientuję po OT, przynosiło większy ład, porządek i pokój. To raczej Rebelia jest moim zdaniem przedstawiona jako zalążek niepokoju, której metody są tożsame z terroryzmem...W tym kontekście powiedziałabym stwierdzenie Palpatine w "Zemście..." iż Sithowie nie różnią się wiele od Jedi zawiera w sobie zaskakująco wiele prawdy...
Moim zdaniem to pokazuje "winę" pozornie niewinnych Jedi. Ci którzy odeszli od swej misji manipulowania Mocą do obrony istot które same sobie nie radzą, na rzecz ataku, wprowadzania agresji. Niezauważalnie dla siebie samych, gnuśni i aroganccy, stali się tym co usiłowali zwalczyć.
Moim zdaniem Jedi, ci jakich znam z okresu NT i TCW stali się jedynie ciut łagodniejszą wersją Sithów, a w zasadzie granica pomiędzy nimi zatarła się niemal zupełnie.
Jak to tłukł Lukowi do głowy Yoda: "Używaj Mocy TYLKO do obrony, NIGDY do ataku!". Czego zresztą on jakoś nie jest w stanie zrozumieć.
Nie wiem dokładnie jak Ty się na to zapatrujesz Jar Jarze, ale dzięki Tobie przypomniałam sobie o kolejnej mojej teorii.
Otóż twierdzę że Moc, planując zaprowadzenie równowagi - równości w Galaktyce, a więc eksterminację KAŻDEJ nadistoty, w schyłkowym okresie ich istnienia zaszczepiła w nich Ciemność, skłonność do autodestrukcji. Ponieważ wydaje mi się, że przed istnieniem Wybrańca przez tysiąc pokoleń nie zdarzały się przypadki przejścia na Ciemną Stronę nadistot które były szkolone w manipulacji Mocą. I nagle zaczyna się coś dziać...Na co zwróciłeś mi uwagę to to, że mamy przykład zboczenia na Ścieżkę Ciemnej Strony nie tylko Dooku, hrabiego Serenno, niegdyś podobno najszlachetniejszego Jedi, o którym Mace Windu mówi z imo szczerym przekonaniem? "Hrabia Dooku? On nie mógłby zabić, to sprzeczne z jego naturą!" Bardzo ciekawymi przypadkami są zaślepieni nienawiścią Bariss Offe czy Pong Krell, którzy odeszli od zdrowych zmysłów, działając na szkodę Jedi.
Prowadzi mnie to do konkluzji, według której wyższa niż u większości istot liczba bakterii, zwanych tutaj midichlorianami, początkowe błogosławieństwo, stało się przekleństwem Jedi. Działo się tak, jakby te "bakterie Mocy" buntowały się przeciwko nosicielowi. Wcześniej to nosiciel nimi manipulował, dzięki czemu odnosił korzyści-rzeczy działy się zgodnie z jego wolą, a nie zgodnie z wolą Mocy, w którą ingerował sobie nosiciel wedle własnego uznania. Teraz jednak dochodzi do swoistego "zakażenia", buntu bakterii czy komórek, które to "przejmują kontrolę" nad umysłem, a co za tym idzie - ciałem nosiciela, działając zarówno na jego szkodę, jak i szkodę otoczenia. (Patrz zachowanie Krella czy Offe).
Pięknie jest to moim zdaniem pokazane u władców w Trylogii Mortis, gdzie Ahsoka zostaje ugryziona przez Strażnika Ciemności. Ugryzienie powoduje zakażenie - kontrolę umysłu i ciała - patrz: żółte oczy dziewczyny - na Ciemną Stronę.
Co znamienne, dziewczyna wkrótce potem umiera.
Dlatego ja osobiście nie biorę poważnie postaci czy zdarzeń z gry Knights of The old Republic, gdzie z tego co wiem przejście na Ciemną czy Jasną Stronę to po prostu ot, kaprys, widzimisię czy wybór postaci, która może sobie w dowolnym momencie zmienić zdanie. 😳
Moim zdaniem to zaprzecza wizji Lucasa, w której to Wybraniec jest JEDYNYM wyjątkiem, zdolnym do, w zasadzie nieustannego przechodzenia z Ciemnej Strony na Jasną i na odwrót, z racji swego biologicznego uwarunkowania. I tacy jak Revan czy inni nie mają imo po prostu racji bytu...
I tutaj chciałabym przejść do bardziej szczegółowej analizy Trylogii o tzw. Jedynych, Władcach Mocy.
Otóż. Moim subiektywnym zdaniem w tej napłytszej warstwie są to personifikacje Mocy. Córka Ashla, jako Jasna Strona. Strażniczka pokoju, dobra ogółu, piękna. Karmi się pozytywnymi emocjami. Dąży do wzrostu, ma budującą naturę. Jest "obronną" potęgą Mocy. Jej symbolem są rosnące na Mortis rośliny. Uosobienie wrażliwości i bezinteresownej miłości do wszystkiego co żyje. Nawet do swego brata. Bogana, Syna Mocy, przedstawiciela Ciemności. Karmiącego się chaosem, agresją. Stanowi uosobienie samolubstwa, arogancji, wrogości. Nienawidzi wszystko co żyje, nawet swoją siostrę. Dąży do upadku i destrukcji. Jest "atakującą" potęgą Mocy.
Ojciec - kochający po równo swe dzieci, niewyróżniający żadnego z nich. Wyższy, wszechwiedzący byt, mający wgląd zarówno w Przeszłość, Teraźniejszość i Przyszłość. Prawdopodobnie uosobienie Równowagi Mocy.
W tej najpłytszej warstwie Anakin - Wybraniec, występuje jako te wybrane dziecko Mocy. Jako kolejny z Jedynych. Brat Ahsli i Bogana. Równocześnie ten który potrafi kontrolować swe rodzeństwo, ale też ten który pozwala kontrolować się im. Jest tym wyjątkiem. Istotą mjstyczną, miniaturką Mocy, zawierający w sobie ogromny pierwiastek jednocześnie Światła i Mroku. Moim zdaniem najsilniejsza istota w uniwersum, jednakowoż jego "siła" nie jest wartością stałą. Chwieje się, i jest zależna m.in. od stanu emocjonalnego Wybrańca, wpływ na nią ma mnóstwo czynników.
Znamienna jest moim zdaniem różnica w tym "pokazie siły" na Mortis przy dopingu Obiego, o tutaj:
https://youtu.be/groYO_51bwY
kiedy Skywalker daje radę Ciemności i Jasności jednocześnie, i to jeszcze gdy Ci przekształceni są w Bestie, do tego obraca sobie planetą zamieniając Noc w Dzień i na odwrót; a jego słabość w dalszej części arcu gdzie gdy próbuje przeszkodzić Synowi w zabiciu Ahsoki to ten go po prostu odrzuca sobie na bok jak jakąś muchę. Anakin w tym momencie nie ma na niego siły, jest zbyt słaby...
Drugim "dnem" arcu na Mortis jest traktowanie Córki i Syna nie jako odrębnych bytów, lecz jako uosobione Jażnie Wybrańca, właściwe tylko i wyłącznie jemu. Przyznam, że to podejrzenie zrodziło się za sprawą sceny, w której Syn rozpacza za zabitą przez siebie przypadkowo siostrą. Widzę tutaj też oczywiście analogię do rozpaczy Vadera za swą dość praworządną, raczej "świetlistą" z charakteru żoną...Ale też, jest to, być może dla wielu szokująca wskazówka, jakoby obie Jażnie Skywalkera wytworzyły między sobą więż. Zawsze razem, od początku swego istnienia, gdyż moim zdaniem Vader towarzyszy Anakinowi od momentu stworzenia w łonie matki za sprawą Mocy. Anakin był wiecznym Światłem, oślepiającym i doprowadzającym Vadera do wielkiej irytacji, jak i Vader był wiecznie towarzyszącym Anakinowi cieniem, doprowadzającym go do rozpaczy, bólu i smutku.
http://2.bp.blogspot.com/-bqevl8K2_dE/UKcdFe9Cn_I/AAAAAAAAAiQ/jBmyquAPtDY/s1600/Vader-Ani.jpg
Aczkolwiek uważam że Jażnie Wybrañca były ze sobą tak silnie związane, że w jakimś tam stopniu, pomimo że się "nie cierpiały" wzajemnie, to jednak paradoksalnie jakoś tam pokochały.
A więc Córka i Syn, jako dwie, odwiecznie toczące z sobą bój Jażnie w umyśle Wybrańca, pradolsalnie nienawidzące się i kochające jednocześnie. I ich Nosiciel, Anakin/Vader jako ten który w sposób nieprzewidywalny przechodzi z jednej skrajności w drugą.
Trzecie "dno", to teoria w której sama planeta "Mortis", jest po prostu umysłem Wybrańca.
A wycieczka po niej, to jak przejście się wprost do jego, mówiąc kolokwialnie, "mózgownicy".
Już pierwsze słowa Obiego o Mortis: "Ta planeta jest jakaś dziwna...", kojarzą mi się z yyy, no Anakinem.
Czy też "Moc jest tutaj wyjątkowo silna, nigdy nie czułem czegoś podobnego". Oba te stwierdzenia kojarzą mi się z "Mrocznym Widmem" i zdziwieniem Kenobiego, gdy Qui-Gon przesłał mu krew Anakina. Wtedy też stwierdza, parafrazuję : Mistrzu, ale coś jest nie tak z tą próbką, ilość bakterii midichlorianów przekracza wszelkie normy, no co jest grane?
Dalej.
Spotykają Córkę, która stwierdza:
Jesteśmy Początkiem, Środkiem i Końcem.
Jest to co prawda, chyba niezbyt znana czy akceptowalna rzecz, ale z tego co wiem, tym według George Lucasa, twórcy Gwiezdnych Wojen, jest dla tego uniwersum właśnie Anakin/Vaderze.
Początkiem, Środkiem i Końcem, a czas "przed" i "po" Anakinie/Vader, dla Lucasa, mówiąc brutalnie, po prostu nie istnieje.
Dalej.
Syn zrzuca na swą Siostrę, a także Wybrańca i jego Przyjaciół, lawinę głazów.
Jest to ukazane jakby Siostra traktowała ten "wypadek" jako naturalną, "normalną przykrość" ze strony Brata. Ot, on tak robi, tak ma.
To pokazuje imo że Skyguy często narażał swoich bliskich na jakieś przykrości z powodu swej ciemnostronnek natury. Innymi słowy, wpakowywał siebie i przy okazji ich w kabałę.
Kolejna rzecz.
Skyguy ratuje Córkę. Co pokazuje zarówno jego skłonność do wpakowywania bliskich w kłopoty, jak i zdolność do wyciągania ich z nich, ratowania z opresji.
Ciekawe jest też to, że Ashla po uratowaniu jest niezadowolona i mówi: "Nie wolno ci mnie dotykać"...Zastanawia mnie, co to może konkretnie znaczyć? Czy są wyrzuty sumienia Skywalkera za hm, "dotykanie" Padme? Kojarzy mi się ten moment z "Atakiem klonów". Gdzie koleś ratuje senatorkę przed śmiercionośnymi kounuhami, potem, przy którejś okazji się zapomina i bezwiednie gładzi Padme po skórze. Czemu ona najpierw się poddaje, potem się całują a ona udaje niezadowoloną z takiego obrotu wypadków Ale on myśli że to na serio...
Czy jest to może ogólna niechęć Anakina do dotyku, który pozwala się jako dorosły dotykać z reguły jedynie osobom które uważa za sobie bliskie i zaufane, jak Padme, Ahsoka, Obi, Palpatine czy wreszcie Luke? A może wskazują na dramatyczne przeżycia z okresu jego niewolnictwa? Bardzo możliwe.
Dalej.
Jak to stwierdzają nasi podróżnicy, na Mortis są dwa księżyce. (znów, nawiązanie do podwójnej jaźni Wybrañca). Pogoda, i klimat zmieniają się w sposób szybki i nagły, nieprzewidywalny. Zupełnie jak nastroje Anakina. Który raz potrafi być wesołym śmieszkiem - jak przy kolacji z Padme, gdzie się jej psoci i popisuje magicznymi sztuczkami i ma z tego radość, by za chwilę być chmurnym i przytłaczającym niczym chmura gradowa gdy decyduje jej wyznać swoje uczucia. Po wesołości nie ma śladu. Jest tylko mrok.
Podobnie na Mortis, gdzie rośliny kwiaty najpierw są skąpane w słońcu, pięknie wzrastają jak się wydaje, po to tylko by za chwilę obumrzeć.
Dalej. Imo znamienne są zwłaszcza te "burze, potencjalnie niebezpieczne dla zdrowia a nawet życia Ahsoki, Obiego czy samego Aniego." Jak mówi Córka, musicie się ukryć, mój brat rośnie w siłę.
Zlewają się one zarówno z jego koszmarami, pełnymi wspomnień o matce, wyraźnie ciemnostronnych i dławiących...
Te burze są to imo obrazy "burzy nastrojów" jakie dręczą Wybrańca. Te burze nastrojów są potencjalnie niebezpieczne i dla niego, i dla otoczenia, z racji że bardzo trudno mu opanować wściekłość gdy ta przejmie nad nim kontrolę (Chyba Antilles mógłby się wypowiedzieć Co imo ciekawe że natychmiast po scenie z kapitanem Vader rozdziela się z pozostałymi klonami, chce być sam. "Bestia" wychodzi dopiero na spotkanie Księżniczki Lei).
Mortis to moim zdaniem - w głębszej interpretacji - miejsce pokazujące to co dzieje się w głowie Anakina/Vadera. Dosłownie Planeta-Umysł.
Czy też może Planeta-Duch, Planeta Która Nie Istnieje poza czasem i przestrzenią... Taka która nie znajdzie się na żadnej mapie.
Jak są rozłożone proporcje? Ile w Wybrañcu i jego życiu było tej Ashli czyli Światłości, radości, jakiegoś szczęścia czy chociażby wytchnienia? A ile jej brata Bogana, ile nieszczęść, ile zła i cierpienia, depresji? Mortis jest przez jakieś 90% czasu pogrążona w Ciemności. Niemal wiecznie nękana przez swego osobistego Demona.
Strasznie to imo smutne i przygnębiające i pokazuje że Wybraństwo było raczej przekleństwem dla Anakina -"Syna słoñc", jak określił swego czasu Skywalkera papcio Lucas...
Jest jeszcze ta silna więź, istniejąca między Ojcem a Synem. Jak to mówi Ojciec Mocy, poświęciłem się, bo wiedziałem że Twoja Moc przepływa przeze mnie, i jeśli się zabije, Ty staniesz się słabszy. Imo jest to nawiązanie do ANH, gdy Kenobi wcale nie broni się przed atakiem Vadera, unosi miecz. Pozwala się pokonać, bo wie że tym osłabi Vadera, który rzeczywiście spektakulatnie daje ciała przy próbie obrony Imperialnych, nie dając sobie rady z Rebelią, która wysyła go w przestrzeń kosmosu.
Pozostaje kwestia Strażnika w umyśle Wybrańca i porwanej Ahsoki, która uważam może się wiązać z daleko dalszym losem tej postaci, z którą chyba poczekać muszę aż kolega do kończy Rebels
Okej, tyle ode mnie, mam nadzieję że Cię nie zanudziłam i że przede wszystkim będziesz mieć czas i chęci na lekturę mego ultra dużego posta, którego tworzyłam partiami w wolnych chwilach, i który się tak gigantycznie skubaniec rozrósł. No i dopiero teraz wstawiam, heh.
PS. Chciałam jeszcze wyrazić moje uznanie dla Twojej działalności na Bastionie. Nawet nie wiesz jak przyjemnie mi jest czytać komentarze osoby podobnie pozytywnie "zapalonej" do tego cudownego serialu. Szczerze mówiąc, troszkę mnie smuci że tak mało ludzi tutaj kocha ten serial i się nim ekscytuje, ale cóż poradzić. Na szczęście, jest ktoś taki jak Ty, który podziela mój zapał i wywołuje uśmiech na mojej twarzy, nawet jeśli nie we wszystkich kwestiach się zgadzam.
Pozdrawiam cieplutko i czekam na dalsze Twoje "wieści ze Star Warsowego frontu" Mimo że Rebels, czyli SW by Filoni bez Lucasa, to jak las po Szyszce.